Lęborscy policjanci podczas nocnego patrolu natknęli się na biegnącego przez centrum miasta wilka. Zwierzę zupełnie nic nie robiło sobie z nadjeżdżającego pojazdu i w pewnym momencie wbiegło na ulicę, omal nie doprowadzając do kolizji. Funkcjonariusze całe zdarzenie nagrali, a następnie udostępnili w sieci.Wilki pojawiające się w bliskim sąsiedztwie zabudowań mieszkalnych to coraz częstszy element miejskiego krajobrazu. Sytuacja z Lęborka jest jedną z wielu, które zdarzyły się na przestrzeni ostatnich miesięcy. Mieszkańcy lasów opuszczają swoje naturalne środowisko, a ich obecność nawet w granicach mniejszych i większych miejscowości nie jest niczym niezwykłym.
Na facebookowym profilu Egzoovet pojawił się szokujący wpis ukazujący nieoczywiste zagrożenia związane z pracą w klinice weterynaryjnym. W gabinecie pojawił się mężczyzna, który rozkazał uśpić należącego do niego psa. Nie podając konkretnego powodu, chciał po prostu pozbyć się pupila, a co więcej w zamian dostać innego. Lekarka weterynarii przepłaciła odmowę własnym zdrowiem.Każda praca niesie ze sobą mniej lub bardziej poważne ryzyko zawodowe. Zagrożeniami charakterystycznymi dla lekarza bądź technika weterynarii są m.in. mikroorganizmy chorobotwórcze, skaleczenia ostrymi przedmiotami, upadek, uderzenie oraz agresja ze strony zwierzęcia. W pracy należy uważać, by nie zostać pogryzionym, kopniętym i podrapanym, jednak prawdopodobnie nikomu nie przyszłoby do głowy, że ryzykiem obarczony jest również bezpośredni kontakt z właścicielami czworonożnych pacjentów.To historia tylko dla czytelników o mocnych nerwach, a zamieszczone poniżej zdjęcia zdecydowanie nie powinny dotrzeć do osób wrażliwych.
Fundacja dla Szczeniąt Judyta poinformowała, że pod ich opiekę trafiła suczka z gigantycznym guzem. Balast ważył aż 12,5 kilograma, a zwierzę przed interwencją mieszkało w ciemnej komórce, gdzie znajdowało się niewiele więcej, niż spleśniała kanapa, na której leżała. “To co zobaczyliśmy zwaliło nas z nóg” - mówili pracownicy fundacji.Gruszka, bo tak nazwano sunię, została odebrana w asyście policji z jednej z posesji w Przasnyszu. Chociaż dzisiaj jest już po operacji, jej stan jest nadal poważny, a walka o jej zdrowie i lepsze jutro trwa nadal. Widząc stan, w jakim się znajdowała, trudno pohamować łzy.
Szarik z serialu “Czterej pancerni i pies” to jedno z najpopularniejszych zwierząt w polskiej kinematografii. Nie wszyscy wiedzą jednak, jak doszło do tego, że pies zadebiutował przed kamerą i co stało się z nim, kiedy odszedł za Tęczowy Most. Niektórzy mogą być mocno zaskoczeni tymi informacjami!Szarik z produkcji “Czterej pancerni i pies” to pies, który zyskał ogromną popularność zwłaszcza wśród miłośników seriali o tematyce wojennej. Owczarek niemiecki rozkochał w sobie wielu widzów, a jego historią ludzie interesują się do dziś. Jesteśmy jednak przekonani, że nie wszyscy zdają sobie sprawę, jak potoczyły się jego losy.
Kot Gacek to mruczący celebryta prosto ze Szczecina. Zwierzę stało się jedną z najbardziej charakterystycznych atrakcji miasta, a o jego historii rozpisywały się nawet zagraniczne media. Jednak tak, jak w przypadku niektórych gwiazd, uroczy czarno-biały mruczek swoją sławę również przypłacił zdrowiem.Niestety zarówno mieszkańcy, jak i turyści odwiedzający Szczecin nie szczędzą sobie dokarmiania Gacka. Nie wszyscy jednak mają świadomość, co mruczek powinien spożywać, a czego w żadnym wypadku nie. Kolejnym problemem jest również fakt, że ludzi dokarmiających kota jest zdecydowanie zbyt dużo, a to wiąże się z dodatkowymi kilogramami, które u czworonogów mogą prowadzić do poważnych problemów ze zdrowiem. Zagrożenie zauważają rzesze internautów, których komentarzy giną wśród zachwytów nad chorobliwie grubym, ale uroczym mruczkiem.
Turyści, którzy w zeszły weekend wybrali się na spacer nieopodal Smoczej Jamy pod Wawelem, byli świadkami niecodziennej sytuacji. Po dźwiękach, jakie z niej dochodziły, niektórzy z nich mogli nawet pomyśleć, że przebudził się znany z legendy mistyczny stwór. Na miejsce wezwano odpowiednie służby, które zajęły się uwięzionym w pułapce futrzastym nicponiem.W niedzielę 26 lutego br. ze Smoczej Jamy w Krakowie zaczęły dobiegać dziwne dźwięki, które wyraźnie zainteresowały spacerujących po okolicy przechodniów. O sprawie powiadomiono Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami. Wtedy rozpoczęła się akcja, która miała na celu odłowienie przerażonego kota, który ukrył się w grocie. Jednak nie wszystko było tak łatwe, jak mogłoby się wydawać.
KTOZ Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie poinformowało o okrutnym losie szczeniaka, który trafił pod ich opiekę. Aż trudno uwierzyć, że ktoś w tak bezduszny sposób potraktował maleńką, bezbronną istotę. “Potwór w ludzkiej skórze” - wprost piszą wolontariusze.Niestety kolejny raz dają o sobie znać oprawcy zwierząt, którzy nie mają litości nawet dla niczego winnych szczeniąt. Do pracowników Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Krakowie wpłynęło zgłoszenie o podejrzanym zaklejonym pudełku, które znajdowało się w Lasku Wolskim. Kiedy pracownicy zjawili się na miejscu, nie mogli uwierzyć w to, co się przed nimi znajduje.
Fundacja dla Szczeniąt Judyta opisała poruszającą historię pewnego kundelka. Toffik wykazał się ogromną lojalnością wobec swojego pana podczas wybuchu pożaru. Teraz jeden i drugi potrzebują pomocy. Wolontariusze liczą na to, że znajdą się ludzie o dobrym sercu, którzy pomogą psiakowi wrócić do zdrowia.21 lutego br. w okolicach Pruszcza Gdańskiego w jednym z domów wybuchł pożar. Ogień rozszalał się na dobre i zanim udało się nad nim zapanować, doszczętnie strawił połowę budynku. W tym czasie przebywało w nim małżeństwo oraz pies o imieniu Toffik.
Podczas lekcji języka hiszpańskiego nauczyciel zapytał swoją 6-letnią uczennicę, jak tata nazywa jej kota. Jednak odpowiedź dziewczynki zaskoczyła go do tego stopnia, że historią podzielił się na swoim TikToku. Internauci również nie mogli zachować powagi. Nikt nie jest tak szczery do bólu, jak małe dzieci.Niewątpliwie wybór imienia dla pupila to niezwykle ważna kwestia rzutująca na wspólną przyszłość z nowym członkiem rodziny. Na własnej skórze przekonała się o tym chociażby opiekunka czarnego kota, którą członkowie grupy internetowej wyrzucili ze swoich szeregów przez to, jak nazwała swojego mruczka. Na szczęście odpowiedź sześciolatki na pytania, jak tata przywołuje do siebie zwierzę, jest utrzymane w dużo zabawniejszym tonie.
W ostatnich dniach cała Polska żyje wizytą prezydenta USA Joe Bidena w Warszawie. Okazuje się, że polityka strzeże czworonożny ochroniarz. Dakota to owczarek holenderski, który jak się okazuje, z Polską ma o wiele więcej wspólnego, niż tylko służba podczas wizyty głowy Stanów Zjednoczonych w Europie.Joe Biden jest ogromnym miłośnikiem zwierząt - zwłaszcza psów. Niewiele osób jednak wie, że o jego bezpieczeństwo - także podczas zagranicznych wyjazdów - dba specjalnie wyszkolony owczarek holenderski - i to o polskich korzeniach!
Udając się do lasu na przełomie lutego i marca lepiej patrzeć, gdzie stawiamy swoje kroki. Rozpoczyna się coroczna wymiana poroża u jeleniowatych. Zrzuty te często stanowią wyzwanie dla poszukiwaczy, którzy właśnie w tym celu wybierają się na wędrówki. Jedni zbierają go dla przyjemności, inni dla pieniędzy, aczkolwiek wszyscy, którzy pragną zabrać taki skarb do domu, muszą wiedzieć, że obowiązkowe jest przestrzeganie kilku zasad. Poroże jeleni przez niektórych jest traktowane jako idealna ozdoba w domu, inni natomiast szukają go w lasach, aby sprzedać i nieco się wzbogacić. Niezależnie od motywacji, przed zabraniem zrzutu z naturalnego środowiska nie złamać żadnej z zasad wyznaczonej przez leśników. Konsekwencje mogą być tragiczne, czego dowodem była głośna sprawa z 2021 roku, kiedy to zbieracze poroża zagonili jelenie na kruchą taflę lodu.
Właściciele krakowskiej hodowli kotów “Tiili” rasy Maine Coon byli przekonani, że Kesi to klasyczna kotka, która przyszła na świat jako ich kolejna podopieczna. Jednak po trzech miesiącach odkryli coś, co mimo lat doświadczenia w branży, mocno ich zaskoczyło. Mianowicie zaobserwowali u niej narządy płciowe męskie.Hermafrodytyzm u zwierząt to bardzo rzadkie zjawisko o pochodzeniu genetycznym. Kotka Kesi okazała się być fenomenem na skalę światową, ponieważ, jak zdradza właścicielka hodowli, takie przypadki można wyliczyć na palcach jednej ręce. Kobieta wraz z mężem i swoim pupilem wystąpiła nawet przed kamerami w programie “Dzień Dobry TVN”.
Po ciężkiej akcji ratowniczej w Turcji, której tereny nawiedziło jedno z najsilniejszych od lat trzęsień ziemi, do Polski wróciły psy ratownicze i ich opiekunowie. W sumie w ratowaniu uwięzionych w rumowiskach ludzi pomagało ośmiu czworonożnych ratowników z naszego kraju. Po powrocie czekało na nich nie tylko oficjalne przywitanie i podziękowanie, ale niezbędne badania i spa.Po ostatnim kataklizmie, który nawiedził Turcję oraz Syrię, w mediach pojawiły się kolejne dowody na to, jak wiele zawdzięczamy naszym czworonożnym przyjaciołom. Mimo niezwykle trudnych warunków, strażacy w asyście specjalnie wyszkolonych psów przemierzali ruiny zniszczonych budynków. Dzięki ich wyostrzonym zmysłom udało się uratować wiele osób uwięzionych pod gruzowiskiem, dlatego powrocie do kraju dzielne zwierzaki zasłużyły na honorowe powitanie oraz zabiegi pielęgnacyjne.
W Puławach miało miejsce kolejne znęcanie się nad bezbronnym psem w biały dzień na ulicy w środku miasta. Niestety poszkodowany przez własnego właściciela jamnik został znaleziony nieopodal miejsca zdarzenia martwy w krzakach, gdzie najpewniej doczołgał się ostatkiem sił. Nagranie z monitoringu i zeznania świadków pozwoliły policji namierzyć wszystkiemu winnego zwyrodnialca.
Po sądeckich lasach przechadza się puma - przynajmniej takiego zdania jest mieszkaniec wsi Binczarowa w gminie Grybów. Aby uwiarygodnić swoją historię, podzielił się z internautami zdjęciem niewystępującego w Polsce drapieżnego kota. Informacja bardzo szybko rozeszła się po mediach społecznościowych, dlatego w tropienie "pumy" zaangażowali się leśnicy.Czy to możliwe, że w Nadleśnictwie Nawojowa w Beskidzie Sądceckim bytuje duży kot, który w żadnym wypadku nie należy do rodzimej fauny? "Mieszkaniec Binczarowej widział zwierzę przypominające pumę. Na wszelki wypadek prosimy uważać" - taki komunikat możemy przeczytać na facebookowym profilu Ochotniczej Straży Pożarnej Florynka.
Internet obiegła przejmująca historia kota Teodora, który został przywiązany przez swojego właściciela do stojącej na mrozie budy. Zwierzę najprawdopodobniej przebywało na krótkiej lince niezależnie od warunków atmosferycznych od dłuższego czasu. Powód ograniczenia zwierzęciu wolności szokuje.Do Fundacji Straż Obrony Praw Zwierząt-Schronisko w Borku i KTOZ Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wpłynęły informacje dotyczące znęcania się nad zwierzęciem w jednej z małopolskich gmin. Na posesji miał znajdować się kot trzymany przy budzie na smyczy. Podczas interwencji aktywiści zabezpieczyli zwierzę, które teraz dochodzi do siebie w schronisku.
Do strasznej tragedii doszło 9 lutego br., we wsi Komorów w powiecie rawskim. Na podwórku pies zaatakował 8-letnie dziecko. Niestety po długiej akcji reanimacyjnej prowadzonej przez policję i straż, chłopca nie udało się uratować. Trwa dochodzenie mające na celu wyjaśnienie okoliczności sprawy.W czwartkowe popołudnie ok. godziny 16 pies zaatakował dziecko będące na podwórku bez nadzoru dorosłych. Zarówno rodzice, jak i dalsza rodzina chłopca przebywali wówczas w domu. Nie byli świadomi, że tuż za rogiem właśnie rozgrywa się najgorszy z możliwych scenariuszy.
Nie żyje Ludwik Jaszczur - weteran 2 Korpusu Polskiego i uczestnik bitwy o Monte Casino. Był jedną z osób opiekujących się niedźwiedziem Wojtkiem, którego regularnie odwiedzał w edynburskim zoo. Z kolei ostatni opiekun "misia" odszedł zaledwie dwa tygodnie wcześniej. To właśnie dzięki ich wspomnieniom możemy lepiej poznać zwierzęcego bohatera II wojny światowej. Media obiegła smutna wiadomość. O śmierci Ludwika Jaszczura, która nastąpiła 6 lutego br. w Edynburgu, poinformowała między innymi Polska Szkoła Sobotnia pod patronatem Stowarzyszenia Polskich Kombatantów. Zmarł w wieku 95 lat. Prócz zasług, mężczyzna zasłynął z faktu, że jego "towarzyszem broni" był niedźwiedź Wojtek. Po zakończeniu wojny oboje pozostali w Edynburgu, gdzie mogli kontynuować swoją znajomość.
Potrafisz rozpoznać czyje to ślady? Zimowe spacery po lesie to świetna okazja do zabawienia się w tropicieli i poszukania na śniegu odcisków łap, racic i kopyt zamieszkujących ich zwierząt. Wyzwanie internautom rzucili również leśnicy z Nadleśnictwa Gromnik. Jesteśmy przekonani, że mało kto zgadnie, do kogo należą ślady na udostępnionych przez nich zdjęciu.Zazwyczaj zwierzęta zamieszkujące polskie lasy w zupełności nie garną się do tego, by nawiązywać kontakt ze spacerowiczami. Dlatego niezwykle ważne jest, by nie zakłócać ich spokoju swoją obecnością. Jednak na pokrytych śnieżnym puchem dróżkach zdecydowanie łatwiej zauważyć ślady, które po sobie zostawiają. Mogą to być zarówno odciski łap, jak i odchody czy ślady po legowisku.
Animalsi po raz kolejny interweniowali w sprawie pseudohodowli psów. Tym raz były to owczarki niemieckie przetrzymywane w okropnych warunkach w Chybiu na Śląsku Cieszyńskim. Zwierzęta w opłakanym stanie zabezpieczono, a fundacja przygotowuje zawiadomienie o prawdopodobnym popełnieniu przestępstwa, które zostanie złożone na ręce odpowiednich służb.Choć walka z pseudohodowlami psów trwa od lat, niestety nadal inspektorzy walczący o poprawę dobrostanu poszkodowanych zwierząt muszą stać na posterunku. Tym razem z zatrważających warunków odebrano siedem owczarków niemieckich. "Kim trzeba być, aby zgotować bezbronnym istotom piekło na ziemi?" pytają przedstawiciele Fundacji "Psia Ekipa".
To nie pierwszy raz, kiedy sieć podbija nagranie pochodzące z fotopułapki umiejscowionej w polskich lasach. Tym razem na materiale z ukrytej kamery udało się zarejestrować, co robią młode rysie, które matka najprawdopodobniej spuściła na chwilę z oka. Ich harce na śniegu są przeurocze!Fotopułapka w Beskidzie Żywieckim wprost doskonale zarejestrowała zachowanie dwóch młodych rysi, które chcąc zabić nudę, wspólnie brykały na śniegu. To wszystko działo się pod nieobecność ich matki, która najpewniej udała się w tym czasie na polowanie, by zapewnić pożywienie sobie i swoim młodym.
Na facebookowym profilu "Spotted Elbląg" pojawiło się nagranie, które potrafi podnieść ciśnienie niejednemu miłośnikowi zwierząt. Widać na nim, jak mężczyzna spacerujący z psem w okolicach Starego Miasta znęca się nad zwierzakiem. Nikt nie zwrócił mu uwagi. Zarejestrowana sytuacja stała się obiektem dyskusji internautów oraz instruktorów szkolenia psów. Zawsze z ciężkim sercem patrzy się na krzywdę bezbronnych zwierząt i nie inaczej było w przypadku psa, nad którym znęcał się mężczyzna wyprowadzający go na spacer w Elblągu. Sprawą zajęła się już miejscowa policja, z którą skontaktować powinni się wszyscy posiadający informacje odnośnie sprawy. Tymczasem internauci nie mogą wyjść z szoku, że oprawca nic nie robi sobie z tego, że widzą go ludzie w przejeżdżających obok autach oraz mieszkańcy pobliskich bloków.
36-letni mieszkaniec Świdnicy znęcał się, a finalnie zabił psa rasy shih tzu, dusząc go smyczą. Czara goryczy przelała się, gdy zwierzak ugryzł mężczyznę, gdy pił alkohol. Zwierzę należało do jego partnerki, która zgłosiła sprawę na policję. Okazało się, że to nie pierwszy raz, kiedy oprawca zachowywał się w agresywny sposób w stosunku do swoich bliskich.Jak podają lokalne media, do szokujących wydarzeń doszło w nocy z 27 na 28 stycznia br. Mieszkający w centrum Świdnicy Dariusz B. był w stanie nietrzeźwości. W mieszkaniu znajdowała się również jego partnerka oraz należący do niej pies rasy shih tzu, Zwierzę było szczególnie wyczulone na zapach alkoholu, co przyczyniło się do jego niechęci w stosunku do mężczyzny.
Kogo można spotkać na Szrenicy w Karkonoszach? Pasjonaci górskich wspinaczek z pewnością znają odpowiedź na to pytanie - lisa. Bogumił Dudniczek na facebookowej grupie "Sudety z plecakiem" podzielił się zdjęciami z wyprawy, podczas której na powitanie wyszedł mu miłośnik zimowego szaleństwa. Jednak chęć nawiązywania kontaktu z człowiekiem nie świadczy o niczym dobrym. "Tymczasem na Szrenicy pojawił się pewien jegomość" - tak brzmi podpis zdjęć, jakie opublikowano w niedzielne popołudnie na grupie zrzeszającej miłośników górskich wypraw z plecakiem. Bogumił Dudniczek podzielił się z internautami ujęciem przedstawiającym liska wyglądającego zza śnieżnej zaspy. Zdecydowanie nie można odmówić mu uroku osobistego.
Do Schroniska dla Zwierząt w Kaliszu wpłynęły szokujące doniesienia o psie przywiązanym do słupa. Obok czworonoga znajdowała się również kartka z informacją pozostawioną najpewniej przez jego właściciela. Jej treść szokuje, a widok przerażonego psa mocno chwyta za serce nie tylko miłośników zwierząt.2 lutego br. w Kaliszu (woj. wielkopolskie) spacerujący przechodnie dostrzegli przywiązanego do drzewa psa. Ludzie o dobrym sercu poinformowali stosowne instytucje, które zajęły się porzuconym czworonogiem. "Pies to żywa, czująca istota" - apelują wolontariusze schroniska, do którego trafił.
Nielegalna przechowalnia psów, w której zwierzęta przebywały we własnych odchodach, choć trudno w to uwierzyć, mieściła się tuż obok Urzędu Gminy w Sterdyni. Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt zaalarmowany zatrważającymi warunkami, które urzędnicy mogli zaobserwować ze swoich okiem, zareagował niezwłocznie. Niestety, mimo interwencji, jednego psa nie udało się uratować. Ciasne, pełne odchodów kojce, popękane plastikowe pojemniki służące za miski i suchy chleb do jedzenia - tak przyszło żyć psom przebywającym w "przechowalni" tuż obok Urzędu Gminy w Sterdyni w województwie mazowieckim. Choć trafiły tam, by rzekomo znaleźć nowy dom i zyskać szansę na lepsze życie, zgotowano im prawdziwe piekło.
W schronisku dla zwierząt w Posadówku (woj. wielkopolskie) doszło do interwencji, podczas której zabezpieczono martwe zwierzęta. O sprawie odpowiednie służby poinformowała nauczycielka, która wybrała się do placówki z dziećmi w ramach wycieczki szkolnej. Sprawa trafiła do prokuratury.Wycieczka szkolna najmłodszych uczniów do schroniska, która miała być traktowana jako lekcja empatii, zakończyła się zupełnie odwrotnie. Dzieci i ich opiekunowie byli świadkami karygodnych warunków, w jakich przetrzymywano zwierzęta. Już dzień później na teren wkroczyła policja, fundacja prozwierzęca oraz Wielkopolski Inspektorat Ochrony Zwierząt.
Do Senatu wpłynęła petycja, której anonimowy autor sugeruje, że w Polsce powinna obowiązywać specjalna licencja dla wszystkich właścicieli psów. Jego zdaniem to powinno rozwiązać problem szczekania zwierząt, które jak twierdzi, jest mocno uporczywy. Senatorowie z pełną powagą będą musieli rozpatrzyć kuriozalny sposób na uciszenie czworonogów.Szczekanie psa to jeden z podstawowych sposobów komunikowania się zwierzęcia z otaczającym go światem. Oczywiście w przypadku kiedy jest nagminne i donośne, może stać się irytujące zwłaszcza dla osób, które same nie posiadają pupila. Osoba, która zastrzegła anonimowość, skierowała do senatorów pismo z pomysłem specjalnej licencji dla posiadaczy psów. Uprawnienia byłyby wydawane jedynie niektórym właścicielom zwierząt, co miałoby przyczynić się do rozwiązania problemu.