W Tarnowie Podgórnym pod Poznaniem dokonano wstrząsającego odkrycia w okolicznym lesie. 8 martwych gadów - pytony oraz boa - zostały znalezione w zakopanym worku. Biegły z zakresu weterynarii określił, że zostały uduszone. Funkcjonariusze policji szukają sprawcy uśmiercenia zwierząt i proszą o pomoc w ustaleniu jego tożsamości. Nietypowego odkrycia dokonał spacerowicz na leśnej drodze. 12 stycznia zauważył on fragmenty zakopanych w ziemi czarnych worków. Głos intuicji podpowiedział mu, by sprawdzić ich zawartość i tak też uczynił. Po otwarciu worków mężczyzna początkowo nie mógł uwierzyć własnym oczom. W worku znajdowały się martwe węże.
W poniedziałkowy poranek, 30 stycznia policja, Inspekcja Weterynaryjna i organizacje broniące praw zwierząt rozpoczęły akcję zamknięcia pseudohodowli psów w typie rasy nowofundland we wsi pod Inowrocławiem. W zatrważających warunkach przebywało tam wówczas ponad 50 psów. Niektóre nie przeżyły, zostały po nich tylko szkielety. Do organizacji prozwierzęcych wpłynęły informacje o skandalicznych warunkach panujących w pseudohodowli psów w typie rasy nowofundland w województwie kujawsko-pomorskim. Przybyłe na miejsce służby potwierdziły wstępne informacje i rozpoczęły akcję mająca na celu uratowanie pokrzywdzonych zwierząt. Dla wielu z nich było już niestety za późno.
Łukasz Wdowiak, znany w sieci jako LukasTV, przeprowadził eksperyment społeczny i tym razem pod lupę wziął właścicieli psów. Napotkanych na swojej drodze ludzi spacerujących z czworonogami pytał, czy odsprzedadzą mu swojego pupila. Ich odpowiedzi różnią się od siebie, a tym samym pokazują rozbieżności w sposobie traktowania zwierząt.Choć mówi się, że pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, a dla niektórych nawet pełnoprawnym członkiem rodziny, okazuje się, że nie wszyscy podzielają to zdanie. Mimo że większość na pytanie zadane przez Wdowiaka, czy odsprzedadzą swojego pupila, odpowiada przecząco, niektórzy najwyraźniej nie mają problemu z pozbyciem się swojego zwierzaka.
Z rumowiska po piątkowej tragedii w Katowicach Szopienicach wyciągnięto kolejne żywe zwierzę. Los uśmiechnął się do kota imieniem Miluś, który przez weekend siedział skulony w szafie między resztkami ścian i mebli. Trwają poszukiwania dwóch pozostałych zwierząt mieszkających na terenie plebanii, gdzie doszło do wybuchu gazu.W piątek (27 stycznia br.) w Katowicach Szopienicach najprawdopodobniej w wyniku wybuchu gazu zawaliła się przykościelna plebania. W trakcie tragedii w budynku przebywało 9 osób, z czego dwoje dzieci. Niestety dwie kobiety w wyniku doznanych obrażeń zmarły pod gruzami. Kilka godzin po rozpoczęciu akcji znaleziono w rumowisku żywego psa, jednak dalsze losy pozostałych zwierzęcych ofiar eksplozji nadal stał pod znakiem zapytania.
Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy gra w tym roku już 31. raz. Dotychczas tradycją stało się "Światełko do nieba", czyli pokaz fajerwerków w wielu miastach biorących udział w akcji, który odbywał się w celu zakończenia zbiórki i uczczenia kolejnej edycji charytatywnych działań. Już w ubiegłych latach organizatorom zwracano uwagę na szkodliwy charakter widowiska. Czy w tym roku obrońców zwierząt apele zostaną wzięte pod uwagę?Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy zaplanowany na dzisiaj - 29 stycznia - stanął pod znakiem zapytania. Wśród obrońców zwierząt panuje rozgoryczenie dotyczące wyżej wspomnianego "Światełka do nieba". Jurek Owsiak stawia sprawę jasno.
Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami przekazało najgorsze z możliwych wieści na temat wykopanej spod ziemi suczki, której sprawa obiegła całą Polskę. Mimo starań weterynarzy Nadia odeszła za Tęczowy Most. W ostatnich dniach śledztwo wykazało nowe informacje.Pies znaleziony przez operatora koparki w miejscowości Zabierzów od kilku dni pod opieką weterynarzy toczył nierówną walkę o życie. Niestety stan, w jakim się znajdował był zbyt poważny do odratowania. 28 stycznia br. KTOZ poinformowało o śmierci zwierzaka.
W trzypiętrowej budynku plebanii w Katowicach w dzielnicy Szopienice doszło w piątek, 27 stycznia do wybuchu gazu, co doprowadziło do jego zawalenia. Na miejscu niemal od razu rozpoczęła się akcja ratunkowa. Pod gruzami znaleźli się nie tylko ludzie, ale i zwierzęta. Już wiadomo, że są ofiary śmiertelne.27 stycznia w godzinach porannych w Katowicach-Szopienicach przy ul. Bednorza 20 doszło do zawalania wielorodzinnego budynku, najprawdopodobniej w wyniku wybuchu gazu. Niestety, eksplozja okazała się tragiczna w skutkach. Miejsce katastrofy przeszukują strażacy, a tymczasem pod gruzami kamienicy odnaleziono żywego psa. To prawdziwe szczęście w nieszczęściu.
Dolnośląska grupa interwencyjna DIOZ przyjechała do owianego złą sławą mieszkania przy ulicy Urzędniczej 2 w Toruniu i zabrała stamtąd 20-letniego psa o imieniu Sonia. Zwierzę należało do rodziny patostreamera Daniela "Magicala", który na początku stycznia wyszedł z więzienia. Właściciel już zapowiada, że będzie domagał się reakcji na bezprawne zabranie psa. Daniel "Magical" opuścił zakład karny w dniu 13 stycznia 2023 roku, a wyjście na wolność było internetowym wydarzeniem. Internetowa działalność słynnego streamera od dłuższego czasu budziła kontrowersje ze względu na dokumentowanie patologicznych zachowań podczas libacji alkoholowych. W transmisjach brali udział matka, konkubent i znajomi rodziny. Tajemnicą nie jest również krzywda czworonożnego podopiecznego rodziny - suczki Soni.
Nowe, zaskakujące informacje opublikowano w sprawy suczki znalezionej kilka dni temu przez operatora koparki, którą cudem udało się wyciągnąć spod ziemi. Na policję zgłosił się rzekomy właściciel psa. Jego zdaniem w określeniu wieku zwierzęcia doszło do dużej pomyłki. A to nie wszystkie błędy, które udało się ustalić.23 stycznia br. do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wpłynęły informacje o znalezionej suczce, która była zakopana w ziemi w Zabierzowie przy ul. Przy Torze. Dzięki szybkiej reakcji operatora koparki, który ją znalazł oraz opiece weterynarzy, udało się utrzymać ją przy życiu, a jej stan z dnia na dzień się poprawia. Jednak najgorsze jeszcze nie minęło.
Pani Anna, która po zmroku udała się nad jezioro mieszczące się na terenie Nadleśnictwa Czaplinek, po dotarciu na plażę nie mogła uwierzyć własny oczom. Niespodziewany spacerowicz wzbudził w niej zaskoczenie do tego stopnia, że jak najszybciej sięgnęła po telefon, by uwiecznić to spotkanie.Okazuje się, że jezioro Komorze to świetny teren do spacerów nie tylko dla ludzi, ale także dzikich zwierząt. Mieszkanka powiatu szczecińskiego nagrała przechadzającego się drapieżnika i udostępniła materiał wideo w sieci. Nie kryła, że trudno było jej uwierzyć, że przed maską jej auta znajduje się ryś.
Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Wałbrzychu na swoim facebookowym profilu zamieściło poruszającą historię psa rasy owczarek niemiecki. Choć trudno w to uwierzyć, pracownicy zastali zwierzę przywiązane łańcuchem do bramy przed swoją placówką z wyraźnie ograniczonym zakresem ruchu. Na domiar złego tego dnia szalała śnieżyca.Historia owczarka niemieckiego, który cudem nie zmarł w wychłodzenia to kolejny dowód na to, że niektórzy ludzie nie mają serca. Choć pracownicy schroniska długo zastanawiali się, czy w ogóle upubliczniać to zajście, zdecydowali, że poszukają sprawiedliwości w imieniu bezbronnej istoty, która trafiła pod ich opiekę.
Do przerażającego odkrycia doszło w miejscowości Zabierzów. Podczas przeprowadzanych prac koparką mężczyzna dotarł do znajdującej się pod ziemią suczki. W stanie krytycznym zwierzę zostało przetransportowane do kliniki weterynaryjnej, gdzie rozpoczęła się walka o jej życie. Niestety specjaliści są bardzo ostrożni z rokowaniami.Trudno uwierzyć, że ktoś mógłby być w stanie zakopać żywe zwierzę pod ziemią i pozostawić je na pastwę losu. Choć do tej pory nie zostały jeszcze wyjaśnione okoliczności, w których suczka się tam znalazła, dzięki szybkiej reakcji mężczyzny, który ją znalazł, istnieje szansa, że uda się ją uratować.
Już za kilka dni w życie wejdą nowe przepisy dotyczące psów i kotów przebywających w schroniskach. Minister rolnictwa i rozwoju wsi ogłosił, że właściciele placówek będą zobowiązani między innymi do powiększenia wybiegów i obligatoryjnego czipowania podopiecznych. Na tym zmiany się nie kończą.Jeszcze przed końcem ubiegłego roku podczas zgromadzenia Polskiej Wsi przedstawiciele PiS ogłosili, że w życie wejdą nowe przepisy dotyczące psów i kotów. Minister rolnictwa Henryk Kowalczyk zapowiedział, że poprawie ma ulec system czipowania zwierząt, zwłaszcza na obszarach wiejskich. Okazuje się, że konkretne zmiany będą dotyczyć również schronisk.
Dla miłośnika przyrody nie ma nic piękniejszego niż obserwowanie zwierząt w ich naturalnym środowisku. Jednemu z leśniczych z podkarpackiego Nadleśnictwa Baligród podczas ostatniego spaceru po lesie udało się dostrzec żyjące na wolności żubry. Nie ma się co dziwić, że jego nagranie cieszy się taką popularnością w sieci. Zobaczcie sami!Każdy miłośnik leśnych przechadzek doskonale zdaje sobie sprawę, że pośród drzew mogą przechadzać się dzikie zwierzęta. Choć z reguły nie są one nieprzyjaźnie nastawione wobec człowieka, należy pamiętać, że to my znajdujemy się w ich naturalnym środowisku, a nie na odwrót. Doskonałym przykładem niezapowiedzianego spotkania jest nagranie udostępnione w social mediach Nadleśnictwa Baligród. Żubry, które spotkał jeden ze stacjonujących tam leśniczych, robią ogromne wrażenie.
Stowarzyszenie Otwarte Klatki po raz kolejny opublikowało mocną kampanię, obok której nie da się przejść obojętnie. Tym razem do współpracy zaprosili znane z show biznesu osoby, których reakcje na film pokazujący, jak wygląda los zwierząt na fermach futrzarskich, nie pozostawiają wiele do dodania. Łzy same cisną się do oczu.Otwarte Klatki od lat walczą o wprowadzenie zakazu hodowli zwierzą na futro, który miałby objąć nie tylko Polskę, ale także całą Europę, a także zakaz importu futer do państw członkowskich. W najnowszej kampanii udział wzięli Maciej Zakościelny, Krzysztof Jankowski "Jankes", Julia Kuczyńska "Maffashion", Marta Manowska, Kasia i Jacek Sienkiewicz z zespołu Kwiat Jabłoni oraz Karolina Korwin-Piotrowska.
Niedźwiedzie wciąż pozostają najbardziej intrygującymi stworzeniami zamieszkującymi polskie lasy. Choć można spotkać je bardzo rzadko, wszyscy miłośnicy "misiów" mogą dowiedzieć się więcej na ich temat, choćby dzięki fotopułapkom rozstawianym przez leśników. Tym razem na nagraniu udało się uwiecznić naprawdę wyjątkowy moment. Nie chciałbyś usłyszeć tego na żywo.To już nie pierwsze nagranie z fotopułapki Kazimierza Nóżki z Nadleśnictwa Baligród, które szturmem podbija sieć. Teraz oprócz aspektów wizualnych można doświadczyć również tych dźwiękowych. Niedźwiedź zamieszkujący tamtejsze lasy głośno dał o sobie znać.
Leśnicy z Nadleśnictwa Hajnówka ostrzegają, że w tamtejszych latach należy zachować szczególną ostrożność. Wszystko przez największego ssaka żyjącego w Puszczy Białowieskiej. Niedawno udało się uwiecznić na zdjęciach ślady, które świadczą o jego obecności.Zimą żubry żyjące na wolności w Polsce tworzą stada, które zazwyczaj przemieszczają się w okolicach miejsc, gdzie są dokarmiane. Leśnicy pokazali ślady, które świadczą o ich aktywności w poszczególnych miejscach. Najczęściej dostrzeżemy je wiosną i na początku lata, jednak ciepła jak na styczeń pogoda może nieco przyspieszyć ten proces.
W sieci ukazało się nagranie pochodzące z fotopułapki na terenie Nadleśnictwa Baligród, na którym zachowanie wilka doprowadziło do śmiechu wielu internautów. Niektórzy żartują nawet, że dosadnie pokazał, co myśli o podglądaniu siebie i swoich krewnych przy użyciu ukrytych kamer. Powinniśmy potraktować je jako żądanie o odrobinę prywatności?Wątpliwości nie podlega fakt, że fotopułapki są bardzo cennym źródłem wiedzy na temat dzikich zwierząt nie tylko dla naukowców i leśników, ale także zwyczajnych miłośników zwierząt zamieszkujących lasy i odludne tereny. Szczególną popularnością w social mediach cieszą się materiały opatrzone komentarzem Kazimierza Nóżki z Nadleśnictwa Baligród. Dzięki ukrytym przez leśnika kamerom możemy dowiedzieć się więcej o tajemniczym życiu dzikich stworzeń skrywających się w leśnych zakamarkach. Pozostaje pytanie - czy im samym to odpowiada?
Pan Mariusz i Demon na co dzień mieszkają we Frankfurcie nad Menem. Choć piesek ma dopiero 8 miesięcy, nie raz udowodnił, że zmysłu węchu mógłby pozazdrościć mu niejeden przedstawiciel jego rasy. Jednak w ostatnim czasie podczas spaceru jack russell terrier znalazł coś, co wprowadziło mężczyznę w osłupienie. Pan Mariusz i jego pies rasy Jack Russell Terrier o imieniu Demon stanowią znakomity duet. Uwielbiają spędzać czas w swoim towarzystwie, a jedną z czynności, która sprawia im najwięcej przyjemności, są wspólne spacery. Ostatni z nich zakończył się w sposób, który mężczyzna wprost musiał udokumentować.
Nikt nie pomyślałby, że spacerując po Puszczy Wkrzańskiej będzie można spotkać przedstawiciela gatunku emu. Na początku grudnia zwierzę uciekło z gospodarstwa agroturystycznego w Przęsocinie i od tej pory żyje na wolności w pobliskich lasach. Dotychczasowe próby ujęcia uciekiniera spełzły na niczym. Specjaliści apelują o niezbliżanie się do nielota - może być bardzo groźny.Już nie raz miłośnicy leśnych wędrówek przekonali się, że w ich zakątkach mogą kryć się rzadko spotykane stworzenia. Jednak jesteśmy niemal pewni, że widok drugiego (po strusiu afrykańskim) największego obecnie żyjącego na ziemi ptaka w polskim lesie potrafi wprawić w konsternację. Gdyby nie nagranie, na pewno nie wszyscy uwierzyliby, że to rzeczywiście miało miejsce.
Po wejściu na Giewont grupa turystów zauważyła, że błąka się tam porzucony czarny labrador. Nie musieli się długo zastanawiać, aby podjąć właściwą decyzję - jak najszybciej pomóc zdezorientowanemu czworonogowi. Na szczęście wpadli na sprytny sposób, jak zachęcić psa do zejścia ze szczytu.Wchodząc na Giewont, pan Karol ze współtowarzyszami wędrówki nie mogli spodziewać się, że na szczycie napotkają porzuconego pięknego labradora - tym bardziej, że wchodzenie w wysokie góry ze zwierzętami jest surowo zabronione, o czym najwyraźniej zapomnieli jego poprzedni opiekunowie.
Koci Zakątek zlokalizowany w Legionowie został zdewastowany w wyniku rabunku przez włamywaczy. Sprawcy nie tylko zniszczyli pomieszczenia i akcesoria dla zwierząt, ale także ukradli pompy ciepła oraz przeznaczone dla kotów jedzenie. Co gorsza, ucierpiały na tym również same zwierzęta, które przerażone zaczęły rozbiegać się nie tylko po posesji, ale także okolicy. O tym, że okrucieństwo człowieka nie ma granic, mogliśmy przekonać się już wielokrotnie, a niestety w wyniku ludzkiej zawiści i chciwości często cierpią bezbronne zwierzęta. Przejaw takiego zachowania odnotowano ostatnio w Kocim Zakątku w Legionowie. Wolontariusze drżeli o los swoich podopiecznych.
W sieci ukazały się zdjęcia jemiołuszek, które rzekomo padły nieprzytomne na ulicę wskutek spożycia sfermentowanych owoców. To dziwne zjawisko przykuło uwagę ornitologów, którzy przyjrzeli mu się bliżej i ujawnili jego przyczynę. Fundacja Szklane Pułapki dementuje fake news i potwierdza, że zwierzęta widoczne na fotografii są nieżywe. W mediach społecznościowych opublikowano zdjęcia, na których widać całe stado jemiołuszek leżących na ziemi w okolicy drzewa z owocami jarzębiny. Powód ich "wylegiwania się" na chodniku nie miał nic wspólnego z upojeniem alkoholowym. Ornitolodzy wystosowali apel do przechodniów o zachowanie szczególnej ostrożności.
Fokarium na Helu cieszy się ogromną popularnością wśród turystów od lat. Choć dyskusji nie podlega fakt, że w sezonie wakacyjnym odwiedza je znacznie więcej turystów i miłośników zwierząt, niż zimą. Jednak okazuje się, że w chłodniejszych miesiącach foki niezupełnie cieszą się ciszą i spokojem. Turyści z Gdańska zwrócili uwagę odpalającym nieopodal fokarium fajerwerki. Jednak nie mogli spodziewać się, w jaki sposób zostaną przez to potraktowani. Wyzwiska i obelgi to nie wszystko, co ich spotkało.
Do tragicznego wydarzenia doszło 7 stycznia br. w warszawskiej stadninie konie Huculski Raj w Białołęce. Cała drewniana konstrukcja momentalnie zajęła się ogniem, a na miejscu przez kilka godzin działały zastępy straży pożarnej. Niestety aż 8 koni straciło życie w płomieniach.Budynek stadniny Huculski Raj na Białołęce przy ulicy Orneckiej stanął w płomieniach około godziny 15. Gdy na miejsce dotarły służby ratownicze, pożar był już mocno zaawansowany. Do tego czasu właścicielowi udało się wyprowadzić z niego jedno zwierzę.
Fundacja Patataj Animals Sanctuary przekazała bardzo smutne wieści. Borsuk nazywany Patrycjusz padł ofiarą ludzkiego nierozsądku. Prawdopodobnie, gdy spał w swojej norze, ktoś wrzucił do niej petardy. Choć wolontariusze oraz lekarze weterynarii przez 10 dni robili wszystko, co w ich mocy, aby przywrócić go do zdrowia, nie udało się go uratować.Fundacja, pod której opiekę trafił borsuk Patrycjusz, przekazała wszystkim zainteresowanym przygnębiające wieści dotyczące jego dalszych losów. Pomimo starań, zwierzę trzeba było poddać eutanazji. Smutkiem napawa fakt, że to wszystko wydarzyło się najprawdopodobniej z winy amatorów fajerwerków.
W ostatnim czasie Polska odnotowała mnóstwo nowych gatunków, które na dobre rozgościły się na terenie naszego kraju. Wszystko z powodu globalnego ocieplenia oraz ekspansji człowieka. Czy egzotyczne zwierzęta zagrażają naszym rodzimym gatunkom? Jaki mają wpływ na rodzimy ekosystem? Wyjaśniamy.Według najnowszych danych opublikowanych przez Ministerstwo Środowiska w naszym państwie w zaskakującym tempie rozwija się populacja nowych gatunków, które wcześniej nie byłyby w stanie żyć w naszych warunkach. Pomimo że ekspansja na nowe obszary przez gatunki obce jest w przyrodzie zupełnie naturalnym zjawiskiem, niektóre z nich są groźne dla rodzimych odmian. Jacy egzotyczni przybysze zagościli w naszej ojczyźnie i jaki będzie mieć to wpływ na lokalne gatunki?
Leśnicy z Nadleśnictwa Baligród (woj. podkarpackie) poinformowali, że fotopułapkom udało się zarejestrować niewidzianego od dwóch lat ducha Bieszczadów. Piękny żbik zjawił się w tamtejszych lasach i z gracją przechadzał się przed ukrytymi kamerami. Jego widokiem zachwyceni są także internauci.Żbiki to jeden z naszych dwóch polskich przedstawicieli kotowatych, który wyglądem przypomina kota domowego i często jest z nim mylony. Ciekawostką jest, że w środowisku przyrodniczym nazywane są duchami Bieszczadów. Nie ma się co dziwić, że leśnicy z Podkarpacia zaczęli z wytęsknieniem wyglądać przedstawicieli tego gatunku na swoich terenach, ponieważ nie udało się dojrzeć żadnego z nich przez około dwa lata. Jest to w głównej mierze spowodowane faktem, że prowadzą bardzo skryty tryb życia.