We wtorek 1 sierpnia w Złotniczkach w powiecie poznańskim przeprowadzono bohaterską akcję ratunkową. Chociaż do akcji wykorzystano ciężkie maszyny, w tym specjalistyczny sprzęt do poszukiwania ludzi pod gruzami, wcale nie chodziło o ludzkie życie. Ratunek trzech psów, które utknęły głęboko pod ziemią w rurze melioracyjnej, został potraktowany z największą powagą.
Rynek pseudo rasowych psów cieszy się dużym zainteresowaniem. Ludzie, którzy nie weryfikują źródeł, z których pochodzą ich pupile, bardzo często szybko przekonują się, że tanie szczenięta są obarczone wadami genetycznymi oraz nie są przystosowane do życia z człowiekiem. Ma to związek z niekontrolowanym rozmnażaniem zwierząt oraz utrzymywaniem ich w nieludzkich warunkach. Pewien rolnik z okolic Półtuska zarabiał w ten sposób przez co najmniej 10 lat. Mężczyzna rozmnażał suczkę rasy pekińczyk, której szczenięta cieszyły się ogromnym zainteresowaniem na okolicznym targu, a ich matka cierpiała przez całe życie, zamknięta w oborze. Okazało się, że pseudo hodowca nawet nie musiał ukrywać się ze swoim bestialskim podejściem do “hodowli” psów.
Pracownicy wrocławskiej Ekostraży każdego dnia mają dużo pracy. Szczególnie w sezonie letnim. Ogromna liczba młodych zwierząt potrzebuje pomocy. Większość z nich to często osierocone kocięta oraz zranione podloty. Zdarzają się jednak interwencje, w wyniku których szanse na życie dostają oseski innych gatunków. Tak stało się w zeszłym tygodniu. Strażnicy dostali zgłoszenie o dwóch wiewiórczych oseskach, leżących pod drzewem na asfalcie. Oba mają ciężkie obrażenia głowy.
Wiele ludzi znęcających się nad zwierzętami nigdy nie ponosi żadnych konsekwencji prawnych związanych z popełnionym przestępstwem. Na szczęście są aktywiści, którzy starają się to zmienić. Kilka miesięcy temu w Trzemesznie znaleziono zwłoki zamknięte w worku. Na szyi psa była zaciśnięta smycz. O zdarzeniu poinformowano policję, która zabezpieczyła zwłoki jako dowód w sprawie. Dzięki zaangażowaniu przedstawicieli Gnieźnieńskiego Oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami udało się ustalić, kto popełnił to przestępstwo.
Trwa plaga bezdomności zwierząt domowych. Każdego dnia ludzie wrażliwi na cierpienie naszych braci mniejszych znajdują kolejne istoty w potrzebie. Kilka dni temu policjantki przekazały pod opiekę Domu Tymczasowego Felkowy Stryszek maleńkie kocię. Zwierzątko leżało w rowie, w Krośniewicach przy ulicy Kolejowej. Zostało znalezione przez przypadkowego przechodnia. Kociak miał ranną łapkę, na której rozwijała się martwica. Jakby tego było mało, w ranie rozwijały się larwy much. Maleństwo musiało przejść operacje polegającą na amputacji łapki. To cud, że udało się je uratować.
Kamyk, to słynny wilk bez jednej łapy, mieszkający w ośrodku rehabilitacyjnym na terenie Wolińskiego Parku Narodowego, nieopodal Międzyzdrojów. Kilka tygodni temu udało mu się uciec z woliery, do której został przeniesiony po zakończeniu pierwszego etapu leczenia. Od tego czasu przeprowadzono kilkanaście akcji poszukiwawczych, mających na celu złapanie wilka z niepełnosprawnością. Co więcej, jest on regularnie widywany przez postronne osoby, które swoimi obserwacjami chętnie dzielą się w mediach społecznościowych. Niestety, póki co, drapieżnikowi, pomimo braku jednej łapy, udaje się przechytrzyć ludzi. Pracownicy Wolińskiego Parku Narodowego proszą o wsparcie w uchwyceniu zwierzaka.
Młoda kotka została znaleziona na ulicy w październiku 2022 roku. Prawdopodobnie ktoś ją potrącił i nie zadał sobie trudu, żeby udzielić jej pierwszej pomocy. Kiedy pani Dagmara ją znalazła, kocię nie było w stanie utrzymać się na własnych nogach. Wyło z bólu błagając o pomoc. Dzięki natychmiastowej reakcji kobiety, udało się ją uratować, ale walka o jej zdrowie nadal trwa. Opiekunka Solis nie wie, jak sobie z tym poradzić i zwraca się z prośbą o pomoc dla podopiecznej.
Na Podkarpaciu pojawiła się nowa atrakcja turystyczna w postaci… kota. To nie pierwsza tego typu historia w Polsce. Swojego kociego celebrytę, Gacka, miał już Szczecin. Teraz czas na Przemyśl. Na terenie tego miasta żyje rudy kocur o imieniu Cząber, który każdego dnia dużą ilość czasu spędza w samym centrum. Określono go mianem króla starówki i ogródków gastronomicznych. Czworonóg bez oporu korzysta ze swojej popularności i kiedy tylko jest ku temu okazja, robi wszystko, aby dostać kolejną turę głaskania lub dodatkową porcję kurczaka. Zwierzakiem pochwalili się nawet pracownicy prowadzący social media miasta Przemyśl. Jednak ich post nie spotkał się z pozytywnym odbiorem internautów.
Gęś Pipa to hit tegorocznych wakacji. Pluszową zabawkę w kształcie ptaka można kupić w wielu rozmiarach, w każdej miejscowości turystycznej. Najmłodsi oszaleli na punkcie tego trendu. Po kilku miesiącach, będąc niekwestionowanym numerem jeden, przyszedł czas na zmiany. Teraz, królem TikToka stało się zupełnie inne zwierzę. To największy gryzoń na świecie, który swoim zabawnym usposobieniem chwyta za serca nawet najbardziej wymagających internautów. Wszystko dzięki jednej piosence o nazwie “Capybara song”.
Pani Józefa Krawczyk całe swoje życie poświęciła zwierzętom w potrzebie, co z czasem przerodziło się w potrzebę stworzenia dla swoich podopiecznych bezpiecznej przystani. Tak powstała Fundacja Koci Dom. Niestety, życie pisze różne scenariusze i nie zawsze dokonujemy właściwych wyborów. Po tym, jak oszukał ją mąż i straciła dach nad głową, ponownie była zmuszona do wyprowadzki. Razem z gromadą kotów i dwójką psów seniorów poszukują wsparcia. “Jeśli nie zdarzy się cud, za parę miesięcy kilkadziesiąt zwierząt wyląduje na ulicy lub trafi do schroniska” - martwi się założycielka fundacji, której przyszło zamieszkać w malutkim domku bez toalety.
Wakacje sprzyjają wycieczkom i wyjazdom. Niektórzy nie wyobrażają sobie urlopu bez ukochanego czworonoga u boku. Nikogo nie dziwi już widok psa lub kota w restauracji czy hotelu. Okazuje się jednak, że niektóre obiekty noclegowe nie wyrażają zgody, by w ich pokojach przebywały zwierzęta. Choć ich wytyczne zdecydowanie nie podobają się właścicielom pupili, nie wszyscy mogą zdawać sobie z uzasadnieniem tej decyzji. Rozmawiamy z pracownicą jednego z hoteli we Wrocławiu, która zdradza nam powody kryjące się za zakazem wstępu dla zwierząt.
Jak daleko może posunąć się jeszcze ludzka znieczulica? To pytanie zadają sobie nie tylko inspektorzy, którzy wzięli udział w odebraniu od właścicieli psa z ogromnym, gnijącym i rozpadającym się guzem w pyszczku, ale także wszyscy miłośnicy zwierząt wrażliwi na krzywdę niewinnych stworzeń. Choć trudno w to uwierzyć, ludzie nie reagowali widok cierpiącego czworonoga, który ewidentnie wymagał pomocy specjalistów. Na szczęście w końcu trafił w dobre ręce i pod opiekę weterynarzy.
W weekend, w Redzie, miejscowości leżącej w województwie Pomorskim, doszło do makabrycznych wydarzeń. Znaleziono trzy ciała z ranami ciętymi. Jedno należało do 32-letniego mężczyzny, drugie do jego 6-letniej córki, trzecie zaś do psa rasy pitbull. Tragedię zgłosiła matka zmarłego mężczyzny, która zamierzała odwiedzić syna w jego mieszkaniu. Policja, po oględzinach, ma wstępną hipotezę na temat przyczyny śmierci rodziny. Jednak póki co, nie ma żadnych oficjalnych informacji na ten temat.
Jednym z najbardziej cenionych łupów, według psów, są parówki. Doskonale wie o tym każdy właściciel czworonoga. Wie o tym też ktoś, komu zależy na skrzywdzeniu psów. Na poznańskiej Wildzie, na terenie często odwiedzanym przez właścicieli czworonogów, znaleziono kawałki parówek, w których ukryto gwoździe. Niestety, jedno zwierzę nabrało się na pułapkę, w wyniku czego wylądowało w klinice weterynaryjnej.
Na terenie gminy Żnin, we wsi Nakło, rolnicy wykorzystali psy w charakterze żywego alarmu. Zwierzęta były przywiązane do palika w szczerym polu. Ich zadaniem było pilnowanie ziemniaków oraz karpi, utrzymywanych w prowizorycznym stawie. Podobno obecność czworonogów pomagała w płoszeniu lisów. Zwierzęta nie miały dostępu do budy oraz czystej wody a karmione były śrutą dla świń. Aktywiści z Fundacji Pańska Łaska udało się odebrać i zabezpieczyć zaniedbane psy, ale interwencja należało do wyjątkowo trudnych. Właściciele wykazywali się agresja i nie chcieli oddać zwierząt, twierdząc, że są ich własnością, z którą mogą robić co chcą.
Mieszkańcy Nowego Dworu Mazowieckiego przeżyli widok jak z koszmaru, kiedy obok ich po elewacji budynku wielorodzinnego przebiegł ogromny pająk. Nie wyglądał jak przeciętny ośmionogi mieszkaniec naszych domów. Było jasne, że egzotyczny osobnik uciekł komuś z hodowli. Nietypowym zbiegiem musiały się zająć dwa zastępy straży pożarnej.
Do Ekostraży dotarło dramatyczne zgłoszenie. Poinformowano ich o kilkudniowym miocie kociąt znalezionym martwym. Świadkowie mówili, że ocalało jedno zwierzę. “Trzeba się spieszyć. Jedziemy” – opisuje pilną akcję ratunkową organizacja. Na miejscu zastano koszmarny widok. Trzy martwe kocięta miały na ciele rozległe rany. Jeden maluszek przeraźliwie płakał, był poważnie ranny i potrzebował pomocy. Rozpoczęła się walka z czasem.
Lasy Państwowe podzieliły się przerażającym nagraniem prosto z lasu. Na wideo widać larwy owadów stłoczone na ściółce leśnej, przykrywające podłoże gęstym dywanem. “Nie oglądać do końca!” – podpisali filmik leśnicy. Wideo działa na wyobraźnię, przerażeni internauci pytają: “Tam są zwłoki?”.
Dzikie koty, to zwierzęta, które potrafią zaprzeć dech w piersi. Każdy gatunek ma w sobie coś wyjątkowego i tajemniczego. Większość spotkań z tego typu zwierzętami, niestety, ogranicza się do wizyt w zoo. Jednak okazuje się, że podczas leśnych wypraw również można natknąć się na dzikiego kota. Szczególnie duże szanse na to są teraz, w okresie odchowu młodych. Ogromne szczęście miał jeden z pracowników Lasów Państwowych. Leśniczemu, Medardowi Bajlakowi z Nadleśnictwa Resko udało się spotkać rozbrykaną rodzinę rysi. Co więcej, udało mu się nagrać nietypowe zachowanie zwierząt.
Katarzyna Dowbor poinformowała fanów o tym, że jej rodzina właśnie się powiększyła. "Trochę rozrabia, ale wszystkich kocha" – pisze dziennikarka. Na uroczych zdjęciach pokazuje nowego członka rodziny. Była prowadząca programu “Nasz nowy dom” na Polsacie zapewnia, że jego pojawienie się wniosło do jej życia dużo radości.
Podczas zagranicznych wycieczek można spotkać wiele nowych gatunków zwierząt. Klimat znacznie różniący się od polskiej pogody, sprzyja poszerzaniu swoich doświadczeń związanych z odkrywaniem przyrody. Jak się okazuje, odrobinę “innego świata”, zupełnie nieświadomie, można zabrać ze sobą do Polski. Kobieta po otworzeniu swojej walizki, po powrocie z Chorwacji, znalazła w niej żywe stworzenie. Zwierzę, pomimo niewielkich rozmiarów, mogło być bardzo niebezpieczne. Dlatego turystka natychmiast zadzwoniła pod numer alarmowy i poprosiła o wsparcie Ekopatrolu.
Pracownicy i stali bywalcy Warszawskiego ZOO zapamiętają to lato na długo. Niestety, nie będą to jedynie miłe wspomnienia. Te wakacje to czas smutnych pożegnań ze zwierzętami, które żyły tam od wielu lat. Najpierw, pomimo troskliwej opieki i wsparciu lekarzy weterynarii, ducha wyzionął gryzoń, urson amerykański Willson. Następnie, za Tęczowy Most wybrał się również pampasowiec grzywiasty Chappi. Okazało się, że oba zwierzaki miały zaawansowane stadia chorobowe. Nie ma leczenia, które mogłoby przedłużyć ich życie.
Aktywiści z Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami, kilka dni temu otrzymali drastyczny film, na którym mężczyzna zapędza małego psa w róg pomieszczenia, po czym wymachuje w jego kierunku kosą. Zwierzę było przerażone i usiłowało się bronić. Filmik, przed udostępnieniem go aktywistom, przez kilka tygodni krążył pomiędzy różnymi ludźmi. W końcu ktoś postanowił zgłosić tę sprawę do osób zajmujących się ochroną praw zwierząt. Inspektorom udało się ustalić, kto jest właścicielem katowanego zwierzęcia. Udali się pod wskazany adres, ale nie mieli pewności, czy zwierzę jeszcze żyje.
Wędkarstwo to sport, który budzi wiele emocji wśród wielbicieli ryb. Jedni uważają, że można humanitarnie łowić wodne stworzenia, inni sądzą, że to bezsensowne okaleczanie zwierząt. Pomimo istnienia dwóch grup o skrajnie różnych przekonaniach, nie brakuje hobbystów, którzy z przyjemnością spędzają czas z wędką nad wodą. Wędkarze często wracają do domu nie przynosząc żadnych fascynujących historii spod wody. Jednak wczoraj dwóm panom, Michałowi i Grzegorzowi, udało się złowić w Odrze rybę, która przerosła ich najśmielsze oczekiwania. Miała ogromne szczęki i ponad 2 metry długości!
Wałbrzych to jedno z najbardziej zielonych miast w Polsce. Mieszkańcy oraz turyści bardzo cenią sobie tę cechę. Jednak jak się okazuje, równie mocno docenić potrafią ją dzikie zwierzęta, przede wszystkim dziki. Od kilku lat to dolnośląskie miasto boryka się z istną plagą dzików. Po odłowieniu kilkudziesięciu osobników w 2021 roku, przez jakiś czas było spokojniej. Przez chwilę. W obecnym sezonie dużo zamieszania robią dwa młode osobniki, które Wałbrzych traktują jak swój dom. Warchlaki powinny być jeszcze pod opieką matki. Niestety, ta zginęła pod kołami samochodu.
Chęć niesienia pomocy potrzebującym zwierzętom to piękna cecha. Niestety, jak się okazuje, czasami może to przysporzyć wiele kłopotów. Osobiście przekonała się o tym kobieta mieszkająca w Kielcach, która po wyjściu z domu natknęła się na żółwia idącego środkiem ulicy. Nie zastanawiała się długo nad tym, co zrobić. Oczywiste dla niej było to, że zwierzę potrzebuje pomocy. W związku z tym wzięła je do domu, zabezpieczyła, a następnie postanowiła poszukać kogoś, kto pomoże jej w opiece nad gadem. Była w szoku, kiedy dowiedziała się, co jej grozi za to co zrobiła.
Gdzie leży cienka granica człowieczeństwa w podejściu do słabszych i wymagających naszej opieki istot? Czy można nazwać człowiekiem kogoś, kto zabił czworonożnego przyjaciela rodziny na oczach dzieci, po czym zwłoki zakopał na działce? Oficjalnie rodzina stwierdziła że pies uciekł. Tylko dzięki determinacji członków Fundacji Ochrony Zwierząt "Pańska Łaska” udało się ustalić szczegóły tego bestialskiego mordu.
Miłośnicy pieszych wędrówek po lasach niewątpliwie niejednokrotnie spotkali choć raz dzikie zwierzę, które bacznie śledziło ich każdy krok lub w popłochu uciekło, gdy tylko zauważyło, że na jego terenie pojawił się człowiek. Jednakże widząc jelenia z takimi rogami, większość spacerowiczów sama wzięłaby nogi za psa. Leśnicy wyjaśniają, skąd u tych mieszkańców lasu bierze się "krwawe poroże". Trzeba przyznać, że wygląda jak z horroru.