Sąsiedzi słyszeli tylko pisk i krzyki dzieci. 42-latek nie miał litości, przed policją kryła go żona
Gdzie leży cienka granica człowieczeństwa w podejściu do słabszych i wymagających naszej opieki istot? Czy można nazwać człowiekiem kogoś, kto zabił czworonożnego przyjaciela rodziny na oczach dzieci, po czym zwłoki zakopał na działce? Oficjalnie rodzina stwierdziła że pies uciekł. Tylko dzięki determinacji członków Fundacji Ochrony Zwierząt "Pańska Łaska” udało się ustalić szczegóły tego bestialskiego mordu.
Zabił psa szpadlem na oczach dzieci
Na łamach portalu wielokrotnie poruszaliśmy tematy związane z okrucieństwem i przemocą wymierzoną w istoty słabsze i bezbronne, którym człowiek winien opiekę i protekcję. Wstrząsem dla naszych Czytelników był artykuł poświęcony kundelkowi imieniem Diablo, który stracił życie z winy nieodpowiedzialnych właścicieli, a jego zwłoki zakopano na pobliskich działkach celem zatuszowania sprawy. Historia, niestety, lubi się powtarzać.
O podobnym rozwoju wypadków zaalarmowali przedstawiciele Fundacji Ochrony Zwierząt “Pańska Łaska”, do których dotarły informacje o skatowanym zwierzęciu. W czwartek, 6 lipca br. na terenie jednej z wsi pod Nowym Dworem Gdańskim rozegrała się brutalna zbrodnia, w wyniku której życie stracił kundelek nazywany Pimpek. Z posesji, którą zamieszkiwała rodzina J. słychać było kilkukrotne uderzenia i bólowy skowyt psa.
- Tata, co ty robisz? - zaczęły krzyczeć dzieci. - Chwilę potem odgłosy ucichły - relacjonuje Fundacja “Pańska Łaska”
Ratownicy zwierząt ruszyli z Warszawy na Pomorze, zawiadamiając w międzyczasie miejscową policję. Po przybyciu na miejsce zastali 42-letniego Pawła J. pijanego w domu. Chociaż brakowało naocznych świadków zdarzenia, wśród mieszkańców wsi pojawiły się podejrzenia, iż to właśnie ten mężczyzna uśmiercił psa na oczach swoich dzieci, niemniej w stanie upojenia przeprowadzenie logicznej rozmowy z podejrzanym była niemożliwe. Jak podała policja, badanie trzeźwości pokazało 2 promile.
Wjechał hulajnogą w psa, po wszystkim naciągnął na głowę kaptur. Maleńki york miał ZGRUCHOTANY kręgosłupWśród członków rodziny panowała zmowa milczenia. Dopiero po odkopaniu zwłok psa w żonie sprawcy coś pękło
Aby odsunąć podejrzenia od głowy rodziny, miejsce, gdzie przez kilka ostatnich lat żył pies, szybko posprzątano, zagrabiono i zlikwidowano budę. Na pytanie, co stało się z Pimpkiem, małżonka Pawła J. mijała się z prawdą. Twierdziła, iż pies przed kilkoma dniami uciekł. Wiedzeni doświadczeniem ratownicy zwierząt zdawali sobie sprawę, iż osoby z najbliższego otoczenia zazwyczaj nie zeznają przeciwko członkom rodziny, dlatego postanowili poszukać miejsca, w którym ukryto zwłoki czworonoga.
Poszukiwania zakończyły się sukcesem. Na skraju posesji odznaczało się kilka metrów kwadratowych świeżo rozkopanej ziemi. Istniała duża szansa na to, iż właśnie w tym miejscu spoczywa ciało Pimpka. Nie tracąc ani chwili, członkowie fundacji chwycili za łopaty i przez najbliższą godzinę powiększali dół.
Na głębokości około metra w końcu natrafiono na zwłoki poszukiwanego zwierzęcia. Obecna przy tym Katarzyna J. żona sprawcy, ta sama, co twierdziła, iż pies uciekł, w końcu przerwała milczenie. Z jej zeznań wynikało, iż Paweł J. kilkukrotnie uderzył Pimpka szpadlem w głowę i tym samym doprowadził do jego śmierci.
Makabryczna scena rozegrała się na oczach dzieci, które nie mogły zapobiec zbrodni z ręki pijanego ojca. Katarzyna J. miała odwracać wzrok od bestialskiego mordu, gdyż, jak sama przyznała, “nie lubi odbierania życia”.
- Nic nie zrobiła aby tej śmierci zapobiec i w dodatku chroniła sprawcę - mówi Maja Ostrowska z Fundacji Ochrony Zwierząt "Pańska Łaska", nie mając współczucia dla kobiety.
Zwłoki zwierzęcia poddano badaniom. Mężczyzna, gdy wytrzeźwiał, przyznał się do winy
Psa wyciągnięto z dołu, a świeże ślady krwi na jego pyszczku wskazywały na to, iż zeznania Katarzyny J. pokrywały się z prawdą. Prawdopodobnie otrzymał ciosy płaskim narzędziem w głowę.
Po przeprowadzonych oględzinach zwierzęcia oraz miejsca odkrycia zwłok, 42-latek został niezwłocznie zatrzymany i osadzony w areszcie przez 48 godzin.
Jak podaje Komenda Powiatowej Policji w Nowym Dworze Gdańskim, po wytrzeźwieniu Paweł J. usłyszał zarzut znęcania się ze szczególnym okrucieństwem nad swoim psem. 42-latek przyznał się do zarzucanego mu czynu. Za popełnione przestępstwo grozi mu kara do 5 lat pozbawienia wolności.
Oczywiście na tym praca fundacji i służb się nie kończy, to dopiero początek kosztownej procedury mającej na celu udowodnienie sprawcy winy. Wstępną autopsję przeprowadzono w Warszawie, natomiast docelowy biegły sądowy z dziedziny patologii zwierząt przyjmuje w Katowicach.
- To musi być dobry biegły. Musi on bowiem ustalić kilka faktów i ocenić czy kwalifikacja czynu nie zasługuje na zarzut szczególnego okrucieństwa. Ma to decydujące znaczenie dla wymiaru kary. Trzeba zebrać dowody: ciało psa oddać do chłodni, wykonać RTG, poszukać lekarza i biegłego, który wyda opinię. To koszt z transportem psa i badaniami – nawet kilka tysięcy złotych. Musimy zlecić też prawnikowi nie tylko poprowadzenie tej sprawy jako pokrzywdzony. Dowodami, które zdobędziemy musimy doprowadzić do bezwzględnego więzienia dla sprawcy - wymieniają członkowie fundacji.
Fundacja Pańska Łaska założyła zbiórkę przeznaczoną na pokrycie kosztów związanych z wymierzeniem sprawiedliwości oprawcy Pimpusia. Wszystkie osoby, którym los pokrzywdzonych psów, kotów i innych stworzeń nie pozostaje obojętny, mogą dołożyć od siebie “cegiełkę” oraz wesprzeć działania organizacji mające na celu poprawę dobrostanu zwierząt.
Źródło: Fundacja Ochrony Zwierząt “Pańska Łaska”, Komenda Powiatowa Policji w Nowym Dworze Gdańskim