Niebezpieczna sytuacja w samym centrum Poznania. Strażnicy miejscy zauważyli psa biegającego po ruchliwym skrzyżowaniu. Zwierzę stwarzało zagrożenie dla siebie i innych. Właściciel psa nie wymigał się od mandatu. Za niedopilnowanie podopiecznego przyjdzie mu teraz słono zapłacić.Do zdarzenia doszło w rejonie skrzyżowania ulicy Słowiańskiej z Gronową. Podczas interwencji drogowej strażnicy Referatu Północ dostrzegli wolno biegającego psa. Średniej wielkości zwierzę wtargnęło na środek ruchliwej ulicy, usiłując przebiec na drugą stronę.
Nowo narodzone kociątko zostało uratowane dzięki ogromnej empatii i ludzkiej wrażliwość jaką wykazali się strażnicy miejscy. Maleńkiego mruczka przewieziono na komendę, gdzie w przerwie od obowiązków pracownicy sprawowali nad nim opiekę. Jak zadecydowano, uroczy pupil zostanie z nimi na dłużej.Wspaniałą akcję strażników miejskich zrelacjonowano na mediach społecznościowych. Jak wynika z wpisu, wczorajszego ranka (tj. we wtorek, 4 maja) kotek został zauważony przez strażników miejskich na ulicy Mazowieckiej w Krakowie.
W poniedziałek, 3 maja członkowie Ogólnopolskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami z oddziałem w Zielonej Górze zrelacjonowali na mediach społecznościowych interwencję w sprawie skrajnie zaniedbanej krowy. Zwierzę było tak słabe, że nie mogło wstać o własnych siłach. Jego cierpieniu z obojętnością przyglądał się hodowca.Na Dolnym Śląsku rozgrywał się istny horror zwierząt gospodarskich. Balbinka, bo takie imię otrzymała odebrana interwencyjnie młoda krowa, została potraktowana przez swojego właściciela w najokrutniejszy sposób. Wszystko dlatego, że nie była zdolna do rozrodu.
Na jednym z bydgoskich cmentarzy kręci się pies o biszkoptowym umaszczeniu przypominający husky'ego. Regularnie pojawia się przy nagrobku, Odwiedzający nekropolię przypuszczają, że zwierzak opłakuje swojego zmarłego właściciela, który pochowany jest w tym miejscu.Wzruszającą historię psa z bydgoskiego cmentarza jako pierwsza opublikowała "Gazeta Pomorska". Jak wynika z relacji niektórych mieszkańców Bydgoszczy, wierny pupil od dwóch lat nie potrafi pogodzić się ze śmiercią właściciela i stale wraca na jego grób.
Do Ekostraży trafił nowy podopieczny. Przedstawiciele dolnośląskiej organizacji pożytku publicznego zajmującej się humanitarną ochroną zwierząt informują, że wczoraj, tj. 3 marca otrzymali dramatyczne zgłoszenie ws. rannego dziczka. "Niosę na rękach zakrwawionego młodego dzika - pomóżcie" - tak brzmiała wiadomość wysłana przez osobę, która natrafiła na konające zwierzę. Inspektorzy Ekostraży nie byli w stanie jej zignorować. Od razu wsiedli za kierownicę i ruszyli pod wskazany adres.
Dla pewnego właściciela psa z Żor tegoroczna majówka z pewnością nie należała do udanych. W pierwszy dzień długiego weekendu do jego drzwi zapukali mundurowi oraz inspektorzy organizacji prozwierzęcej celem interwencyjnego odebrania zaniedbanego zwierzęcia. Za doprowadzenie jej do tak fatalnego stanu czekają go spore konsekwencje. W sobotę, 1 maja żorscy policjanci wraz z przedstawicielami Pet Patrol Rybnik wspólnie przeprowadzili interwencję. Zapukali do drzwi 40-letniego mężczyzny.
Jak informuje Obywatelska Gmina Łubianka, przed domem jednego z sołtysów w województwie kujawsko-pomorskim zastano bardzo przykry widok. Mowa o padłej sarnie, której ciało w stanie zaawansowanego rozkładu leży nietknięte zaledwie kilka kroków od publicznej ławki. Dlaczego przez tak długi czas nikt nie zareagował w tej sprawie?Przed kilkoma dniami obok podwórka sołtysa doszło do tragicznego zdarzenia, którego konsekwencje zaniepokoiły przechodniów. Swoimi obawami postanowili podzielić się poprzez nieoficjalną stronę mieszkańców gminy Łubianka.
"Pieskie życie" - to tytuł piosenki, jaką nagrali uczniowie z Gdańska i Gdyni na rzecz czworonożnych podopiecznych lokalnego schroniska. Młodzi aktywiści pragną zwrócić uwagę społeczeństwa na los psich seniorów, którzy na skraju życia nie zawsze otrzymują szansę na doświadczenie miłości i troski ze strony człowieka. Trwający ponad sześć minut utwór porusza kwestie porzucania i adopcji starszych psów, które zwykle nie cieszą się dużym zainteresowaniem schroniskowych gości. Z różnych przyczyn tracą swój dotychczasowy dom i są skazane czekać, aż ktoś zlituje się nad ich losem i wreszcie wyciągnie do nich pomocną dłoń.
Policjanci ze świętochłowickiej komendy zainterweniowali w sprawie hodowli zwierząt należącej do 53-letniego mieszkańca Rudy Śląskiej. Mężczyzna urządził sobie w ogródku zagrodę dla psów, koni, kucy, a nawet świnki wietnamskiej. Zaniedbane, brudne i stłoczone zwierzęta trzymane były w fatalnych warunkach. Czy hodowca odpowie za swoje czyny?Śledczy, zajmujący się zwalczaniem przestępczości gospodarczej uzyskali informację, że na jednym z ogródków w Świętochłowicach dochodzi do zaniedbywania zwierzęta. Funkcjonariusze w asyście służb weterynaryjnych oraz przedstawicieli Urzędu Miasta wkroczyli na teren posesji, a ich oczom ukazał się widok wywołujący dreszcze.
W środę, 28 kwietnia w Cudzynowicach koło Kazimierzy Wielkiej pewna miłośniczka zwierząt natknęła się na reklamówkę pozostawioną nieopodal ścieżki rowerowej. Kobieta zastygła z przerażenia, kiedy dostrzegła, że w środku plastikowej siatki znajduje się martwy pies.O traumatycznym zdarzeniu poinformowała fundacja prozwierzęca Psia Bezdomność na mediach społecznościowych. Przedstawiciele organizacji opublikowali wpis, w którym zamieszczono zdjęcia martwej suczki, najprawdopodobniej kundelka.
Niecodzienna interwencja w Poznaniu. Policjant jadący na służbę do Tarnowa Podgórnego nagle zauważył na drodze małe zwierzę. Mundurowy wstrzymał ruch, aby odłowić malucha.Do zdarzenia doszło w minioną sobotę 24 kwietnia . Małe zwierzę spacerowało po ulicy Dąbrowskiego w Poznaniu.
Bezpańskie zwierzęta i ich opiekunka znaleźli się w katastrofalnej sytuacji. Pani Sylwia, założycielka fundacji RUNA informuje, że pozostał zaledwie miesiąc, nim obecna siedziba azylu zostanie zlikwidowana. Wiadomość, która roznosi się po mediach społecznościowych jest dramatyczna. Czas ucieka, a pieniędzy na pomoc czworonożnym podopiecznym wciąż brakuje. Niebawem ponad 80 stworzeń może stracić swoją bezpieczną przystań - tak głosi komunikat opublikowany na mediach społecznościowych. Pani Sylwia, która poświęciła wszystko, by zajmować się chorymi i niechcianymi zwierzętami, sama znalazła się w potrzebie.
43-latek został zatrzymany przez stróżów prawa z Komisariatu Policji z Kamiennej Góry i Lubawki (woj. dolnośląskie). Mężczyzna poszukiwany listem gończym nie zatrzymał się do kontroli drogowej. W pijackim szale uciekał przed policjantami i niemal wjechał do rzeki. Jak się wkrótce okazało, w bagażniku zamiast substancji psychoaktywnych czy broni przewoził... swojego psa.Policyjny pościg ulicami Dolnego Śląska rozegrał się w niedzielę, 25 kwietnia. Bazując na zdobytych operacyjnie informacjach, funkcjonariusze postanowili zatrzymać do kontroli samochód osobowy marki BMW, którego kierowca miał być osobą poszukiwaną.
Niedawna tragedia wstrząsnęła mieszkańcami Równa na Podkarpaciu. W potoku sięgającym zaledwie do kostek znaleziono ciało młodego mężczyzny. Jak ustalono, zwłoki należą do 27-letniego Andrzeja, który wyszedł na spacer z psem. Jak dotąd okoliczności jego śmiercią pozostają nierozwikłaną zagadką. Wyłącznie czworonożny Ricco wie, co przytrafiło się jego ukochanemu panu.
Równo 3 tygodnie temu cała Polska usłyszała o skandalicznym zachowaniu sołtyski Teresy M. ze wsi Wirki. Kobieta ciągnęła psa za samochodem, chcąc doprowadzić go do posesji, a później rannego wrzuciła do budy. Mieszkańcy wsi, gminy, a także osoby niezwiązane z tym terenem zaczęły się domagać usunięcia Teresy M. ze stanowiska. Okazuje się, że sołtyska nie zamierza jednak tak łatwo się poddać.Wydawało się, że Teresa M. dobrowolnie zrezygnuje ze stanowiska sołtysa wsi Wirki. Tak jednak się nie stało i podejrzana o znęcanie się nad psem wciąż spracuje tę funkcję. Pandemia utrudnia odwołanie sołtysa, ponieważ wskazane jest przeprowadzenie Zebrania Wiejskiego.
Na ulicach Warszawy doszło do nietypowego zdarzenia. Na prośbę Zarządu Zieleni stołeczna policja wstrzymała ruch na Wisłostradzie. Jak się okazało, powodem nieplanowanej akcji była rodzina nurogęsi, która z gracją przeprawiała się przez jezdnię wprost do Portu Czerniakowskiego.W poniedziałek, 26 kwietnia ciąg ruchliwych ulic w Warszawie leżących wzdłuż lewego brzegu Wisły został na moment całkowicie zablokowany przez służby. W tym czasie kierowcy mogli nacieszyć oczy rzadkim widokiem. Dorosła nurogęś oraz 12 piskląt bezpiecznie pokonywało trasę, krocząc przed maskami samochodów.
Więźniowie z Zakładu Karnego w Stargardzie postanowili dobrowolnie wesprzeć zwierzęta w potrzebie i zbudować dla nich nowe budy. Jak tłumaczy jeden z pomysłodawców inicjatywy, schronienia dla zwierzaków są formą zadośćuczynienia za wyrządzoną szkodę. W ostatnich tygodniach więźniowie z województwa zachodniopomorskiego mieli ręce pełne roboty. Praca w pocie czoła i godziny spędzone w warsztacie przyniosły rezultaty, o których z dumą poinformował rzecznik prasowy dyrektora okręgowego Służby Więziennej w Szczecinie mjr Sebastian Matuszczak.
W jednym z mieszkań przy ulicy Spychalskiego w Opolu za zamkniętymi drzwiami rozgrywał się horror niewinnych zwierząt. Pomimo próśb sąsiadów, kobieta mająca pod opieką kilkadziesiąt kotów odmawiała zapisania ich na wizytę u weterynarza, a także nie dawała się przekonać do ograniczenia liczby hodowanych zwierząt. Jak informowaliśmy w ubiegłą środę, właścicielka kotów syjamskich straciła panowanie nad swoimi podopiecznymi. Nie była w stanie kontrolować hodowli ani rozrodu zwierząt, narażając je tym samym na masowe zakażanie bakterią Mycoplasma. W mieszkaniu rozgrywały się potworne sceny. Po licznych próbach wypracowania kompromisu inspektorom opolskiego Towarzystwa dla Zwierząt w asyście policji nareszcie udało się odebrać część przetrzymywanych kotów.
Piękny i młody wilk konał w lesie przez kilkanaście dni. Został schwytany przez kłusownika, który musiał wiedzieć, co dzieje się w jego wnykach. Zwierzę toczyło walkę o życie, ale przy każdej próbie uwolnienia się stalowa linka zaciskała się coraz mocniej. - Pętla ze stalowej linki, zamocowana na niewielkim drzewie, zacisnęła się młodemu zwierzęciu w pasie i przecięła skórę. Przy każdym ruchu wilka wrzynała się coraz głębiej w jego brzuch - docierając aż do kręgosłupa - podało Stowarzyszenie dla Natury "Wilk".
Strażacy ze Strzelec Krajeńskich uratowali psa z pożaru! Do zdarzenia doszło 26 kwietnia zaraz po godzinie 12 w południe. Mundurowi od razu przybyli na miejsce. Zgłoszenie dotyczyło pożaru budynku przy ul. Gdańskiej, w którym miało dojść do wybuchu butli z gazem. Do działań skierowano całą zmianę JRG PSP w Strzelcach Krajeńskich, policję oraz ratowników medycznych.
Emilia Korolczuk z programu "Rolnicy. Podlasie" pochwaliła się nowym członkiem stada. Właśnie przyszedł na świat malutki źrebak, który zachwyca nie tylko swoim wyglądem, ale i oryginalnym imieniem, które otrzymał.Zdjęcie małego źrebaka trafiło do mediów społecznościowych. Internauci są zachwyceni wyborem imienia. "O mamuśku, jakie cudko", piszą.
Rozpoczął się proces przeciwko Jerzemu B., który w bestialski sposób pozbawił psa życia. Mężczyzna okładał zwierzę łopatą, następnie zakopał żywcem. Pomimo szybkiej interwencji świadków, nie udało się uratować czworonoga. Jerzy B. przyznał się do popełnionego czynu, poddając dobrowolnie karze. Podczas piątkowej rozprawy w Sądzie Rejonowym w Lublin - Wschód w Świdniku, prokurator zaproponował skazanie mężczyzny na rok więzienia oraz zakazał posiadania zwierząt na okres 3 lat. Jerzy B. miałby również wpłacić tysiąc złotych na organizację pro zwierzęcą. Prezes Fundacji Ex Lege, która występuje w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy nie zgodziła się na taki wyrok.
Niedawno informowaliśmy o tragedii, która miała miejsce pod Koninem. Z nieznanych przyczyn dwa psy rasy mastif tybetański rzuciły się na mężczyznę, który wszedł na ich teren. 65-latka nie udało się uratować. Policjanci zajęli się wyjaśnianiem sprawy.Początkowo podejrzewano, że psy mogły zadać jedynie powierzchowne obrażenia. Sekcja zwłok ujawniła prawdę.
Suczka rasy husky syberyjski o imieniu Lilu padła ofiarą zwyrodnialca grasującego na osiedlu w Nowej Soli. Zwierzę w ciężkim stanie trafiło do lecznicy, gdzie wykonane zdjęcie rentgenowskie żołądka ujawniło straszną prawdę. Pupil podczas spaceru omyłkowo skonsumował mięso, w które ktoś powtykał gwoździe. Suczka otarła się o śmierć. Zjadła nafaszerowaną gwoździami wędlinę, które utkwiły w jej żołądku i jelitach. Na szczęście pies nie zdążył połknąć ich wszystkich. Pani Paulina w porę zainterweniowała i natychmiast udała się do gabinetu weterynaryjnego.
Suczka przez 14 lat ani razu nie zaznała miłości, opieki, troski oraz ciepła. Właściciel nie interesował się swoim zwierzęciem, co doprowadziło do katastrofy. Pies po wielu latach zaniedbań przestał przypominać swój gatunek. Zmienił się wielką kulkę kłaków. Pies interwencyjnie został odebrany przez aktywistów z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Kiedy zaczęto badać zwierzę, okazało się, że tony kołtunów to niejedyny problem.
Jak podawaliśmy pod koniec marca, od 10 kwietnia weszło w życie rozporządzenie rządu z 26 marca 2021 r., dotyczące zmiany wysokości grzywien za niektóre wykroczenia. Od ubiegłej soboty za spacer z czworonogiem w miejscu publicznym i nie tylko możemy zapłacić mandat w wysokości nawet kilkuset złotych.Oczywiście kara grozi nam tylko wtedy, jeśli nie spełnimy wymagań, które nakładają na nas nowe przepisy. Podpowiadamy, o jakie regulacje chodzi i jak uniknąć konfliktu z prawem.
Legnicka policja poinformowała o przerażającym odkryciu w jednym z mieszkań przy ul. Gwiezdnej. Jak relacjonują, wczoraj tj. 21 kwietnia dyżurny operacyjny Straży Miejskiej otrzymał drogą telefoniczną zgłoszenie od przerażonej kobiety. Legniczanka znalazła w łazience półtorametrowego gada ukrytego na półce z kosmetykami. Młodszy inspektor Wojciech Nawojczyk ze straży miejskiej opowiedział w rozmowie z Radio Wrocław o nietypowej i bardzo niebezpiecznej interwencji, która niejednego przyprawiłaby o ciarki.
Na początku 2017 roku organizacja Pogotowie dla Zwierząt przeprowadził jak dotąd największą likwidację pseudohodowli zwierząt w Polsce. Rozmnażane na potęgę psy i koty żyły w fatalnych warunkach pozbawione podstawowej opieki medycznej. Ich właściciele zostali aresztowani i stanęli przed sądem. Choć nie przyznawali się do popełnionego przestępstwa, po blisko 4 latach toczącego się procesu wreszcie zapadł prawomocny wyrok w ich sprawie. Na terenie posesji w Dobrczu hodowane były buldożki francuskie, yorki, maltańczyki, owczarki border collie, bulteriery, shih tzu oraz koty norweskie. Zanim nadszedł ratunek, około 170 zwierząt przetrzymywanych było w ciemnościach, gdzie brodziły we własnych odchodach. Żyły w klatkach lub skrzyniach, pozostając bez niczyjej opieki.