Za oknem piękna pogoda, ciepło dopisuje. Chociaż to dobre warunki na wypoczynek, trzeba pamiętać, że upały mogą zagrażać życiu i zdrowiu. Temat jest szeroko znany, a jednak śmiertelne wypadki nadal się zdarzają. Zobacz, jak postępować w przypadku, kiedy zobaczysz, że życie dziecka lub pupila jest zagrożone.Jak co roku policjanci i media apelują, żeby pod żadnym pozorem nie zostawiać dzieci ani zwierząt samych w rozgrzanym aucie. Jeśli natkniesz się na taki pojazd, ważna jest pilna reakcja. Jeśli będziesz wiedział, jak postąpić, możesz uratować komuś życie.
Bartosz Żukowski to aktor, który szerszej publice dał się poznać głównie poprzez rolę Waldka Kiepskiego w hitowym serialu Polsatu “Świat według Kiepskich”, jednakże na swoim koncie ma również role w innych produkcjach. Występuje też na deskach teatrów. Nie wszyscy jednak zdają sobie sprawę, czym zajmuje się po godzinach. Artysta od lat angażuje się w pomoc zwierzętom i staje w obronie tych, którzy nie mogą się bronić sami.Odtwórca roli Waldka ze “Świata według Kiepskich” zdradził, że aktorstwo to nie wszystko, czym zajmuje się na co dzień. Na przestrzeni lat brał udział w akcjach promujących adopcję psów ze schronisk. Z kolei w jednym z wywiadów wyznał, że nie straszne mu smród, bród i odchody, gdy w grę wchodzi ratowanie najbardziej potrzebujących stworzeń.
Pracownica Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt EKOSTRAŻ z Wrocławia rozpoczęła dzień zaskakującym znaleziskiem. Zupełnie przypadkiem, podczas rutynowych czynności porządkowych natknęła się na plastikowy worek. Zwrócił jej uwagę, bo leżał w miejscu, w którym nie powinno go być. Okazało się, że to, co jest w środku, w żadnym stopniu nie przypomina śmieci. Wręcz przeciwnie, uwięziona w nim była żywa istota.Zwierzęta podrzucane pod siedziby jednostek zajmujących się ratowaniem stworzeń w potrzebie nie są niestety nagminnym zjawiskiem. Jednak ten przypadek mógł skończyć się bardzo tragicznie.
Nazwali ją Trzecia, bo do handlarza przyjechała z dwoma końmi, których nie udało się uratować. Zwiedziła pół świata, urodziła gromadkę źrebiąt, których nie dane było jej wychować. Była krzywdzona przez ludzi, zmuszano ją do ciągnięcia sań i bryczek. Do Polski przybyła, żeby zginąć. Handlarz postawił im ultimatum – albo zapłacą, albo koń trafi do rzeźni. To znana Fundacji Centaurus praktyka. Zadatek już zapłacili. W krótkim czasie muszą zebrać jeszcze 5 tysięcy złotych, żeby pokryć koszty odkupienia konia. Zegar tyka, a zwierząt, które potrzebują pomocy jest wiele. Chociaż kwota nie jest zawrotna, jako mała fundacja muszą wybierać, które zwierzęta ocalić, a które będą skazane na śmierć.
Wiele ludzi nie wie, że na terenie Polski naturalnie występującym gatunkiem jest chomik europejski (Cricetus cricetus). Niestety, populacja tego gatunku zmniejsza się w zastraszającym tempie. Główną przyczyną tej sytuacji jesteśmy my, ludzie. Największym zagrożeniem dla małych zwierząt są nie tylko samochody. Równie niebezpieczne okazują się być kolizje rowerowe. Dowodem tego jest martwy chomik znaleziony w okolicach ścieżki w Lublinie.Chomiki należą do bardzo sprytnych, a zarazem płochliwych gryzoni. Dlatego mało kto ma okazje podziwiać te piękne zwierzęta na wolności. Pomimo swojej zwinności okazuje się, że nie zawsze udaje im się umknąć przed jednośladami nieostrożnych rowerzystów.
Z informacji inspektorów Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt wynika, że dwudziestokilkuletni wojskowy nie zamierzał ratować należących do niego zwierząt. Aż trudno uwierzyć w to, że młoda osoba patrzyła na cierpienie psów w typie labradorów, nie podejmując żadnego działania. Jeden z nich miał okropnie poranioną szyję od wrastającej obroży, natomiast drugi cierpi z powodu ogromnego guza w pyszczku. Choć wydawać by się mogło, że młodzi ludzi są bardziej obowiązkowi w kwestii opieki nad zwierzętami, niestety ten przypadek ukazał, że nie zawsze tak jest. Jedna z ostatnich interwencji, którą w social mediach pokazali inspektorzy z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, mocno chwyta za serce nie tylko miłośników czworonogów.
Facebookowy profil Nadleśnictaa Baligród to prawdziwa skarbnica wiedzy dla wszystkich miłośników flory i fauny. Leśnicy dbają o to, aby ich odbiorcy nie mogli narzekać na nudę. Tym razem pokazali, jak wygląda “bieszczadzki smok”. Te zwierzęta będą teraz coraz częściej pojawiały się na jezdni, dlatego warto zachować szczególną ostrożność.W komentarzach pod wpisem na facebookowym profilu Nadleśnictwa Baligród opublikowano zdjęcie mieszkańca tamtejszych rejonów. Leśnicy przy okazji poruszyli również bardzo ważną kwestię odnośnie poruszania się samochodami po drogach, gdzie stworzenia te mogą występować.
Niedawno Iga Świątek po raz trzeci sięgnęła po wygraną w prestiżowym turnieju Rolanda Garrosa. Utalentowana polska tenisistka jest na ustach wszystkich miłośników sportu na całym świecie. Zupełnie nie ma się co dziwić, bo kolejne sukcesy, jakie osiąga w swojej karierze, tylko potwierdzają jej wielki talent. Okazuje się, że motorem napędowym do działania jest miłość do zwierząt, a zwłaszcza kotów.Choć Iga Świątek nie ucieka od rozmów z dziennikarzami, a nawet sama chętnie wdaje się w dyskusje z internautami w swoich social mediach, znacznie częściej zamykają się one w tematyce sportowej. Okazuje się jednak, że tenisistka opowiedziała o wyjątkowym członku rodziny, który totalnie skradł jej serce. Tego mogą o niej nie wiedzieć nawet najwierniejsi fani.
Psy współpracujące z policją niejednokrotnie udowadniały, że świetnie radzą sobie na służbie. W zależności od wyszkolenia zajmują się konkretnymi zadaniami. Kałam to czworonożny funkcjonariusz ze Szczecina. Kolejny raz udowodnił, że jego pomoc jest niezbędna.Czworonogi pełniące służbę w policji są szkolone między innymi pod kątem tropienia, patrolowania, wyszukiwania śladów narkotyków oraz do pracy w miejscach katastrof. Już nie jeden raz te mądre zwierzęta przyczyniły się do uratowania komuś życia. Podobnie było i w tym przypadku, gdy zaginął starszy mężczyzna.
Malutki, ledwo żywy szop pojawił się na ganku domu. Był odwodniony i skrajnie wychudzony. Można było policzyć mu wszystkie żebra. Bez pomocy nie przeżyłby do rana. Przedstawiciele Ekostraży nie mają wątpliwości, że jego mama padła ofiarą człowieka. Mimo silnego osłabienia, już nawiązał pierwszą przyjaźń z przedstawicielem innego gatunku.Na ganku domu pod Niemczą w województwie dolnośląskim pojawił się mały szop. Właściciel budynku natychmiast zadzwonił po Ekostraż. Zwierzę było w dramatycznym stanie. Wolontariusze musieli zawalczyć o jego życie.
Pod opiekę Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt trafił kot w bardzo ciężkim stanie. Niestety to kolejny przypadek, kiedy niewinne zwierzę pada ofiarą przemocy człowieka. W tym przypadku oprawca najprawdopodobniej był pod wpływem alkoholu. Walka o jego życie trwa, jednak zdecydowanie nie będzie łatwa.Zdajemy sobie sprawę, że widok tego kota, którego starszy mężczyzna wyrzucił z trzeciego piętra, poruszy nie tylko wielbicieli mruczków. Zwierzę nabawiło się okropnych obrażeń, a sposób, w jaki miał się tłumaczyć jego właściciel, w żadnym wypadku nie daje mu przyzwolenia na takie traktowanie niewinnej istoty.
Sebastian Karpiel-Bułecka pokazał, jaką budę przygotowano dla psa mieszkającego na Podhalu. Po zdjęciach, które piosenkarz opublikował w swoich social mediach, internauci ocenili, że czworonóg żyje w karygodnych warunkach. Nie trzeba było czekać długo na reakcję zarówno ze strony internetowej społeczności, jak i organizacji pro-zwierzęcych.Nie od dziś organizacje działające w obronie praw zwierząt apelują o zaprzestanie przetrzymywania psów na łańcuchach. Niestety wciąż trafiają się nieodpowiedzialni opiekunowie, którzy nic nie robią sobie z cierpienia czworonogów i ograniczania im życia, czym niewątpliwie jest funkcjonowanie na kilkumetrowej uwięzi. Okazuje się, że w podobny sposób traktuje się zwierzęta na południu Polski, czemu przyklaskuje Sebastian Karpiel-Bułecka.
Co prawda obecność dzikich zwierząt w lesie nie powinna nikogo dziwić, jednak turyści, którzy w ostatnim czasie pokonywali szlak prowadzący do Morskiego Oka, stanęli jak wryci. Całą sytuację udało się uwiecznić jednej z tiktokerek, która akurat była obecna na miejscu.Jakiś czas temu wspominaliśmy o uroczych niedźwiadkach, które pojawiły się w Dolinie Kościeliskiej. Ich zdjęcie, które udostępniła w sieci turystka, cieszyło się dużym zainteresowaniem wśród internautów. Teraz sytuacja się powtórzyła, choć tym razem miała miejsce na szlaku prowadzącym do najpopularniejszego jeziora w Tatrach.
Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Avi" w swoich social mediach podzieliło się historią i drastycznymi zdjęciami, potrąconej przez samochód, ciężarnej sarny. Uderzenie było tak mocne, że zwierzę wylądowało w rowie. Jednak siła spowodowała, że rozerwały się jego powłoki brzuszne, a na drogę wypadły dwa maluchy.Sprawcy oddalili się z miejsca zdarzenia, jednak los zwierząt nie pozostał obojętny nadjeżdżającym rowerzystom. Ostrzegamy, że zdjęcia załączone do artykułu zdecydowanie nie nadają się dla osób szczególnie wrażliwych na krzywdę zwierząt oraz drastyczne sceny.
Problem umęczonych koni, które pokonują trasę na Morskie Oko z bryczkami załadowanymi turystami, powraca co sezon jak bumerang. Choć wiele organizacji pro-zwierzęcych walczy o poprawę ich losu, osób chętnych na przejażdżki wciąż nie brakuje. Redaktorka Interii wybrała się w góry, aby spytać turystów, co sprawia, że decydują się na skorzystanie z oferty fiakrów. Niektóre odpowiedzi sprawiają, że można złapać się za głowę.Niejednokrotnie odpowiednie instytucje przeprowadziły już badania, z których jasno wynikało, że koniec ciągnące bryczki są przeciążane. Wręcz odwrotnie sprawę przedstawiają właściciele zwierząt, a nawet Tatrzański Park Narodowy.
Turyści w Tatrach mieli ostatnio okazję na niecodzienne spotkanie z mieszkańcami tamtejszych lasów. Na drodze w Dolinie Kościeliskiej pojawiły się młode niedźwiedzie. Nie wszyscy zdawali sobie sprawę, że całej sytuacji z odległości przygląda się ktoś jeszcze.Choć młode niedźwiadki ze zdjęcia są niewątpliwie bardzo urocze, nie można zapominać, że wciąż pozostają dzikimi zwierzętami. Wszystko wskazuje na to, że udostępnione zdjęcia zostały wykonane z bezpiecznej odległości i ani ludzie, ani mieszkańcy lasu nie poczuli się zagrożeni.
Strażacy, którzy przyjechali do szkoły, na pewno na długo zapamiętają to wezwanie. Taka sytuacja nie zdarza się rzadko i chociaż sprawa była poważna, a dzieci przerażone, nie sposób nie być rozbawionym. Wspólnymi siłami Ochotniczej Straży Pożarnej z Gądkowa Wielkiego i strażaków z Sulęcina, udało się w końcu schwytać niesfornego uciekiniera.Sytuacja miała miejsce 1 czerwca w Dzień Dziecka. Do szkoły podstawowej w Gądkowie Wielkim w Lubuskiem postanowił przyjść… ptak emu. Chociaż pewnie nie miał złych zamiarów, personel placówki wezwał strażaków, żeby pozbyli się niechcianego jegomościa.
Ostatnio internet obiegło nagranie, na którym plażę w Gdyni odwiedzają nietypowe zwierzęta. Wczasowicze nie spodziewali się, że ich wypoczynek przerwie… rozpędzone stado dzików. Chociaż to niecodzienny widok, nie był to pierwszy incydent z udziałem tych zwierząt nad morzem.Liczyli na spokojny wypoczynek, ale los spłatał im figla. Wczasowicze na pewno nigdy nie zapomną tego zdarzenia. Nikt nie mógł przewidzieć, że plażową sielankę przerwie rozpędzona rodzina dzików. Na nagraniu wideo naliczyć można kilkanaście osobników. I chociaż nic złego tym razem się nie stało, ludzie coraz bardziej obawiają się spotkań z dzikiem w mieście.
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt nie raz pokazywał już, do jak tragicznego stanu ludzie doprowadzają zwierzęta. Jednakże takiego okropieństwa nie widzieliśmy dawno. Podczas jednej z ostatnich interwencji odebrano psa w typie owczarka niemieckiego, który “gnił żywcem”. Serce pęka na milion kawałków od samego patrzenia.Trudno sobie wyobrazić, co czuje ten wychudzony, skołtuniony, poraniony pies, który z trudem może wykonać jakikolwiek ruch ze względu na ból. Interwencja nie obyła się bez komplikacji, a osoby, które, jak twierdzą, pełniły nad nim opiekę, nie widziały w całej sytuacji nic złego. Zaznaczamy, że udostępnione materiały zdecydowanie nie nadają się do oglądania przez osoby szczególnie wrażliwe.
Ptyś to młody konik polski, na którego natknęła się założycielka Fundacji “Koniki Moniki”. Kiedy zobaczyła go po raz pierwszy, stał w ciemnym boksie u handlarza. Gołym okiem było widać, że nigdy nie poznał, czym jest miłość ze strony człowieka. Wydawać by się mogło, że pogodził się już ze swoim losem, jakim jeśli nic nie zrobi kobieta, jest śmierć.Koń ma zaledwie kilka lat, przed nim wydawać by się mogło jeszcze wiele czasu, w którym mógłby zrozumieć, że nie wszyscy ludzie są tak bezduszni. Istnieje tylko jedno “ale”, potrzeba pieniędzy, aby wykupić go i zapobiec oddaniu do rzeźni.
Na warszawskiej Starówce kwitnie “biznes” polegający na wykorzystywaniu zwierząt do celów rozrywkowych. W pobliżu placu Zamkowego pojawiają się ludzie pobierał datki od turystów za zdjęcia z wystraszonymi stworzeniami. Niedawno media obiegła informacja o interwencji w sprawie dręczonych sów, a tym razem stołeczna Straż Miejska zainteresowała się fotografowanym szopem praczem i gołębiami pawikami.Mężczyzna, który przetransportował gołębie i szopa pracza na Starówkę, zupełnie nic nie robił sobie z tego, że są nie tylko zaniedbane, ale i mocno przestraszone. Miał jeden cel - zarobek na turystach.
Wiele osób za sprawą szkolnej lektury zna opowieść o psie, który jeździł koleją. Okazuje się, że podobne zjawisko zaobserwować mogą podróżujący Pomorską Koleją Metropolitalną. Rudy kot o imieniu Rysiu co prawda dosłownie pociągami nie jeździ, jednak jest stałym bywalcem stacji kolejowej. Przebywa tam nie z byle powodu.Wszystko dzieje się na gdańskim przystanku Firoga. O nietypowej sytuacji w swoich social mediach poinformowała sama Pomorska Kolej Metropolitalna. Wystarczy, że pociąg odjedzie, a kot wraca do domu. Po co tak naprawdę przychodzi na stację?
Śmierć Kacpra Takielego wstrząsnęła nie tylko fanami sportu. Wszystkich zasmuciła wieść o odejściu partnera Justyny Kowalczyk, z którym wspólnie wychowywała synka Hugo. Nawet w tak trudnych okolicznościach wdowa po alpiniście nie zapomniała o bezgranicznej miłości męża do zwierząt i przed ceremonią pożegnalną zaapelowała do wszystkich żałobników, aby nie wydawali pieniędzy na znicze i kwiaty, lecz przeznaczyli je na szczytny cel.Nie wszyscy wiedzą, że zmarły niedawno wspinacz Kacper Tekieli, prywatnie mąż Justyny Kowalczyk był miłośnikiem zwierząt. Z uwagi na to, że wielokrotnie wspomagał fundacje pomagające czworonogom, wraz z jego pogrzebem zorganizowano zbiórkę darów. Zasiliła ona placówkę z jego rodzinnych stron zapewniającą bezdomnym, często schorowanym istotom lepszy los.
Pod opiekę Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt trafił owczarek szkocki, którego cierpienie inspektorzy mogli nie tylko zobaczyć na własne oczy, ale i usłyszeć. Pies zawodził z ogromnym bólem, a wycieńczenie nie pozwalało mu się utrzymać na nogach o własnych siłach.Właściciele porzucili konającego z bólu psa na odludziu, by tam odszedł i nikt nie usłyszał jego wycia. “Czyżby moda na psa z filmu „Lassie” się skończyła?” - pytają ironicznie inspektorzy z DIOZ. Udostępnione przez nich materiały zdecydowanie poruszą serca osób szczególnie wrażliwych na krzywdę zwierząt.
Szpitalny Oddział Ratunkowy w szpitalu Uniwersyteckim nr 2 im. Biziela w Bydgoszczy ma nowego pracownika. I to dość nietypowego, ponieważ ma cztery łapki, mięciutką sierść i uwielbia bawić się swoimi zabawkami. Luna to psi terapeuta, który dołączył do zespołu placówki.Wątpliwości nie podlega fakt, że praca w szpitalu jest jedną z najbardziej odpowiedzialnych i stresujących pośród wszystkich profesji. Dzięki Lunie lekarze i pielęgniarki będą mieli okazję zrelaksować się podczas przerwy i odetchnąć w trakcie nawet ciężkiego dyżuru.
Do niecodziennych zdarzeń doszło w Oświęcimiu. O całej sprawie poinformowała jedna z miejscowych myjni samochodowych, która udostępniła w sieci mrożący krew w żyłach filmik z monitoringu. Nie ma się co dziwić, że nagranie mocno rozdrażniło wszystkich miłośników zwierząt. Bowiem opiekun psa zdecydował się zafundować czworonogowi tam kąpiel.Nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że taka sytuacja nigdy nie powinna mieć miejsca. Niewielki pies został potraktowany wodą pod dużym ciśnieniem, do której dodaje się substancje chemiczne. Trwają poszukiwania nieodpowiedzialnego opiekuna.
Fundacja Azyl dla Królików w swoich social mediach poinformowała o interwencji, która miała miejsce pod Kielcami w województwie świętokrzyskim. Pilnej pomocy potrzebowało prawie 30 zwierząt, które za sprawą zaniedbania przez hodowcę znajdowały się w tragicznym stanie.Każde zwierzę to szereg obowiązków, które w momencie jego nabycia powinien zobligować się, wypełniać właściciel. Niestety głosy o skrajnych zaniedbaniach nie milkną od lat. Podobnie stało się w województwie świętokrzyskim, gdzie kilkadziesiąt królików w różnym wieku cierpiało przez nieodpowiedzialnego hodowcę.
Za pośrednictwem social mediów przedstawiciele Słowińskiego Parku Narodowego pochwalili się, kto wybrał się na plażę nad Morzem Bałtyckim. Choć coraz cieplejsza temperatura zachęca turystów do plażowania, tym razem prawdziwą furorę zrobiły dzikie zwierzęta, które najwyraźniej naszła ochota, by się schłodzić.W sobotę 27 maja br. wszyscy spacerujący lub wygrzewający się w promieniach słońca na plaży w Słowińskim Parku Narodowym mieli okazję zobaczyć nietypowych gości prosto z lasu. Choć ostatnimi czasy zdecydowanie zbyt często są to dziki, tym razem na kąpiel w Bałtyku zdecydowały się łosie.