Majowy dzień, słońce wreszcie przebija się przez chmury, a tłumy spacerowiczów wyszły na ulice Lublina. Na deptaku żebrzące dziecko ze szczeniaczkiem, które wyglądało na odurzone środkami farmakologicznymi. Właściciel zwierzęcia prosi o wsparcie, ale przyjmuje wyłącznie pieniądze. Nielegalnemu procederowi kres położyli przedstawiciele fundacji Ex Lege w asyście policji.Osoby kalekie, niepełnosprawne, matki z dziećmi, a czasem i pozostawione same sobie maluchy żebrzące po pieniądze. Taki obrazek to nie nowość, ale zjawisko nasila się z roku na rok. Części z nich towarzyszą psy, oczywiście szczeniaczki, gdyż to właśnie nieporadne psie maluchy wzbudzają w nas odruchy serca oraz politowanie.
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt za pośrednictwem mediów społecznościowych pokazał nowego podopiecznego. Niedawna interwencja ukazała, jak bezduszni potrafią być ludzie w stosunku do zwierząt. Tym razem właścicielka suczki zaniedbała pupilkę do tego stopnia, że z jej brzucha zwisał guz wielkości piłki do koszykówki. Przed zwierzakiem poważna operacja ratująca życie.DIOZ nie po raz pierwszy pokazuje, jak okropnie zaniedbane i cierpiące zwierzęta trafiają pod ich opiekę. Tym razem sunia, która została odebrana podczas interwencji, miała pod skórą ogromną zmianę nowotworową. Niestety, jak się okazało później, nie był to jedyny z problemów zdrowotnych zwierzęcia.
Lusia, niegdyś Princesska, to niewielka sunia, która trafiła pod skrzydła organizacji OTOZ Animals. Wiele wskazuje na to, że porzucił ją ówczesny właściciel. W nocy panowały niesprzyjające warunki pogodowe, padał deszcz i była wyjątkowo niska temperatura. Gdyby nie pomoc ze strony ratowników, najprawdopodobniej nie przeżyłaby. Teraz udostępniono zdjęcia obrazujące, jak ogromną metamorfozę przeszła. W końcu doświadczyła, czy jest prawdziwa miłość opiekuna.Stan suni, kiedy trafiła do OTOZ Animals, był zatrważający. Niewielki pies w typie yorkshire terriera bardzo cierpiał, aczkolwiek doczekał się szczęśliwego zakończenia smutnej historii. Lusia miała naprawdę wiele szczęście, że trafiła na ludzi o dobrych sercach, którzy nie pozostali obojętni na jej ból.
Tegoroczna majówka przyciągnęła tłumy w polskie góry. Niestety niektórzy turyści, zamiast samodzielnie pokonywać wyznaczone szlaki, a wśród nich ten prowadzący nad Morskie Oko, decydują się skorzystać z bryczek konnych. Choć korzystanie z usług górali jest ganione od lat, gdyż sposób, w jaki traktują zwierzęta pozostawia wiele od życzenia, haniebny proceder trwa w najlepsze. Tłumy nadal ustawiają się w gigantyczne kolejki. Kontrowersje wokół bryczek konnych wykorzystywanych do transportu turystów na szlakach górskich nie milkną od lat. Niestety niektórzy turyści wciąż nie widzą nic złego w wysiłku ponad miarę, jaki nierzadko towarzyszy tym zwierzętom. Trasa na Morskie Oko jest jedną z najczęściej przez nich pokonywanych z niemałym obciążeniem.
Krajowa Administracja Skarbowa poinformowała o sytuacji, jaka miała miejsce w Dorohucku - polskiej wsi, która graniczy z Ukrainą. Gdy Oddział Celny kontrolował bagaże w autokarze, okazało się, że Ukrainka miała przy sobie przedmioty, które nigdy nie powinny znaleźć się w jej posiadaniu. Wobec kobiety wszczęto postępowanie karne, a przemycane koralowce zostały przez mundurowych przejęte. Nastał czas masowych wyjazdów Polaków na egzotyczne wyprawy wakacyjne, a zgodnie ze zwyczajem wskazane jest przywiezienie pamiątki z dalekich zakątków świata. Kobieta pochodzenia ukraińskiego być może chciała jedynie zaopatrzyć się w upominek, jednak na mocy Konwencji Waszyngtońskiej popełniła przestępstwo.
Sąd Rejonowy w Białymstoku rozpoczął proces 48-letniego Andrzeja G., który usłyszał zarzuty za wyrzucenie psa przez balkon z czwartego piętra. Szczeniak należał do jego brata, który wraz z żoną zdecydował się na niego ze względu na niepełnosprawne dziecko. Na szczęście zwierzę przeżyło, jednak z konsekwencjami okropnego potraktowania przez pijanego mężczyznę zmaga się do dziś.Pies trafił do rodziny niedługo po tym jak u dziecka brata oskarżonego zdiagnozowano ADHD. Zwierzę miało wpierać chłopca, aby lepiej się rozwijał. Po upadku z 4. pięta rozpoczęto walkę o jego życie. Dzięki natychmiastowej interwencji udało się go uratować i zapewnić mu lepszą przyszłość.
Niestety tegoroczny weekend majowy rozpoczął się w tragiczny sposób w Zoo Safari Borysew. W nocy z czwartku na piątek, 28 maja br. na jego terenie wybuchł pożar. O życie zwierząt uwięzionych w płomieniach walczyło aż 5 zastępów straży pożarnej. Ogród poinformował, że nie wszystkie z nich udało się uratować.Ogień rozprzestrzenił się w budynku, w którym znajdowały się małpy i papugi. Z uwagi na to, że kondygnacja była drewniana, płomienie szybko się rozprzestrzeniły. Zamknięte w nim na noc zwierzęta nie miały szans na ucieczkę.
Trzy tygodnie temu pracownicy Pałacu Ostromecko rozpoczęłi poszukiwania kota o imieniu Gruby, który był stałym bywalcem posiadłości. Pewnego dnia zwierzę po prostu przestało pojawiać się na terenie kompleksu, co wyraźnie zaniepokoiło personel. Od razu rozwieszono plakaty zawiadamiające o jego zaginięciu, a informacje te udostępniono także w sieci. W to, jak skończyły się poszukiwania, aż trudno uwierzyć.Gruby to pupil nie tylko personelu pałacu, ale także odwiedzających go turystów. Kot rozkochał w sobie wszystkich, a więc nie ma się co dziwić, że jego zaginięcie zaniepokoiło tak wiele osób. Po trzech tygodniach przekazano wieści o szczęśliwym zakończeniu poszukiwań. Jedno jest pewne - takiego finału nikt się nie spodziewał.
Organizacja Compassion Polska w swoich social mediach poruszyła kwestię świń i ich traktowania w hodowli. Udostępniony materiał, który ukazuje ich smutną rzeczywistość nosi tytuł “Uwolnij matki z klatki”. Kampania ta ma na celu ukazać, w jaki sposób hodowcy traktują zwierzęta i widzą w nich nie żywe stworzenie, a jedynie źródło zarobku.Wiele organizacji od lat porusza kwestię przerażających warunków, w jakich hodowcy przetrzymują i traktują w niewłaściwy sposób zwierzęta. Jednym z gatunków, o który walczy Compassion Polska są świnie. Ty razem chcąc dotrzeć do jak największej grupy odbiorców, posłużyli się zatrważającymi nagraniami z ich życia.
Niewątpliwie wybór imienia dla nowo narodzonego członka rodziny to bardzo trudne zadanie. Świeżo upieczeni rodzice muszą bowiem zdecydować, jak do ich dziecka będą zwracać się wszyscy już przez resztę jego życia. Niekiedy jednak silą się na przesadną oryginalność. Przykładem może być małżeństwo z Krakowa, które zwrócili się do kierownika Urzędu Stanu Cywilnego z prośbą o nadanie dziecku imienia inspirowanego zwierzętami.Pewne małżeństwo z Krakowa, gdy powitało na świecie syna, wpadło na nietypowy pomysł - postanowiło nazwać malucha nazwą powszechnie lubianego zwierzątka domowego. Jak się jednak okazało, nadanie dziecku unikatowego imienia to znacznie trudniejsza procedura, niż mogłoby się wydawać. Niestety w przypadku rodziców tego chłopca nie wszystko poszło zgodnie z planem.
Pod opiekę Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt trafił pokiereszowany kot. Wszystko wskazuje na to, że zwierzę ucierpiało w wyniku potrącenia przez samochód, jednak sprawca nie udzielił mu pomocy. Obrażenia, jakie zaznało w wypadku, są nie tylko bardzo drastyczne, ale i przysparzają mu wiele bólu. Inspektorzy przekonują, że to nie pierwsza i nie ostatnia ofiara wypuszczania kotów na terenie miasta.Kot, który trafił do DIOZ ma połamaną żuchwę, przez co samodzielne jedzenie na razie wykracza poza jego możliwości. Straszny widok i jeszcze gorsze konsekwencje stanowi wypadnięcie gałki ocznej. Trudno sobie wyobrazić jak ogromny ból czuje, biorąc pod uwagę, jaki dyskomfort sprawia nawet najmniejsze ciało obce w oku.
Komenda Powiatowa Policji w Opocznie poinformowała o nietypowym zdarzeniu, w jakim interweniowali patrolujący teren funkcjonariusze. W miejscowości Kraszków podszedł do nich zakrwawiony mężczyzna z siekierą w rękach, który poprosił o pomoc. Jak się okazało, w bójce udział wzięło dwóch seniorów. Jej powodem był niewyjaśniony konflikt sprzed lat dotyczący psa.Konflikt pomiędzy 71- i 80-latkiem był na tyle zażarty, że nie skończył się jedynie na potyczce słownej. W ruch poszła również siekiera, którą emeryci ranili siebie nawzajem. Powodem ich nerwów okazał się nierozwiązany spór sprzed lat, w którym między innymi chodziło o psa.
Funkcjonariusze warszawskiej straży miejskiej wzięli udział w nietypowej interwencji. Spacerowiczka z lasu zawiadomiła ich, że w trawie leży maleńka wiewiórka, która najprawdopodobniej wypadła z gniazda lub zgubiła swoich rodziców. Zwierzę było jeszcze naprawdę bardzo młode, a bez pomocy Ekopatrolu najprawdopodobniej by nie przeżyło.Uwagę spacerowiczki przykuło małe stworzenie leżące w trawie na dzielnicy Wawer w Warszawie. Kobieta przechadzała się po lesie nieopodal ulicy Rejowickiej i Ciekawej, gdy nagle zdała sobie sprawę, że znalazła młodą wiewiórkę leżącą w trawie. O wszystkim powiadomiła straż miejską.
Czarny kot o imieniu Indiana Bones to prawdziwa gwiazda w sieci. Nie da się ukryć, że na co dzień mieszka w naprawdę zaskakujących okolicznościach - pośród szkieletów i czaszek. Warto zaznaczyć również, że pełni tam bardzo ważną funkcję. Work-life balance to jego drugie imię.Indiana Bones trafił ze schroniska dla bezdomnych zwierząt prosto do Muzeum Osteopatii w Oklahomie, chociaż nawet nie wysłał CV. Jego imię to sprytne nawiązanie do eksponatów, które sięgają prehistorycznym czasów. Teraz kot przyciąga więcej odwiedzających, niż zgromadzone tam eksponaty.
Ekostraż we Wrocławiu rocznie ratuje setki chorych, rannych i osłabionych jeży, Niestety wielu kierowców nie zważa na drogach na przechodzące kolczaste stworzenia. W konsekwencji zwierzęta giną pod kołami albo dogorywają na poboczu, zaś w najlepszym wypadku walczą o życie w lecznicach. Publikując drastyczne zdjęcia z ostatnich interwencji, organizacja zwraca uwagę na opłakany los chronionego gatunku. Wkrótce jeże mogą całkowicie wyginąć.Niestety to nie pierwszy raz, gdy weterynarze musieli walczyć o życie jeża znalezionego z obrażeniami świadczącymi o potrąceniu przez auto. Takie sytuacje mają miejsce co roku w cieplejszym sezonie, zwłaszcza po zmroku. Niemal każdego dnia można natknąć się na rozjeżdżane przez samochody jeże.
Ekostraż z Wrocławia poinformowała o sprawie psa porzuconego w lesie. Wszystko wydarzyło się nieopodal miejscowości Łęg (woj. dolnośląskie). Zwierzę uwięzione w starej pralce znalazła spacerowiczka naprzeciwko fabryki Toyota Motor. Gdyby nie kobieta przechadzająca się w okolicy, pies najpewniej nie zostałby przez nikogo odnaleziony na czas.Spacerowiczka podczas przechadzki usłyszała cichutkie skomlenie. Po chwili zorientowała się, że pochodzi ze starej wyrzuconej pralki. Okazało się, że w jej środku znajduje się przerażony pies. Ekostraż domyśla się, że oprawca miał w swoim zachowaniu tylko jeden cel.
“Ekopatrol” straży miejskiej w Swarzędzu (woj. wielkopolskie) otrzymał wezwanie ws. zaniedbanego psa. Nikt nie spodziewał się jednak, że zwierzę jest w tak ciężkim stanie. Czworonóg był nie tylko skrajnie wychudzony i brudny, ale także wprost roiło się na nim od pasożytów.Strażnicy odebrali psa, po czym przetransportować go do kliniki weterynaryjnej. Tam niemal od razu został poddany operacji. Choć wiedzieli, że jego stan jest bardzo ciężki, nie spodziewali się, że los czworonoga zakończy się w taki sposób.
Nadleśnictwo Białowieża za pośrednictwem swoich social mediów poinformowało o niecodziennym odkryciu, jakiego dokonali na swoim terenie. Otóż w tamtejszym lesie przedstawiciele Lasów Państwowych znaleźli trociniarkę czerwicę, która szokuje nie tylko swoim wyglądem, ale i rozmiarem.Cossus cossus została zauważona w lesie podczas patrolowania terenu przez jednego z pracowników Lasów Państwowych. Jej pojawienie się okazało się dla niego tak zaskakujące, że postanowił uwiecznić rzadko spotykany okaz na zdjęciu. Teraz trociniarka czerwica podbija sieć.
Choć jeszcze do niedawna Zakopane słynęło z pamiątkowych owieczek, kapeluszy lub ciupag góralskich, od niedawna na straganach rządzi gęś. Pluszowe “Pipki” znajdują się dosłownie wszędzie na Krupówkach, a na ich zakup decydują się nie tylko najmłodsi turyści. Skąd wziął się ich fenomen?Podhalańskie stragany i sklepiki z pamiątkami zostały zalane przez maskotki gęsi. Oczywiście pluszaki różnią się do siebie rozmiarem i ceną, jednak z całą pewnością można przyznać, że opanowały stolicę Tatr. Nie wszyscy znają jednak ich genezę. Otóż w górach znalazły się prosto z TikToka!
Smutne wieści przekazali policjanci z jednostki K-9 w Warszawie. Do wieczności odszedł jeden z koni pełniących tam służbę. Posejdon brał udział w wielu akcjach i był wspaniałym zwierzęciem, o czym można przekonać się z ubolewających komentarzy pod pożegnalnym postem. Aż trudno powstrzymać łzy.Posejdon odszedł 18 kwietnia br. Te tragiczne wieści przekazali za pośrednictwem social mediów policjanci z jednostki, w której służył. Sekcja komentarzy pod pożegnalnym wpisem zapełnia się wyrazami współczucia i rozpaczy płynącymi zarówno od innych funkcjonariuszy, jak i miłośników koni.
Miasteckie Stowarzyszenie Bezdomny Kundelek zostało poinformowane o tym, że w mieszkaniu mężczyzny, który w przeszłości usłyszał już zarzuty za znęcanie się nad zwierzętami, znajduje się kolejny pies. Gdy ich przedstawiciele dotarli na miejsce, znaleźli maleńkie szczenię w agonalnym stanie. Pupila przewieziono w trybie pilnym do kliniki weterynaryjnej. Mieszkaniec Miastka (woj. pomorskie), który miał już wcześniej postawione zarzuty za znęcanie się nad zwierzętami, ponowił swój haniebny czyn. W okropny sposób potraktował kolejnego psa i tym razem pastwił się nad około 4-miesięcznym szczeniakiem.
Kot Gacek, o którego "usidlenie" batalia ciągnęła się miesiącami, w końcu znalazł się w domu tymczasowym. Na przekór wszystkiemu, mruczek czuje się w nim świetnie i zdecydowanie nie tęskni za życiem w budce na ulicy Kaszubskiej. To jednak nie koniec wielkich zmian w jego życiu. Właśnie przeszedł leczenie u kociego dentysty, a to jeszcze nie wszystko. Fani zauważają kolejną znaczną różnicę w jego wyglądzie.W sieci pojawiła się relacja z gabinetu stomatologicznego dla zwierząt, w którym specjaliści zadbali o uzębienie kota Gacka. Od początku było wiadomo, że to jeden z problemów, jakim specjaliści będą musieli się zająć po jego odłowieniu. Jednak czujni internauci dopatrzyli się jeszcze jednej zmiany.
Wrocławska organizacja pro-zwierzęca Ekostraż podzieliła się na Facebooku historią szczeniaka, którego znaleziono w Parku Szczytnickim w piątkowy ranek. Zwierzę było zziębnięte i przerażone. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż spędziło na uwięzi całą noc. Mimo traumatycznych doświadczeń z winy poprzedniego właściciela, sunia wpatruje się w człowieka jak oczarowana.Żadne inne zwierzę nie łaknie ludzkiej uwagi tak intensywnie jak pies. Chociaż zależy mu na akceptacji ze strony innych psich pobratymców, to do opiekuna chętnie się przytula, nadstawia głowę na głaskanie i liczy na komplement. Tym trudniej takim zwierzakom się odnaleźć w schroniskowych realiach.
Organizacja OTOZ Animals poinformowała za pośrednictwem swoich social mediów o skrajnie skołtunionym psie, którego przejęli inspektorzy z Inspektoratu Gliwice. Warunki, w których zwierzę było przetrzymywane na co dzień oraz sposób, w jaki traktował je właściciel, niewątpliwie pozostawiają wiele do życzenia.Inspektorzy nie wierzyli własnym oczom, kiedy zobaczyli stan sierści niewielkiego psa imieniem Filipek. Po najprawdopodobniej latach zaniedbań włosie zamieniło się niemal w “skorupę”. Nietrudno sobie wyobrazić, jak bardzo zwierzę musiało cierpieć i czuć dyskomfort. To kolejny dowód na to, jak bezduszni potrafią być ludzie względem bezbronnych, niewinnych istot.
Media obiegła informacja, że mieszkaniec Przyborowa zgłosił się na komisariat policji w Gostyniu, aby złożyć zawiadomienie o sąsiedzie, który miał znęcać się nad jego kotem. Sprawą zajęli się mundurowi, a światło dzienne ujrzały szokujące fakty. Niestety nie obyło się bez amputacji łapki zwierzaka.Zaniepokojony zniknięciem kota mężczyzna rozpoczął jego poszukiwania, jednak na pewno nie spodziewał się, jak przerażającą prawdę odkryje. O całej sytuacji poinformował gostyńską policję, a w sprawie 84-letniego sąsiada właściciela zwierzaka rozpoczęto postępowanie przygotowawcze.
Fundacja Przyjaciele Zwierząt w Gnieźnie poinformowała o śmierci kolejnego łabędzia, który odszedł z winy człowieka. Lekarze, którzy się nim zajęli, nie mają wątpliwości, że do jego śmierci przyczyniło się pieczywo, którym był najpewniej regularnie dokarmiany. Pomimo apeli, aby powstrzymać się przed dawaniem chleba ptakom, rok w rok przytrafiają się same dramaty.Apele i prośby dotyczące zaprzestania dokarmiania łabędzi, mew czy kaczek pieczywem pojawiają się nie tylko w sieci, ale często także przy zbiornikach wodnych, gdzie można spotkać te ptaki. Niestety nie wszyscy ludzie się do nich stosują, co potwierdza kolejna śmierć niewinnego zwierzęcia. Tym razem do tragicznego wydarzenia doszło w Gnieźnie.
Opolskie Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Avi" poinformowało, że pod ich opiekę trafiły osierocone lisy. Mama sześciu maluchów zginęła pod kolami samochodu. Nie wszyscy mogą zdawać sobie sprawę, że choć wyglądają jak urocze maskotki, po żadnym pozorem nie powinno się ich dotykać i oswajać z człowiekiem.Maleńkie lisy zostały znalezione w rurze melioracyjnej, gdzie najpewniej przyszły również na świat. Pracownikom ośrodka bezpiecznie udało się je odłowić w Łambinowicach. Na szczęście już teraz są pod opieką specjalistów, którzy zadbają o to, żeby nie stało im się nic złego i wyrosły na pełne sił osobniki.
Na przestrzeni lat prezenty, którymi dzieci są obdarowywane na komunię, bardzo się zmieniły. Stwierdzenie to odnosi się nie tylko do zwiększenia ich wartości materialnej, ale także skali “kreatywności” rodziców oraz chrzestnych. Niekiedy członkowie rodziny przechodzą samych siebie, decydując się na zakup żywych zwierząt. Na psach i kotach się nie kończy. Bywa, że podążając za trendem nagłośnionym głównie przez social media, dzieci dostają na komunię małpy.W majowe weekendy szaleństwo komunijne trwa w najlepsze. Jeszcze kilkanaście lat temu najmodniejszym prezentem dla dziecka komunijnego były złote łańcuszki, zegarki i rowery. Następnie modne stała się elektronika, która szturmem podbijała rynek. Swego czasu powodzeniem cieszyły się także hulajnogi elektryczne i quady. Niestety teraz kilkulatki często otrzymują skrajnie nieodpowiedzialne prezenty w postaci żywych zwierząt.