Jeden z psów miał wrośniętą obrożę, drugi ogromnego guza w pysku. Należały do młodego wojskowego, inspektorzy załamani
Z informacji inspektorów Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt wynika, że dwudziestokilkuletni wojskowy nie zamierzał ratować należących do niego zwierząt. Aż trudno uwierzyć w to, że młoda osoba patrzyła na cierpienie psów w typie labradorów, nie podejmując żadnego działania. Jeden z nich miał okropnie poranioną szyję od wrastającej obroży, natomiast drugi cierpi z powodu ogromnego guza w pyszczku.
Choć wydawać by się mogło, że młodzi ludzi są bardziej obowiązkowi w kwestii opieki nad zwierzętami, niestety ten przypadek ukazał, że nie zawsze tak jest. Jedna z ostatnich interwencji, którą w social mediach pokazali inspektorzy z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, mocno chwyta za serce nie tylko miłośników czworonogów.
Dwa psy w opłakanym stanie czekały na pomoc
- Po tej interwencji, aż ciężko nam zebrać słowa… To, co zobaczyliśmy na własne oczy, to zbiór najgorszych ludzkich cech - okrucieństwo, obojętność, olewatorstwo, brak empatii i człowieczeństwa - takimi słowami rozpoczynają swój post na Instagramie inspektorzy DIOZ.
Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem, gdy widzi się dwa psy w typie labradorów, w których oczach widać jedynie cierpienie i smutek. Niestety przyszło im żyć w krytycznych warunkach, a za ich los odpowiedzialny był nie kto inny, jak człowiek. W tym wypadku odpowiadał za nie młody mężczyzna, który ma być wojskowym.
Rusza sezon na truskawki. Polacy już zacierają dłonie, chociaż jest jeszcze drogoWrośnięte obroże, liczne rany, nowotwór w jamie ustnej i ropa wyciekająca z uszu
Pies o jasnym umaszczeniu siedział w rozpadającej się budzie, przykuty do niej łańcuchem. Na uwięzi spędził tyle czasu, że obroża lub znajdujący się na szyi metalowy sznur zdążył wrosnąć w skórę. Inspektorzy zobaczyli w tym miejscu jedną, wielką ranę, która zaczęła podchodzić już ropą.
Drugie zwierzę było w jeszcze gorszym stanie. Czarny pies nie dość, że również znajdował się na łańcuchu, chował się w starej szopie pośród śmieci. Niestety na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że w jego pyszczku znajduje się ogromny guz. Na domiar złego, poważna infekcja uszu sprawia mu jeszcze więcej bólu. Z nich wprost wylewa się ropa, przypominająca ciemną maź.
Oczywiście inspektorzy biorący udział w interwencji od razu odcięli łańcuchy i zabrali umęczone, cierpiące czworonogi do ośrodka, aby wraz ze współpracującymi z nimi weterynarzami zawalczyć o ich życie. W odróżnienia od ich właściciela, który wyjawił, że planował je uśpić.
"Postawienie ich na cztery łapy będzie trwało tygodniami"
Nikt nie ma najmniejszych wątpliwości, że leczenie psów będzie trwało tygodniami, a postawienie ich na nogi zdecydowanie nie będzie łatwe. Najprawdopodobniej psa z guzem nowotworowym w pysku czeka operacja, podczas której lekarze amputują mu część szczęki. Choć nie mogą zagwarantować powodzenia, to jedyny sposób, aby mógł żyć bez bólu, a schorzenie nie rozprzestrzeniło się jeszcze bardziej.
Warto wspomnieć, że podczas interwencji zabezpieczono również kotkę. Ma ona poważne problemy z górnymi i dolnymi drogami oddechowymi. Jej leczenie także właśnie się rozpoczyna.
DIOZ o karygodnej postawie właściciela zwierząt zawiadomi prokuraturę. Nie omieszka również poinformować o całej sprawie Żandarmerii Wojskowej i okolicznych jednostek Wojska Polskiego.
źródło: instagram/diozpl