St. asp. Tomasz Morawek, funkcjonariusz policji z Ostrowa Wielkopolskiego, ma wyjątkowy dar przyciągania do siebie zwierząt potrzebujących pomocy. Teraz wyciągnął pomocną dłoń do skrzydlatego przyjaciela, a całą Polskę obiegła wieść o rodzimym dr Dolittle. Jak pokazuje przykład ostrowskiego policjanta, po kilkunastoletnim stażu służby można wypracować specjalizację w konkretnej policyjnej dziedzinie. Pewien funkcjonariusz wybrał co najmniej dwie - w ruchu drogowym oraz ratowaniu zwierząt.
Kiedy mieszkaniec Krośnicy w woj. małopolskim wyszedł tego dnia na łąkę, planował spędzić spokojne popołudnie na doglądaniu swoich kóz. Miał ich sześć, o każdą dbał niczym o własne dziecko. Niestety, jego plany pokrzyżowała ludzka podłość. To, co mężczyzna zastał na pastwisku, jeszcze długo będzie mu się śniło w koszmarach.
W zaledwie 32 metrowym mieszkaniu w Kutnie przebywało aż kilkadziesiąt zwierząt domowych. We wszystkich pomieszczeniach panowały opłakane warunki, a na klatkę schodową wydobywał się fetor kociego moczu i odchodów. Sąsiedzi stracili resztki cierpliwości i zwrócili się o pomoc do radnych oraz prezydenta miasta.Jak twierdzą lokatorzy kamienicy przy ulicy Kochanowskiego, podejrzenia zaniedbywania niezliczonej ilości zwierząt, przebywających w mieszkanie na pierwszym piętrze, były zgłaszane służbom wielokrotnie. Zgłoszenia nie przynosiły jednak żadnego skutku. W końcu wściekłość sąsiadów się skończyła.
Policja nie ujawniła nazwiska mężczyzny, który dokonał porażającego odkrycia. Znane są jednak okoliczności zdarzenia. Chodziło o czynienie dobra, a na jaw wyszło straszne zło.Łomżanin udał się na spacer z naręczem ubrań pod pachą. Zamierzał umieścić je w kontenerze, tak by organizacje charytatywne mogły rozprowadzić jego niepotrzebne już ciuchy wśród tych, którzy mieli w życiu mniej szczęścia.
Na jednej z posesji w gminie Moszczenica nielegalnie przetrzymywano drapieżne zwierzę. Wolborscy policjanci skonfrontowali się z jego opiekunem, prosząc, by wypuścił stworzenie na wolność. Gdy 63-latek sprzeciwił się służbom, mundurowi byli zmuszeni interweniować.10 sierpnia 2021 roku do Komisariatu Policji w Wolborzu wpłynęła informacja o uwięzionym drapieżniku z rodziny jastrzębiowatych. Z zawiadomienia wynikało, że 63-letni mężczyzna uniemożliwia ptakowi powrót do swojego naturalnego środowiska.
Do bulwersującego zdarzenia doszło w Zakopanem. Kierowca pojazdu o numerze rejestracyjnym wskazującym na powiat pruszkowski zaparkował na odsłoniętym parkingu i na kilka godzin zostawił swojego psa bez opieki. Rozpaczliwe skomlenie zwierzęcia usłyszała mieszkająca w pobliżu kobieta.Auto z wycieńczonym od upału zwierzęciem zaparkowane było na parkingu na dawnym dworcu PKS. W chwili interwencji zwierzę znajdowało się bez dostępu do świeżego powietrza i wody już od co najmniej kilku godzin.
Wstrząsająca pomyłka opiekunów w schronisku doprowadziła do tragedii. Wiele czasu minie, nim Tiffany Lavelle z Filadelfii (USA) otrząśnie się z szoku po tak bezsensownej śmierci ukochanego psa.Były chłopak Tiffany jechał autem. Zatrzymała go policja, bo naruszył warunki przepustki z więzienia. Samochód został zarekwirowany. Problemem był pies, który jechał razem z mężczyzną. Był to uroczy 5-letni pitbull imieniem Saint ("Święty").
Pies policyjny o imieniu Kaiser wraca do służby po zaledwie dwóch miesiącach rekonwalescencji. W czerwcu został wielokrotnie dźgnięty nożem podczas zatrzymywania podejrzanego. Rozległe blizny na głowie czworonoga stały się swego rodzaju pamiątką odwagi i poświęcenia dla sprawy. Kaiser, pies pracujący u boku londyńskiej policji, odniósł ciężkie obrażenia. Podczas służby z komendantem Markiem Woolcottem jego zadaniem było obezwładnienie intruza znajdującego się w ogrodzie na tyłach domu przy Luxted Road w Orpington
Jak relacjonują służby, w niedzielę, tj. 8 sierpnia br. niedaleko Zgorzelca (woj. dolnośląskie) miał miejsce wypadek komunikacyjny. Podczas przejazdu autostradą A4 prowadzący auto marki BMW stracił nad nim panowanie. Przyczyną wypadku okazały się nieodpowiednio przewożone zwierzęta. Jak informuje portal istotne.pl, do groźnego wypadku doszło popołudniu. Pojazd osobowy marki BMW wypadł z drogi i dachował. Autem podróżowały trzy osoby oraz dwa pieski. Znamy już przyczynę wypadku.
Drohiczyn na Podlasiu epicentrum straszliwego procederu trucia zwierząt? Na to wskazują wszystkie ślady. Śledztwo trwa od 2017 r. Domniemani sprawcy właśnie usłyszeli zarzuty.Od przeszło czterech lat mieszkańcy okolic Drohiczyna lamentowali, że ktoś zatruwa ich zwierzęta. Padały psy, koty, a także liczne dzikie zwierzęta, w tym lisy, wilki, bociany, a nawet jeden orzeł bielik.
Dyżurny z kołobrzeskiej policji otrzymał zgłoszenie dotyczące dwóch wyczerpanych koziołków. Jak wynika z relacji świadków, zwierzęta nie miały siły się ruszać, a ich poroże było zakleszczone. Na pomoc ruszyli wezwani na miejsce funkcjonariusze oraz lokalni myśliwi.Do niecodziennego zdarzenia doszło w Rymaniu. Dwie spacerujące nastolatki zauważyły pod drzewami przy ścieżce rowerowej wymagające pilnej pomocy zwierzęta. Koziołki ciężko oddychały i wydawały się być na skraju sił.
Media obiegły zatrważające informacje o Prentissie Maddenie, dyrektorze ds. medycznych renomowanego szpitala dla zwierząt w Miami. Na dysku komputera należącego do z pozoru troskliwego lekarza znaleziono zdjęcia i filmy przedstawiające m.in. akty zoofilskie oraz dziecięcą pornografię. W placówce "Caring Hands Animal Hospital" doszło do prawdziwego koszmaru. Ku zdumieniu wszystkich, uwielbiany opiekun zwierząt przyłożył rękę do cierpienia niewinnych stworzeń. Potwierdziły to liczne materiały dowodowe zabezpieczone na jego komputerze.
Niemal codziennie piszemy o akcjach, przeprowadzanych przez obrońców zwierząt w całej Polsce. Interwencje wiążą się z wielkim stresem, pośpiechem, całą masą cierpienia ludzi i zwierząt. Trzeba mieć wiele odwagi, by ratować zwierzaki w potrzebie. Okazuje się, że czasem trzeba stawiać czoło prokuraturze.Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt to jedna z najprężniej działających organizacji prozwierzęcych w Polsce. Wiele razy pisaliśmy o przeprowadzanych przez nich akcjach ratunkowych. Teraz działaczy czeka nowe wyzwanie: odparcie zarzutów prokuratury.
Mieszkaniec bloku w Olsztynie z zainteresowaniem dostrzegł leżącą na podłodze klatki schodowej plastikową butelkę. Gdy ja podniósł, by zobaczyć, co takiego jest w środku, doznał prawdziwego wstrząsu!Mieszkańcy osiedla na obrzeżach Olsztyna są przyzwyczajeni do tego, że od czasu do czasu stykają się z dzikimi zwierzętami. To przede wszystkim dziki, które czasem zbliżają się do blokowisk w poszukiwaniu smacznych kąsków. Tym razem jednak chodziło o coś zupełnie innego.
Bielscy policjanci otrzymali zgłoszenie dotyczące kradzieży z włamaniem we wsi Siemianówka. Sprawca miał zabrać z przyczepy kempingowej i domku letniskowego blisko 50 puszek piwa. W poszukiwania "piwosza" zaangażowano psa tropiącego o imieniu Leban, który sprawnie zaprowadził mundurowych do rabusia. Zgłoszenie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa wpłynęło w sobotni wieczór. Hajnowscy policjanci ustalili, że włamywacz próbował dostać się do dalszych pomieszczeń jednego z domków letniskowych, o czym świadczyły liczne uszkodzenia kolejnych drzwi. Kiedy jego niecny plan się nie powiódł, postanowił zadowolić się rzeczami znajdującymi się na wyciągnięcie ręki, a dokładniej - kilkunastoma puszkami browaru.
Wioska w indyjskiej prowincji Andhra Pradesh zmagała się od dawna z plagą bezpańskich psów. Zwierzęta swobodnie biegały po okolicy i naprzykrzały się ludziom, prosząc o jedzenie. Aktywiści radzili radzie wioski, by przeprowadzono akcję sterylizacji psów.W końcu problem został rozwiązany - jak się zdawało. Coś jednak nie dawało spokoju młodej wolontariuszce organizacji Fight for Animals, imieniem Lalitha.
Policja ostrzega przed najnowszą metoda oszustwa na wyłudzenie pieniędzy. Tym razem cyberprzestępcy biorą na cel miłośników zwierząt skłonnych wspomóc potrzebujące stworzenia. Sprawdź, czego lepiej nie robić, żeby nie stracić dostępu do konta oraz oszczędności w banku.Zespół CERT Polska ujawnił nowy sposób naciągania w sieci. Eksperci współpracujący z policjantami od kilku tygodni obserwują wariant oszustwa, którego celem jest przejęcie kont użytkowników Facebooka. Chodzi o tzw. sposób "na psa". Zdradzamy, na czym on polega.
Na jednej z facebookowych grup, zrzeszającej mieszkańców Piły, pojawił się wpis wzburzonej internautki. Jak relacjonuje pani Magdalena, ok. 50-letni kierowca wyrzucił z pojazdu zwierzę. Kotka znajdowała się foliowym worku zawiązanym drutem. Prawdopodobnie niedawno wydała na świat potomstwo.Zatrważający incydent miał miejsce w poniedziałek, tj. 26 lipca tuż przed godziną 7. Przy drodze Rudna-Stare w powiecie pilskim wyrzucono z samochodu karmiącą kotkę. Kierowca skazał ją na śmierć w niewyobrażalnym cierpieniu, a sam uciekł z miejsca zdarzenia.
W czwartkowy wieczór, 22 lipca przy ulicy Młyńskiej w Koszalinie doszło do brutalnego ataku agresywne zwierzęcia. Przechodzący przez przejście 55-letni mężczyzna został dotkliwie pogryziony przez psa rasy husky. Podobne jego właściciel w pierwszej chwili nie przyznawał się, że pupil należy do niego.Jak donosi "Głos Koszaliński", poszkodowany mężczyzna odniósł poważne obrażenia. Zwierzę przegryzło mu na wylot rękę, uszkodziło ścięgna, a także zerwało skórę z kciuka drugiej ręki.
W ubiegłą sobotę media społecznościowe obiegła wiadomość o zaginięciu młodego małżeństwa z powiatu bocheńskiego - Aleksandry Zu Stefańskiej i Michała Kleofasa Stefańskiego. Para prowadząca hotelik dla bezdomnych zwierząt w Majkowicach pozostawiła podopiecznych bez opieki, co zaniepokoiło ich znajomych.O przedziwnym zaginięciu państwa Stefańskich jako pierwsi poinformowali przedstawiciele Stowarzyszenia Oaza Spokoju Zielona Mila. Ostatni raz para rozmawiała z przyjaciółmi w ubiegły piątek 16 lipca 2021 roku. Od tamtej pory ich telefony są wyłączone.
Niespodziewaną wizytę podczas służby złożył cieszyńskim policjantom z wydziału ruchu drogowego piesek rasy shih tzu. Funkcjonariusze dostrzegli go spacerującego wzdłuż jezdni. Maluch pozostawał bez opieki, dlatego został "aresztowany".W ubiegły wtorek, niewielkich rozmiarów zguba niezapowiedzianie dołączyła do patrolu drogówki z Cieszyna. Mundurowi nie pozostali obojętni na los samotnie błąkającego się zwierzęcia i zaprosili go do radiowozu, aby wspólnie z nimi pilnował porządku na drodze.
Psy chude jak szkielety, krowy umierające i martwe - taki widok zastali obrońcy zwierząt, gdy udało im się wejść na posesję w gminie Gowarczów (świętokrzyskie). Następnego dnia psy zniknęły. Słowa właściciela zbulwersowały aktywistów.Sytuacją w gospodarstwie nikt się nie interesował, dopóki opłakany stan zwierząt nie zwrócił uwagi Kariny Daniszewskiej-Sroki z NIK. Ledwo mogła uwierzyć w to, co widzi.
Do niecodziennego zatrzymania doszło w Teksasie (USA), w okolicy miasteczka Caddo Mills. Policjantów zaniepokoił samochód telepiący się na boki na ruchliwej drodze. Jak się okazało, przyczyną nierównej jazdy była zawartość bagażnika.Kiedy auto chwieje się na boki i co rusz zjeżdża na krawędź pasa, amerykański glina może podejrzewać pijanego kierowcę lub bójkę między pasażerami. Policjanci jednak nie byli gotowi na to, co znajdą w niepozornej hondzie.
Tragedia w Azylu Nad Doliną Noteci wstrząsnęła internautami. Porażające zdjęcia ukazują pożar, szalejący wśród zabudowań. Choć nikomu nic się nie stało, zwierzęta są teraz bez dachu nad głową. Nowe fakty w sprawie budzą najgorsze podejrzenia.O nieszczęściu, jakie dotknęło Azyl Nad Doliną Noteci, pisaliśmy wczoraj. W przerażającym pożarze spłonęły zabudowania, w których dom znalazły schorowane i niepełnosprawne zwierzęta.
Do dramatycznej sytuacji doszło w Nowym Jorku. Tragedia rozegrała się na nabrzeżu rzeki Hudson. Mężczyzna i jego pies nie przypuszczali, że zwykły spacer zmieni się w walkę o życie.Nie wiadomo, co sprawiło, że piesek stracił rozsądek lub orientację w terenie. Świadkowie widzieli tylko, jak wpada do wody.
Do porażających zdarzeń doszło w Bytomiu. Świadkowie wprost nie mogli uwierzyć własnym oczom. W jednej chwili spokojny dzień zmienił się w scenę jak z horroru.Spokojne popołudnie zmieniło się w koszmar, gdy na oczach przerażonych świadków okno na drugim piętrze kamienicy otworzyło się i wyleciał z niego pies.
Coś takiego trudno zrozumieć nawet obrońcom praw zwierząt, którzy na co dzień stykają się z przypadkami okrucieństwa i bezmyślności. Do wstrząsających wydarzeń doszło pod Poznaniem.Rodzina kaczek przechodziła przez jezdnię na wiadukcie między Luboniem i Dębcem. To niebezpieczne przedsięwzięcie, ale ptaki były zdesperowane. Nie mogły przewidzieć, że dojdzie do dramatycznej tragedii.
Do bulwersujących zdarzeń doszło w Krakowie. Chociaż od wielu dni organizacje prozwierzęce informują, jak należy postępować z psami w czasie upałów, niektórzy nic sobie nie robią z potrzeb zwierząt. To, co zdarzyło się w Krakowie, wprost przechodzi ludzkie pojęcie. Pierwszy świadkiem tragedii stał się przypadkowy mężczyzna, który przechodził koło czyjegoś samochodu i zobaczył w nim psa w fatalnym stanie.