Kobieta mieszka w ruinie z 20 kotami i 2 psami. „To, co tam zastaliśmy, to była tragedia"
W zaledwie 32 metrowym mieszkaniu w Kutnie przebywało aż kilkadziesiąt zwierząt domowych. We wszystkich pomieszczeniach panowały opłakane warunki, a na klatkę schodową wydobywał się fetor kociego moczu i odchodów. Sąsiedzi stracili resztki cierpliwości i zwrócili się o pomoc do radnych oraz prezydenta miasta.
Jak twierdzą lokatorzy kamienicy przy ulicy Kochanowskiego, podejrzenia zaniedbywania niezliczonej ilości zwierząt, przebywających w mieszkanie na pierwszym piętrze, były zgłaszane służbom wielokrotnie. Zgłoszenia nie przynosiły jednak żadnego skutku. W końcu wściekłość sąsiadów się skończyła.
Horror w kutnowskiej kamienicy
Właścicielka zwierząt rzadko przebywała w mieszkaniu, potrafiła znikać na kilka miesięcy. Kiedy do niego wracała, nie dokładała starań, by zapewnić swoim podopiecznym odpowiednie warunki bytowe oraz przywrócić porządek. W pomieszczeniach było tak brudno, że zaczęła rozwijać się tam pleśń.
W opiekę nad zwierzętami zaangażowany był pan Krzysztof, syn lokatorki z mieszkania na pierwszym piętrze. Chociaż starał się ze wszystkich sił, by zwierzęta nie były głodne, obowiązek zajmowania się kilkudziesięcioma zwierzętami pod nieobecność ich pełnoprawnej właścicielki przerósł jego możliwości.
W weekend niezadowolenie sąsiadów sięgnęło apogeum. Po licznych wezwaniach do interwencji, w sobotę, 7 sierpnia br. na miejsce przysłano przedstawicieli Stowarzyszenia Życie dla Zwierząt, policję, straż miejską oraz dwóch lekarzy weterynarii.
- To, co tam zastaliśmy, to była tragedia. Wszędzie obecne było robactwo. Zwierzęta może na pierwszy rzut oka nie wyglądały najgorzej natomiast były pochowane w łóżkach, pod wanną - opowiada Angelika Morawska ze Stowarzyszenia "Życie dla zwierząt" w Łodzi w rozmowie z "TVP".
Weterynarze nie wydali decyzji o zabezpieczeniu zwierząt
Działania służb ostatecznie nie rozwiązały problemu. Na pomoc lokatorom kamienicy przy ul. Kochanowskiego ruszyli członkowie Rady Miasta Kutno. Radni Robert Stępniewski i Michał Łucki w imieniu poszkodowanych złożyli interpelację do prezydenta miasta w sprawie ponownej interwencji w mieszkaniu.
Jak czytamy w treści interpelacji, lekarz weterynarii nie stwierdził, że zwierzęta są w złym stanie, pomimo wydania oceny, że przebywają w opłakanych warunkach. W konsekwencji nie wydał decyzji o ich natychmiastowym odebraniu psów i kotów spod opieki właścicielki.
Kilka dni później wreszcie nadeszła długo wyczekiwana zmiana. Zwierzęta trafiły do schroniska w Łodzi, natomiast kobieta do aresztu. Obecnie służby prowadzą dochodzenie w kierunku ustalenia podejrzenia popełnienia przestępstwa.
Zobacz zdjęcia:
Źródło: TVP.info
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na [email protected]. Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta. Bądź z nami
Niezwykła ekspozycja pod Sejmem. Tak wygląda przyszłość bez chowu przemysłowego zwierząt
Nie taki niedźwiedź straszny. Niesamowite ujęcia „walczących" niedźwiadków podbijają Sieć
Suczka używa dzwonka, gdy chce wyjść. Tym razem zadzwoniła, by przekazać coś ważnego