Kiedy przedstawiciele katowickiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (TOZ) weszli do mieszkania w kamienicy w Wełnowcu, wprost nie mogli uwierzyć, co tam zastali. Zgłoszono znęcanie się nad psem, ale w tym wypadku ktoś znęcał się także nad jego właścicielem.W mieszkaniu nie ma prądu, szyb w oknach, pozabijanych zresztą deskami, zamki w drzwiach są przewiercone. Jest tylko pan Janusz, 58-letni rencista, i jego 16-letni pies, jedyny i wierny przyjaciel.
Oficer dyżurny Powiatowej Komendy Policji w Piasecznie otrzymał niepokojące zgłoszenie w środku nocy. Z jednego z mieszkań na blokowisku dochodziły przerażające odgłosy: rozpaczliwy psi skowyt.Gdy policjanci przybyli na miejsce i zadzwonili pod odpowiedni numer, nikt nie otworzył drzwi do mieszkania. Przerażające odgłosy ucichły, ale zgromadzeni sąsiedzi nie mieli wątpliwości, co przed chwilą słyszeli.
Funkcjonariusze z Komendy Powiatowej Policji w Głogowie interweniowali na posesji we wsi Kromolin. Zatrzymali dwóch mężczyzn. Aż nie chce się wierzyć, o co są podejrzewani.Zaczeło się od anonimowego zgłoszenia kobiety, która twierdziła, że na terenie jednego z gospodarstw w podgłogowskim Kromolinie znajdują się zwłoki psa.
W jednym z mieszkań przy ul. Staffa w Zgierzu odnaleziono zwłoki mężczyzny. Jak wynika z nieoficjalnych i wstępnych ustaleń, 63-letni mężczyzna mógł targnąć się na swoje życie, natomiast przebywający w mieszkaniu pies zaczął z głodu konsumować ciało swojego właściciela. Jak informuje "Onet", w poniedziałek (tj. 4 października) ciało gospodarza odnalazła jego żona, która wróciła do domu z kilkudniowej podróży. Po przekroczeniu progu mieszkania kobiecie ukazał się przerażający widok.
W niedzielę 18-letni mieszkaniec Przymorza usłyszał zarzuty w związku ze znęcaniem się nad zwierzęciem ze szczególnym okrucieństwem. Młody mężczyzna bez opamiętania bił i kopał psa, z którym jechał windą. Sytuacja miała miejsce 20 września w windzie jednego z bloków na Przymorzu. Barbarzyński czyn, którego dopuścił się zaledwie 18-letni mężczyzna, wyszedł na jaw dzięki ochroniarzom budynku.
41-letnia mieszkanka Żor skandalicznie oszukana przez rzekomego hodowcę szczeniąt. Kobieta za pośrednictwem Internetu chciała zakupić wymarzonego pieska. Chociaż wpłaciła zaliczkę, pupila nigdy nie zobaczyła. Kobieta zgłosiła się do Komendy Miejskiej Policji w Żorach, zawiadamiając o oszustwie. Z jej relacji wynikało, że na popularnym portalu sprzedażowym znalazła informację o sprzedaży szczeniąt. Oferta ją zainteresowała, dlatego postanowiła omówić szczegóły transakcji z hodowcą.
54-letnia kobieta wybrała się do lasu nieopodal miejscowości Pokrzywowo (woj. kujawsko-pomorskie) w poszukiwaniu darów jesieni. Kiedy po kilku godzinach nadal nie wróciła do domu, wszczęto poszukiwania. Mąż i syn znaleźli ją martwą na pastwisku. Wyniki sekcji zwłok wskazały przyczynę jej śmierci. O tajemniczej tragedii powiadomiła w środę "Gazeta Pomorska". 54-latka udała się na grzybobranie do lasu około godziny 17 w piątek 10 września. Jak przekazała asp. szt. Agnieszka Łukaszewska, rzeczniczka policji w Brodnicy, cztery godziny później znaleziono jej ciało.
Mieszkańcy wsi Łubiana w gminie Kościerzyna ledwo mogą uwierzyć w to, co się dzieje. Ich spokojna miejscowość stała się areną przemocy i bestialstwa. Ofiarą zwyrodnialca padło już kilkanaście kotów.Widok był przerażający: bezwładne ciało kota, futro jeszcze mokre. Sztywne łapki, puste oczy. Było jasne, że zwierzę jest martwe, ale nie miało na ciele śladów obrażeń. Dopiero obdukcja wykazała, że kot utopił się, a raczej został przez kogoś utopiony, bo przecież sam nie wyszedł po śmierci na brzeg miejscowego jeziorka.
Dzielnicowy asp. sztab. Paweł Walczak ciężko zapracował na dobre imię swoje oraz kluczborskiej policji, udowadniając, że zwierzęta mogą liczyć na pomoc stróżów prawa. Widok kotka zamkniętego w nagrzanym samochodzie wystarczył dla funkcjonariusza, żeby zakasać rękawy i ruszyć mu na ratunek.Sytuacja rozegrała się przeszło 2 miesiące temu. 24 lipca o godzinie 13.30 dyżurny kluczborskiej policji otrzymał zgłoszenie, że na jednym z parkingów przed sklepem, w nagrzanym samochodzie zamknięty jest kot. Na zewnątrz panowała wysoka temperatura - blisko 30 stopni Celsjusza.
Remigiusz C. jest sołtysem Warcimia. Mimo młodego wieku (22 l.) zdołał rozkręcić swoją karierę i mieszkańcy wsi bardzo go chwalą za skuteczne działania na ich rzecz. Niestety, młody sołtys ma też ciemną stronę. To on zastrzelił żubra Pyrka. Okoliczności tej sprawy są naprawdę bulwersujące.Pyrek stał się atrakcją dla przyrodników, wycieczkowiczów i mediów, gdy w 2019 r. rozpoczął swoją wędrówkę po Pomorzu. Nie wiadomo, od jakiego stada odłączył się majestatyczny żubr. Być może pochodził z hodowli zagrodowej w okolicach Wałcza. Nie bał się ludzi ani hałasujących maszyn rolniczych. Maszerował koło kolejnych miejscowości.
Mężczyzna wybrał się na grzyby do lasu pod Załęczem w powiecie górowskim. W pewnym momencie dostrzegł wśród gałęzi coś, co zupełnie nie przypominało grzyba ani czegokolwiek, co zazwyczaj można znaleźć w lesie.To mógł być śmieć, np. kawałek szlaucha czy kolorowej rurki. Niestety, ta nadzieja okazała się płonna, gdy mężczyzna podszedł bliżej i zmacał niezwykłe znalezisko patykiem. Było żywe i przesuwało się powoli wśród gałęzi.
Złodziej rasowych czworonogów tym razem źle trafił. W sieci pojawiło się nagranie z monitoringu, na którym widać próbę kradzieży pitbulla z prywatnej posesji. Nie wszystko poszło po myśli rabusia. Przestępstwo udaremnił właściciel zwierzęcia.W sieci udostępniono nagranie z kamery monitoringu, na którym widać mężczyznę starającego się ukraść psa. Zwierzę znajdowało się po drugiej stronie ogrodzenia, dlatego złodziej próbował niepostrzeżenie przełożyć je przed płot i oddalić się z miejsca zdarzenia.
Policjanci z Posterunku Policji w Dołhobyczowie zatrzymali 64-latka z gminy Mircze. Na bazie ustaleń służb mężczyzna odpowie za znęcanie nad zwierzętami. Warunki, w jakich przyszło mieszkać jego podopiecznym, stwarzały niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.Mężczyzna był właścicielem czterech psów, które przetrzymywał w fatalnych warunkach bytowych. Psy mieszkały w prowizorycznych budach, przywiązane na krótkich uwięziach.
W piątkowy poranek na ulicach Białegostoku zaobserwowano kudłatego czworonoga, który błąkał się po ruchliwej ulicy. Przestraszone zwierzę igrało z losem, przebiegając po pasach ruchu. Na szczęście przed utratą zdrowia lub życia uratował go policjant na służbie.Do zdarzenia doszło na ulicy Poleskiej. Pupila, który sprawiał wrażenie zagubionego i zdezorientowanego, wypatrzył policjant ze sztabu białostockiej komendy.
To była jedna z najgorszych chwil w jej życiu. Kobieta szła ulicą, gdy nagle jej oczom ukazał się przerażający widok. Coś spadło na ziemię. Jeden rzut oka pozwolił stwierdzić, że to nie strącona z parapetu doniczka. Na chodniku leżał młody kot.
Niewielką miejscowością Czerwionka-Leszczyny (woj. śląskie) wstrząsnął skandal. Jeden z mieszkańców dopuścił się czynów, które trudno sobie nawet wyobrazić. To historia jak z horroru klasy B, być może zbyt okropna dla osób o słabych nerwach.Przed wieloma miesiącami w Internecie pojawiło się nietypowe ogłoszenie. Anonimowy mężczyzna reklamował psa na wynajem. Nie chodziło jednak o usługi ochroniarskie, lecz seksualne.
W miejscowości Koroszczyn doszło do niezwykłej interwencji. W trakcie służby dwóch mundurowych usłyszało rozpaczliwe miauczenie. Okazało się, że mały kotek ukrywał się w krzakach przed lisami. Polujące drapieżniki stanowiły dla niego śmiertelne zagrożenie. Jak poinformowała oficer prasowa komisarz Barbara Salczyńska-Pyrchla z Komendy Miejskiej Policji w Białej Podlaskiej, posterunkowy Kamil Karliński oraz posterunkowy Bartłomiej Król, funkcjonariusze Oddziału Prewencji znaleźli niewielkich rozmiarów mruczka o biało-rudym futerku.
Aż trudno uwierzyć, do czego doszło w miejscowości Łabiszyn (woj. kujawsko-pomorskie). Wrogowie zwierząt dostali się do azylu dla kotów i zdewastowali go. Jednak nie to było najgorsze. Poranna inspekcja ujawniła porażającą prawdę.Azyl dla kotów w Łabiszynie prowadzony jest wzorowo przez Alinę Krzyżaniak-Świtałą z fundacji Zwierzę Też Człowiek. Zwierzęta są wykastrowane, odrobaczone, zdrowe. Nie wałęsają się po okolicy.
Sprawców było dwóch - tyle udało się ustalić dzięki nagraniu z kamery, zainstalowanej przez pszczelarza. To, co zrobili mężczyźni, którzy w nocy dorwali się do uli, woła o pomstę do nieba.Bezduszni truciciele kolejno podchodzili do uli i wpuszczali do środka niezidentyfikowaną jeszcze chemiczną substancję. Wszystkie śpiące w ulach owady ginęły. W ciągu jednej potwornej nocy truciciele zabili 21 rodzin pszczelich.
Do niezwykłych wydarzeń doszło w miejscowości Łubniany pod Opolem. Kiedy właściciel byka próbował skłonić zwierzę do wejścia do samochodu transportowego, wydarzyło się coś, co wywróciło do góry nogami życie mieszkańców na bite trzy dni.Byk poczuł zew wolności, wierzgnął, prychnął i skoczył przed siebie. Zamiast do samochodu transportowego, przepchał się między wystraszonymi ludźmi na otwartą przestrzeń, a potem pognał na sąsiednią posesję.
Komenda Powiatowa Policji w Biłgoraju poinformowała o nietypowym zdarzeniu. W godzinach wieczornych 23-letni kierowca audi najechał na worek porzucony na trasie. Przerażający kwik, który rozdarł powietrze, uświadomił mu, że wcale nie był pusty. W środku coś się ruszało.W czwartek, tj. 16 września biłgorajscy stróżowie prawa otrzymali zgłoszenie o zwierzęciu, które uciekło z transportu. Po przybyciu pod wskazany adres ujrzeli niecodzienny widok, a dokładniej świnię uciekającą przez pobliskie pola. Tuż za nią biegły dwie osoby, a całemu zdarzeniu przypatrywał się zgłaszający.
Dramatyczne wieści ze Świdnicy. Ogródki działkowe przy ul. Staszica były dotąd ostoją dla wielu dziko żyjących kotów, dokarmianych przez mieszkańców działek. Niestety, jak donoszą obrońcy zwierząt, ostatnio ktoś zaczął polować na biedne zwierzęta. To wcale nie jest przenośnia. Koty, do tej pory chętnie stołujące się u życzliwych działkowiczów, nagle zaczęły znikać. Jeden z nich odnalazł się po pięciu dniach.
Policjanci z Komisariatu Policji w Bukowinie Tatrzańskiej interweniowali ws. psa zamkniętego w nagrzanym samochodzie. W tym czasie jego właścicielka poszła do Morskiego Oka. Dzięki mundurowym zwierzę zostało uwolnione w ostatniej chwili. Chociaż w ostatnim czasie temperatura na termometrach znacząco obniżyła się w porównaniu z ubiegłymi miesiącami, wciąż wielu urlopowiczów ryzykuje życiem swoich czworonogów tylko po to, by w spokoju cieszyć się turystycznymi atrakcjami. Tym razem skrajną nieodpowiedzialnością popisała się właścicielka biszkoptowego labradora.
W niedzielę, 13 września, około godziny 9 rano dyżurny kutnowskiej komendy przyjął zgłoszenie dotyczące szczeniaków błąkających się po ulicy. Na miejsce natychmiast wyruszył patrol. Funkcjonariusze nie tylko zabezpieczyli i nakarmili psiaki, ale od razu znaleźli dla nich nowe domy.Jak wynika z relacji zgłaszającego, mężczyzna zauważył z samego rana, że trzy puszyste maluchy biegają ulicą Objazdową w Kutnie. Postanowił od razu powiadomić o tym fakcie policję, a w międzyczasie zajął się bezpańskimi urwisami.
Do porażających zdarzeń doszło w Radzyniu Podlaskim. Gdy policjanci przybyli na miejsce zgłoszenia, ledwo mogli uwierzyć własnym oczom. Na ziemi dogorywał pies. Wyglądał przerażająco.Zwierzęciu zadano szereg silnych uderzeń tępym narzędziem. Pies był w tak złym stanie, że kiedy obejrzał go wreszcie wezwany przez funkcjonariuszy lekarz weterynarii, nie można już było nic zrobić.
W piątkowy poranek, tj. 10 września, przed godziną 7 dyżurny Komendy Powiatowa Policji we Wschowie otrzymał zgłoszenie o rannym zwierzaku leżącym na drodze krajowej nr 12. Mały kotek został prawdopodobnie potrącony przez przejeżdżający samochód i nie mógł samodzielnie zejść z ulicy.Z relacji zgłaszającego wynikało, że obolały i sparaliżowany strachem mruczek znajdował się na środku ruchliwej jezdni w miejscowości Dębowa Łęka. Nikt nawet nie zatrzymał się, aby go ratować.
Kontrola stanu ubojni w Lipnicy dała porażające wyniki. Wszystko przez nepotyzm i wygodnictwo inspektorów weterynarii?Ubojnia bydła w Lipnicy dostarcza produkty mięsne do wielu ośrodków w całej Polsce. Wiele z nich otrzymuje gwarancję jakości i stempel powiatowego lekarza weterynarii. Niestety, jak wykazała kontrola Głównego Inspektoratu Weterynarii, stosunki panujące w ubojni w Lipnicy i w powiatowej inspekcji są fatalne.
Do mrożących krew w żyłach zdarzeń doszło w Rybniku. Gdy dyżurny policjant odebrał telefon, od razu wyczuł, że będą kłopoty. Zgłaszający był nietrzeźwy i ledwo wydukał, o co chodzi. Jego słowa przerażały.Telefon na policje wykonał 31-letni mieszkaniec Rybnika. Jak twierdził, jego starszy znajomy dopuścił się zbrodni. Zabił brutalnie cztery szczenięta, wpakował je do plastikowej torby i zakopał w ziemi.