Studenci rozpoczęli akcję "ZaopiekUJ się mną" w ramach której prowadzą zbiórkę artykułów potrzebnych podopiecznym schronisk. Okres zimowy jest w tych miejscach szczególnie trudny, ze względu na sytuację gospodarczą wywołaną pandemią koronawirusa, w tym roku liczba otrzymywanych przez nie wpłat i datków rzeczowych spadła. Środki uzyskane ze zbiórki zostaną przeznaczone na zakup karmy i artykułów pierwszej potrzeby
To już kolejna, 13. edycja akcji dla schronisk, której patronuje OLX. Celem dobroczynnej akcji "Nakarm Psa z OLX" jest rzecz jasna zapewnienie karmy dla zwierzaków z przytulisk. Każdy może pomóc w bardzo prosty sposób.
Fundacje działające na rzecz zwierząt odmieniły życie tysięcy z nich. Wiele z nich prowadzi działalność interwencyjną, monitoruje stan zwierząt znajdujących się na obszarze ich działań, jak i pokrywa koszty leczenia porzuconych, okaleczonych czy chorych stworzeń. Niestety ich przyszłość stanęła pod znakiem zapytania. Wiele wskazuje na to, że część z nich może zakończyć swoją działalność.
Owczarek niemiecki stał się ofiarą miejskiej pułapki w postaci wybetonowanego kanału rzeki. Schorowany zwierzak został porzucony przez swoich właścicieli w miejscu, z którego mieli pewność, że prędko się nie wydostanie. Mijały tygodnie, a pies dalej tkwił uwięziony kilka metrów poniżej chodnika.
Pitbull mieszkający nieopodal Jackson Park Highlands w Chicago wykorzystał nieuwagę swojej właścicielki i wymknął się przez uchylone drzwi, gdy witała gości. Zwierzę pobiegło przed siebie, nie zdając sobie sprawy, że nie będzie w stanie spotkać się ze swoją rodzinę przez najbliższe jedenaście miesięcy.
Wolontariusze z amerykańskiej organizacji na rzecz ratowania i pomocy potrzebującym zwierzętom podzielili się ze światem historią 3-letniej suczki o imieniu Harriet. Zwierzę przeżyło w swoim stosunkowo krótkim życiu prawdziwą tragedię, z której mało kto zdawał sobie sprawę, dopóki nie zobaczył, w jakiej pozycji śpi.
Suczka żyła ze swoimi szczeniętami w strasznych warunkach. Za dom służyła jej betonowa rura, pozbawiona jakiejkolwiek izolacji i ochrony przed mrozem. Wolontariusze godzinami szukali jej na poboczach drogi. Większość odpływów była przysypana śniegiem, co ułatwiało im zadanie. W końcu udało im się dostrzec w śniegu ślady psich łap.
Psy odebrane przez OTOZ Zielona Góra są w okropnym stanie. Wolontariusze przyznają, że nigdy nie widzieli jeszcze tak przerażonych zwierząt. Post z opisem interwencji został dodatkowo opatrzony wideo, na którym możemy zobaczyć skalę strachu na widok właściciela. Na szczęście psy są już bezpieczne i czekają na bezpieczne schronienie.
Niesamowity mops o imieniu Doug już nie tylko podbija media społecznościowe, ale także niesie pomoc potrzebującym. Jeden z ulubieńców internautów, którego profile na Instagramie i Facebooku obserwuje w sumie ponad 18 milionów użytkowników, stanie się twarzą fundacji charytatywnej.
Pies błąkał się po ulicach Petaling Jaya w Malezji. Jakiś czujny przechodzień zauważył zielonego czworonoga i wykonał fotografie, które trafiły do lokalnego schroniska. Wolontariusze podejrzewali, że zielona sierść musiała być wynikiem jakiegoś okrutnego żartu. Nie mogli zidentyfikować pochodzenia barwnika, a osłabiony pies sprawiał wrażenie, jakby toksyny zawarte w farbie mu nie służyły. Okazało się, że jest kilka wersji historii o tym, jak psiak stał się zielony.
Lisy hodowane na futro cierpią ze względu na panujące w tym przemyśle warunki. Hodowcy, mimo głośnych zapewnień w mediach, nawet nie próbują zapewnić im możliwości realizowania choćby podstawowych potrzeb. Ciasne klatki nie wiążą się jedynie z niewygodą. Te dzikie drapieżniki, stłoczone na tak małej powierzchni odczuwają ogromny stres. Bezczynność, obecność innych zwierząt i brak możliwości ruchu odciskają na nich mocne piętno.
Wolontariusze pracujący w SICSA Pet Adoption and Wellness Center w Dayton w stanie Ohio stali się świadkami niewyobrażalnego zachowania jednego ze swoich podopiecznych. Bezpański pitbull o imieniu Rush opracował idealną taktykę, aby zwrócić na siebie uwagę ludzi.
Piesek o imieniu Sammie został potrącony przez samochód, postrzelony z wiatrówki i pomalowany farbą w sprayu. Pod opieką fundacji znajdował się także drugi czworonóg, o imieniu Simon. Roczny kundelek przeszedł przez bardzo podobne rzeczy, co jego przyjaciel. Do schroniska, połączonego z kliniką weterynaryjną trafił tydzień później. Zwierzaki od razy się zaprzyjaźniły. Wydawały się rozumieć, że są w podobnej do siebie sytuacji i wspierać się w wysiłkach związanych z powrotem do zdrowia. Jeden z nich musiał przejść poważną operację. Wolontariusze uznali, że nie powinni rozdzielać przyjaciół. Przez cały zabieg Simon był obok swojego towarzysza.
Pitbulle to wspaniałe psy, które zasługują na dużo wyrozumiałości i empatii. Jako silnie umięśnione i pięknie wyglądające zwierzęta sprawdzają się znakomicie w roli towarzysza aktywnego opiekuna, a co najważniejsze - potrafią być wyjątkowo cierpliwe i opiekuńcze w stosunku do dzieci. Pitbull uznawany jest za rasę agresywną, a mimo to wybierany jest na psa rodzinnego. Niestety, zwierzęta te bardzo często kończą w schroniskach i mają mniejsze szanse na ponowną adopcję.
Pies przykuł uwagę wolontariuszy grupy Howl of a Dog. Zauważyli go prowadząc akcję kastracji i sterylizacji bezpańskich zwierząt. Takie inicjatywy są kluczowe, jeśli chodzi o ograniczenie populacji bezdomnych psów i kotów. Niekontrolowane rozmnażanie się sprawia, że setki szczeniaków i kociąt cierpią na ulicach, by w końcu trafić do schroniska. Zdaniem niektórych takim zabiegom powinno się poddać wszystkie zwierzaki, które nie są przeznaczone do rozmnażania się w licencjonowanych hodowlach. Pracownikom fundacji zależało przede wszystkim na tym, by Remy czuł się dobrze i znalazł dom. Poza sterylizacją, pies został umyty i odrobaczony.
Pseudohodowla funkcjonuje poza strukturami zarejestrowanych stowarzyszeń i dzięki temu, nie podlega niczyjej kontroli. Choć obecne przepisy uznają taką działalność za nielegalna, wciąż wiele osób decyduje się na taki sposób zarobku. Zazwyczaj panują w nich skandaliczne warunki. Właściciel traktuje psy, jako środek do zarabiania gotówki, a nie żywe stworzenia. Wielokrotnie opisywaliśmy sytuacje, w których nieuczciwi przedsiębiorcy oszczędzali na dosłownie wszystkim, od karmy, po badania weterynaryjne, co niejednokrotnie odbijało się na zdrowiu zwierząt, lub nawet prowadziło do ich śmierci.
Kocurek był już na skraju śmierci, gdy przypadek połączył jego los z ludźmi o dobrych sercach. Członkowie Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt wiedzieli, że szanse na powrót malucha do zdrowia są niskie, ale nie powstrzymało ich to przed walką o jego życie do ostatnich chwil. Prezes organizacji DIOZ Konrad Kuźmiński opowiedział o drodze znajdki o imieniu Pysio ku wygranej i wyjściu z ciężkiej choroby. Na oficjalnym fanpage'u pochwalił się zdjęciami jego zachwycającej metamorfozy i udowodnił, że ciężka praca popłaca.
Koty, których historia poruszyła wolontariuszy z polskiej organizacji prozwierzęcej "Koty Spod Mostu", zostały wystawione w ogłoszeniu na popularnej stronie, gdzie użytkownicy użytkownicy radzą się w sprawie swoich podopiecznych. Jak napisali członkowie fundacji, zwierzaki o imionach Bonnie oraz Clyde o wyjątkowo pięknej, puchatej sierści został "oddane jak śmieci", choć z początku nikt nie podejrzewał, że właściciel pupili ma wobec nich złe intencje. Wszystko wskazywało na to, że pan Michał pragnie pomóc swoim kociakom, gdyż w każdej chwili mógł wyprowadzić się zagranicę. Prawda okazała się być zupełnie inna, niż wszystkim się wydawało. Właściciel dopuścił się okropnej manipulacji.
Ksiądz Marek J. w pierwszym procesie został uniewinniony, jednak sąd odwoławczy chce przyjrzenia się sprawie ponownie. Kundelek przypominający bernardyna został zauważony przez wolontariuszkę, która wybrała się na mszę do miejscowości Łubki, niedaleko Wojciechowa. Od razu zwróciła uwagę na to, jak zaniedbany i wychudzony jest pies, postanowiła więc zainteresować się sprawą.
Suczka wraz ze swoim dzieckiem żyła na ulicy. Nie wiadomo, jak się tam znalazła, ani przez co musiała przejść. Organizacja Hope For Paws otrzymała zgłoszenie o dwóch bezpańskich psach, które żyją samotnie w pobliżu autostrady. W takich warunkach niebezpieczny wypadek był tylko kwestią czasu. Wolontariusze pospieszyli więc na ratunek suni i jej szczeniakowi, a gdy dojechali na miejsce od razy wiedzieli, że nie będzie łatwo.
Bezdomne psy i koty to niesłabnący problem, z którym zmagają się społeczeństwa w każdej części świata. Każdego dnia tysiące psów oraz kotów zmagają się z trudną rzeczywistością, w której obojętność i ignorancja otaczających je ludzi przyczynia się do pogorszenia warunków, w jakich żyją oraz rosnącej populacji bezdomnych zwierząt, które trafiają do już i tak przepełnionych schronisk. Pewien 49-letni mieszkaniec Meksyku - Edgardo Zuniga nie mógł dłużej znieść pasywnej postawy osób w jego otoczeniu, dlatego postanowił zwrócić ich uwagę w nietypowy sposób.
Owczarek niemiecki miał problemy z chodzeniem. Nie potrafił nawet pokonać krótkich schodów. Przez swoją tuszę nie mógł znaleźć osób, które chciałby go adoptować. Tak poważna otyłość może prowadzić do problemów kardiologicznych czy dysplazji lub zwyrodnienia stawów. Schroniskowe warunki nie poprawiały rokowań psa. Zwierzak był smutny, niechętnie wychodził ze swojego boksu. Wyglądał jakby stracił nadzieję na szczęśliwe życie. Wtedy poznał swojego nowego pana. Mężczyzna o imieniu Lee był zdeterminowany, by pomóc mu wrócić do formy i przywrócić wiarę w siebie oraz ludzi.
Zwierzęta znalezione w środku były w strasznym stanie. Opis, który zaprezentowano jest naprawdę makabryczny. Trudno zrozumieć, jak ktoś, mógł doprowadzić mieszkanie i znajdujące się w środku żywe istoty do takiego stanu. W lokalu znaleziono ponad 60 żywych ptaków, oraz zwłoki wielu innych. Gołębie trzymano w ciasnych klatkach, wokół których zalegały zwały śmieci, z których część sięgała ponad połowy wysokości pokoju. Części z nich udało się wydostać z więzień, biegały one po stertach brudu i odchodów.
Zdjęcia nie oddają pełni horroru, przez jaki przeszedł niewinny czworonóg. Widoczny na nich pies to 7-letni Kajtek, skrajnie zaniedbany przez swoich byłych "właścicieli". Przywiązali go do ściany wychodka, w którym spędzał większość czasu. Wegetował żywiąc się jedynie podrzucanymi mu przez nich resztkami. Nie wiadomo jak długo trwały cierpienia zwierzaka. Pies przetrzymywany był w wiosce pod Kłodzkiem. Jeśli jego niedola potrwałaby dłużej najprawdopodobniej zmarłby, wciąż przywiązany do ściany.