Osoba pracująca dobrowolnie, która za swoją pracę nie otrzymuje żadnego wynagrodzenia. Wolontariusz działa na rzecz osób, grupy ludzi czy całego społeczeństwa. Ochotnika motywuje do działania chęć niesienia pomocy, zrobienia czegoś dobrego, bycia potrzebnym czy spłacenia dobra, które otrzymał w przeszłości. Niektórzy wolontariusze chcą uczyć się nowych umiejętności, a jeszcze inni szukają kontaktu z drugim człowiekiem. Gdyby nie wolontariat niektóre organizacje mogłyby w ogóle nie funkcjonować.
Wolontariuszka udzielająca się w schronisku dla bezdomnych zwierząt zabrała jednego z psów na wspólną wycieczkę. Suczka przez cały dzień mogła węszyć, skakać, biegać, a nawet wybrać ulubioną zabawkę w sklepie zoologicznym. Niestety po wspaniałym dniu kobieta musiała zaprowadzić Gigi z powrotem do schroniska. Nagrana i zamieszczona w sieci reakcja czworonoga poruszyła internautów do łez.
Wolontariusze ze Stowarzyszenia Pomocne Łapki proszą o wsparcie i pilną adopcję psiej rodziny. Wygłodzone i przerażone zwierzęta zostały porzucone w krzakach obok dworca w Sztumie (woj. pomorskie). Istnieje podejrzenie, że to “odpady” z pseudohodowli. Ratownicy uwolnili psy spod skorupy w postaci sfilcowanej sierści, ale ostatnie, czego teraz potrzebują, to trafienie do schroniska.
Para postanowiła zabawić się ze znajomymi w wielkanocną zabawę. Pośród zieleni w ogrodzie poukrywane zostały czekoladowe jajka. Ten, kto znajdzie ich najwięcej, wygrywa. Choć parze nie poszło najlepiej, to podczas swoich poszukiwań odkryli coś znacznie ważniejszego. Z zarośli dobiegały cichutkie piski.
Nazywany był w schronisku “Józefem od spraw beznadziejnych”. Oddany wolontariusz, Pan Józef Stelmach nie żyje. Do pracy ze podopiecznymi był gotowy codziennie, niezależnie od pogody wyprowadzał na spacer czworonogi. Potrafił przekonać do siebie każde psie serce. Pracownicy KTOZ mówią o ogromnej stracie przyjaciela bezdomnych zwierząt.
O tym, że ugryzienie przez kleszcza jest niebezpieczne dla psów, wie już chyba każdy posiadacz pupila. Niestety czworonogi porzucone w lasach są narażone na wzmożone ataki tego powszechnie spotykanego pajęczaka. Wolontariuszka działająca w organizacji pomagającej zwierzętom znalazła wystraszoną suczkę na poboczu drogi. Od razu zobaczyła na niej kleszcze i czym prędzej zawiozła ją do kliniki weterynaryjnej. Specjaliści nie mieli dobrych wieści.
Grupa wolontariuszy działająca w ramach Fundacji Viva! znalazła się w potrzasku. Nie da się przejść obojętnie obok dramatycznego losu kocurka o imieniu Prażynek. To młody i towarzyski zwierzak, którego jedynym problemem byli jego wcześniejsi „opiekunowie”. Mruczek jeszcze ma szansę wyzdrowieć. ”Twoja pomoc ma moc” - apelują ratownicy zwierząt i błagają o pomoc.
Australijscy naukowcy przeprowadzili rutynowe badanie podopiecznych zamieszkujących tamtejszy rezerwat przyrody. Ku ich zdumieniu zwierzęta nie tylko przystosowały się do nowego środowiska, ale i zaczęły się rozmnażać. W torbach samic należących go gatunku narażonego na wyginięcie znajdowało się nowo narodzone potomstwo. Zwierzątka wyróżnia cętkowane futerko i bardzo słodkie pyszczki!
Wycieńczone i wygłodzone do granic możliwości zwierzę leżało w widocznym miejscu, a mimo to tylko jedna osoba się przy nim zatrzymała. Początkowo przypuszczano, że kot został potrącony przez samochód, jednak przyczyna problemu leżała w zupełnie innym miejscu. Czarno-biała kotka nieomal zginęła przez ludzką obojętność. Gdyby ratunek nadszedł dzień później, mogłoby być już za późno.
W trakcie patrolu służba ratownicza zajmująca się ratowaniem rannych, chorych i bezdomnych zwierząt domowych spostrzegła psa przywiązanego do słupa. W pobliżu nie było żywej duszy, a pupil ze zrezygnowanym wyrazem pyska leżał na chodniku i czekał, aż ktoś go zauważy. Kiedy ratownicy podeszli bliżej, a zwierzę wstało i zaczęło merdać ogonem na powitanie, powód porzucenia zwierzęcia stał się jasny i widoczny jak na dłoni.
Czy można wyliczyć, ile kosztuje kocie życie? Czy szczęście i zdrowie zwierzaka da się przeliczyć na pieniądze? Niemal każda osoba, której przyszło opiekować się psem, kotem czy innym zwierzątkiem, jest gotowa wydać każdą sumę, by ratować swojego futrzastego przyjaciela. Nie inaczej postąpili członkowie fundacji, którzy nie zignorowali cierpienia zaniedbanego kocura. Zaczęło się od martwicy końcówki ogona, ale to dopiero początek. “Tylko jeden kot, a jego przypadłości można wymieniać długo” - kwitują ze smutkiem.
Sarah Isom, wielbicielka kotów mieszkająca nieopodal Winston Salem State University, otrzymała od znajomego informację o tym, że na terenie kampusu wałęsa się maleńkie kocię. Maluch wyraźnie okazywał przerażenie. Miauczał tak głośno, jak tylko to było możliwe. Co więcej, wyraźnie bał się ludzi. Kiedy tylko ktoś starał się go chwycić, natychmiast uciekał przed niechcianym kontaktem. To, co odkryli jego nowi opiekunowie, zmroziło im krew w żyłach - kocię musiało potwornie cierpieć z głodu.
Media obiegła smutna wieść. Nie żyje Adam Zagalski, doskonale znany w środowisku ratowników zwierząt jako organizator transportów dla futrzastych podopiecznych oraz twórca bloga "Podróż na cztery łapy". Przez lata prężne działał na rzecz dobrostanu powierzonych mu psów. Zginął w majówkę w tragicznym wypadku.Od piątku do środy policjanci na polskich drogach odnotowali 306 wypadków, w których zginęło 26 osób, a 353 zostało rannych. Jedną ze śmiertelnych ofiar okazał się Adam Zagalski, autor popularnego bloga poświęconemu ratowaniu naszych braci mniejszych i znajdowaniu domów dla bezpańskich zwierząt.
Z pewnością każdy pracownik schroniska dla zwierząt życzyłby sobie, by w placówce nie przybywało nowych podopiecznych. W okresie okołoświątecznym to jednak niemożliwe, głównie za sprawą nieprzemyślanych, podjętych pod wpływem impulsu adopcji. Sprawca porzucenia kota doprowadził przedstawicieli francuskiej fundacji pro-zwierzęcej do istnej furii. Opublikowane na Facebooku zdjęcie mówi samo za siebie.Opisywane zdarzenie miało miejsce tuż przed świętami Bożego Narodzenia we francuskiej gminie na południe od Paryża. Chociaż pracownicy oraz wolontariusze schroniska dla zwierząt La SPA – Refuge de Vaux le Pénil myślami byli już przy świątecznym stole i czynili ostatnie przygotowania w siedzibie organizacji, 22 grudnia rozległ się dzwonek do drzwi. Na progu stał mężczyzna trzymający w rękach wiklinowy kosz. Bynajmniej nie był on pusty.
Na początku stycznia do stowarzyszenia KociArka zgłosiła się pani Joanna, która zastała wstrząsający widok w wynajmowanym przez siebie mieszkaniu w centrum Szczecina. Najemcy co prawda się wyprowadzili, ale porzucili w kawalerce piętnaście kotów. Wśród porzuconych zwierząt są matki z młodymi kociakami. Ich zdrowie i życie jest zagrożone.Pani Joanna jest właścicielką mieszkania, znajdującego się przy ulicy Odzieżowej w Szczecinie, które planowała przekazać córce z małymi dziećmi. Ku jej wielkiemu zdumieniu, w kawalerce, którą wynajmowała od niej para przez ostatnie 6 miesięcy, zostały koty - łącznie siedem dorosłych oraz osiem młodych. Wynajmująca zapewniała w SMSach, że ktoś wróci po zwierzęta, lecz do niczego podobnego nie doszło.
Ukraińska ratowniczka, pomagająca porzuconym i bezpańskim zwierzętom, przemierzała samochodem pustkowie, gdy natknęła się na samotnie spacerującego psa. Pośród tumanów kurzu unoszących się nad drogą spoglądała na nią para szczenięcych oczek. Wystarczyło przytulić go do piersi, by przylgnął do kobiety całym ciałem. Wojna wywarła znaczny i trwały wpływ nie tylko na mieszkańców kraju, ale także towarzyszące im zwierzęta domowe. Dla psów, kotów i innych stworzeń wojna jest równie przerażająca jak dla ludzi, a biorąc pod uwagę ich znacznie bardziej wyostrzone zmysły niż człowiek, wybuchy, strzały i krzyki są dla nich czymś więcej niż tylko bolesnym hałasem.
Samolot lecący z Nowego Orleanu do Wisconsin rozbił się we wtorek rano na polu golfowym niedaleko Milwaukee. Na pokładzie znajdowały się 3 osoby oraz 53 psy przeznaczone do adopcji. Zwierzęta doznały obrażeń, ale ich stan jest dobry. Przyczyna katastrofy nie została jeszcze ustalona. We wtorek, 15 listopada około dziewiątej rano czasu lokalnego w wyniku awarii samolot lecący z Nowego Orleanu rozbił się na polu golfowym w miejscowości Delafield w stanie Wisconsin. Na jego pokładzie znajdowały się 3 osoby oraz ponad 50 psów, w tym szczeniąt, które przetransportowano do adopcji.
Pod opieką schroniska dla bezdomnych zwierząt w Zielonej Górze znalazły się kilkutygodniowe szczenięta. Pięć piesków zostawiono na posesji w zaklejonym kartonie wraz z dołączoną notatką. Jak się okazało, sprawca porzucenia "zapomniał" w niej wspomnieć o tym, iż maluszki są poważnie chore. Bezbronne, porzucone i pozostawione samym sobie - tak w skrócie można opisać miot pięciu szczeniąt, które w ostatnich dniach znaleziono na posesji sąsiadującej z przytuliskiem w Zielonej Górze. W trakcie interwencji pieski były w okropnym stanie - głodne, osowiałe, odwodnione, wyziębione i uległe.
Przed kilkoma dniami pod Twardogórą doszło do kolizji nieznanego pojazdu z dziko żyjącym zwierzęciem. Młoda lisica leżała na poboczu drogi, dusząc się własną krwią. Mijający ją kierowcy nie kwapili się do udzielenia mu pomocy. Tylko jedna osoba zareagowała. Ekostraż zamieściła na swoim profilu w mediach społecznościowych wpis, obrazujący obojętność ze strony sprawcy oraz świadków potrącenia dzikiego zwierzęcia. Nie sposób nie zauważyć, że uderzyło się w lisa. Na szczęście znalazła się osoba, której życie rannej istoty nie było obojętne.
Bridget i Louie zostały porzucone w schronisku przez żadnego konkretnego powodu. Przerażone psy przywarły do siebie ze strachu, niepewne, co przyniesie im przyszłość. Nie wiedziały, że zaledwie dzień później rozpoczną swoją podróż ku nowemu życiu. Oswojenie i obdarzenie zaufaniem psa to przełomowa chwila w życiu każdego człowieka. Niestety każdego roku w Polsce i na świecie, w wyniku niezrozumienia potrzeb oraz charakteru rasy, domy tracą setki amstaffów, pitbulli i bullterierów. Pracownicy schroniska dla bezdomnych zwierząt Montgomery County w Conroe w Teksasie pragnęli odczarować mity na temat tych psiaków, opowiadając poruszającą historię dwóch czworonogów - Bridget i Louie.
Pracownicy schroniska dla bezdomnych zwierząt Coventry Animal Center RSPCA znaleźli transporter pozostawiony na podjeździe przed bramą. W środku znajdowała się dorosła kotka wraz z dwoma kociętami. Ktoś, kto chciał pozbyć się pupili, uciekł z miejsca zdarzenia i nawet nie zadzwonił dzwonkiem. Porzucanie zwierząt to niestety wciąż aktualny temat, zwłaszcza w okresie wakacyjno-urlopowym. Niektórzy właściciele wolą pozbyć się swojego podopiecznego, zamiast zapewnić mu właściwą opiekę lub zabrać go ze sobą na wakacje, czego przykładem jest sytuacja, jaka niedawno rozegrała się przed jednym z brytyjskich schronisk.
Młody nietoperz leżący na chodniku w środku miasta zaniepokoił pewnego przechodnia. Nie ulegało wątpliwości, że zwierzak znalazł się w poważnych tarapatach, dlatego udzielono mu pomocy. Zdjęcia, jakie zrobili mu ratownicy, rozczulą każdego. Nietoperze to jedne z tych zwierząt, które samym swoim widokiem przyprawiają niejedną osobę o dreszcze na plecach. Boimy się tych stworzeń, gdyż przez długi czas postrzegano je jako głównych podejrzanych o zapoczątkowanie pandemii koronawirusa COVID-19, nie wspominawszy już o łączeniu z nimi najmroczniejszych elementów mitologii i religii. Czy faktycznie powinniśmy się ich obawiać? Okazuje się, że nie taki nietoperz straszny, jak go malują.
Przemiła, trzyosobowa rodzina mieszkała w domu z pięknym ogrodem. Sielanka trwała w najlepsze, aż do momentu wizyty inspektorów Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. W trakcie inspekcji ujawniono długo skrywany sekret - skrajnie zaniedbanego i wygłodzonego psa rasy chow-chow, którego trzymano w piwnicy. Skala ludzkiego okrucieństwa względem niewinnych istot ujawniana jest z każdym dniem. Oprawcy zwierząt stale wpadają na coraz to nowsze pomysły, jak skrzywdzić swoich podopiecznych, nierzadko ukrywając przy tym swoje prawdziwe oblicze za maską przykładnego rodzica i członka lokalnej społeczności. O jednym z takich przypadków donoszą inspektorzy Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt.
W ostatnim czasie ratowniczka zwierząt działająca na terenie Ukrainy otrzymała zgłoszenie dotyczące porzuconych szczeniąt. Osłabione maleństwa ukrywały się w krzakach, podczas gdy na dworze panował upał. Bez zastanowienia postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.Olena Pyanov zajmuje się ratowaniem porzuconych i bezdomnych czworonogów. Prowadzi kanał na YouTube o nazwie Love Furry Friends - Rescue Channel, gdzie pokazuje filmy z przeprowadzonych przez nią akcji ratowniczych. Jedna z nich dotyczy porzuconego miotu szczeniąt.
Jedna ze stacji benzynowych w Ukrainie zyskała stałego bywalca. Nie był nim człowiek, lecz niewielkich rozmiarów suczka o beżowo-kremowym umaszczeniu. Pies codziennie zaczepiał klientów oraz personel, żebrząc o uwagę i jedzenie. W końcu jej prośby zostały wysłuchane.Od 24 lutego, czyli dnia rozpoczynającego atak Rosji na Ukrainę, granicę polsko-ukraińską przekroczyło ponad 5,5 mln uchodźców z kraju owładniętego wojną. Mimo, iż na pomoc wolontariuszy muszą także liczyć psy i koty towarzyszące uciekinierom, ich właściciele musieli często podejmować bolesne decyzje o pozostawieniu podopiecznych. Oczywiście problem bezdomności zwierząt panował już dużo wcześniej. Jeszcze zanim rosyjscy żołnierze dokonali aktu agresji na sąsiednim państwie, część czworonogów traciła dach nad głową i musiała szukać sposobu, by przetrwać w nowej rzeczywistości. Wśród nich znalazł się maleńki kundelek.
Przed wieloma laty przy ul. Jeśmanowicza w Toruniu stanęły budki dla kotów wolno żyjących. Konstrukcje spełniały swoje przeznaczenie, zapewniając zwierzętom ciepłe schronienie - do czasu aż nie zostały zniszczone. Koty wolnożyjące, a także te spędzające czas na dworze potrzebują pomocy w przetrwaniu trudnych warunków atmosferycznych. Mruczki traktują podwórkowe domki nie tylko jako sypialnię. Pełnią one rolę schronienia przed słońcem czy deszczem oraz zaspokajają one naturalną potrzebę kota do ukrywania się przed ludźmi i innymi zwierzętami. O ile właściciel terenu, tj. spółdzielnia mieszkaniowa czy wspólnota wyrazi zgodę, specjalnie skonstruowane budki można postawić w wybranym miejscu. Dlaczego zatem komuś zależałoby na tym, by pozbawić koty dachu nad głową?
Suzette Hall została poproszona o udzielenie pomocy zwierzęciu, które od trzech dni nie opuszcza wzgórza. Choć początkowo myślano, że to kojot, w rzeczywistości pomocy potrzebował młody owczarek belgijski. Na widok ratowników szczeniak trząsł się i jednocześnie machał ogonem.Do Suzette Hall, założycielki organizacji Logan’s Legacy, wpłynęło zgłoszenie dotyczące tajemniczego zwierzęcia przesiadującego na wzgórzu. Kobieta niejednokrotnie ratowała życie porzuconych, chorych i bezpańskich czworonogów, dlatego i tym razem nie potrafiła odmówić. Z uwagi na wysoką temperaturę życie albo zdrowie stworzenia było narażone na bezpośrednie niebezpieczeństwo, dlatego należało działać natychmiast.
Starszy kot po raz pierwszy doświadcza miłości, kiedy jego nowa opiekunka pogłaskała go po głowie. Reakcja mruczka wyraża więcej niż tysiąc słów. „Chciał tylko, żeby wszyscy go kochali" - wyznaje ratowniczka zwierząt, która podzieliła się nagraniem w sieci. Brenda Wilkinson, założycielka Hands of Mercy Cat Sanctuary, organizacji zajmującej się ratowaniem i adopcją zwierząt, przygarnęła starszego kocura. Zanim przybył do siedziby, wolontariusze natknęli się na niego na ulicy, gdzie prawdopodobnie został porzucony przez swoją rodzinę.
Niedawno w sieci pojawiło się wzruszające zdjęcie. Przedstawia ono suczkę, która siedzi przed drzwiami domu, oczekując powrotu właścicielki. Jak relacjonuje fundacja "Zwierzęta Podhala", kobieta zmarła, pozostawiając pustkę w sercu swojej podopiecznej. Najwyższa wierność, przywiązanie i absolutne oddanie - to cechy przypisywane psom już od wieków. O przykładach psiej lojalności względem opiekunów można by napisać wielotomową książkę. Na specjalne wyróżnienie zasługuje choćby pies Hachiko, który przeszedł do historii jako najwierniejszy pies znany Japończykom. Próbując rozwiązać zagadkę psiej miłości, z pewnością uronimy niejedną łzę nad historiami z czworonogami w rolach głównych. Przykładów wierności psa i człowieka nie trzeba jednak szukać w odległych zakątkach świata. Jedna z nich właśnie rozgrywa się na "naszym podwórku".