Ludzkie okrucieństwo nie ma granic. W północnej części Belgii jeszcze do niedawna panował tęgi mróz, a opady śniegu nie ustawały. Jak łatwo się domyślić, to najgorsze z możliwych warunków do porzucenia zwierzęcia. Mimo to wiele osób nie krępuje się i bez wyrzutów sumienia pozostawia psy czy koty na siarczystym mrozie, oferując im co najwyżej prowizoryczne schronienie w postaci łatwo przemakalnego kartonu, lub w tym przypadku, materiałowego kosza.
Właściciele kundelków wykazali się wyjątkowym okrucieństwem, porzucając dwa psy. Przez ponad 2 lata, które spędzili za granicą, wyraźnie nie interesowały ich losy pupili, ani to, czy ktokolwiek zadba o ich zdrowie i bezpieczeństwo pod ich nieobecność. Zwierzęta pozostały na posesji w podwrocławskich Ratowicach, gdzie z dnia na dzień musiały nauczyć się, jak przeżyć w ciężkich warunkach bez pomocy ze strony człowieka. Były zdane wyłącznie na siebie.
Warattada Pattarodom z prozwierzęcej organizacji przekazała w mediach społecznościowych informację o akcji ratunkowej, którą przeprowadzono w Tajlandii. Wolontariusze uratowali ponad 300 kotów, które pozostawione zostały bez opieki w dwóch domach w Bangkoku. Część ze zwierząt - ponad setka - ze względu na swój stan zdrowia, musiała trafić do kliniki weterynaryjnej.
Psy są przetrzymywane w okropnych warunkach. Zwierzęta są zaniedbane i wychudzone. Do dyspozycji mają niewiele przestrzeni, są bowiem przykute łańcuchami do drzew. Widok, z jakim można się spotkać w pseudohodowli zwierząt pod Opolem Lubelskim chwyta za serce. O sprawie zrobiło się głośno za sprawą potencjalnego klienta "hodowcy". Mężczyzna zrobił zdjęcia, które wstrząsnęły internautami.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami z Kościana opublikowało na Facebooku apel o pomoc w poszukiwaniach psa o ciemnoczekoladowym umaszczeniu, który biega luźno po Kobylnikach (woj. wielkopolskie). Ze zgłoszenia otrzymanego od starszej kobiety wynikało, że przestraszone zwierzę najprawdopodobniej ma zaklejony pysk czarną taśmą izolacyjną, dlatego pozostawienie go takim stanie mogło doprowadzić do poważnych problemów zdrowotnych, a nawet śmierci wskutek skrajnego głodu i pragnienia.
Organizacja prozwierzęca China Rescue Dogs donosi, że tegoroczna akcja ratownicza aż 205 psów zakończyła się sukcesem. Zwierzęta, które żyły w przepełnionych klatkach bez opieki medycznej, miały lada moment trafić do rzeźni, a stamtąd na talerze Chińczyków. Zostały jednak uratowane na krótko przed Chińskim Nowym Rokiem.
Gwałtowny spadek temperatury, który miał miejsce w ostatnich dniach, zaszokował żółwie morskie. Zwierzęta te nie są przyzwyczajone do tak dużych amplitud. Morze wyrzuciło te stworzenia na plażę na wyspie South Parade, na południowym wybrzeżu Teksasu. Do akcji ratunkowej wkroczyli wolontariusze. W położonym na wyspie centrum konferencyjnym utworzyli tropikalną oazę, do której przewieziono wyziębnięte zwierzęta. Jak informują lokalne media, było to prawie 5 tysięcy osobników.
Do zadziwiającego zdarzenie doszło niedawno na terenie województwa opolskiego. Jak relacjonują pracownicy Opolskiego Centrum Leczenia i Rehabilitacji Dzikich Zwierząt "Avi", jenot trafił do nich dzięki interwencji dwóch bohaterskich osób - Patrycji Krawiec oraz Oli Kubsdzie.
Osiem bezdomnych psów potrzebuje pomocy. Diego, Amelia, Szaruś, Luna, Uszatek, Radzio, Yoda i Brego nie chcą wrócić do schroniska w Radysach, na ulice oraz wsie, gdzie nikt nie dbał o ich dobrobyt i zaspokajanie podstawowych potrzeb. Tak, jak każdy pupil, zasługują na znalezienie domów, gdzie nigdy więcej nie będą muchsiały zmagać się ze smutkiem i przemocy z rąk opiekunów.
Rudy kocurek, który błąkał się po okolicy, został odnaleziony przez wolontariuszy należących do przytułku dla bezdomnych zwierząt w Zaborze (woj. lubuskie). Z zachowania zwierzęcia można było ustalić, że kot wcześniej mieszkał w domu, gdyż ewidentnie nie był przystosowany do życia w warunkach panujących na wolności. Ponadto, był wykastrowany.
W Warren, mieści w Stanach Zjednoczonych, we wschodniej części stanie Ohio z kontenera na śmieci wydobywały się piski porzuconego psa, które zaalarmowały przechodniów. Na miejsce od razu zostali wezwani pracownicy schroniska dla zwierząt Animal Welfare League of Trumbull County.
Owczarek o imieniu Nero ma tylko 3-lata, ale w życiu spotkały go same nieszczęścia. Nieodpowiedzialni właściciele doprowadzili psa do stanu wołającego o pomstę do nieba. Na szczęście jest już pod opieką inspektorów OTOZ Animals.
Poprzedni właściciel porzucił zwierzęta na pewną śmierć. Potraktował je niczym przepalone znicze, niepotrzebne śmieci. Musiał zdawać sobie sprawę, że przy minusowych temperaturze panującej na zewnątrz koty prawdopodobnie długo by nie wytrzymały.
Wrodzony instynkt i gotowość do niesienia pomocy potrafi uchronić niejedno istnienie. Jak pokazuje historia, która zdarzyła się na Pomorzu, nie warto lekceważyć wewnętrznego głosu, ponieważ może czasem zadecydować o czyimś życiu lub śmierci.
Trudno powiedzieć, co kieruje ludźmi, którzy wykazują się takim okrucieństwem wobec zwierząt. Suczka o imieniu Caitlyn została znaleziona w strasznym stanie. Mimo że została tak bardzo skrzywdzona, udało jej się znów zaufać ludziom, a finał historii nie mógłby być bardziej wzruszający!
Gumpy jest prawdopodobnie jedynym psem, który z własnej woli nigdy nie opuści murów organizacji Charleston Animal Society w Stanach Zjednoczonych. Ku zaskoczeniu wszystkich, wielokrotnie adoptowany zwierzak wolał bezdomność, niż przebywanie u boku szczęśliwej rodzinie. Co mogło być tego przyczyną?
Szczeniak był szczelnie zawinięty w foliowy worek. Płakał, prosząc przechodniów o pomoc. Tylko jedna osoba się zatrzymała i zadzwoniła po wolontariuszy z lokalnej fundacji zajmującej się bezpańskimi zwierzętami. Gdy dotarli na miejsce byli w szoku. Zwierzę było przemarznięte i przemoczone. Mały piesek miał zaledwie miesiąc, jednak już doświadczył ogromnego cierpienia ze strony ludzi.
Suczka leżała skulona w gęstych zaroślach. Wolontariusz z początku miał problemy ze zlokalizowaniem piszczącego psa. Po kilku minutach przedzierania się przez kolczaste krzewy i odgarniania wystających gałęzi niskich drzew udało mu się dotrzeć do zwierzęcia. Mężczyzna miał świadomość tego, że może zacząć rodzić w każdej chwili, nie tracił więc czasu. Od razu wziął ją na ręce i zaniósł do samochodu.
Pies koreańskiej rasy Sapsali samotnie spędzał każdy dzień przy ruchliwej ulicy. Nie pozwalał do siebie podejść i tylko ukradkiem zjadał jedzenie pozostawione mu przez mieszkańców okolicy. Nie sposób było go złapać, a jedyne osoby, które go interesowały były kobietami. To za nimi podążał, jakby sprawdzał, czy któraś z nich nie jest jego panią. Historia czworonoga jest niesamowita.
Kotek o rudym, puszystym futerku, który trafnie otrzymał imię po głównym bohaterze szekspirowskiego dramatu, miał na swój sposób porównywalnie trudny start w życie. Zwierzątko urodziło się ze zdeformowanym pyszczkiem, co sprawiło, że wiele osób odrzucało go już na wstępie, nie chcąc nawet dać mu chociaż jednej szansy.
Suczkę udało się im zamknąć na pustym placu budowy. Nie oznaczało to jednak, że zapanowanie nad agresywnym psem, który ciągle groził im atakiem będzie proste. Zwierzę nie pozwalało im do siebie podejść. Gdy tylko próbowali się do niego zbliżyć, obnażało zęby, czasem nawet pozorując atak. Para wolontariuszy wykazała się jednak niemal anielską cierpliwością i stoickim spokojem.
Kundelek od razu zapałał ogromnym, szczerym uczuciem do kobiety, która prowadziła dom tymczasowy, gdzie trafił. Nie odstępował jej na krok, chodził za nią jak cień, ciągle zabiegając o jej uwagę i pieszczoty. Gdy przyszedł moment, w którym musiał się z nią pożegnać i został adoptowany przez mieszkającą kilkanaście kilometrów dalej rodzinę, był zrozpaczony.
Bezdomny mężczyzna wyjaśnił, dlaczego śpi tuż przy wejściu do schroniska. Okazało się, jakiś czas temu zaginęła mu ukochana suczka, chciał więc być w placówce z samego rana, by zobaczyć, czy psina nie zostanie przywieziona tutaj. Poruszony techniczny postanowił zrobić wszystko, by bezdomny znalazł swoją przyjaciółkę.
Suczka padła ofiarą pseudohodwcy, dla którego ważniejszy od dobra zwierząt znajdujących się pod jego opieką, był zysk, jaki osiągał na każdym szczeniaku. Nie przejmował się więc takimi sprawami jak zapewnienie zwierzętom minimum ruchu, pożywienia dobrej jakości czy planowaniem ich ciąży tak, by miały czas dojść do siebie po poprzedniej, nim zajdą w kolejną.
Bokser, który został znaleziony na ulicy w stanie Filadelfia, był w opłakanym stanie. Listonosz Dan Targonsk zauważył porzucone zwierzę w godzinach porannych, kiedy dopiero co rozpoczynał pracę i przemierzał osiedle w celu przekazania ludziom poczty. Gdy tylko dostrzegł czworonoga w potrzebie, bez wahania podjął decyzję. Los psa był ważniejszy niż to, że mieszkańcy osiedla będą musieli dłużej poczekać na oczekiwane listy i przesyłki.
Wolontariusze zabrali z terenu posiadłości 30 psów, dwa koty, konia oraz dwa osły. Wszystkie z nich były brudne, głodne, część chora lub ranna. Żadne nie mieszkało w odpowiednich dla swojego gatunku warunkach. Szczególne wrażenie zrobił na nich jeden z czworonogów. Wiekowa suczka, która gdy weszli na posesję, siedziała na krześle na ganku domu.
Jak poinformowały osoby, które uratowały psa, ktoś musiał go potrącić. Nie wiadomo, w jaki sposób kundelek znalazł się na ruchliwej autostradzie, ale przestraszony i ranny utknął pomiędzy barierkami oddzielającymi pasy. Nie był w stanie się ruszyć, nie mówiąc już o ryzyku idącym za wbiegnięciem na ulicę.
Psia mama wychodziła na ulicę tylko, gdy widziała, że ktoś się zbliża. Była jednak trochę zbyt nieśmiała i strachliwa, by dać się złapać i sobie pomóc. Kiedy wolontariusze z serbskiego schroniska dotarli do ośnieżonej drogi, wystarczył moment, by suczka podeszła i przywitała się z nimi.