Płockie Towarzystwo Pomocy Zwierzętom ARKA poinformowało na mediach społecznościowych o znalezieniu tekturowego pudła porzuconego na osiedlu Borowiczki w Płocku. Starannie zaklejony taśmą pakunek spoczywał w pełnym słońcu, zaś w nim znajdowały się kocięta. Zawartość porzuconej „przesyłki” przeraziła znalazców oraz wolontariuszy, którym została przekazana. W środku znajdowały się trzy malutkie kocięta, które właściciel potraktował z niebywałym okrucieństwem.
Rowerzysta przejeżdżający trasą pomiędzy Ożarami a Mąkolnem (woj. śląskie) dostrzegł w rowie dwa malutkie kocięta. Nieopodal na środku drogi znajdowały się kolejne dwa maluchy. Mężczyzna domyślił się, że zwierzęta najprawdopodobniej zostały porzucone na pastwę losu, dlatego niezwłocznie powiadomił służby.Chociaż przez media nieustnie przetaczają się informacje dotyczące konsekwencji porzucania zwierząt domowych, nie brakuje osób, które nie respektują prawa i skazują swoich podopiecznych na bezdomność, a w najgorszym wypadku - śmierć.
Biedny szczeniaczek został porzucony na zaśmieconym poboczu drogi. Kryjąc się przed deszczem oraz niesprzyjającymi warunkami atmosferycznymi, mieszkał w bucie. Na szczęście Goran Marinkovic wypatrzył malucha pośród odpadków. Wolontariusz z Serbii postanowił odmienić jego los. Pewien miłośnik zwierząt regularnie dokarmiał czworonogi mieszkające w pobliżu śmietnika. Kiedy pewnego marcowego dnia pojawił się w znajomym miejscu z porcją karmy, jego oczom ukazało się bezbronne zwierzątko.
Aktywiści prozwierzęcy otrzymali nietypowe zgłoszenie od mieszkańca Tarnowa. Lokatorzy, którzy wcześniej wynajmowali od niego mieszkanie, wyprowadzili się. Nie byłoby w tym niczego dziwnego, gdyby nie fakt, iż należące do nich zwierzęta pozostawiono na pastwę losu. Niestety, nie wszystkie z nich udało się uratować.W trakcie oględzin wynajmowanego lokum właściciel mieszkania dostrzegł, że terrarium ustawione na wysokiej szafie nie jest puste. W środku klatki wciąż znajdowały się dwa gekony i agama brodata.
Inspektorzy DIOZ ponownie uratowali zwierzęta z rąk bezdusznych oprawców. Tym razem nowymi podopiecznymi organizacji stało się osiem stworzeń w stanie skrajnego głodu i zaniedbania. Wśród nich znajduje się ciężarna suczka.W trakcie interwencji, która miała miejsce o godzinie 14, dwudziestokilkuletni właściciele znajdowali się pod wpływem alkoholu. Nie przejmowali się faktem, iż w ich mieszkaniu unosi się zapach amoniaku, który aż szczypie w gardło.
Katarzyna Dowbor od lat prowadzi program "Nasz Nowy Dom", w którym pomaga Polkom i Polakom stworzyć idealne miejsce do spokojnego, rodzinnego życia. Niestety, tym razem prezenterka przeżyła duże rozczarowanie. Niezapowiedziana wizyta u dawnych uczestników programu odsłoniła straszną prawdę.Tej wizyty Katarzyna Dowbor nie miała w planach. Skoro jednak była w pobliżu z ekipą filmową, nagrywając materiały do innych programów, postanowiła wstąpić do dawnych uczestników swojego programu.
Członkowie organizacji prozwierzęcej EKOSTRAŻ poinformowali na mediach społecznościowych o karygodnym zachowaniu nieznanego właściciela zwierząt. Postanowił on pozbyć się niechcianego pupila, porzucając go w worku na śmieci na cudzej posesji. Pomoc przybyła w ostatniej chwili.Zaniepokojona mieszkanka poinformowała aktywistów o znalezieniu maleńkiego kotka w środku zawiązanego worka na śmieci. Do zdarzenia doszło w powiecie wrocławskim, nieopodal miejscowości Sobótka.
Aktywiści należący do organizacji EKOSTRAŻ wyruszyli na ratunek kociętom wyrzuconym do przydrożnego kanału. Niestety, tym razem wszelkie dotychczasowe metody i pomysły na wyciągnięcie zwierząt zawiodły. Na szczęście z pomocą przyszedł 6-letni syn jednej z wolontariuszek. Na facebookowym profilu organizacji prozwierzęcej EKOSTRAŻ pojawił się wpis dotyczący interwencji we wsi Gniechowice (woj. dolnośląskie). Tego dnia wolontariusze otrzymali telefon z prośbą o pomoc.
Wolontariusze Fundacji dla Szczeniąt Judyta po raz kolejny mierzą się z problemem przepełnienia domów tymczasowych. Nie mogli jednak odmówić pomocy szóstce rodzeństwa, które znaleziono na tyłach stolarni. W ich oczach kryła się niema prośba o ratunek.Szczenięta przyszły na świat w cichym kąciku między beczkami i do teraz nigdy nie zaznały domowego ciepła. Ich mamy nie znaleziono. Jak twierdzą członkowie fundacji, gdyby nie ludzie dobrej woli, najprawdopodobniej czekałaby je wegetacja przy budach.
Szczeniak w wieku zaledwie 4 miesięcy został znalezione przed domem swoich właścicieli na jednej z posesji w gminie Dobra. Podczas, gdy młode małżeństwo spodziewające się dziecka mieszkało w dostatku, osamotniony psiak siedział z dala od domu przy rozpadającej się budzie. Był spragniony uwagi, troski, zabawy i przede wszystkim miłości."Szczeniak na łańcuchu i to u młodych ludzi w nowym wypasionym domu" - tymi słowami aktywiści ze schroniska w Borku rozpoczynają wpis dotyczący przebiegu interwencji. Jak zaznaczają, widok 4-miesięcznego szczeniaka uwiązanego przy szopie sprawił, że momentalnie podniosło im się ciśnienie.
W zeszłym tygodniu inspektorzy Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt przeprowadzili interwencję na jednej z wiejskich posesji. Na miejscu zastali widok fatalnego traktowania zwierząt. Psy przebywające na podwórku były nieleczone i karmione spleśniałym jedzeniem.Obrońcy praw zwierząt nie ukrywają, że ich praca ukazuje im najbardziej przeraźliwe oblicza kraju oraz jego mieszkańców. Jak sami zaznaczają, każdego dnia podczas wielu interwencji inspektorom DIOZ ukazuje się obraz typowej polskiej zaściankowej wsi. Tym razem ponownie zetknęli się z patologią wśród właścicieli zwierząt.
Przed Sejmem w Warszawie trwa protest w obronie niezależnych mediów. W tym samym czasie po drugiej stronie chodnika rozgrywa się jeszcze jedna walka w obronie tych, którzy sami nie mogą domagać się swoich praw. Mowa o zwierzętach gospodarskich. Jednodniowa akcja prospołeczna ujawnia realia hodowli przemysłowej w 2030 roku. W środę, tj. 11 sierpnia odbywa się wydarzenie „Muzeum Hodowli Przemysłowej”. Uczestnikom udostępniono nietypową maszynę do podróży w czasie, która ma za zadanie pokazać rzeczywistość bez hodowli przemysłowej zwierząt. Jak zatem rysuje się przyszłość Polski?
W ostatnim czasie działacze Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Opolu zmagają się z prawdziwą plagą fałszywych zgłoszeń dotyczących złego traktowania zwierząt. W większości są podyktowane złośliwością i chęcią odegrania się na osobach, które w ocenie zgłaszającego zasługują na lekcję pokory. Osoby współpracujące w ramach wolontariatu z Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami w Opolu są zobowiązane do wykonywania szeregu obowiązków. Na ich barkach spoczywa odpowiedzialność za życie i zdrowie podopiecznych. Muszą być również gotowi do podjęcia interwencji w przypadku podejrzeń stosowania przemocy i zaniedbywania zwierząt. Jak łatwo się domyślić, osobiste porachunki w postaci nieprawdziwych zgłoszeń o złym traktowaniu zwierząt przez sąsiadów czy byłych partnerów odbijają się na stworzeniach, które wymagają realnej pomocy. O nowych sposobach na zemstę opowiada Dagmara Wojtas, inspektor TOZ w Opolu w rozmowie z "Wyborczą".
Zawodnicy Górnika Trans.eu Wałbrzych przynoszą chlubę nie tylko na boisku. Przed rozpoczęciem nowego sezonu ligowego zdobyli się na wzruszający gest, aby wspomóc lokalne schronisko. Aż miło popatrzeć!Tegoroczne przygotowania do nadchodzących meczów koszykarskich rozpoczęto w Wałbrzychu w nietypowy sposób. Zamiast spędzać weekend na hali sportowej, wyruszyli na spacer z psiakami.
We wtorek, tj. 10 sierpnia wolontariusze współpracujący ze miejscowym schroniskiem przeprowadzili interwencję w asyście Straży Miejskiej. Na podwórku znaleźli wychudzone i zapchlone suczki. Właścicielka zwierząt nie widziała swojej winy. - Zostaliśmy dziś poproszeni o pomoc w interwencji Straży Miejskiej na jednej z posesji w mieście. To, co zostaliśmy na miejscu, doprowadziło nas do białej gorączki - relacjonują aktywiści na Facebooku.
Młody lis z rozległymi obrażeniami wewnętrznymi trafił pod opiekę dolnośląskiej organizacji EKOSTRAŻ. Cierpiące i wycieńczone zwierzę padło ofiarą kłusownika, który nielegalnie rozstawił wnyki. Tylko cud sprawił, że stworzenie uciekło z potrzasku. Lis trafił do gabinetu weterynaryjnego w opłakanym stanie. Mieszkaniec lasu miał zmiażdżoną klatkę piersiową, dlatego wszystko wskazuje na to, że złapał się we wnyki.
Organizacja EKOSTRAŻ przekazała smutne wieści, dotyczące jednej z ich najbardziej znanych podopiecznych. Chociaż miała szansę na normalne życie, rezonans magnetyczny potwierdził najgorsze. Z przykrością informujemy, że kocia wojowniczka o imieniu Wandzia przeszła za Tęczowy Most. Historia Wandziuszki, kotki pozbawionej małżowin usznych, obiegła sieć w kwietniu bieżącego roku. Wówczas wolontariusze poinformowali z ulgą, że zabieg amputacji przebiegł prawidłowo i uwolnił zwierzę od raka płaskonabłonkowego. Jednakże, to, co stało się w przeciągu najbliższych czterech miesięcy, przekreśliło jego szansę na długie życie w zdrowiu.
W ubiegłą sobotę media społecznościowe obiegła wiadomość o zaginięciu młodego małżeństwa z powiatu bocheńskiego - Aleksandry Zu Stefańskiej i Michała Kleofasa Stefańskiego. Para prowadząca hotelik dla bezdomnych zwierząt w Majkowicach pozostawiła podopiecznych bez opieki, co zaniepokoiło ich znajomych.O przedziwnym zaginięciu państwa Stefańskich jako pierwsi poinformowali przedstawiciele Stowarzyszenia Oaza Spokoju Zielona Mila. Ostatni raz para rozmawiała z przyjaciółmi w ubiegły piątek 16 lipca 2021 roku. Od tamtej pory ich telefony są wyłączone.
Matka natura potrafi płatać niebywałe figle, czego dowodem jest nietypowo wyglądający torbacz znaleziony w Australii. Choć na pierwszy rzut oka wygląda jak najbardziej rozpoznawalny Pokemon, to w rzeczywistości za kolor jego futerka odpowiedzialna jest mutacja genetyczna. Zgadnij, co to za stworzenie.Nie ma wątpliwości co do tego, że zwierzęta niepodzielnie rządzą internetem, a ich zdjęcia stale zaskakują, śmieszą i rozbudzają w nas ciekawość. Tym razem przedstawiamy Wam jedynego w swoim rodzaju torbacza, który w grudniu 2018 roku trafił do kliniki weterynaryjnej w Melbourne.
W minioną sobotę, tj. 26 czerwca we wsi Piotrkówko (woj. kujawsko-pomorskie) doszło do katastrofy budowlanej, w wyniku której ucierpiała ptasia rodzina. W ciągu kilku sekund bocianie gniazdo runęło z łoskotem na ziemię wraz z przebywającymi w środku trzema pisklętami. Do wypadku doszło najprawdopodobniej w nocy z piątku na sobotę. Wiedząc, że w gnieździe znajdują się pisklęta, mieszkańcy niezwłocznie skontaktowali się z Centrum Zarządzania Kryzysowego w Bydgoszczy.
To wystraszone cielę zdecydowało się wykonać jednocześnie desperacki i śmiertelnie niebezpieczny skok ku nowemu życiu. W trakcie przewozu wyskoczyło z transportu! Opłacało się zaryzykować, gdyż dzisiaj krówka ma szczęście mieszkać w azylu tworzonym w Kępicach przez Stowarzyszenie BUBA Pomocna dla Zwierząt. Telefon, jaki otrzymali w poniedziałek miasteczcy aktywiści, z pewnością postawiłby na równe nogi niejedną osobę. Zgłoszenie dotyczyło rannego zwierzęcia leżącego na poboczu drogi, które pilnie potrzebowało pomocy. Oto historia krówki Buni, której determinacja potrafi wzruszyć do łez nawet największego twardziela.
Ludzie nie zdają sobie sprawy, do jakich potworności są zdolni, dopóki nie da im się do tego sposobności. Przekonali się o tym inspektorzy dolnośląskiej organizacji pożytku publicznego EKOSTRAŻ. Otrzymali oni zgłoszenie dotyczące psa trzymanego w dramatycznych warunkach na jednej z najbogatszych wsi pod Wrocławiem. Po przybyciu na miejsce ujrzano zaledwie 5-kilogramowego pupila, który pozostawał bez schronienia na opuszczonej po śmierci pana posesji. Trząsł się ze strachu, kuląc na prowizorycznym posłaniu.
W niedzielę, tj. 13 czerwca br. na mediach społecznościowych pojawił się wpis dotyczący akcji ratunkowej małego liska. Ranne zwierzątko leżało na środku drogi nieopodal kopalni Grudzień Las w województwie łódzkim. Mijający go kierowcy nie kwapili się do udzielenia mu pomocy.O zaistniałej sytuacji oraz rażącej obojętności i braku reakcji ze strony świadków zdarzenia poinformowała organizacja prozwierzęca Animals z Opoczna. W poście zaznaczyli, że na szczęście znalazł się ktoś, komu życie rannego zwierzątka nie było obojętne.
W nocy z wtorku na środę dolnośląska organizacja pożytku publicznego EKOSTRAŻ, zajmująca się humanitarną ochroną zwierząt, była zmuszona ponownie interweniować. Wezwanie dotyczyło rannego zwierzęcia, które żywcem pożerane było przez robactwo.W życiu inspektorów EKOSTRAŻ-y nie istnieje takie pojęcie, jak "wolne". Służby ratujące zwierzęta zawsze pozostają w gotowości, aby nieść pomoc chorym, zaniedbanym i porzuconym stworzeniom. Również tym razem obrońcy braci mniejszych nie zawiedli.
Aktywiści na rzecz ratowania zwierząt przeprowadzili interwencję w kolejnym wiejskim gospodarstwie domowym. Z dala od wścibskich spojrzeń sąsiadów, w zapyziałej komórce na węgiel żyła psia rodzina w typie yorków. Zwierzęta urodziły się pośród brudu i gratów, co niespecjalnie budziło jakiekolwiek obiekcje ze strony ich opiekunów. Na wsi w okolicy Krakowa, na węglu i śmieciach żyła psia mama wraz z czwórką potomstwa. Chociaż maluchy dopiero co przyszły na świat, nie były wpuszczane do domu. Co było tego powodem?
Kazia i Tadzik. Nasi mali podopieczni to (szczęśliwie) żywy przykład na to, że niektórzy z nas rodzą się z już całkiem sporym bagażem… Kociaki pochodzą z ogródków działkowych z północy Wielkopolski. Ich krótkie, acz ciężkie życie trwa 8 miesiąc, z czego pierwsze 2 dzielnie spędziły razem na malutkiej, zapomnianej przez świat działce. Dookoła porzucone przedmioty, będące siedliskiem wszelkiego rodzaju glist, pcheł i pasożytów.
Członkowie Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt ujawnili szczegóły niedawno przeprowadzonej interwencji. Dotyczyła ona psa odebranego spod opieki patologicznych alkoholików, którzy w obecności wolontariuszy bez zażenowania załatwiali swoje potrzeby fizjologiczne. Jak wynika z relacji opublikowanej na mediach społecznościowych, w piątek, 4 czerwca inspektorzy odebrali zaniedbanego psa spod opieki właścicielki. W trakcie interwencji kobieta była ewidentnie pod wpływem alkoholu, o czym świadczyła m.in. zaburzona koordynacja ruchowa.
Inspektorzy Ogólnopolskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami doznali szoku, wchodząc do mieszkania właściciela kundelka imieniem Reksio. Po wywiadzie środowiskowym z sąsiadami podejrzewają, że malutki piesek przeżył prawdziwe piekło, będąc pod "opieką" patologicznego alkoholika.O sprawie tragicznie zaniedbanego Reksia został powiadomiony OTOZ Animals Inspektorat Gliwice. Zdaniem sąsiadów pies praktycznie w ogóle nie wychodził na spacery, a zza drzwi dochodziły piski wskazujące na to, że w mieszkaniu dochodzi do aktów przemocy.