Opuściwszy w pośpiechu wynajmowane lokum, mieszkaniec Wrocławia „zapomniał” o swoich zwierzętach. Celowo pozostawił w zamkniętym pomieszczeniu kota i królika. Gdy właściciele przyjechali skontrolować swoje mienie, o mało nie dostali zawału. Zaniedbane i samotne zwierzęta błagały o pomoc. Królik szybko trafił w dobre ręce. Porzucony kot niestety nie miał tyle szczęścia.
To miał być dla kuriera dzień jak co dzień. Mężczyzna miał do rozwiezienia wiele paczek, a padający z nieba śnieg tylko utrudniał zadanie. Gdy usłyszał miauczenie kota w swoim samochodzie, był przekonany, że się przesłyszał. Dźwięk jednak stawał się coraz wyraźniejszy. Nie wiedział dotychczas, że w jego samochodzie istnieje idealna kryjówka dla pasażerów na gapę.
Bruno był nietrafionym prezentem ślubnym. Od samego początku właściciele go nie chcieli. Pies przez 15 lat był zamknięty w klatce. Nie rozumiał, czym jest miłość i bliskość emocjonalna z człowiekiem. Nigdy nie widział ani drzew, ani innych czworonogów. Wzruszający film nagrany przez wolontariuszkę pokazuje reakcje więzionego przez lata psa po odzyskaniu wolności. W trakcie spaceru po raz pierwszy w życiu dosięgły go promienie słońca.
Nazywany był w schronisku “Józefem od spraw beznadziejnych”. Oddany wolontariusz, Pan Józef Stelmach nie żyje. Do pracy ze podopiecznymi był gotowy codziennie, niezależnie od pogody wyprowadzał na spacer czworonogi. Potrafił przekonać do siebie każde psie serce. Pracownicy KTOZ mówią o ogromnej stracie przyjaciela bezdomnych zwierząt.
Kot o imieniu Luka spędził wiele dni w schroniskowej klatce. Powodem, dla którego nikt nie zwracał na niego uwagi, był kolor jego sierści. Choć czarno-biały kocurek rozkochał w sobie wszystkich pracowników schroniska, to na miłość na wyłączność musiał zaczekać aż 335 dni. Po prawie roku nieustannego oczekiwania próg placówki przekroczyła osoba, która nie chciała wypuścić bezpańskiego zwierzęcia z objęć.
W lesie w Gorzowie Wielkopolskim znaleziono młodego psa przywiązanego do drzewa. Jak informuje Stowarzyszenie Pomocy Zwierzętom “Azyl”, sprawca porzucenia zwierzęcia chciał mieć pewność, że pies nie oswobodzi się, ani nie odnajdzie drogi powrotnej do domu. W tym celu zamiast smyczy czy zwyczajnej linki użył twardszego wyrobu do skrępowania niechcianego pupila. Przewidywana jest nagroda pieniężna za pomoc w zidentyfikowaniu właściciela.
Pracownicy schroniska dla zwierząt znaleźli przywiązanego do drzewa psa. To jak zwierzę na nich zareagowało, wiele o nim mówi. Ktoś porzucił swojego najwierniejszego towarzysza i zafundował mu ogromny stres, przywiązując go na stałe kawałkiem linki. To nie był jednak koniec niespodzianek, jakie czekały na to bezbronne zwierzę.
Właścicielka postanowiła pozbyć się uroczej kotki. W środku zimy zostawiła biedne stworzenie pod drzwiami schroniska. Jedyne, na co byłą ją stać to parę słów zapisanych na kartce doczepionej do transportera. Pracownicy schroniska nie rozumieli powodu. Dopiero po wykonanych badaniach wyszło na jaw, że nie tylko kotka potrzebuje ich pomocy.
Czarny pies, który trafił do schroniska, niemal co noc wymykał się ze swojego boksu. Zwierzęciu niestraszne były ani wysoki mur, ani płot. Nie zatrzymywała go nawet ruchliwa droga. Zawsze podążał w to samo miejsce. Pies czuł, że ma do wykonania ważne zadanie. Przepisy jednak mówiły jasno — zwierzęta nie mają tu wstępu.
Makabrycznego odkrycia dokonali inspektorzy Toruńskiego Towarzystwa Ochrony Praw Zwierząt. Stworzenia, które trafiły pod opiekę fundacji “Toruńska Kocia Straż” i miały być tu bezpieczne, doznały ogromnego cierpienia i okrucieństwa. Na miejscu znaleziono 37 martwych zwierząt. Były poupychane po kątach i pochowane w kartonach. Interwencja nie należała do najłatwiejszych. Po szokującej decyzji powiatowej lekarki weterynarii prezes TTOPZ złożył zawiadomienie do prokuratury.
Świat starszego kocurka diametralnie się zmienił po tym, jak jego wieloletni właściciel niespodziewanie umarł. Zwierzę trafiło do schroniskowej klatki, w której nie potrafiło się odnaleźć. Kulił się w najdalszym rogu i tęsknił za swoją rodziną. Jedyne, o czym marzył, to wrócić do domu. Przez jego niezmiennie skwaszoną minę otrzymał łatkę ponuraka. Dołującym grymasem pyszczka nie odstraszył tylko jednej osoby.
Korto, który okazał się Pimpkiem ponad rok spędził w schronisku w Toruniu. Losem starszego pieska nikt poza pracownikami się nie interesował. Wolontariusze błagali, choć o tymczasowy dom dla pociesznego zwierzaka. Mimo dużego odzewu Korto nie znalazł nowych opiekunów. Niespodziewanie odezwała się rodzina, która zaskoczyła swoją historią nawet pracowników schroniska. O takim happy endzie marzy każdy pies.
Bezdomne zwierzęta muszą radzić sobie same w otaczającym je świecie. Ta sunia na ulicy przeżyła niezwykle trudny czas, a w takich okolicznościach nawet przyszło jej urodzić szczenięta. Na szczęście znaleźli się ludzie, którym ich los nie był obojętny. Podczas gdy maluchy wzbudziły zainteresowanie potencjalnych opiekunów, ona nadal czeka, by ktoś ją zechciał.
Niektóre szczenięta od momentu pojawienia się na świcie spotyka wiele cierpienia. Nie wszystkie mają tyle szczęścia, by dorastać z matką i kochającymi opiekunami. W podobnej sytuacji znalazła się psie rodzeństwo. Gdy wydawało się, że los uśmiechnął się do suni i trafi pod opiekę chętnych ludzi, ci w ostatniej chwili zmienili zdanie. Ich tłumaczenie było niedorzeczne.
Otitis to przeuroczy, biały kot, który doświadczył w swoim krótkim życiu wiele cierpienia. Choroba odznaczyła się na jego wyglądzie w niecodzienny sposób, dlatego ciężko mu było znaleźć kochający dom. Osoby odwiedzające schronisko omijały go szerokim łukiem, jednak pomimo defektu zachwyciła się nim pewna kobieta. To właśnie tak zaczęła się ich wspólne historia, która trwa do dziś!
Owczarek holenderski został uratowany już niemal 5 lat temu. Z opłakanych warunków, w których suczka żyła jako szczeniak, trafiła do domu tymczasowego, gdzie otworzyły się przed nią drzwi do lepszej, bezpiecznej przyszłości. Niestety idylla trwała krótko. Suczka trafiła do schroniska i z utęsknieniem obserwowała, jak tysiące innych psów zostaje oddanych do adopcji. Do tej pory czeka na swoją kolej…
Szczęśliwiec mieszkający w Stanach Zjednoczonych wygrał na loterii 4 miliony dolarów. Gdy przyszedł odebrać swoją nagrodę, złożył pisemną deklarację. Ogromny miłośnik zwierząt nie mógł zostawić czworonogów w potrzebie. Jego gest wzruszył miliony ludzi.
Kobieta prowadząca miejscowe schronisko dla zwierząt była przyzwyczajona do szczekania swoich podopiecznych. Tym razem psy zachowywały się jednak inaczej niż zwykle. Niespodziewanie zaczęły ujadać jak szalone, próbując przekazać w ten sposób ważną informację swojej opiekunce. Gdy zrozumiała, o co im chodzi, nie mogła uwierzyć, że zachowały się w ten sposób.
Rudy kocurek wiele przeszedł w swoim kocim życiu. Z powodu dotkliwej samotności po śmierci ukochanego opiekuna nabawił się lęku separacyjnego. Za każdym razem gdy jego nowa opiekunka wychodziła do pracy, kot przeraźliwie miauczał. Nie wierzył, że jego właścicielka do niego wróci.
Zakochana w kotach para postanowiła adoptować małego mruczka ze schroniska. Procedury adopcyjne przebiegły wyjątkowo szybko. Maluszek ruszył z nowymi rodzicami do domu. Podczas podróży zwierzę głośno dawało znać o sobie. Gdy otworzyli w transporter, byli zdumieni tym, co zobaczyli w środku.
Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Chorzowie wystosowało ważny komunikat do dorosłych osób posiadających dzieci. Wszystko zostało zawarte w regulaminie, który rodzice podpisują. Chodzi o dobro podopiecznych placówki. Podobna sytuacja miała już miejsce w przeszłości. Tym razem jednak padło ostrzeżenie, by nie było potrzeby podjęcia tak radykalnych kroków.
Adoptowany ze Stowarzyszenia Podaj Łapę Bullom pies, miał mieć dom na całe życie. Jego szczęście trwało jednak tylko 3 lata. Po wielu wspólnych chwilach właściciele postanowili oddać go z powodu pojawienia się nowego członka rodziny. Roki nie rozumie, dlaczego rodzina już go nie chce. W komentarzach pod postem stowarzyszenia zawrzało.
Wierny pies żył ze swoimi opiekunami przez 5 lat. Okazywał miłość, poprawiał humor, pocieszał w trudnych chwilach. Gdy przyszła pora na rewanż, otrzymał od nich wszystko to, co najgorsze. Porzucony przez swoich opiekunów, potrzebował pomocy. Gdyby nie pracownicy stowarzyszenia biedne stworzenie mogłoby nie przeżyć.
Schronisko to miejsce pełne bezpańskich psów i kotów, które czekają tylko na to, aż ktoś w końcu je uratuje. Ze szczególną tęsknotą za opiekunem mierzą się najstarsze zwierzaki po przejściach, o które najrzadziej pytają odwiedzający. Z tego powodu pracownicy jednej z placówek byli mocno zszokowani, a zarazem podejrzliwi, kiedy kobieta goszcząca w schronisku poprosiła o dwa najstarsze psy. Nie obyło się bez wzruszeń.
Bezdomne zwierzęta w roli dawców organów dla psów z hodowli? Działacze prozwierzęcy nie wyrażają na to swojej zgody. Na wokandę wraca głośna sprawa przeszczepu nerki od bezpańskiego psa o imieniu Saturn. Do zabiegu doszło w jednej z klinik weterynaryjnych na warszawskim Ursynowie, gdzie nerkę kundelka wszczepiono rasowemu pupilowi. Sprawa Saturna nie wyszłaby na światło dzienne, gdyby nie podejrzliwość jego przyszłej właścicielki.
Choć był zwykłym szarym kotem, na którego nikt nie zwracał uwagi, to los postanowił się do niego uśmiechnąć. Jego wybawca dostrzegł go gdy skakał na 3 łapach między zaparkowanymi samochodami. Mruczek ewidentnie potrzebował pomocy. Mężczyzna nie spodziewał się, że zwierzę tak mu się odwdzięczy.
Podróżujący pociągiem pasażerowie mieli nietuzinkowego towarzysza. Na jednej ze stacji do wagonu wsiadł pies. Czworonóg przemieszczał się bez właściciela. Zaniepokojeni losem zwierzęcia ludzie postanowili się nim zaopiekować.
Sora to pies, który trafił do schroniska już wiele tygodni temu. Personel schroniska obliczył, że w boksie spędził ponad 900 dni. Gdy wydawało się, że los w końcu się do niego uśmiechnął i znalazła się rodzina, która zechce dać jej dom, stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Szczęście czworonoga trwało zaledwie 24 godziny.