Bodzio, nazwany tak przez pracowników Ośrodka Rehabilitacji Zwierząt Chronionych w Przemyślu, jest gadożerem. To niezwykle rzadki w Polsce ptak drapieżny, krytycznie zagrożony. Cała populacja liczy może trzy pary lęgowe. Żywi się gadami, płazami, jaszczurkami. Niestety, padł ofiarą przeciwnika, którego nawet nie mógł dostrzec - trucizny.Nie wiadomo, jak dokładnie Bodzio został otruty. Prawdopodobnie zjadł ptasi pokarm, który ktoś nasączył trutką, by pozbyć się innych niechcianych ptaków. Człowiek nie przewidział i nie przejął się tym, że w jego pułapkę może wpaść przedstawiciel zagrożonego gatunku.
Niedawno do sieci trafiło nagranie ukazujące konie pracujące na trasie do Morskiego Oka. Chód jednego z nich daje powody do zmartwień. Ekolodzy i aktywiści na rzecz ochrony praw zwierząt przekonują, że to znęcanie się nad zwierzęciem z szczególnym okrucieństwem.Chociaż od lat powszechnie wiadomo, że ciągnięcie wozów zapełnionych turystami nie jest zdrowe dla koni, wciąż wielu turystów korzysta z usług dorożkarzy. Bryczki w dalszym ciągu uginają się pod ciężarem pasażerów.
Wolontariusze Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) przekazali bardzo smutną wiadomość. Odszedł Dżeki - wierny towarzysz, kompan i pomocnik. Miał otrzymać nowe życie, niestety cieszył się nim tylko kilka miesięcy.Dżeki był uroczym, mądrym psem o łagodnym charakterze. Został uratowany przez obrońców zwierząt w styczniu tego roku. Warunki, w jakich wcześniej żył przez kilkanaście lat, wołały o pomstę do nieba.
Organizacja prozwierzęca Animal Aid Unlimited otrzymała zgłoszenie dotyczące rannego szczeniaka leżącego na poboczu drogi. Zwierzę nie było samo - towarzyszyła mu zrozpaczona psia matka, której przeciągłe wycie przypominało lament. Poruszający serce widok został udokumentowany na filmie.Emocjonalna scena rozegrała się na ulicach Indii. Przybyli na miejsce członkowie grupy ratunkowej dostrzegli, że suczka desperacko próbuje zwrócić uwagę przechodniów. Błagała, aby ktokolwiek udzielił pomocy jej obolałemu maleństwu.
Schronisko dla zwierząt w Bełchatowie przekazało na Facebooku porażającą wiadomość. Adopcje starych i przyjmowanie nowych kotów zostały wstrzymane. Wszystko przez groźną chorobę, której przypadki wykryto wśród kocich podopiecznych schroniska.Chodzi o panleukopenię, czyli koci parwowirus. To odpowiednik parwowirozy u psów. Choroba jest zaraźliwa, groźna i bardzo trudna do zwalczenia.
To jedna z najbardziej wstrząsających interwencji w historii Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt (OTOZ Animals). Inspektorzy z Krosna i Sanoka rozbili pseudohodowlę kotów w typie rasy maine coon. Doszło do rękoczynów, interweniowała policja.Do pierwszej interwencji OTOZ doszło w zeszłym tygodniu. Inspektorzy wkroczyli na teren pseudohodowli kotów w Jaśle. To, co zobaczyli za drzwiami, jeszcze długo będzie do nich wracać w koszmarach.
Inspektorzy zielonogórskiego oddziału OTOZ Animals przeprowadzili kontrolę w siedzibie jednej z zarejestrowanej w polskim Związku Kynologicznym hodowli psów rasowych. Warunki, w jakich bytowały czworonogi, uwłaczały godności jakiegokolwiek żywego stworzenia. W mediach społecznościowych powiadomiono o niedawno przeprowadzonej wizyty w certyfikowanej hodowli psów zarejestrowanej w ZKwP. Chociaż w protokole z kontroli z 2018 roku można było znaleźć informację, jakoby psy były w wzorowej kondycji, a nawet powinny zostać odchudzone, po 3 latach faktyczny stan zdrowia zwierząt okazał się diametralnie inny.
Aktywiści z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt przeprowadzili wstrząsającą interwencję w Tymowej pod Legnicą. Na nagraniu zrobionym na terenie gospodarstwa widać przejmujące nieszczęście psa.Wideo powinny oglądać tylko osoby o mocnych nerwach. Widać na nim tylko kilka sekund z życia psa łańcuchowego, uwięzionego w gospodarstwie w Tymowej. Te kilka sekund może jednak wycisnąć łzy z oczu największych twardzieli.
Już jutro przywitamy astronomiczną jesień, a kalendarzowa przyjdzie jeden dzień później - 23 września. Trzecia pora roku ma swój niezwykły czar, ale dla psów niesie szereg zagrożeń. Podpowiadamy, na co uważać w czasie jesiennych spacerów z psem!Jesień to pora niezwykłych kolorów drzew, nieba i ziemi, kasztanów, chryzantem i krokusów, świeżych winogron. Rześkie powietrze sprawia, że po letnich upałach aż chce się wyjść z psem na długi, relaksujący spacer.Jednak nasze czworonogi muszą szczególnie uważać jesienią. Wiele roślin, które właśnie wtedy pojawiają się w parkach, ogródkach, przy drogach, a nawet w naszych stroikach, może bardzo zaszkodzić psom!Poznajcie listę jesiennych zagrożeń dla psów.
Krzysztof Jackowski, najsłynniejszy polski jasnowidz, podzielił się z internautami wstrząsającą historią. Twierdzi, że do jego domu zyskały dostęp siły nadprzyrodzone, które zaatakowały psa jasnowidza, Alberta. Krzysztof Jackowski opowiedział o tym przerażającym zdarzeniu na filmie, opublikowanym w serwisie YouTube. Jak twierdzi jasnowidz, za nadprzyrodzoną aktywność odpowiada niezwykła książka.
Aktywiści z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) ledwo mogli uwierzyć w to, co zastali w jednym z mieszkań w Jeleniej Górze. Odór drażnił nosy, a widok sprawiał, że łzy cisnęły się do oczu.Niestety, tak jak w przypadku poprzedniej wstrząsającej interwencji, wszystko wskazuje na to, że także w tym przypadku za fatalny stan mieszkania, ludzi i zwierząt odpowiada nałóg alkoholowy.
Tuż przed północą w mediach społecznościowych pojawiła się wyjątkowo smutna informacja. Dopiero co uratowany kotek nagle odszedł. Chociaż maleństwo przeszło przez rozdrabniacz odpadów i cudem uniknął obrażeń, przegrało nierówną walkę z chorobą. Przed kilkoma dniami pracownicy schroniska dla zwierząt w Gnieźnie poinformowali na mediach społecznościowych o okolicznościach nieprawdopodobnego zdarzenia. W Zakładzie Zagospodarowania Odpadów w Lulkowie z jednej z reklamówek zaczął dobiegać przeraźliwy płacz. Jak się okazało, w środku znajdował się mały kotek.
Zapadła przełomowa decyzja na froncie walki ze światową pandemią koronawirusa. W USA zaczyna się akcja szczepienia zwierząt. Zdaniem ekspertów może to zmniejszyć zagrożenie mutacji wirusa.Informacja z mijającego tygodnia o gorylach z zoo w Atlancie, chorych na koronawirusa, odbiła się szerokim echem w USA. Obserwacja choroby u naczelnych doprowadziła ekspertów do wniosku, że trzeba zacząć szczepić przeciw COVID-19 zwierzęta w ogrodach zoologicznych.
Pewna matka z dzieckiem urządziła awanturę w pojeździe komunikacji publicznej. Podczas wsiadania do autobusu dostrzegła, że miejsce przeznaczonym dla wózków zajęła kobieta z kotem w wózku. Rozgniewana pasażerka zwróciła jej uwagę, że zwierzę nie powinno mieć pierwszeństwa przed dzieckiem.Do nerwowej sytuacji doszło w 2017 roku. Podróż podróży autobusem Mia Jade Wilson nie była w stanie znaleźć miejsca, w którym mogłaby pozostawić wózek z dzieckiem. Jedyną wolną przestrzeń w pojeździe zajmował kot, który również znajdował się wewnątrz spacerówki.
Jacek Barczak jest znany w środowisku toruńskich obrońców zwierząt. Od lat udziela pomocy bezdomnym psom i kotom. Jego metoda działania jest niezwykle wydajna, niestety koszty leczenia zwierząt są bardzo wysokie. Tym razem sytuacja stała się bardzo poważna.Pan Jacek zaczynał pomagać zwierzętom w 2009 r. Najpierw to były agresywne psy, przeznaczone do eutanazji. Pan Jacek znajdował im behawiorystów, którzy nie bali się trudnych przypadków. W ten sposób psy unikały śmierci i zyskiwały szansę na nowy dom.
O tej bulwersującej sprawie pisaliśmy już kilka razy. Teresa M., od pięciu kadencji piastująca urząd sołtysa wsi Wirki, dopuściła się porażającego okrucieństwa wobec psa. Wzięła zwierze na hak i ciągnęła za samochodem, powodując poważne obrażenia.Czyny Teresy M. zostały uznane przez prokuratora za szczególnie okrutne i świadome znęcanie się nad psem. Mimo że od nagłośnienia tej sprawy minęło już kilka miesięcy, Teresa M. nadal jest sołtysem Wirek.
Tatiana Michajłowna jest lokalną obrończynią zwierząt w Rosji. Tego dnia dostała bardzo niepokojący telefon: w lesie znaleziono psa, który nie może się ruszać.Gdy Tatiana przybyła na miejsce, jej oczom ukazał się widok łamiący serce. Na boku, pomiędzy drzewami, leżała suczka.
Ruszyła coroczna akcja szczepienia lisów przeciwko wściekliźnie. Z samolotów krążących nad województwem lubelskim spada kilkaset tysięcy dawek szczepionek przeciwko niebezpiecznej wirusowej chorobie zakaźnej zwierząt.Na Lubelszczyźnie właśnie rozpoczęto jesienną akcję walki z wścieklizną u lisów. Wojewódzki Inspektorat Weterynarii w Lublinie ostrzega: brunatne kostki wcale nie są przysmakami dla domowych pupili!
Ledwie przed paroma dniami pisaliśmy o wstrząsającej interwencji aktywistów Dolnośląskiego Inspektoratu ochrony Zwierząt (DIOZ) w Bolkowie, gdzie patologiczna para dręczyła swoje psy, a jedno szczenię wyrzuciła przez okno. Historia doczekała się finału - najgorszego z możliwych.To była jedna z najbardziej wstrząsających akcji DIOZ. W domu pary alkoholików w Bolkowie przetrzymywane były dwie ciężarne suczki i ich szczenięta. W czasie jednej z libacji para potopiła szczeniaki w wiadrach z fekaliami, a jednego cisnęła przez okno.
Inspektorzy dolnośląskiej organizacji pożytku publicznego Ekostraż ponownie uratowali zwierzę w potrzebie. Pod ich opieką znalazł się starszy kundelek, którego znaleziono na opuszczonej posesji we wsi Karwiany. Zdaniem miejscowych przestraszone zwierzę od lat tkwiło za ogrodzeniem.Okrucieństwa wobec zwierząt mogą przybierać różne formy. Tym razem członkowie Ekostraży opisali historię, która może brzmieć jak kiepski żart. Okazuje się, że właściciele porzuconego kundelka chcieli zniechęcić sąsiadów do pomocy, umieszczając na płocie tabliczkę z wymownym napisem.
W piątkowy poranek, tj. 10 września, przed godziną 7 dyżurny Komendy Powiatowa Policji we Wschowie otrzymał zgłoszenie o rannym zwierzaku leżącym na drodze krajowej nr 12. Mały kotek został prawdopodobnie potrącony przez przejeżdżający samochód i nie mógł samodzielnie zejść z ulicy.Z relacji zgłaszającego wynikało, że obolały i sparaliżowany strachem mruczek znajdował się na środku ruchliwej jezdni w miejscowości Dębowa Łęka. Nikt nawet nie zatrzymał się, aby go ratować.
W sołectwie Krościenko Wyżne rozegrała się przerażająca scena. Kobieta przywiązała 11-letnią suczkę do haka holowniczego samochodu, a następnie przeciągnęła ją po asfalcie. Gdyby nie interwencja świadków i organizacji prozwierzęcych, zwierzę prawdopodobnie nie przeżyłoby. - Nie potrafimy pojąć skali okrucieństwa, z jaką przyszło nam się zmierzyć w trakcie wczorajszych interwencji - relacjonują inspektorzy OTOZ Animals Krosno we wpisie na Facebooku i dodają. - Opiszemy Wam teraz historię z Krościenka Wyżnego. Chociaż widzieliśmy w czasie interwencji naprawdę sporo, to wczoraj i tak mieliśmy łzy w oczach.
Niedawno w mediach społecznościowych pojawiło się nagranie wykonane w parku MarineLand w Kanadzie, przedstawiające majestatyczne zwierzę, którego gatunek balansuje na krawędzi wyginięcia. Mowa o orce o imieniu Kiska. Na filmie widać, że zwierzę uderza z całej siły w ścianę basenu. Co jest powodem samookaleczania się stworzenia? Obiekt MarineLand w Niagara Falls jest morskim parkiem rozrywki, który pełni funkcję ogrodu zoologicznego oraz oceanarium. Jednym z najbardziej znanych podopiecznych parku jest 44-letnia orka Kiska, która od 4 roku życia przebywa w niewoli.
To była jedna z najgorszych chwil w jego życiu. Gdy mieszkaniec osiedla Południe w Łomży wrócił do domu, zastał pijanego ojca na wersalce i psa, który ledwo dyszał.Zwierzę znajdowało się w fatalnym stanie. Pies nie mógł wstać o własnych siłach, widać było na nim ślady krwi. Z bełkotu pijanego wynikało, że musiał bronić się przed psem, który chciał go gryźć.
Aktywiści z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) poinformowali na Facebooku o nagłej śmierci jednego z najbliższych przyjaciół. Spajki spędził pod opieką wolontariuszy 15 miesięcy. Niestety, nie dane mu było cieszyć się dłużej godnym życiem.Historia Spajkiego jest zarazem porażająca i typowa. Piesek był skrajnie zaniedbany przez swoich poprzednich właścicieli. Nie miał szans na zmianę swego losu i nie wiedział nawet, że życie może być lepsze - przecież jego pan był najlepszy na świecie, jak każdy pan dla każdego psa.
W ostatnich dniach na terenie różnych dzielnic Poznania znaleziono kawałki mięsa z trutką lub gwoździami. Niestety, tragedii nie udało się zapobiec na czas. Na Łazarzu doszło do silnego zatrucia młodego wyżła. Anonimowy oprawca zwierząt osiągnął swój cel, lekarzom nie udało się uratować życia czworonoga. Na mieszkańców stolicy Wielkopolski padł blady strach. Poznaniacy informują, że domowe zwierzaki są narażone na śmiertelne niebezpieczeństwo w związku z atakiem truciciela. To niestety nie pierwsza taka sytuacja w Poznaniu.
Poznajcie rzadkiego kota imieniem Aslan. Mruczek urodził się z rzadkim, recesywnym genem wpływającym na wygląd jego uszu. Chociaż mogłoby się wydawać, że nietypowy wygląd przeszkodzi mu w spełnieniu marzeń, jedyny w swoim rodzaju mruczek znalazł kochającą właścicielkę. Oto jego historia.Zwierzak narodzony w warsztacie samochodowym trafił do siedziby organizacji Animal Safe Haven and Adoptions w Pensylwanii. Aslan wyróżniał się na tle pozostałych 13 kociąt z miotu. Gdyby nie fakt, iż na jego głowie znajdują się dwie pary uszu, wyglądałby na w pełni normalnego kota.
Emma Ferrier, mieszkanka południowo-wschodniej Szkocji, wybrała się ze swoim podopiecznym na przechadzkę. Korzystając z faktu, iż w pobliżu nie było żadnych ludzi, spuściła zwierzaka ze smyczy. W tamtym momencie nie przyszło jej do głowy, że podczas zabawy na łące psiak zetknie się z jedną z najbardziej toksycznych roślin. Właścicielka cocker spaniela imieniem Hector przeżyła straszne chwile podczas poniedziałkowego spaceru. W trakcie zabaw na łonie natury zwierzak zniknął jej z oczu