Mała wioska Ninotsminda w Gruzji tuli się do zboczy Małego Kaukazu. Gdy w nocy rozpętała się burza, jakiej dawno nie było, mieszkańcy byli przekonani, że to kara Boża i przyszedł kres ich małej społeczności.Okazało się, jednak, że po nocy nadszedł poranek, a po burzy wypogodzenie. Niestety, koszmar tylko pozornie się skończył.
Aktywiści Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt mają zawsze pełne ręce roboty, a pracy nie ułatwiają im pozwy od poprzednich właścicieli zwierząt, twierdzących, że zostali okradzeni. W tym przypadku było podobnie - pies miał zostać "porwany" przez nawiedzonych działaczy.Osoby zaniedbujące swoje zwierzęta nagminnie twierdzą, że są niewinne i dołożyły wszelkich starań, by zapewnić czworonogom dobre życie. Tymczasem fakty mówią same za siebie.
W zeszłym tygodniu inspektorzy Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt przeprowadzili interwencję na jednej z wiejskich posesji. Na miejscu zastali widok fatalnego traktowania zwierząt. Psy przebywające na podwórku były nieleczone i karmione spleśniałym jedzeniem.Obrońcy praw zwierząt nie ukrywają, że ich praca ukazuje im najbardziej przeraźliwe oblicza kraju oraz jego mieszkańców. Jak sami zaznaczają, każdego dnia podczas wielu interwencji inspektorom DIOZ ukazuje się obraz typowej polskiej zaściankowej wsi. Tym razem ponownie zetknęli się z patologią wśród właścicieli zwierząt.
We wtorek, tj. 10 sierpnia wolontariusze współpracujący ze miejscowym schroniskiem przeprowadzili interwencję w asyście Straży Miejskiej. Na podwórku znaleźli wychudzone i zapchlone suczki. Właścicielka zwierząt nie widziała swojej winy. - Zostaliśmy dziś poproszeni o pomoc w interwencji Straży Miejskiej na jednej z posesji w mieście. To, co zostaliśmy na miejscu, doprowadziło nas do białej gorączki - relacjonują aktywiści na Facebooku.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że stosowane dotąd środki prewencyjne zawodzą. Mazowsze zalała fala przypadków wścieklizny, a władze zdecydowały się na wprowadzenie szeregu obostrzeń. Restrykcjami objęta została nawet część Warszawy.Zaczęło się od lisów - to one najczęściej zarażają wścieklizną. Po nich przyszły chore jenoty, nietoperze i sarny. Niestety, nawet zwierzęta domowe nie są bezpieczne - jest już pierwszy przypadek zarażonego kota.
Od końca lipca Turcja zmaga się z ogromnymi pożarami, nieszczącymi kurorty turystyczne, wsie i miasteczka, pola i lasy. Śmierć w ogniu poniosło już 8 osób. Nikt nie liczył, ile zwierząt ucierpiało od klęski żywiołowej. Teraz weterynarze z całej Turcji skrzyknęli się i zaczęli organizować profesjonalną pomoc dla zwierząt.Wszystko odbywa się pod egidą tureckiej organizacji prozwierzęcej Haytap - Animal Rights Federation in Turkey. Wolontariusze zorganizowali zbiórkę pieniędzy i transport dla lekarzy weterynarii w całym kraju.
Drohiczyn na Podlasiu epicentrum straszliwego procederu trucia zwierząt? Na to wskazują wszystkie ślady. Śledztwo trwa od 2017 r. Domniemani sprawcy właśnie usłyszeli zarzuty.Od przeszło czterech lat mieszkańcy okolic Drohiczyna lamentowali, że ktoś zatruwa ich zwierzęta. Padały psy, koty, a także liczne dzikie zwierzęta, w tym lisy, wilki, bociany, a nawet jeden orzeł bielik.
To miała być zwykła kontrolna wizyta w schronisku. Wolontariusze Pogotowia dla Zwierząt chcieli sprawdzić, jak mają się psy przeznaczone do adopcji. Ich uwagę zwróciła jedna z bud.Miał w niej przebywać Łapek, pies, który niestety już od wielu miesięcy stara się o adopcję. Zazwyczaj wybiegał na spotkanie ludzi. Teraz było inaczej.
Pies policyjny o imieniu Kaiser wraca do służby po zaledwie dwóch miesiącach rekonwalescencji. W czerwcu został wielokrotnie dźgnięty nożem podczas zatrzymywania podejrzanego. Rozległe blizny na głowie czworonoga stały się swego rodzaju pamiątką odwagi i poświęcenia dla sprawy. Kaiser, pies pracujący u boku londyńskiej policji, odniósł ciężkie obrażenia. Podczas służby z komendantem Markiem Woolcottem jego zadaniem było obezwładnienie intruza znajdującego się w ogrodzie na tyłach domu przy Luxted Road w Orpington
Organizacja EKOSTRAŻ przekazała smutne wieści, dotyczące jednej z ich najbardziej znanych podopiecznych. Chociaż miała szansę na normalne życie, rezonans magnetyczny potwierdził najgorsze. Z przykrością informujemy, że kocia wojowniczka o imieniu Wandzia przeszła za Tęczowy Most. Historia Wandziuszki, kotki pozbawionej małżowin usznych, obiegła sieć w kwietniu bieżącego roku. Wówczas wolontariusze poinformowali z ulgą, że zabieg amputacji przebiegł prawidłowo i uwolnił zwierzę od raka płaskonabłonkowego. Jednakże, to, co stało się w przeciągu najbliższych czterech miesięcy, przekreśliło jego szansę na długie życie w zdrowiu.
Pani Izabela z mężem zbierali jagody w lesie pod miejscowością Machliny. Byli już daleko w głębi, ponad 1,5 km od szosy, gdy natknęli się na przerażające znalezisko.Na ziemi, na samochodowej wycieraczce, leżał pies. Ledwo zresztą przypominał psa. Był skrajnie wychudzony i tak słaby, że nie mógł nawet podnieść głowy.
To była trudna interwencja dla wolontariuszy Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt. Skrajnie wygłodzona krowa wymagała szybkiej pomocy. Jednak jej właścicielka stanowczo odmawiała jakiejkolwiek współpracy z aktywistami.O sprawie zrobiło się głośno w całej Dąbrowie Górniczej, a potem mediach. Właścicielka krowy, emerytowana lekarz weterynarii, doprowadziła zwierzę do stanu skrajnego wycieńczenia.
Historia Solara wstrząsnęła Internetem w czerwcu. Pies przeszedł piekło, ale wydawało się, że ma szansę na drugie, lepsze życie wśród kochających ludzi. Niestety, stało się najgorsze.Solar został znaleziony półżywy pośrodku pola. Był środek fali upałów. Gdyby nie szybka interwencja wolontariuszy z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, nie przeżyłby pewnie nawet dnia dłużej.
Mieszkańcy osiedla Leśnica na zachodzie Wrocławia początkowo nie bardzo wiedzieli, na co patrzą. W krzakach i koło budynków przebiegało ukradkiem coś rudego. Niby lis, ale jakiś dziwny, jakby coś z nim było nie tak.W końcu doszło do dramatycznej konfrontacji. Z krzaków wyłoniło się zwierzątko, przedstawiające obraz nędzy i rozpaczy. Błagało ludzi o pomoc.
Tej interwencji obrońcy zwierząt z OTOZ Animals długo nie zapomną. Już zgłoszenie zapowiadało poważne kłopoty: pies od lat prawie bez przerwy szczekał w mieszkaniu kobiety, przeszkadzał sąsiadom. Nagle przestał.Warszawa, malowniczy Mokotów. W jednym z bloków mieszka kobieta z psem. Sąsiedzi wiedzą, że ma psa, bo zwierzę nieustannie wyje i szczeka. Chociaż nikt nigdy go nie widział.
Malutki bezdomny kotek miał wyjątkowego pecha. Zwierzak wpadł w panice pod koła samochodu. Kierowca nie był w stanie go zobaczyć. Na szczęście w pobliżu znajdowali się stróżowie prawa, którzy nie odmówili pomocy poturbowanemu mruczkowi.Podczas rutynowego patrolu aspirant sztabowy Paweł Kowalczyk i aspirant Robert Kolanko z Komendy Miejskiej Policji w Częstochowie przechadzali się ulicami w towarzystwie czworonożnych towarzyszy. W pewnej chwili ich uwagę przykuł kilkutygodniowy kotek, który został potrącony przez auto.
Zaledwie dwumiesięczny dzik zawędrował na podwórko należące do Waldemara Myszka, myśliwego z Suchorza. Mężczyzna zorientował się, że zwierzę nie widzi i postanowił okazać mu serce. Historia malucha nazywanego pieszczotliwie Halinką sprawia, w sercu robi się cieplej. Około pięciokilowy dzik zwiedzał teren jednej z posesji w Suchorzu, kompletnie nie przejmując się pojawieniem człowieka. Pan Waldemar, będący doświadczonym myśliwym, był bardzo zaskoczony, widząc, że zwierzę kieruje się do chłodni znajdującej się na jego podwórku i nie ucieka w kierunku lasu.
Inspektorzy Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami ponownie interweniowali w sprawie zaniedbania zwierząt gospodarskich. W jednym z gospodarstw rolnych w Grybowie znaleźli schorowane krowy stojące w błocie i własnych odchodach. Od 5 lat nie zostały przebadane przez lekarza weterynarii. Jak poinformowano we wpisie na mediach społecznościowych, 30 lipca z krynickimi inspektorami TOZ-u skontaktował się zaniepokojony mężczyzna. Prosząc o anonimowość, powiadomił o skandalicznych warunkach hodowli krów na terenie gospodarstwa mieszczącego się w gminie Grybów.
Wakacje to sezon na porzucanie psów. Właściciele chcą wyjechać na urlop, nie widzą, co zrobić ze zwierzętami, więc zostawiają je na parkingach czy w lasach. To straszny proceder. Jednak to, co stało się w Brazylii, przechodzi ludzkie pojęcie.Kiedy Josiane Almeida, lokalna obrończyni zwierząt, dostała telefon o porzuconym psie, natychmiast wyruszyła na ratunek. To, co zobaczyła, kompletnie nią wstrząsnęło.
Fundacja "Centaurus" przekazała najnowsze informacje ws. procesu przeciwko Marcinowi W. Prozwierzęcy działacze zaopiekowali się suczką Zizi po tym, jak oskarżony napoił ją żrącym płynem do mycia toalet. Pomimo prośby o wydanie zakazu zbliżania do kluczowych świadków, sąd odrzucił wniosek. Aktywiści obawiają się, że sprawca będzie chciał się na nich zemścić. Pierwsze wieści dotyczące wyjątkowo drastycznego przypadku znęcania się nad zwierzętami obiegły polskie media na początku stycznia 2021 roku. Wówczas cały kraj śledził losy poszkodowanej suczki o imieniu Zizi. Proces jej oprawcy rozpoczął się pół roku później, w połowie lipca i trwa do dzisiaj.
Rodzinne ogródki Działkowe "Magnolia" w Piotrkowie Trybunalskim stały się areną wojny o dziko żyjące koty. Niestety, część mieszkańców postanowiła użyć przeciw zwierzętom okrutnych pułapek.Zawsze jest tak, że niektórzy interesują się losem bezdomnych zwierząt, a inni wolą je ignorować, udawać, że nic się nie dzieje, lub zgoła zwalczają ja jako zagrożenie. Sprawy zaszły jednak za daleko w pozornie spokojnych ogródkach działkowych w Piotrkowie Trybunalskim.
Główny Inspektorat Sanitarny wydał ostrzeżenie przed groźną chorobą odzwierzęcą, wywoływaną przez larwy tasiemców bąblowcowych. W okresie letnim liczba zachorowań a tę przypadłość bije rekordy, zwłaszcza wśród najmłodszych. Co sprawia, że bąblowica tak często atakuje dzieci?Bąblowica czyha na nieostrożnych miłośników owoców oraz wielbicieli czułości ze zwierzętami. Chorobą przenoszona z czworonogów na ludzi w prosty sposób może przedostać się do organizmu i zaprowadzić chaos. Podpowiadamy, jak się przed nią skutecznie bronić.
Jeden z członków Fundacji dla Szczeniąt "Judyta" nie był przygotowani na widok, jaki zastanie podczas powrotu z pracy. Jego oczom ukazał się szczeniaczek w typie kundelka, który biegł poboczem Drogi Krajowej nr 50. Z całego serca pragnął, by ktoś się przy nim zatrzymał i okazał mu współczucie. Jak opisują wolontariusze, wyraźnie zdezorientowany maluch ledwie unikał potrącenia przed pędzące samochody. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że igra ze śmiercią. Zanim jednak było za późno, do akcji wkroczył doświadczony ratownik czworonogów.
Cierpliwość inspektorów Ogólnopolskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami po raz kolejny został wystawiona na próbę. Tym razem aktywiści interweniowali w sprawie suczki z wielkim guzem na brzuchu. To, co jej pseudoopiekun miał na swoją obronę, przyprawia o zawroty głowy. Interwencja przeprowadzona na posesji, na której znajdowało się chore zwierzę, nie pozostawiała żadnych złudzeń. Suczka musiała zostać natychmiast przetransportowane do lecznicy, aczkolwiek właściciel zdawał się nie rozumieć powagi sytuacji.
Kot, który urodził się ze zdeformowanym pyszczkiem, przez pierwsze kilka lat swojego życia był nazywany najbardziej niechcianym zwierzęciem w schronisku. Nikt nie chciał dać mu szansy. Dopiero para z Kopenhagi dostrzegła w nim nieodparty urok i postanowili przygarnąć pod swój dach. Jeszcze tej samej nocy kociak odwdzięczył się swoim nowym właścicielom za ratunek. Poznajcie Monty'ego, czworonożnego mieszkańca stolicy Danii. Chociaż charakteryzuje go nietypowy wygląd, który przez lata uniemożliwiał mu znalezienie stałego domu, mruczek został obdarzony sympatycznym charakterem i wielkim sercem. Co w nim takiego wyjątkowego?
W ubiegły piątek, tj. 23 lipca przy ulicy Adama Mickiewicza w miejscowości Mszana (województwo śląskie) znaleziono ciężko rannego czworonoga. Pies został przetransportowany do kliniki weterynaryjnej, gdzie lekarze zlecili wykonanie zdjęć rentgenowskich. Okazało się, że w ciele zwierzęcia utkwiło aż 6 naboi z wiatrówki.- Malutka puchata kuleczka zgłoszona jako pies potrzebujący pomocy weterynaryjnej, bo leży na poboczu, kuleje na tylną łapę - informują przedstawiciele organizacji PSYjaciele na mediach społecznościowych.
Jedna z polskich behawiorystek postanowiła nagłośnić niebezpieczne zjawisko i położyć kres nieodpowiedzialnemu zachowaniu właścicieli zwierząt, którzy narażają życie i zdrowie swoich podopiecznych. W rozmowie z "naTemat" Aneta Awtoniuk wyjawiła, że problem podawania domowym pupilom leków psychotropowych staje się w Polsce coraz bardziej powszechny.Aneta Awtoniuk jest behawiorystką zwierząt z 14-letnim doświadczeniem. Dzięki kompleksowemu działaniu, z powodzeniem wypracowuje zdrowe nawyki zachowań u czworonożnych podopiecznych. W swojej karierze zmierzyła się z wieloma ciężkimi przypadkami, a mimo to proceder faszerowania pupil lekami przeznaczonymi dla ludzi wydaje się napawać ją szczególnym niepokojem.
Przerażająca tajemnica 48-letniej Suzanne Bennett wyszła na jaw. Brytyjka pod wpływem alkoholu dopuściła się niewybaczalnego czynu na swoim pupilu. Bezbronnego zwierzaka spotkał najgorszy możliwy los. Po wszystkim zamknęła go w zamrażarce.Historia rocznego kotka o imieniu Poppy jest przykładem niewyobrażalnego, pozbawione skrupułów okrucieństwa. Ukochany pupil, który dotychczas był doglądany i rozpieszczany przez swoją opiekunkę, w jednej chwili stał się ofiarą tortur.