Trwa Grindadrap, czyli obchodzone na Wyspach Owczych rybackie święto. Porażające zdjęcia dowodzą jednak, że nie jest to zwykła niewinna tradycja. Cała zatoka zabarwiła się na czerwono. To od krwi.Święto Grindadrap obchodzone jest na Wyspach Owczych od czasów wikingów. To festiwal rybołówstwa, które jednak w tym dniu przybiera szczególnie ponurą twarz.
Historia psa Kenzo to poruszający dramat, ale wszystko wskazuje na to, że będzie miał happy end. Po latach maltretowania dzielny psiak zaczyna wracać do siebie. Wszystko dzięki nowoczesnej medycynie.Kenzo dorastał w klatce, i to dosłownie. Nie był wypuszczany z zamknięcia niemal nigdy. Jego historia zbulwersowała internautów.
Cyrk Arena to jeden z najpopularniejszych i dość zresztą nielicznych polskich cyrków, które nadal wykonują repertuar pokazów z udziałem zwierząt. Takie praktyki już od wielu lat są kontrowersyjne. Tym razem oliwy do ognia dolało zdjęcie, które trafiło do Sieci.Wszystko zaczęło się od posta opublikowanego na Facebooku, na profilu Spotted: Radomsko. Wystarczyło kilka minut, by odezwały się pierwsze głosy oburzenia.
Wieczorem pracownicy zoo w czeskim Hodoninie entuzjastycznie zapraszali nowych gości w mediach społecznościowych. Rankiem następnego dnia komunikaty przybrały inny ton: zoo zniknęło z powierzchni ziemi, sytuacja była rozpaczliwa.Przed kilkoma dniami tornado uderzyło w południowe Czechy, powodując ogromne zniszczenia, przerwy w dostawie prądu i powodzie. Ponad 200 osób zostało rannych, a 120 tys. musiało radzić sobie bez elektryczności.Trwa skoordynowana, międzynarodowa akcja pomocy Czechom, w której udział biorą także ochotnicy z Polski.
Od wielu tygodni Polska zmaga się z epidemią afrykańskiego pomoru świń (ASF). Działacze AGROunii sprzeciwiają się prewencyjnemu zabijaniu zdrowych zwierząt przez weterynarzy. Jednemu z lekarzy udało się jednak wykiwać rolników - użył podstępu.Do skandalicznej sytuacji doszło we wsi Kolonia Dzietrzkowice. Działacze AGROunii przybyli na miejsce i udało im się zablokować zakrojoną na szeroką skalę rządową akcję zabijania zdrowych świń w prywatnych gospodarstwach. Nie wiedzieli jednak, że padną ofiarą podstępu.
Kiedy celnicy wzięli się do sprawdzania dokumentacji ponad pięćdziesięciu kartonów, przesłanych z Indonezji na warszawskie Okęcie, nie przypuszczali, że w środku znajdą bardzo poważny problem. Na nogi postawiono ogrody zoologiczne w całej Polsce.Sterta kartonów, które według opisu miały zawierać żywe zwierzęta, wzbudziła podejrzenie celników, którzy przystąpili do zbadania niezwykłej przesyłki. Instynkt ich nie zawiódł. Czekało ich ponad tysiąc pięćset kilogramów problemów.
Ten dzień mógłby się skończyć tragicznie dla bocianów, odchowujących pisklęta w gnieździe w Przygodzicach. Kiedy tata przyniósł swym dzieciom duży kawał słoniny, wydawało się, że nic nie może pójść nie tak. Już po chwili jednak okazało się, że przysmak kryje poważne niebezpieczeństwo.Nie wiadomo, skąd dorosły bocian przyniósł słoninę dla swych piskląt. Prawdopodobnie porwał ją w jakiegoś karmnika. Ptak nie mógł przewidzieć, że drut, za pomocą którego słonina była umocowana do swego pierwotnego miejsca, stanie się śmiertelnym zagrożeniem dla jednego pisklaka.
Mieszkanka Sosnowca przeżyła chwile grozy po tym, jak w czasie spaceru ulicą 3 Maja natknęła się na drapieżnika, i to bardzo egzotycznego. Interweniowała Straż Miejska, glos zabrał nawet prezydent miasta.To miał być zwykły spacer dla mieszkanki Sosnowca, która jeszcze nie wiedziała, że przeżyje chwile grozy. W pewnym momencie na jej drodze stanął... pyton królewski.
Od przeszło miesiąca aktywiści z Humane Society International biją na alarm. Tysiące psów z całych Chin zwożone są w ciasnych klatkach na rzeź. Mają zostać ugotowane i zjedzone w ramach święta psiego mięsa w mieście Yulin.Trwają protesty i zbiórki pieniędzy, ale Chińczycy nie ustępują. Święto zaczyna się dziś i będzie trwało dziesięć dni - na oczach zaszokowanego świata.UWAGA! Artykuł porusza temat okrucieństwa wobec zwierząt i może być nieodpowiedni dla niektórych odbiorców.
Do mrożących krew w żyłach zdarzeń doszło w ogrodzie zoologicznym w Port Elizabeth w Republice Południowej Afryki. Opiekun zwierząt padł ofiarą rozszalałego tygrysa. Jak doszło do tak strasznej i bezsensownej tragedii?David Solomon pracował w ogrodzie zoologicznym Seaview Predator Park od piętnastu lat. Opiekował się tygrysami syberyjskimi - potrężnymi kotami o wielkich kłach i pazurach.
Mało kto wie, że Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji zatrudnia nie tylko ludzi, ale i zwierzęta, i to całe mnóstwo. Obrady komisji sejmowej przypieczętowały los 1200 psów i 60 koni.- Choć technologia rozwija się w zawrotnym tempie, to jednak wierne i odpowiednio wytrenowane zwierzęta nadal odgrywają ważną rolę w funkcjonowaniu służb porządkowych - powiedział na posiedzeniu komisji sejmowej wiceminister Błażej Poboży. - Często są wręcz niezastąpione i tylko dzięki nim możliwe jest ratowanie ludzkiego zdrowia i życia.
O tym mrożącym krew w żyłach zdarzeniu pisaliśmy już wczoraj. Na polu we wsi Stasin pod Lublinem aktywiści ze Stowarzyszenia Opieki nad Zwierzętami Lubelski Animals dokonali makabrycznego odkrycia. Na jaw wyszły dziś nowe fakty.Wszystko zaczęło się od zgłoszenia Lubelskiemu Animalsowi całej sprawy przez okolicznych mieszkańców, zaniepokojonych przykrym zapachem roznoszącym się z pola. Po przybyciu na miejsce aktywiści stwierdzili, że wśród zboża stoi wiata, a na niej rozwieszono setki ciał martwych zwierząt.
Gdy działacze organizacji Animals z Lublina przybyli na odludne pole we wsi Stasin, nie mogli uwierzyć własnym oczom. "Widok jak z filmów Hitchcocka" - napisali w gorączkowej relacji, opublikowanej na Facebooku. Obrońcy zwierząt przybyli na miejsce w odpowiedzi na anonimowy telefon. Dzwoniący narzekał na przejmujące szczekanie psów, podejrzewano więc, że w Stasinie działa ich nielegalna hodowla. Jednak to nie zmaltretowane psy ukazały się oczom obrońców zwierząt.
Opuszczone budynki przy ulicy Kościelnej w Krynkach (podlaskie) od dawna straszą powybijanymi oknami i nagimi murami, chylącymi się ku upadkowi. Wczoraj do tego ponurego obrazu doszło jeszcze rozdzierające wycie. Nie były to jednak duchy.Jeden z mieszkańców Krynek postanowił zidentyfikować te potępieńcze jęki. Okazało się, że wśród ruin najwyraźniej utknął pies. Początkowo nie było go nawet widać. Dzielny mieszkaniec powiadomił Ochotniczą Straż Pożarną.
Janine Guido nie przypuszczała, co ją czeka, gdy bladym świtem odebrała telefon od spanikowanego oficera policji stanowej. To, co zdarzyło się w ciągu kilku kolejnych dni i nocy, może przejść do historii ratowania zwierząt w amerykańskim stanie Pensylwania.- To wygląda naprawdę źle, Janine - mówił policjant przez telefon. - Wszędzie są martwe zwierzęta.Janine nie czekała, tylko wskoczyła w buty, chwyciła kubek kawy i wybiegła z domu.
Trwa kolejny szczyt przedstawicieli państw G7, czyli najsilniejszych gospodarek globu. W tle rozgrywa się batalia aktywistów, pragnących wprowadzić zakaz hodowli zwierząt futerkowych. Tym razem głos w obronie zwierząt zabierają Hindusi. Twierdzą, że koronawirus zmienił wszystko.Państwa G7 naradzają się, jak podźwignąć swe gospodarki ze strat spowodowanych pandemią koronawirusa. Tymczasem aktywiści z Indii chcąc dotrzeć do przywódców najpotężniejszych państw i domagać się od nich jednego: globalnego zakazu hodowli zwierząt futerkowych.
Wezwany na miejsce zdarzenia weterynarz musiał doznać silnego wstrząsu. Całe pastwisko zasłane było ciałami martwych koni. Większość już nie żyła, niektóre były konające. Co mogło być przyczyną takiej tragedii?Martwych i konających koni było tak dużo, że lekarz weterynarii wezwał na pomoc straż pożarną. Członkowie OSP w Trzęśniewie szybko przybyli do miejscowości Tury w gminie Kościelec.
Takiej sprawy dawno u nas nie było. Gdy działacze kaliskiego Stowarzyszenia Pomocy dla Zwierząt Help Animals weszli na teren gospodarstwa w Sośnicy w gminie Pleszew (wielkopolskie), najpierw nie wierzyli własnym oczom. Potem nie mogli uwierzyć własnym uszom.Działacze z Help Animals zajęli się sprawą po informacji z anonimowego źródła, że mężczyzna głodzi psy. Faktycznie, okazało się bardzo szybko, że to straszna prawda, a zwierzęta wałęsające się po podwórku były niedożywione.Jeden z psów - roczna suczka - uwiązany był na zbyt krótkim łańcuchu, miał założoną za ciasną obrożę. Suczka bardzo bała się ludzi, co jednoznacznie świadczyło o tym, że ma z nimi fatalne doświadczenia.Jednak to, co stało się później, zaparło dech nawet obrońcom praw zwierząt, przyzwyczajonym do mrożących krew w żyłach historii.
Wolontariusze Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) podali dziś porażająca informację. Puszek, jeden z podopiecznych, przegrał z chorobą i odszedł za Tęczowy Most. Zabił go rak, ale też ludzka obojętność.Puszek przez wiele lat żył w skrajnym zaniedbaniu. W końcu wykształciły się u niego guzy wokół odbytu. Były tak wielkie, że zaczęły rozrywać skórę.
Aktywiści i obrońcy praw zwierząt z całego świata kierują oczy na chińskie miasto Yulin, gdzie od kilku dni trwa festiwal psiego mięsa. Mimo pozornych działań rządu, mających ukrócić zwożenie i zabijanie psów w czasie "święta", masowe ubojnie działają w najlepsze.Wolontariusze z grupy No To Dog Meat (Nie dla psiego mięsa) udali się do wsi pod Yulin, gdzie, jak donosili informatorzy, miała działać psia rzeźnia. To, co odkryli w środku, przeszło ich najgorsze koszmary.
Wolontariusze opolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt dokonali tej wstrząsające interwencji w październiku 2020 r., o czym pisaliśmy na łamach naszego portalu. Ponad 65 psów zostało wyrwanych z piekła, jakie zgotowała im właścicielka pseudohodowli.Wreszcie zapadł wyrok z tej sprawie. Niestety, aktywiści TOZ mają wątpliwości, czy sprawiedliwości stało się zadość.
W okresie wylęgu żółwi wolontariusze regularnie patrolują plaże Karoliny Południowej (USA) i sprawdzają, jak przebiega wylęg. Tym razem rutynowy przegląd zmienił się w przygodę życia, gdy oczom wolontariuszy ukazało się niezwykłe zwierzę.To żółwiątko, które dopiero co wykluło się z jaja. Jest jednak inne niż wszystkie, wyróżnia je jedna cecha.
Osiedle na Wyżynach w Bydgoszczy stało się ostatnio areną konfliktu o bardzo niezwykłym podłożu. Nowy lokator mieszkania na parterze jednego z bloków budzi silne kontrowersje i opór wielu sąsiadów. Mimo to władze spółdzielni mieszkaniowej nie reagują - bo nie wiedzą jak.Wszystko zaczęło się parę miesięcy temu, gdy na balkonie jednego z mieszkań po raz pierwszy pojawił się i zaprezentował sąsiadom nowy lokator. Wzbudził wielkie zainteresowanie, ale też niemal od razu wiele kontrowersji.
Mary Lynn Whitacre oraz Ryan Washick mieszkają w Simpsonville w stanie Karolina Południowa (USA) wraz ze swoją uroczą suczką imieniem Rajah. Gdy psina uciekła w popłochu przed nagłym hukiem, nie mogli powstrzymać łez.Rajah bawiła się niewinnie na podwórku, gdy nagle powietrze rozdarł przeraźliwy hałas. Suczka wpadła w panikę, przeskoczyła płot i pognała przed siebie. Był wieczór, Rajah zniknęła w zapadającej ciemności.
Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce ogłosiło poruszający apel do wszystkich Polaków. Okazuje się, że straszna praktyka porzucania zwierząt przed wakacjami nadal jest popularna w naszym kraju.Aktywiści TOZ opublikowali na Facebooku poruszający wpis, w którym poruszają bardzo przykry temat.
Zbliżała się północ i ludzie szykowali się już do łóżek. Jednak dla obrońców zwierząt żadna pora nie jest zbyt późna na podjęcie interwencji. O 23:31 dyspozytor Ekostraży dostał niepokojącą wiadomość SMS.Okazało się, że dla obrońców zwierząt ta noc nie będzie spokojna. W potrzebie było ranne zwierzę oraz dwie dziewczyny, które próbowały mu pomóc.
Do skandalicznej sytuacji doszło wczoraj w Wałbrzychu. Wolontariusze Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) odebrali skrajnie zaniedbaną suczkę rasy akita inu z podwórka jej właścicieli. Jak się okazało, suczkę niemal zagłodziła... rodzina medyków!Suczkę w fatalnym stanie, skrajnie wychudzoną, z wyciekiem z pochwy, leżącą na przesiąkniętej moczem szmacie, dostrzegli przechodnie. Podobno cały dzień próbowali skontaktować się z właścicielami psa. Gdy to się nie udało, skontaktowali się z działaczami DIOZ.
To zmora leśnych spacerów. Przypominają kleszcze, ale atakują całymi chmarami i to z powietrza. Potrafią latać, dotkliwie gryźć, roznoszą bakterie, a do tego pchają się do nosa, ust, oczu i uszu. Jak bronić się przed strzyżakami?Na Facebooku Lasów Państwowych pojawiła się przydatna infografika, która podpowiada, jak odróżnić kleszcza od strzyżaka, czyli tzw. latającego kleszcza. My podajemy sposoby na odstraszenie od siebie tych owadów.