Wielka akcja ratunkowa w USA. Pracowali bez wytchnienia, by uratować ponad 400 zwierząt
Janine Guido nie przypuszczała, co ją czeka, gdy bladym świtem odebrała telefon od spanikowanego oficera policji stanowej. To, co zdarzyło się w ciągu kilku kolejnych dni i nocy, może przejść do historii ratowania zwierząt w amerykańskim stanie Pensylwania.
- To wygląda naprawdę źle, Janine - mówił policjant przez telefon. - Wszędzie są martwe zwierzęta.
Janine nie czekała, tylko wskoczyła w buty, chwyciła kubek kawy i wybiegła z domu.
Farma jak z horroru
Janine Guido to znana osoba w kręgach amerykańskich obrońców praw zwierząt. Prowadzi organizację Speranza Animal Rescue z siedzibą w Mechanicsburgu w Pensylwanii. Jednak to, co zobaczyła na zapuszczonej farmie w okolicach miasteczka Shippensburg, przeszło jej najśmielsze oczekiwania, a raczej - najgorsze koszmary.
- Cała farma umierała - mówi kobieta w wywiadzie dla Chambersburg Public Opinion. - Dosłownie wszędzie leżały umierające zwierzęta. Konie, kozy, gęsi. Wszystko w agonii. Zwierzaki marły z glodu, pragnienia i chorób.
Początkowo Janine myślała, że nie da rady ulżyć wszystkim zwierzakom z farmy-horroru, na którą zaprowadził ją stanowy policjant. Szybko jednak wzięła się w garść. Wezwała wszystkich pracowników Speranza Animal Rescue i z miejsca zaczęła kampanię informacyjną, by przyciągnąć wolontariuszy. Do Shippensburga wyruszyło najpierw 15 aut i przyczepa do transportu koni.
Na ratunek czekało ponad 400 zwierząt
Już pierwszego dnia mały oddział wolontariuszy przetransportował z terenu farmy 115 zwierząt w fatalnym stanie. Były wśród nich konie, kozy, gęsi, owce, króliki, kury, nawet gołębie.
Okazało się jednak, że skala dramatu przerasta możliwości pracowników Speranzy. Już w drugim dniu akcji ratunkowej było wiadomo, że trzeba będzie znaleźć schronienie dla ponad 400 zwierząt.
Wolontariusze przybyli z całego stanu
Na pomoc Janine przybyli wolontariusze z całego stanu. Łącznie ok. 150 osób uwijało się na farmie w Shippensburgu przez niemal tydzień, bez przerwy od 4 nad ranem do 21. W sprawę zaangażował się nawet Departament Rolnictwa Stanu Pensylwania, który zarekomendował i pomógł wdrożyć kwarantannę dla części zwierząt, u których podejrzewano poważne choroby.
- Wolontariusze spisali się świetnie - Janine nie kryje wzruszenia. - Wszyscy wkładaliśmy te biedne, brudne, pokryte łajnem i uryną zwierzaki do bagażników naszych aut, godzina za godziną. jedna dziewczyna dopiero co kupiła nowe BMW, ale dzielnie ładowała do bagażnika zabiedzone kuraki. Coś takiego przywraca wiarę w ludzi.
Znalazło się także wielu darczyńców. W ciągu paru dni Speranza zebrała 80 tys. dolarów na opiekę medyczną, jedzenie i schronienie dla uratowanych zwierząt.
Usłyszał 2000 zarzutów o zaniedbanie zwierząt
Nie wszystkie zwierzęta udało się uratować. Owce, kozy i konie bardzo wycierpiały i wiele z nich zmarło. Są jednak pozytywy - Ed, wspaniały, ponad 30-letni koń, ma się już dobrze i będzie mógł spędzić resztę swoich dni u nowych, troskliwych właścicieli.
Właścicielem farmy-horroru jest Barry Lee Orndorf, lat 64. Postawiono mu ponad 2000 zarzutów zaniedbania zwierząt. Pierwsze posiedzenie w jego sprawie ma się odbyć 14 czerwca.
Zobacz wstrząsające zdjęcia z akcji ratunkowej w Shippensburgu:
Źródło: Public Opinion