Karolina Korwin Piotrowska jest znaną polską dziennikarką telewizyjną i radiową oraz felietonistką. W życiu prywatnym - miłośniczką zwierząt. W jednym z ostatnich wpisów na mediach społecznościowych wyraziła krytykę wobec celebrytów, którzy coraz częściej kupują psie "hybrydy" i tym samym promują nieetyczne hodowle. Karolina Korwin Piotrowska całym sercem kocha psy i nie wyobraża sobie życia bez swoich podopiecznych. Pod jej opieką znajdują się aż trzy czworonogi rasy jack russell terier, których zdjęcia często publikowane są na Instagramie. Dziennikarka uważa jednak, że modne w ostatnim czasie zwierzęta "hybrydowe" cierpią wskutek ludzkiej próżności.
Pracownicy schroniska Washington County-Johnson przez 6 miesięcy zastanawiali się, dlaczego jeden z ich podopiecznych w ogóle się nie uśmiecha. Pies, który trafił do nich z ulicy cały czas miał smutną minę, w ogóle nie merdał ogonem. Obsługa robiła wszystko, co w ich mocy, aby rozweselić zwierzaka, jednak ten za nic nie chciał zacząć cieszyć się życiem. Wszystko zmieniło się, gdy zdjęcie psa trafiło do sieci. - Przez cały czas, kiedy był tutaj on był nieśmiały, bardzo zdystansowany... Wyglądało to tak, jakby nie miał osobowości - poiwedział Tammy Davis, dyrektor schroniska dla The Dodo. - On nie zachowywał się jak pies.
Miał do dyspozycji mały kojec, który wypełniony był po brzegi odchodami. Spał w niewielkiej budzie, która nie zapewniała mu ochrony przed zimnem, a latem schronienia przed żarem. W jego wiaderku znajdowała się zielona woda, która zdecydowanie nie nadawała się do picia. W takich warunkach mieszkał pies w typie ttb, który został interwencyjnie odebrany.Zgłoszenie o psie wpłynęło do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Wychudzony zwierzak miał mieszkać w złych warunkach w jednej z podkrakowskich miejscowości. Niestety, sygnał szybko potwierdził się.
Suczka podeszła do aktywistów prosząc o pomoc. Razem ze swoim przyjacielem Hugo była bezpańska, co znacznie odcisnęło się na jej zdrowiu. Kiedy aktywiści ją zobaczyli z początku myśleli, że mają do czynienia z psim niedźwiedziem. Od razu zabrali psy do samochodu, aby im pomóc.Psy latami błąkały się po Rumunii. Były łagodne i delikatne, znały nawet kilka komend m.in. "podaj łapę".
Kilka miesięcy temu do centrum ratunkowego w Brisbane w Australii trafiła maleńka kotka w opłakanym stanie. Zwierzątko było najmniejsze i najsłabsze z rodzeństwa, choć od początku wykazywało silną wolą przetrwania. Aż trudno uwierzyć, że z pomocą nowych opiekunów przeszło nadzwyczajną metamorfozę!Trójkolorowy mruczek imieniem Lulu został zabrany do lecznicy dla zwierząt przez swoich poprzednich właścicieli. Od razu można było dostrzec, że jest wyraźnie zaniedbany i niedożywiony, jednak prawda na temat warunków, w jakich dotychczas żył, przeszło najśmielsze oczekiwania weterynarza.
Strażnicy Miejscy z Mysłowic (woj. śląskim) postanowili pomóc schroniskowemu psu. Zdecydowali się dać mu to, czego taki zwierzak najbardziej pragnie, czyli opiekę, miłość i szczęśliwy dom. Mundurowi postanowili adoptować zwierzaka. I tak od kilkunastu dni Herman uczy się na strażnika. Strażnicy adoptowali 5-letniego Hermana, który cudem został uratowany od śmierci głodowej. Teraz pies poznaje nowe miejsce, ludzi, z którymi będzie pracować, przygotowuje się też do zawodu.
Siostry wracały razem do domu skuterem, kiedy nagle jedna z nich zauważyła w rozpadającej się budzie porzuconego psa. Bezbronna suczka siedziała w swoim domku. Została porzucona przez ludzi, miała radzić sobie sama. Siostry nie mogły pozostawić zwierzaka na pewną śmierć.Pies był "kompletnie nagi", tylko na głowie miał odrobinę futra. Kiedy zobaczył obce osoby był przerażony, tym co może go spotkać. Ludzie bardzo go skrzywdzili, nie ufał im.
W Starej Hucie w gminie Kartuzy działała "pseudohodowla śmierci". Przybyli na miejsce aktywiści wraz z policją i lekarze weterynarii odkryli na miejscu skandaliczną prawdę. Zwierzęta były przetrzymywane w złych warunkach, niektóre żyły tylko po to, aby rodzić młode. Biznes kręcił się kosztem czworonogów. Na miejscu znaleziono ponad 120 martwych psów. - Szczęśliwie udało nam się uratować 139 psiaków, dla których pilnie potrzebujemy pomocy! Hodowcy, wykorzystując luki prawne i skrzętnie ukrywający prawdę prowadzili swój bardzo rentowny biznesik, aż do 27 kwietnia bieżącego roku - informują inspektorzy z OTOZ Animals.
Kaja to urocza suczka, która wiele wycierpiała w swoim życiu. Choć właściciel znęcał się nad nią, gdy tylko miał zły dzień, ona wciąż kocha człowieka. Kaja wiele wycierpiała, ale pora odmienić jej los. - Zniszczona, upodlona wciąż widzi w człowieku dobro. kaja pilnie szuka domu - podano na Facebooku "Psom na Pomoc".
Użytkownik Reddita o pseudonimie Klaanigan opublikował w sieci zdjęcia kociątka znalezionego przez jego mamę. Nowo narodzony mruczek został porzucony na ulicy, gdy padał deszcz. Przy brzuszku wciąż zwisała mu pępowina. Nie miałby najmniejszych szans na przetrwanie, gdyby nie rodzina o złotych sercach, która pojawiła się w samą porę.Klaanigan i jego mama spacerowali po okolicy, kiedy nagle ich oczom ukazał się łamiący serce widok. Niespełna tygodniowe maleństwo leżało na zimnym i mokrym betonie.
Gapcio - pies, który mieszkał na podwórku przy minusowych temperaturach od trzech miesięcy próbuje odzyskać wiarę w ludzi. Został interwencyjnie odebrany, jednak lata znęcania się nad nim odbiły się na jego psychice. Opiekunowie yorka wierzą, że dzięki dobrym ludziom, 4-latek będzie jeszcze radosnym psem. Gapcio szuka teraz domu.- Pozostawiony na 14- stopniowym mrozie, w nieocieplonej i dziurawej budzie Gapcio czekał na ratunek! Pies w typie yorka mieszkał w nieocieplonej, dziurawej budzie. Brak wody, jedzenia - na co dzień karmiony był resztkami i najgorszej jakości karmą. Jeden, wielki kołtun - tak można było go określić - tak o psie pisano w styczniu na Facebooku.
Bezpańskie zwierzęta i ich opiekunka znaleźli się w katastrofalnej sytuacji. Pani Sylwia, założycielka fundacji RUNA informuje, że pozostał zaledwie miesiąc, nim obecna siedziba azylu zostanie zlikwidowana. Wiadomość, która roznosi się po mediach społecznościowych jest dramatyczna. Czas ucieka, a pieniędzy na pomoc czworonożnym podopiecznym wciąż brakuje. Niebawem ponad 80 stworzeń może stracić swoją bezpieczną przystań - tak głosi komunikat opublikowany na mediach społecznościowych. Pani Sylwia, która poświęciła wszystko, by zajmować się chorymi i niechcianymi zwierzętami, sama znalazła się w potrzebie.
Przedstawiciele Towarzystwa Ochrony Zwierząt w Obornikach odebrali interwencyjnie suczkę w typie TTB. Niedowaga oraz liczne ślady na jej ciele ewidentnie wskazywały na to, że w przeszłości doświadczyła przemocy z ręki człowieka. Obrońcy zwierząt zbierają fundusze na pokrycie leczenia pupilki oraz szukają dla niej nowego, wyrozumiałego opiekuna. Suczka o imieniu Lili została przejęta przez wielkopolski oddział TOZ-u na początku kwietnia. W tamtym czasie jej waga wynosiła niespełna 20 kilogramów. W wyniku głodówki była całkowicie pozbawiona tkanki tłuszczowej.
Czy znacie historie o motorniczych, czy kierowcach, którzy zatrzymują pojazdy, a pasażerowie biją brawa? Jeśli tak, ale w nie nie wierzycie, to już przypominamy Wam tę historię! Sytuacja rodem z dowcipów naprawdę miała miejsce w ubiegłym roku w Łodzi. Jednak tu motorniczy zatrzymał pojazd, aby pomóc bezbronnemu psu, nad którym znęcał się właściciel. Uratował zwierzę, które teraz potrzebuje naszej pomocy! 35-letni motorniczy zatrzymał tramwaj numer 2, widząc jak bezduszna opiekunka znęca się nad zwierzęciem. Mężczyzna postanowił interweniować, zapominając na chwilę o przepisach i o dowiezieniu pasażerów na czas we wskazane miejsce. Liczyło się tylko to, aby pomóc zwierzakowi.
Hanna Lis zdecydowała się na adopcję psa. Gwiazda nie przebierała w hodowlach, a postanowiła pod dach przygarnąć kundelka. Nowym członkiem rodziny pochwalila się w sieci. Małgorzata Rozenek-Majdan przewiduje, że teraz w domu "będzie się działo". Pies trafił do domu dziennikarki przy pomocy wolonatriuszy z Kudłatego Kumpla. - Ratujemy psiaki, leczymy, socjalizujemy i szukamy im nowych domów - tak o sobie piszą zwierzoluby, którzy pomagają przy adopcjach.
Rusty to mieszaniec dwóch fascynujących ras czworonogów - owczarka niemieckiego o szlachetnym, lecz powściągliwym usposobieniu oraz catahoula, który znany jest z dużego temperamentu i zadziornego charakteru. Chociaż bezpański pupil z powodzeniem mógłby stać się wymarzonym towarzyszem człowieka, przez długi czas nikt się nawet o niego nie pytał.
Puszek trafił do Schroniska dla bezdomnych zwierząt w Zielonej Górze. Mieszka tam od niedawna, jednak od razu widać, że to nie jest miejsce dla niego (ani dla żadnego innego zwierzęcia). Pies jest nie tylko samotny, ale i zrozpaczony obecną sytuacją. Pilnie potrzebuje schronienia.
Opiekunowie schroniska marzą o tym, że najbardziej potrzebujące zwierzęta odnajdą bezpieczne domy. W szczególnie złej sytuacji są zwierzęta, które zmagają się z problemami behawioralnymi. Jak zaznaczają pracownicy, nagła zmiana otoczenia na obce i odseparowanie od dotychczasowych oddanych opiekunów mogą sprawić, że cały czas poświęcony na terapię pójdzie na marne.
Bolek i Lolek to dwa koty, które szukają nowego domu. Niestety, w wyniku walki z koronawirusem ich dotychczasowa opiekunka zmarła. Jak podają media, koty także przeszły chorobę. Badania, jakie zostały przeprowadzone, potwierdzają, że kociaki są już zdrowe. Czy uda się znaleźć nowy dom dla tych wspaniałych mruczków?
Jak podaje Dziennik Elbląski, Wania nie jest piewszym psem, który trafił do pasłęckiego "Psiego raju" z Ukrainy. Na mocy umowy, którą tamtejsze przytulisko dla zwierząt podpisało z Panią Mariną, do województwa warmińsko-mazurskiego regularnie trafiają zwierzęta zza Buga. Jak informuje Barbara Zarudzka, kierowniczka "Psiego raju", sytuacja zwierząt u naszych wschodnich sąsiadów nie należy do najłatwiejszych.
Sanford, który przebywał w teksańskim schronisku został uznany przez wszystkich za psa z depresją. Zwierzak krył się po kątach, nie chciał integrować się z ludźmi, ani innymi zwierzętami. Jego przeszłość jest naprawdę bardzo trudna. Jak podaje portal We Love Animals, pies do przytuliska trafił z raną postrzałową w prawej nodze oraz z wyraźnymi śladami potrącenia.
Nikki była na wycieczce całkiem sama, miłośniczka podróży od jakiegoś czasu mieszkała w samochodzie. Gdy dojechała do celu i zatrzymała się, wokół nie było nikogo. Kiedy więc otworzyła drzwi do campera, a na kolana wskoczył jej kundelek, była bardzo zaskoczona. Pies wydawał się bardzo zadowolony z tego spotkania - na tyle, że nie opuszczał jej ani na krok!
Mężczyzna o imieniu Jo wyprowadzał psa na spacer, gdy nagle znikąd pojawiła się za nim mała, kudłata kulka. Kotek miauczał wniebogłosy, by zwrócić na siebie uwagę. Miał szczęście, że w mężczyźnie od razu obudził się instynkt macierzyński.
Stara suczka została znaleziona przywiązana na łące, zupełnie sama. Dookoła rozrzucone były jej rzeczy, a w nich także list, wyjaśniający, dlaczego ktoś postanowił ją zostawić na pastwę losu. Jak się okazało, 12-letnia Tessa ma za sobą bardzo przykre przeżycia.
Pies o imieniu Tobi trafił do meksykańskiego schroniska z ulicy. Był tak straumatyzowany, że wolontariusze migli sobie tylko wyobrażać wszystkie straszne rzeczy, przez które musiał przejść. Bał się absolutnie wszystkiego i całe dnie wciskał się w kąt boksu. Pewnego dnia na jego drodze stanęła behawiorystka, która miała zmienić jego życie raz na zawsze.
Pandemia koronawirusa uwięziła miliony osób w swoich domach. Z początku należało ograniczyć kontakty towarzyskie przez tydzień, później miesiąc, a już wkrótce minie rok od rozprzestrzenienia się wirusa po świecie. Kiedy domy zamieniły się w biura, a wyjścia na dwór w niektórych państwach były mocno ograniczone, wiele osób decydowało się na adopcję pupila. Kot, pies czy inne stworzenie wspierało w trudnych momentach samotności. Z psem można było również wyjść na spacer, aby pooddychać świeżym powietrzem.
Jak informuje TVP 3 Gdańsk w tajemniczych okolicznościach z gminy Kartuzy zniknęło w 2020 roku 29 odłowionych zwierząt. Właściciel firmy zajmującej się odłowem bezpańskich psów miał przekazać je do schroniska w Kościerzynie, do czego nigdy nie doszło. Jak twierdzi, zwierzętom nic się nie stało i ma niezbite dowody na swoją niewinność.
Właśnie ruszyła dobroczynna akcja oddawania świątecznych drzewek. Zamiast je wyrzucać, można przekazać do schroniska! W ten sposób doniczkowe choinki zyskają drugie życie. A i zwierzaki będą szczęśliwe.