W obwodzie irkuckim na Syberii odnaleziono ciało zaginionego myśliwego. 62-letni mężczyzna nie wrócił z polowania na niedźwiedzie w rejonie Tulunsky. Okazuje się, że chwilę po tym, gdy zastrzelił drapieżnika, sam zginął w przerażających okolicznościach.
Internet obiegło wstrząsające nagranie z jednego z zakładów w Jakucji - wschodniej części Syberii. Tamtejsi górnicy postanowili w wyjątkowo okrutny sposób zabić niedźwiedzia, który szukał pożywienia w pobliżu kopalni. Zastawili na niego pułapkę, a swój wyczyn uwiecznili na filmie.W czwartek 9 czerwca w rosyjskich mediach społecznościowych opublikowano nagranie przedstawiające akt bestialstwa w najczystszej postaci. Rosyjscy pracownicy chcieli pozbyć się niedźwiedzia, który utracił lęk przed człowiekiem i zaczął zbliżać się do ludzkich osad. Dla stuprocentowej gwarancji powodzenia "misji" użyli materiałów wybuchowych.
Pani Małgorzata straciła ukochanego psa. Jej zdaniem do śmierci 12-letniej suczki rasy szpic miniaturowy doprowadziła właścicielka jednego z tamtejszych salonów groomerskich, jednakowoż oskarżona nie ma sobie nic do zarzucenia. O zdarzeniu zawiadomiono prokuraturę.Jak informuje "Radio Łódź", do dramatycznego zdarzenia miało dojść 17 maja w Aleksandrowie Łódzkim. Pani Małgorzata przyprowadziła należącego do niej szpica miniaturowego imieniem Zuzia do jednego z salonów psiej urody celem wykonania zabiegu pielęgnacyjnego. - Niestety, trafiła w ręce pani, która zrobiła jej krzywdę - przyznaje zrozpaczona właścicielka suczki.
Danielle i Sam Smith myśleli, że ich zaginiony kot Lucky został potrącony przez samochód. Po zorganizowaniu pogrzebu dla swojego zwierzaka doszło do niespodziewanego zwrotu akcji. Nazajutrz okazało się, że ich pupil wciąż żyje i ma się wyśmienicie. Czyżby wrócił z zaświatów?Pamiętacie kultowy horror pt. "Smętarz dla zwierzaków" autorstwa absolutnego mistrza grozy Stephena Kinga? Opisana w nim historia rodziny Creedów toczy się wokół miejsca pochówku o szczególnym właściwościach. Choć zdawałoby się, że opowieść o cmentarzu, mogącym zwrócić życie ukochanym pupilom, można włożyć między bajki, pewna para z Wielkiej Brytanii omal w nią nie uwierzyła.
Stan Borys dostał kolejny cios od losu. Niegdyś ogromnie popularny w Polsce wokalista poinformował na Facebooku o stracie oddanego przyjaciela, który trwał przy jego boku podczas powrotu do zdrowia. Stanisław Guzek, znany wszystkim jako Stan Borys, zmaga się z kolejnymi trudnościami w swoim życiu. Kilka lat temu muzyk był zmuszony przerwać swoją działalność artystyczną z powodu problemów zdrowotnych. W lutym 2019 roku artysta trafił do szpitala z udarem mózgu. W jego wyniku doznał paraliżu lewej części ciała, co spowodowało kłopoty z poruszaniem oraz mówieniem. Okazuje się, że w powrocie do zdrowia ogromną rolę odegrał jego czworonożny przyjaciel imieniem Markiz.
Tomasz Raczek opublikował w mediach społecznościowych emocjonalny wpis, do którego dołączono czarno-białe zdjęcie. Popularny publicysta i krytyk filmowy właśnie przekazał, że stracił czworonożnego przyjaciela. Rozpaczliwe słowa poruszają do granic. Tomasz Raczek jest polskim krytykiem filmowym, publicystą, teatrologiem i autorem programów telewizyjnych i radiowych. To właśnie jemu zawdzięczamy polską edycję "Playboya", którą rozwijał jako pierwszy redaktor naczelny od 1992 roku.W ostatnich latach Raczek stał się również chętnie oglądanym youtuberem, który prężnie rozwija własny kanał na platformie oraz pozostaje w stałym kontakcie z fanami za pośrednictwem mediów społecznościowych. Choć zwykle zachęca do dyskusji na tematy związane z jego zainteresowaniami, od czasu do czasu zdarza mu się napomknąć o swoim życiu prywatnym.
Ledwo pożegnaliśmy Kamila Durczoka, a dotarła do nas kolejna tragiczna wieść. Dymitr, ukochany pies należący do zmarłego dziennikarza, dołączył do swojego właściciela. O śmierci owczarka niemieckiego poinformowała rodzina. 16 listopada 2021 roku zmarł Kamil Durczok. Dziennikarz i prezenter telewizyjny oraz radiowy odszedł we wtorek nad ranem w szpitalu w Katowicach w wieku 53 lat. W pustym domu pozostał jego ukochany czworonożny przyjaciel - Dymitr.
Opiekunka czarno-białego kota o imieniu Toby odeszła, pozostawiając pupila pod opieką swojej córki. Pewnego razu zwierzakowi podsunięto pod nos przedmiot należący do zmarłej właścicielki. Nagranie dokumentujące jego reakcję dosłownie wyciska łzy z oczu.Jeśli kiedykolwiek przeszła Wam przez głowę myśl, jakoby koty nie przywiązywały się do swoich właścicieli, to jesteście w olbrzymim błędzie. Czasopismo naukowe "Current Biology" opublikowało wyniki nowych badań, z których wynika, że mruczki kochają swoich opiekunów tak samo jak psy i dzieci.Jeśli jednak wciąż podajesz kocią miłość w wątpliwość, to może reakcja "osieroconego" kota sprawi, że zmienisz zdanie? Oto historia Toby'ego, 5-letniego mruczka, który stracił najważniejszą osobą w swoim życiu.
W podkieleckiej miejscowości doszło do tragicznej w skutkach pomyłki. Weterynarz trafił pod zły adres i wszedł na niewłaściwą posesję, a następnie podał zastrzyk zdrowemu psu. Właściciele myśleli, że to szczepienie przeciwko wściekliźnie, ale prawda okazała się znacznie gorsza. Jak czytamy na facebookowym profilu zrzeszającym mieszkańców Kielc "Scyzoryk się otwiera", pies w typie owczarka niemieckiego o imieniu Stefan miał zaledwie 5 lat. Był wspaniałym, potężnym zwierzakiem, ważącym aż 70 kg. Choć nie był rasowy, miał spokojny charakter, nie był agresywny, uwielbiał swoją rodzinę, a rodzina jego. - Niestety Stefana już nie ma. Zabił go weterynarz, który pomylił adres - kwitują zrozpaczeni opiekunowie.
Amerykańska telewizyjna ESPN wyemitowała specjalny materiał, który w odróżnieniu od reszty wiadomości, nie był poświęcony tematyce sportowej. Prezenter łamiącym głosem pożegnał swojego czworonożnego przyjaciela podczas programu na żywo.
Badania terenowe przeprowadzone po słowackiej stronie Tatr ujawniły, że przedstawiciel chronionego gatunku poniósł śmierć. Lawina zasypała legowisko śpiącego niedźwiedzia. Zwierzę nie miało szans, by przetrwać. Przyrodnicy TANAP-u, słowackiego odpowiednika Tatrzańskiego Parku Narodowego przypadkowo znaleźli jamę niedźwiedzia. Zamiast śpiącego przedstawiciela chronionego gatunku, pracownicy parku znaleźli jedynie szczątki.
Niedźwiedzica, która przed kilkoma dniami goniła turystów po słowackiej stronie Tatr, została zastrzelona. Służby poinformowały, że zwierzę przez nieodpowiedzialne zachowanie turystów zatraciło instynktowny lęk przed człowiekiem i stanowiło zagrożenie dla otoczenia.Jak informują strażnicy słowackiej Państwowej Ochrony Przyrody, 4-letnia niedźwiedzica, która w ostatnim czasie zaczęła zagrażać bezpieczeństwu zwiedzających Park Narodowy, została zastrzelona. Wina za śmierć zwierzęcia leży po stronie nieodpowiedzialnych turystów.
Do sieci trafiło nagranie przedstawiające niewyobrażalnie smutną scenę z życia pary tygrysów bengalskich. Samiec został zabity z ręki mieszkańca wioski, a jego ciało musiało zostać usunięte z terenu rezerwatu. To jednak nie powstrzymało samicy o imieniu Baghani przed wyruszeniem w samotną wędrówką w poszukiwaniu zaginionego partnera.Park Narodowy Sariska w Alwar w Radżastanie był kiedyś jednym z największych rezerwatów przyrody w Indiach, w których występowały tygrysy, dopóki kłusownicy omal nie doprowadzili do ich wyginięcia. W 1979 roku obiekt został włączony do do "Projektu Tiger", mającego na celu ochronę tygrysa bengalskiego oraz reintrodukcję populacji tego gatunku na wyznaczonych terenach.
We wtorek, 12 kwietnia iławska policja otrzymała zgłoszenie ws. psa, który spadł z balkonu na 4. piętrze. Zanim zwierzę zmarło, przez kilkadziesiąt minut wiło się w konwulsjach. Zdaniem świadków nie był to wypadek, lecz celowe działanie.Jak donosi lokalny portal informacyjny infoilawa.pl, do makabrycznego incydentu doszło około godziny 10 na osiedlu przy ulicy 1 Maja w Iławie. Kilka minut później policja otrzymała zgłoszenie o konającym psie leżącym przy jednym z bloków,
Kotka o imieniu Niña straciła swoją opiekunkę. Zwierzę nie miało szansy pożegnać się z umierającą kobietą, ale wkradła się na uroczystość pogrzebową. W trakcie ceremonii zrobiła rzecz, która wzruszyła wszystkich żałobników do łez. Każdy, kto w swoim życiu choć raz opiekował się zwierzęciem, doskonale wie, że strata futrzastego członka rodziny może boleć tak jak strata człowieka. W świecie zwierząt także obserwuje się zjawisko żałoby. Niekiedy miłość człowieka i ukochanego pupila potrafi być silniejsza niż śmierć.
Meghan Markle przyjęła bolesny cios. Jak donoszą zagraniczne media, na początku roku ex księżna Sussex straciła bliską osobą, z którą dzieliła zamiłowanie do zwierząt. Postanowiła uczcić jego pamięć w wyjątkowy sposób. Żona księcia Harry'ego znów znalazła się w centrum zainteresowania mediów. Choć ostatnio głośno było o rzekomym kryzysie w ich związku, na domiar złego amerykańska aktorka niedawno straciła przyjaciela. Dopiero teraz zdobyła się na odwagę, by opowiedzieć o ich bliskiej relacji, a przy okazji wyjawiła, w jaki sposób chce upamiętnić jego pamięć.
Bucza to nie jedyne miejsce, w którym doszło do bestialskiej agresji Rosjan na Ukrainę. Podczas inwazji wojsko Władimira Putina wtargnęło do schroniska w Borodziance. Żołnierze nie oszczędzili nawet niewinnych zwierząt. Drastyczne nagrania opublikowano w sieci.Pod koniec ubiegłego tygodnia żołnierze Ukrainy odbili miejscowości w obwodzie kijowskim, które dotychczas pozostawały oblężone przez wojsko Władimira Putina. Wówczas ujawniono ogrom zniszczeń i niewybaczalnych zbrodni dokonanych przez rosyjską armię. Od tego czasu w mediach społecznościowych nie brakuje materiałów dokumentujących bestialstwo Rosjan na ludności cywilnej oraz zwierzętach. Zdjęcia i filmy z Buczy obiegły cały świat. Jak się jednak okazuje, Bucza to nie jedyne miejsce, w którym mordowano z zimną krwią.
Lubelska policjanci otrzymała zgłoszenie o znalezieniu martwego psa w bagażniku samochodu. Zwierzę znajdowało się w worku foliowym i było przykryte kołem zapasowym. Zebrane dowody jednoznacznie wskazywały sprawcę zabronionego czynu. Do bestialskiej zbrodni, której ofiarą padł pies, doszło w poniedziałek (28 marca) w jednej z miejscowości na terenie gminy Dębowa Kłoda. Tego dnia właściciel zwierzęcia potrzebował pomocy w naprawie auta. Wezwał więc na miejsce 30-letniego mechanika.
Strażacy mają coraz więcej wezwań związanych z pożarami traw na łąkach i rolnych nieużytków. Finał jednego z nich okazał się fatalny w skutkach. W mediach społecznościowych opublikowano zdjęcie zwierzęcia, które spłonęło żywcem.Powróciła wiosenna plaga. Każdego roku w okresie wiosennym dochodzi do pożarów spowodowanych wypalaniem łąk, pastwisk, ugorów i trzcinowisk. Niechlubna tradycja, sięgająca średniowiecza i ówcześnie stosowanej "dwupolówki", ma na celu pozbycie się pozostałości uschniętej roślinności na polach. Chociaż czasy się zmieniły, a eksperci obalili mit, by wypalanie traw i nieużytków rolnych faktycznie użyźniało glebę, skutki podpaleń pozostają niezmiennie tragiczne.
Nie żyje "maskotka" uczelni, którą kochali nie tylko studenci, ale i pracownicy uczelni. Kot z Polibudy przeszedł na drugą stronę Tęczowego Mostu. Bezpański zwierzak mieszkał w budce postawionej na terenie kampusu przez jedną z poznańskich fundacji zajmującej się kotami Był regularnie dokarmiany przez pracowników i studentów. Jego "fani" są zrozpaczeni i nie mogą pogodzić się z tym, że odszedł.
Do masowego uśpienia małp doszło w ośrodku Ames Research Center w Moffett Field w Kalifornii. Do upublicznienia dokumentów doszło na wniosek organizacji Rise for Animals, która zajmuje się ochroną praw zwierząt. NASA tłumaczyło tę decyzję zaawansowanym wiekiem zwierząt oraz różnymi schorzeniami, w tym chorobie Parkinsona, która rozwinęła się u 21 osobników. Tłumaczenia nie przekonały aktywistów, którzy rozpoczęli protesty.
York został złapany w potężne szczęki owczarka. Właścicielka malucha zdołała zepchnąć agresywne zwierzę ze swojego pupila. Gdy mu się przyjrzała zrozumiała, że jest poważnie ranny. W boku pieska widniała głęboka rana od kła psa. Przerażona kobieta odgoniła napastnika i zajęła się pomocą swojemu rannemu czworonogowi. Nie rozumiała, jak mogło dojść do takiej tragedii w jej sąsiedztwie, ani skąd wziął się wściekły pies, który od razu rzucił się na jej futrzaka. Przecież psy rzadko kiedy rzucają się na siebie bez powodu.
Do przerażających wydarzeń doszło w Rosji, w Parku Narodowym Ergaki na Syberii. To piękne miejsce stało się areną krwawej walki o przetrwanie.Czterech mężczyzn wybrało się na biwak do Parku Ergaki, słynącego z dziewiczej tajgi, dzikiej przyrody i wielu zwierząt, w tym potężnych niedźwiedzi.
Do porażających zdarzeń doszło w angielskim mieście Manchester. Oprawcy pozbawili życia kota w wyjątkowo brutalny sposób. Opinia publiczna jest w szoku - sprawcami zbrodni są dzieci w wieku szkolnym.Katy Hallows wróciła do domu i zaczęła rozglądać się za swoim 11-letnim kotem, Oscarem, który zawsze wychodził jej na spotkanie. Tym razem nie było go nigdzie widać. Kobieta poczuła niepokój, niebawem spokojny wieczór miał się zmienić w koszmar.
To były bardzo trudne dni dla sklepu ze zwierzętami Chilliwack’s Reptile Room w kanadyjskim miasteczku Peace Arch. Afrykańskie upały uderzyły nagle i bezlitośnie. Bez działającej klimatyzacji, zwierzęta w sklepie skazane były na śmierć.Właścicielka sklepu, Amber Quiring, patrzyła bezradnie, jak jeden po drugim gasną trzymane w klatach gady, płazy i małe ssaki. Jej sklep zmienił się niemal w wielki piec.
Porażające fakty wychodzą na jaw w sprawie mężczyzny, oskarżonego o zabicie dziewięciu kotów w brytyjskim mieście Brighton. Oskarżony nie przyznaje się do winy, ale dowody piętrzą się przeciw niemu.Koszmar zaczął się przed kilkoma miesiącami, gdy zaczęły ginąć okoliczne koty. Przerażeni właściciele znajdowali je przed swoimi domami z głębokimi ranami. Wszystko wskazywało na to, że to nie ataki drapieżników, lecz celowe działanie człowieka - zabójcy kotów.
Do mrożących krew w żyłach zdarzeń doszło w ogrodzie zoologicznym w Port Elizabeth w Republice Południowej Afryki. Opiekun zwierząt padł ofiarą rozszalałego tygrysa. Jak doszło do tak strasznej i bezsensownej tragedii?David Solomon pracował w ogrodzie zoologicznym Seaview Predator Park od piętnastu lat. Opiekował się tygrysami syberyjskimi - potrężnymi kotami o wielkich kłach i pazurach.
Wioska pod Surażem (pow. białostocki) cała trzęsie się dziś z oburzenia. Pierwszą oznaką nadciągającego koszmaru był silny odór zgnilizny, wyczuwalny w powietrzu. Gdy inspektorzy weszli na teren jednego z gospodarstw, wprost nie wierzyli własnym oczom.W oborze należącej do jednego z mieszkańców wsi znaleźli 20 zabiedzonych krów, ledwo żywych z głodu i odwodnienia. Co gorsza, między nimi leżało na ziemi 7 martwych zwierząt. Żywe krowy dogorywały nad trupami swoich towarzyszek.