Trzy dni trwała walka o życie niezwykłego stworzenia. Niestety, tym razem ludzka głupota i urzędnicza bezwładność okazały się silniejsze od współczujących serc. Czy tej śmierci można było uniknąć?Łagów to jeden z najpiękniejszych zakątków naszego kraju. Mają tam piękne jezioro, czyste powietrze, a nawet malowniczy zamek. Tłumy turystów rozwijają lokalną gospodarkę, ale płacą za to zwierzęta.
Dyżurny Straży Miejskiej w Toruniu wystraszył się nie na żarty, gdy odebrał telefon z dramatycznym zgłoszeniem. Najwyraźniej w Wiśle w okolicach mostu kolejowego doszło do wypadku i ktoś rozpaczliwie potrzebował pomocy.- Nie może wydostać się z wody, a ja nie daję rady mu pomóc! Przyjeżdżajcie! - wołał ktoś lekko zdyszanym głosem do słuchawki.
20 osób podróżowało dziś nad ranem autobusem po drodze ekspresowej nr 61. Nikt z nich nie przypuszczał, że podróż nagle zmieni się w koszmar.Kierowca nacisnął pedał hamulca, ale nie miał szans zatrzymać się w porę. Autobus z impetem zderzył się z przeszkodą, która wyrosła nagle pośrodku drogi.
Straż Miejska otrzymała zgłoszenie ws. egzotycznego gościa pełzającego ulicami Krakowa. Był nim półtorametrowy wąż, który znalazł schronienie pod samochodem pozostawionym na osiedlowym parkingu. Jak relacjonują służby, w chwili przybycia na miejsce gad zmierzał w kierunku bloku mieszkalnego. Wijący się zwierz poważnie przestraszył mieszkańca os. Centrum E w Nowej Hucie. We wtorek, w godzinach późno wieczornych mężczyzna zauważył węża pod jednym z zaparkowanych pojazdów i postanowił niezwłocznie powiadomić o tym fakcie Straż Miejską.
O tej sprawie pisaliśmy przed paroma dniami. Pan Tomasz Rosłaniec, mieszkaniec gminy Kłoczew (woj. lubelskie) opowiedział wstrząsającą historię o tym, jak został napadnięty przez wilki w czasie grzybobrania. Dziś eksperci podważają jego słowa.Pan Tomasz i jego kolega to jedyni świadkowie zajścia. Mężczyzna ma ponadto na ciele rany, które mają stanowić dowód napaści. Straszna przygoda pana Tomasza trafiła do mediów i stała się niemałą sensacją.
Przypadkowy przechodzień natknął się na straszny widok. W Kanale Bydgoskim, na wysokości ul. Wrocławskiej w Bydgoszczy, pływały dwa martwe ciała kaczek.Kiedy władze miasta odebrały zgłoszenie, na miejsce zostali wysłani fachowcy z firmy zajmującej się utylizacją martwych zwierząt. Znaleźli jeszcze cztery martwe kaczki w bezpośrednim pobliżu.
Mieszkańcu Chorzelowa byli dumni z rodzinki bocianów, która uwiła sobie imponujące gniazdo w ich miejscowości. Niestety, gniazdo znajduje się w dość problematycznym miejscu - na słupie energetycznym.Pewnego dnia rodzina boćków powiększyła się o pisklęta i w Chorzelowie cieszono się z nowego ptaka. Ostatecznie, bociany to ptaki niemal symboliczne i niejedna wioska chciałaby mieć u siebie zdrową bocianią rodzinkę.
Jedna z mieszkanek spokojnej dotąd gminy Grabowiec wyszła z domu, by wyrzucić śmieci. Usłyszała dziwne odgłosy, a kiedy podeszła do kontenerów, zobaczyła cos bardzo dziwnego.Sama nie była pewna, na co patrzy. Jakieś duże stworzenie grzebało w jej śmieciach. Miało masywne ciało pokryte ciemnym futrem. Kobieta pomyślała, że to duży pies i zawołała na syna, by przyniósł kij.
Autor popularnych kanału "Stop Cham", którego zadaniem jest dokumentowanie przewinień nieodpowiedzialnych kierowców, opublikował nagranie z udziałem pewnej właścicielki zwierzątka domowego. Pani za kierowcą Volvo nie popisała się na drodze.Jeśli wydawało Ci się, że widziałeś już wszystkie możliwe zagrania tzw. niedzielnych kierowców, to mamy dla Ciebie prawdziwą perełkę. Kobieta kierująca pojazdem szwedzkiej marki udowodniła, że ludzka bezmyślność nie zna granic.
Tragedia na osiedlu Wilda w Poznaniu. Owczarek szkocki zagryzł mniejszego psa na oczach właścicielki. Jak twierdzą okoliczni mieszkańcy, zwierzę już wcześniej bywało agresywne. Poprzedni pupil należący do kobiety również wykazywał podobne skłonności. Sprawę bada policja.Do zdarzenia doszło w ubiegłą niedzielę, a relacja została spisana przez zaniepokojonego świadka. Jak wynika z wpisu opublikowanego na "Nieformalnej Grupie Wildeckiej" na Facebooku, owczarek szkocki o ciemnym umaszczeniu pogryzł na śmierć mniejszego pieska.
Nastały ciężkie czasy dla podopiecznych i pracowników schroniska dla psów "Zwierzaki do wzięcia". W niedzielę przez miejscowość Gózd na Lubelszczyźnie przeszła trąba powietrzna. Żywioł dokonał niewiarygodnych zniszczeń. Opiekunowie rzucili się na poszukiwania czworonogów, które w panice rozpierzchły się po całej wsi.Trąba powietrzna pochwaliła drzewa i pozrywała dachy budynków mieszkalnych. Najgorsze szkody poniosło jednak miejscowe schronisko dla zwierząt, którego podopieczni przeżyli prawdziwe chwile grozy.
Na terenie z plebanii w Płocku zapanowało niemałe poruszenie. Wystarczyła chwila nieuwagi, by do budynku wdarł się nieproszony gość. Księża oniemieli, widząc zwierzę pełzające tuż pod ich stopami. Zdarzenie miało miejsce na osiedlu Trzepowo, a dokładniej na plebanii przy ul. Krzywej 15. Duchowni dostrzegli poruszający się obiekt na terenie budynku. Gdy przyjrzeli mu się z bliska, nie mieli żadnych wątpliwości. Natychmiast podniesiono alarm.
Pociąg relacji Szczecin Główny - Kraków jechał przez Popowo (woj. wielkopolskie), gdy nagle na torach pojawili się niespodziewani i nieproszeni goście. Hamulce nic nie dały - doszło do czołowego zderzenia.Pasażerowie poczuli silny wstrząs, posypały się walizki z półek, pootwierały drzwi przedziałów, kilka osób się przewróciło, a wózek z bufetu staranował jedną z pracownic obsługi. Pociąg wyhamował gwałtownie i stanął. Pasażerowie byli wstrząśnięci.
Przed miesiącem media obiegła informacja o zaginięciu Aleksandry i Michała Stefańskich. Para prowadząca hotelik dla zwierząt zniknęła bez zapowiedzi, a niepokój bliskich spotęgował fakt, iż zostawili podopiecznych bez opieki. Dziennikarze portalu "Bochnia z bliska" wysunęli teorię, jakoby nielegalne prowadzenie uprawy marihuany było przyczyną ucieczki przed wymiarem sprawiedliwości.Jak informowaliśmy w zeszłym miesiącu, właściciele hoteliku dla zwierząt z powiatu bocheńskiego mieli odpoczywać nad jeziorem. Ostatnią rozmowę z przyjaciółmi przeprowadzili 16 lipca. Nazajutrz młode małżeństwo przestało odbierać telefony, wkrótce potem urządzenia zostały wyłączone.
Mieszkanka malowniczo położonej wsi Jelonka na Podlasiu przeżyła koszmar, kiedy modliła się nad rodzinnymi grobami na miejscowym cmentarzyku. I nie chodzi to o duchy - zaatakowała ją wielka i wściekła bestia!Najpierw usłyszała porykiwanie i tętent. Kiedy się odwróciła, omal nie zemdlała na widok wielkiego zwierzęcia, biegnącego w jej kierunku!
Pan Tomasz jest zapalonym grzybiarzem i nie ma dla niego większej przyjemności niż przemierzać las w poszukiwaniu ulubionego przysmaku. Nie mógł się spodziewać, że ten dzień zapamięta do końca życia i to bynajmniej nie z powodu grzybów.Pan Tomasz jechał z kolegą samochodem przed podlubelskie lasy w gminie Kłoczew, tuż koło Starego Zadybia, gdzie mieszka. To miało być udane grzybobranie. Pan Tomasz poprosił kierowcę, by zatrzymał się ok. 400 m od domu. Chciał szybko sprawdzić, czy w lesie są grzyby.
Cała wieś Kuleje pod Kłobuckiem (woj. śląskie) żyje zbrodnią, jakiej dokonano na podwórku pana Tomasza Biernackiego. Sam mężczyzna nie może otrząsnąć się z szoku. Kto mógł zrobić coś tak strasznego?Pan Tomasz wybrał się na wesele do sąsiadów. Zostawił na podwórku swojego pieska, Reksia. Reksio dobrze czuł się w roli jedynego pana na gospodarstwie, ale na pewno tęsknie wyczekiwał powrotu swego opiekuna.
W czwartek, tj. 12 sierpnia w godzinach wczesno porannych wędkarze dokonali wstrząsającego odkrycia. Bałtyckie fale wyrzuciły na brzeg martwe zwierzę. To zagrożony wyginięciem morski ssak z podrzędu waleni uzębionych. Zdarzenie miało miejsce na odcinku plaży między Dębiną a Rowami. Dwóch wędkarzy dostrzegło ciało dryfujące na wodzie. Jak wspominają, w pierwszej chwili byli przekonani, że należy ono do człowieka.
Rodzinny dramat w Kamieniu Krajeńskim. Policja znalazła zwłoki dwóch zamordowanych osób w starszym wieku oraz domowego pupila. Znany jest już sprawca makabrycznej zbrodni. Funkcjonariusze nie musieli go wcale szukać, sam przyszedł na komisariat, aby opowiedzieć, jakich czynów się dopuścił.Jak ustalili dziennikarze Super Expressu, o dokonaniu przestępstwa miał powiadomić wnuk nieżyjących seniorów, Kamil K. Policjanci potwierdzili, że to on pojawił się na komisariacie policji i z widocznym zniecierpliwieniem powiadomił o zabójstwie dziadków.
Szczeniak w wieku zaledwie 4 miesięcy został znalezione przed domem swoich właścicieli na jednej z posesji w gminie Dobra. Podczas, gdy młode małżeństwo spodziewające się dziecka mieszkało w dostatku, osamotniony psiak siedział z dala od domu przy rozpadającej się budzie. Był spragniony uwagi, troski, zabawy i przede wszystkim miłości."Szczeniak na łańcuchu i to u młodych ludzi w nowym wypasionym domu" - tymi słowami aktywiści ze schroniska w Borku rozpoczynają wpis dotyczący przebiegu interwencji. Jak zaznaczają, widok 4-miesięcznego szczeniaka uwiązanego przy szopie sprawił, że momentalnie podniosło im się ciśnienie.
Nyscy strażacy otrzymali zgłoszenie, o którym dotąd nikomu się nawet nie śniło. Na terenie XIX wiecznego fortu doszło do niefortunnego wypadku z udziałem zwierzęcia gospodarskiego. Niewielkich rozmiarów wędrownik wpadł do komina wentylacyjnego.W dniu 11 sierpnia br. około godz. 13:55 do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Nysie wpłynęło zgłoszenie o zwierzęciu uwięzionym w przewodzie kominowym. Nie było to jednak byle jakie stworzenie. Na sam szczyt wzgórza, za którym mieszczą się zabudowania forteczne, wspięła się bowiem mała kózka.
Anna Dereszowska pochwaliła się na mediach społecznościowych wizyty w schronisku dla bezdomnych zwierząt pod Giżyckiem. Aktorka zachęcała fanów do adopcji i wsparcia inicjatyw na rzecz bezpańskich pupili. Pomimo szczerych chęci pomocy, wpis aktorki wywołał wiele negatywnych emocji. W komentarzach zarzucono jej "totalną nieznajomością sytuacji" i manipulację. Polska aktorka teatralno-musicalowa, filmowa i telewizyjna odwiedziła niedawno schronisko dla zwierząt w Bystrym. Wspólnie z przedstawicielami firmy "Dolina Noteci" obdarowała czworonożnych podopiecznych puszkami karmy, także zachęciła do adopcji zwierząt z tej placówki. W opublikowanym wpisie Dereszowska pochwaliła również ludzi pracujących na rzecz schroniska. Jej słowa nie spotkały się z ciepłym przyjęciem, w sekcji komentarzy aż zawrzało.
Słynna na cały świat Stadnina Koni w Janowie Podlaskim to echo przeszłości, o którym wspominają nasi dziadkowie. Istniejąca od 1817 najstarsza państwowa stadnina , specjalizująca się w koniach arabskich, kojarzyła się kiedyś z prestiżem i ogromnymi pieniędzmi, dziś jednak ponosi gigantyczne straty. Czy grozi jej bankructwo?Niegdyś do janowskiej stadniny zjeżdżali się miłośnicy koni arabskich z całego świata. Światowa sława hodowli przypada na koniec lat 50. Przełomowy moment w jej historii miał miejsce dopiero w 1980 roku, na aukcji, która wkrótce potem otrzymała nazwę "Pride of Poland". Wówczas doszło do sprzedaży pierwszego konia, którego cena przekroczyła 1 mln dolarów. Ogier nazywał się El Paso. Dziś Stadnina Koni, za sprawą ciągłej rotacji na stanowisku prezesa oraz problemów finansowych, zdaje się chylić ku upadkowi. Czy czasy jej świetności minęły bezpowrotnie?
St. asp. Tomasz Morawek, funkcjonariusz policji z Ostrowa Wielkopolskiego, ma wyjątkowy dar przyciągania do siebie zwierząt potrzebujących pomocy. Teraz wyciągnął pomocną dłoń do skrzydlatego przyjaciela, a całą Polskę obiegła wieść o rodzimym dr Dolittle. Jak pokazuje przykład ostrowskiego policjanta, po kilkunastoletnim stażu służby można wypracować specjalizację w konkretnej policyjnej dziedzinie. Pewien funkcjonariusz wybrał co najmniej dwie - w ruchu drogowym oraz ratowaniu zwierząt.
Policja nie ujawniła nazwiska mężczyzny, który dokonał porażającego odkrycia. Znane są jednak okoliczności zdarzenia. Chodziło o czynienie dobra, a na jaw wyszło straszne zło.Łomżanin udał się na spacer z naręczem ubrań pod pachą. Zamierzał umieścić je w kontenerze, tak by organizacje charytatywne mogły rozprowadzić jego niepotrzebne już ciuchy wśród tych, którzy mieli w życiu mniej szczęścia.
W zaledwie 32 metrowym mieszkaniu w Kutnie przebywało aż kilkadziesiąt zwierząt domowych. We wszystkich pomieszczeniach panowały opłakane warunki, a na klatkę schodową wydobywał się fetor kociego moczu i odchodów. Sąsiedzi stracili resztki cierpliwości i zwrócili się o pomoc do radnych oraz prezydenta miasta.Jak twierdzą lokatorzy kamienicy przy ulicy Kochanowskiego, podejrzenia zaniedbywania niezliczonej ilości zwierząt, przebywających w mieszkanie na pierwszym piętrze, były zgłaszane służbom wielokrotnie. Zgłoszenia nie przynosiły jednak żadnego skutku. W końcu wściekłość sąsiadów się skończyła.
Na jednej z posesji w gminie Moszczenica nielegalnie przetrzymywano drapieżne zwierzę. Wolborscy policjanci skonfrontowali się z jego opiekunem, prosząc, by wypuścił stworzenie na wolność. Gdy 63-latek sprzeciwił się służbom, mundurowi byli zmuszeni interweniować.10 sierpnia 2021 roku do Komisariatu Policji w Wolborzu wpłynęła informacja o uwięzionym drapieżniku z rodziny jastrzębiowatych. Z zawiadomienia wynikało, że 63-letni mężczyzna uniemożliwia ptakowi powrót do swojego naturalnego środowiska.
Kiedy mieszkaniec Krośnicy w woj. małopolskim wyszedł tego dnia na łąkę, planował spędzić spokojne popołudnie na doglądaniu swoich kóz. Miał ich sześć, o każdą dbał niczym o własne dziecko. Niestety, jego plany pokrzyżowała ludzka podłość. To, co mężczyzna zastał na pastwisku, jeszcze długo będzie mu się śniło w koszmarach.