Mieszkanka Sosnowca przeżyła chwile grozy po tym, jak w czasie spaceru ulicą 3 Maja natknęła się na drapieżnika, i to bardzo egzotycznego. Interweniowała Straż Miejska, glos zabrał nawet prezydent miasta.To miał być zwykły spacer dla mieszkanki Sosnowca, która jeszcze nie wiedziała, że przeżyje chwile grozy. W pewnym momencie na jej drodze stanął... pyton królewski.
Do bulwersującej sytuacji doszło w mieście Brighton w Wielkiej Brytanii. I nie chodzi tylko o to, że właściciel zamknął psa w nagrzanym aucie. Zachowanie "opiekuna" psa woła o pomstę do nieba.Policja została wezwana na promenadę w Brighton po tym, jak ktoś zobaczył psa zamkniętego w samochodzie. Auto stało na słońcu, szyby nie były uchylone. Panował upał, ok. 24 stopnie Celsjusza.
Aż trudno w to uwierzyć, ale nagranie mówi samo za siebie. Rolnik z powiatu ostrowskiego okładał swojego psa pięścią. Na filmie słychać krzyki przerażonej kobiety. Pogotowie dla Zwierząt dokonało przejmującej interwencji.Do zdarzenia doszło wczoraj. Pogotowie dla Zwierząt otrzymało od świadka mrożący krew w żyłach film, na którym widać, jak rolnik bije swojego psa pięścią. Pies skamle, nagrywająca komórką kobieta nie może powstrzymać okrzyku zgrozy.
Wioska pod Surażem (pow. białostocki) cała trzęsie się dziś z oburzenia. Pierwszą oznaką nadciągającego koszmaru był silny odór zgnilizny, wyczuwalny w powietrzu. Gdy inspektorzy weszli na teren jednego z gospodarstw, wprost nie wierzyli własnym oczom.W oborze należącej do jednego z mieszkańców wsi znaleźli 20 zabiedzonych krów, ledwo żywych z głodu i odwodnienia. Co gorsza, między nimi leżało na ziemi 7 martwych zwierząt. Żywe krowy dogorywały nad trupami swoich towarzyszek.
Mieszkańcy australijskiego miasta Maryborough w stanie Queensland przeżyli szok, z którego długo się nie otrząsną. Jak donosi policja, doszło do strasznej tragedii.Sąsiedzi zawiadomili funkcjonariuszy po tym, jak z ogrodu pobliskiego domu zaczęły dobiegać straszne krzyki. Niestety, nim przybyła pomoc, było już za późno. Policjanci znaleźli zwłoki kobiety w wieku między 30 a 40 lat. Były w strasznym stanie: na twarzy, piersi i brzuchu ofiary widać było krwawe rany po ugryzieniach.
Tygrysy, lamparty, pumy - te i inne wielkie, dzikie koty zostały odebrane zgodnie z wyrokiem sądu Maciejowi M., przedsiębiorcy odpowiedzialnemu za nielegalny handel dzikimi zwierzętami. Mężczyzna obszedł przepisy prawne, dzięki czemu mógł przez lata bezkarnie obracać zwierzętami na czarnym rynku. Jego "hodowla" była zarejestrowana jako cyrk. Mężczyzna był na tyle pewny siebie, że oferty sprzedaży zamieszczał na łamach lokalnej gazety.
Przed kilkoma dniami informowaliśmy o tragedii w województwie świętokrzyskim, gdzie pies tej samej rasy był podejrzewany o morderstwo swojego właściciela (więcej informacji możesz znaleźć >tutaj< oraz >tutaj<), a media ponownie obiegła dramatyczna wieść. Amstaff sterroryzował mieszkańców miasta w północnej części Mazowsza. Tym razem lekkomyślność opiekuna psa doprowadziła do śmierci pupila należącego do mieszkanki Mławy.
Do niezwykłych wydarzeń doszło w Krapkowicach. Nikt z mieszkańców bloku nie spodziewał się, że niedzielny spokój przerwie brutalnie atak nietypowego drapieżnika.Nie wiadomo, do czego by doszło, gdyby nie system wczesnego ostrzegania, niezawodnie pilnujący osiedla przy ul. Kilińskiego w Krapkowicach.
54-letni mieszkaniec Sarnowa został zatrzymany przez policję w związku z podejrzeniem kradzieży elektronarzędzi oraz inwentarza żywego na łączną kwotę ponad 11 tys. zł. Tłumaczenia mężczyzny są zaskakujące, padło nazwisko prezydenta Federacji Rosyjskiej.Policja powiadomiła, że na przełomie lutego i marca 2022 roku w gminie Lidzbark Warmiński dochodziło do kradzieży... z włamaniem do kurników. Łupem złodzieja padło łącznie 34 kur i 3 kogutów. Oprócz tego, przywłaszczył sobie elektronarzędzia.
Policjant z Gorzowa poświęcił swój prywatny czas, aby pojechać na granicę polsko-ukraińską i wraz z wolontariuszami pomóc zwierzętom pochodzącym z kraju owładniętego wojną. Uratowane pieski są już bezpieczne, ale podczas akcji ratunkowej nie obyło się bez komplikacji.Wojna na Ukrainie trwa już od ponad trzech tygodni. Inwazja wojsk rosyjskich rozpoczęła się 24 lutego od północy, południa i ze wschodu i dając początek dramatowi uciekających przed wojną ludzi. W geście solidarności z obywatelami Ukrainy na granicy polsko-ukraińskiej masowo zjawiają się służby oraz wolontariusze oferujący pomoc uchodźcom i ich zwierzętom. Wśród nich znalazł się nadkomisarz Artur Chorąży z Wydziału Prewencji Komendy Wojewódzkiej Policji w Gorzowie Wielkopolskim.
Mieszkanka Siedlec została brutalnie zaatakowana przez psa w typie amstaffa, w wyniku czego straciła serdeczny palec. Właściciel agresywnego zwierzęcia zbiegł z miejsca zdarzenia. Służby prowadzą dochodzenie, mające na celu ustalić jego tożsamość.Jak informuje portal tygodniksiedlecki.pl, do makabrycznego incydentu doszło w środę, 9 marca, ok. godz. 18 w centrum Siedlec. Pozostawione przed sklepem spożywczym psy zaatakowały przechodzącą kobietę z małym psem.
W okolicach Żerkowa (woj. wielkopolskie) miał miejsce wypadek komunikacyjny. Osobowy ford uderzył z dużą siłą w przydrożne drzewo, a 72-letnia pasażerka trafiła do szpitala. Przyczyną wypadku okazało się nieodpowiednio przewożone zwierzę.Jak informuje portal jarocinska.pl, do groźnego wypadku doszło w niedzielę, 13 marca na drodze Żerków - Raszewy. Kierowca samochodu osobowego stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w drzewo, w wyniku czego przód auta został niemal całkowicie zniszczony.
35-letnia policjantka z Charkowa była zmuszona uciekać z bombardowanego miasta i szukać schronienia na obczyźnie. Podczas ucieczki do Polski towarzyszyła jej najbliższa rodzina, w tym dwa owczarki belgijskie, w tym jeden w czynnej służbie, i sześć kotów. Rosyjska inwazja na Ukrainę zbiera śmiertelne żniwo. Oprócz żołnierzy giną również cywile, w tym również dzieci, oraz zwierzęta. Tysiące ludzi, głównie kobiety i dzieci, usiłuje ratować swoje życie, uciekając do Polski. Nie brakuje jednak osób, którzy nawet w obliczu wojny przekładają dobro i bezpieczeństwo innych nad swoje własne.
Powróciła wiosenna plaga. Z nastaniem przedwiośnia rośnie zagrożenie pożarowe związane z wypalaniem traw. W ciągu ostatnich dni strażacy interweniują już kilkakrotnie, dlatego służby przypominają, że podpalenia szkodzą środowisku i stanowią zagrożenie dla ludzi i zwierząt.
Dyspozytorka numeru alarmowego odebrała w ciągu 30 minut aż 16 połączeń wychodzących z tego samego numeru. Za każdym razem w słuchawce słychać było jedynie szczekanie. Po przybyciu na miejsce oficerów policji czekała wielka niespodzianka.Nietypowe zgłoszenie pochodziło z miejscowości Lakeville w stanie Minnesota. Policjanci odebrali 16 połączeń w ciągu 30 minut. Biorąc pod uwagę, że wszystkie telefony pochodziły z tego samego numeru, służby uznały, że to prawdopodobnie nagły wypadek.
Podkarpacka policja postawiła zarzut znęcania się nad zwierzęciem 76-letniej mieszkance Kolbuszowej Dolnej. O przestępstwie zawiadomiła kobieta, która była świadkiem wyrzucenia worka za bramę jednej z posesji. W środku znajdował się pies. Sytuacja miała miejsce pod koniec lutego. Zaniepokojona mieszkanka powiatu kolbuszowskiego zawiadomiła policję o znalezieniu średniej wielkości kundelka. Jak się okazuje, suczka padła ofiarą przestępstwa.
Wiosna to taka pora roku, na którą czekamy z utęsknieniem. W powietrzu już czuć specyficzny zapach, a nogi same rwą się na spacer. Zanim zabierzecie swojego podopiecznego na przechadzkę, upewnijcie się jednak, że spełniliście odpowiednie wymogi związane z bezpieczeństwem w miejscu publicznym. Wielu z nas popełnia prosty błąd, za którym należy się mandat. 10 kwietnia 2021 roku grzywny za niektóre wykroczenia poszybowały w górę. Jeśli nie spełnimy wymagań, które nakładają na nas nowe przepisy, straż miejska ma prawo nałożyć na właściciela zwierzęcia mandat lub skierować do sądu wniosek o jego ukaranie. Chociaż komunikat o konieczności wyprowadzania psów na smyczy i zaostrzeniu kar za nieprzestrzeganie przepisów rozwścieczył wielu właścicieli czworonogów, stawka jest bardzo wysoka, chodzi bowiem o bezpieczeństwo zarówno naszego czworonoga, jak i innych spacerowiczów, ich podopiecznych oraz mieszkańców lasu, czyli dzikiej zwierzyny. W okresie, gdy przyroda budzi się do życia, należy zachować szczególną ostrożność. Przypominają o tym m.in. urzędnicy z Trójmiasta.
Dawid Kłusek zawiózł 8-miesięcznego szczeniaka na profesjonalne szkolenie do psiego tresera, a kilka dni później odebrał zwłoki zwierzęcia. Właściciel nie wierzy, by śmierć pupila była zbiegiem okoliczności, co zresztą potwierdziła sekcja zwłok. Prokuratura wszczęła śledztwo.Sprawę nagłej śmierci młodego amstaffa nagłośnili reporterzy programu Uwaga! TVN. Z reportażu dowiadujemy się, że emerytowany policjant Marek S. podawał się za psiego tresera. W trakcie jednej z sesji szkoleniowych doszło do tragedii. Teraz mężczyzna jest podejrzewany o znęcanie się nad zwierzętami swoich klientów.
Funkcjonariusze policji wyjaśniają okoliczności porzucenia szczeniaka przed sklepem monopolowym w Elblągu. Kamera monitoringu zarejestrowała kobietę, która - zdaniem śledczych - może mieć informacje w tej sprawie. Do zdarzenia doszło 26 stycznia nieopodal sklepu monopolowego przy ul. Wyczółkowskiego. Ktoś przywiązał młode zwierzę do ogrodzenia i zostawił je na pastwę losu. Informacja o porzuconym czworonogu dotarła do policjantów z Komendy Miejskiej Policji w Elblągu.
Katowiccy policjanci, wspólnie z Powiatowym Inspektorem Weterynarii, podjęli decyzję o odebraniu właścicielowi psa. Pomimo, iż zwierzę nigdy nie wykazywało agresji w stosunku do domowników, było przywiązywane 50 centymetrowym łańcuchem do mebli. Wszystko ponoć w trosce o bezpieczeństwo dzieci.Przemoc wobec naszych braci mniejszych to czyn godny potępienia. Mimo to, cały czas zdarzają się sytuacje, gdy właściciele, zamiast dbać o swojego pupila i otaczać go troską, znęcają się nad nim psychicznie i fizycznie. Tak też było w przypadku 2-letniej suczki o imieniu Misia, która musiała być przywiązywana łańcuchem do mebli. Powód? Biegające po mieszkaniu dziecko.
W domu 39-letniej mieszkanki Hagen w Niemczech doszło do dramatycznych wydarzeń. Po powrocie do domu kobieta zastała niecodzienny widok. Meble były poprzewracane i zniszczone, a zadowolony z siebie sprawca czekał na powrót domowników, wylegując się na kanapie. Wyobraź sobie, że wracasz po ciężkim staniu w pracy do domu i po otwarciu frontowych drzwi Twoim oczom ukazuje się istne pobojowisko. Co wydaje się jeszcze bardziej absurdalne, sprawcą całego zamieszania okazuje się być dorosły dzik. Właśnie taka sytuacja spotkała pewną Niemkę.
Mieszkaniec Ostrowca Świętokrzyskiego zajrzał do pojazdu zaparkowanego na jego posesji i dostrzegł, że na siedzeniu wije się egzotyczny gad. Natychmiast podniesiono alarm, a na miejsce wezwano służby w asyście weterynarza. Skąd zwierzę wzięło się wewnątrz auta? W środowy poranek, tuż przed godziną 8.00, na komisariacie policji w Ostrowcu Świętokrzyskim rozdzwonił się telefon. Zgłaszający poinformował o dokonaniu niecodziennego odkrycia w jednym z zaparkowanych samochodów przy ulicy Dygasińskiego. Mowa o egzotycznym stworzeniu z rodziny połozowatych.
Były radny, a obecnie kierownik schroniska dla psów w Białogardzie opublikował w sieci film, na którym pastwi się nad owczarkiem niemieckim. Chociaż Jerzy H. przekonywał, że rzekomo tresuje zwierzę, w rzeczywistości przez pół godziny prowadził transmisję z bicia podopiecznego. Interweniowała policja.Bicie po głowie, złośliwe straszenie, drażnienie zwierzęcia - oto metody tresury psów, którego praktykował prezes Towarzystwa Ochrony Zwierząt "Animals", prowadzący schronisko w Białogardzie. Jerzy H. pokazał na transmisji na żywo, w jaki sposób wymusza posłuszeństwo na młodym owczarku niemieckim.
Przechodzień odwiedzający park Potockich w Międzyrzeczu Podlaskim dokonał wstrząsającego odkrycia. Przy jednym z drzew siedziało zmarznięte i przestraszone szczenię. Osoba, która go tak zostawiła, przedsięwzięła specjalne środki, by upewnić się, że zwierzę nie wróci do domu.O pozostawionym bez opieki szczenięciu poinformowano na facebookowej stronie "Spotted Międzyrzec Podlaski". Nie dość, że właściciel zostawił go w parku w środku zimy, to jeszcze przywiązał krótkim łańcuchem do drzewa.
Policjant z Kolorado wykazał się determinacją i odwagą, ratując psa z płonącego pojazdu. Zwierzę nie było w stanie samo wydostać się na zewnątrz, a kłęby gęstego dymu uniemożliwiały oddychanie. Nagranie z brawurowej akcji robi furorę w sieci.Do niebezpiecznej sytuacji doszło 22 stycznia w amerykańskim stanie Kolorado. Patrol policji został wysłany na miejsce "pożaru pojazdu". Zważając na to, iż nowoczesne auta są szczególnie narażone na pożar, funkcjonariusze spodziewali się rutynowej akcji gaśniczej. Po dotarciu na miejsce okazało się, że sprawa jest znacznie poważniejsza.
Suczka o imieniu Finka, która została skradziona z kaliskiego schroniska dla zwierząt, została odnaleziona. Zdarzenie zostało zarejestrowane przez kamerę monitoringu i odbiło się głośnym echem w mediach. Po blisko 2 tygodniach ciszy anonimowa wiadomość zapoczątkowała przełom w poszukiwaniach.W ostatnim czasie informowaliśmy o kradzieży w kaliskim schronisku dla zwierząt, która miała miejsce 15 stycznia. Sobotnim wieczorem z boksu wyniesiono płochliwą suczkę o imieniu Finka, która lada dzień miała trafić do nowego domu.Pracowników od początku zaintrygował fakt, że mężczyzna uchwycony przez monitoring doskonale wiedział, gdzie znajduje się konkretny pies. Nie ulegało wątpliwości, że kradzież Finki była zaplanowana, a złodziej mógł mieć powiązania ze schroniskiem.
Mieszkanka gminy Oborniki Śląskie popadła w konflikt z sąsiadami. W akcie zemsty postanowiła wywieźć należącego do nich psa do lasu oddalonego o kilkanaście kilometrów i porzucić go na pewną śmierć. Na szczęście błąkające się na zimnie wystraszone zwierzę zauważył przechodzień.Jak informuje dolnośląska policja, funkcjonariusze z Obornik Śląskich zatrzymali jedną z mieszkanek gminy i przedstawili jej zarzut znęcania się nad zwierzęciem. Sprawa dotyczyła porzucenia psa należącego do jej sąsiadów.
Około 30-letni mężczyzna z Kędzierzyna-Koźle próbował ratować swojego psa, który wybiegł na taflę zamarzniętego zbiornika wodnego. Wtem rozległ się głośny krach. Człowiek przez kilka minut przebywał pod wodą. Akcja ratunkowa okazała się mieć tragiczny finał.Do dramatycznego zdarzenia doszło w poniedziałek, 10 stycznia w okolicach śluzy Nowa Wieś na Kanale Gliwickim (woj. opolskie). Około godziny 10 operator numeru 112 odebrał zgłoszenie dotyczące tonącego mężczyzny usiłującego ratować swojego czworonoga.