Wyszukaj w serwisie
Psy Koty Inne zwierzęta Nasze ZOO Głosem eksperta Pozostałe quizy
Swiatzwierzat.pl > Pozostałe > Treser psów oskarżony o skatowanie psa. Właściciel odebrał martwe zwierzę
Ewa Matysiak
Ewa Matysiak 22.02.2022 01:00

Treser psów oskarżony o skatowanie psa. Właściciel odebrał martwe zwierzę

Zmarły amstaff
Screen z materiału "UWAGA!" TVN

Dawid Kłusek zawiózł 8-miesięcznego szczeniaka na profesjonalne szkolenie do psiego tresera, a kilka dni później odebrał zwłoki zwierzęcia. Właściciel nie wierzy, by śmierć pupila była zbiegiem okoliczności, co zresztą potwierdziła sekcja zwłok. Prokuratura wszczęła śledztwo.

Sprawę nagłej śmierci młodego amstaffa nagłośnili reporterzy programu Uwaga! TVN. Z reportażu dowiadujemy się, że emerytowany policjant Marek S. podawał się za psiego tresera. W trakcie jednej z sesji szkoleniowych doszło do tragedii. Teraz mężczyzna jest podejrzewany o znęcanie się nad zwierzętami swoich klientów.

Oddał psa na tresurę, oderwał zwłoki

Pan Dawid miał zamiar założyć hodowlę psów i w tym celu kupił rodowodowe szczenię rasy american staffordshire terier. Zapłacił za niego 5 tysięcy złotych. Mężczyźnie bardzo zależało na tym, by zwierzę profesjonalnie wyszkolić w zakresie obrony i posłuszeństwa, dlatego zdecydował się skorzystać z usług psiego trenera. Wybór padł na Marka S. - starszego pana, który szybko wzbudził jego zaufanie.

undefined

- Mówił, że szkolił psy policyjne, dla straży, i robi to od ponad 20 lat. Uśpił moją czujność całkowicie. Do dziś mam wyrzuty, że zaufałem temu człowiekowi i oddałem mu swojego psa - wyznaje Dawid Kłusek, właściciel amstaffa. Opiekun dopełnił wszelkich formalności, zanim oddał zwierzaka na tresurę. Amstaff miał szczepienie poprzedzone badaniem u weterynarza. Stan jego zdrowia był idealny. Szkolenie miało planowo potrwać 7-8 tygodni. Dzień, w którym szczeniak został oddany w ręce Marka S., był ostatnim, gdy pan Dawid widział go żywego.

Opiekun bardzo tęsknił za swoim szczeniakiem i już po dwóch dniach rozłąki prosił o możliwość wizyty. Spotkał się jednak z odmową,

- Ten pan powiedział, że zaburzyłbym jego cykl treningowy i przekonywał, że najwcześniej mogę zobaczyć psa po dwóch tygodniach. To był mój błąd – dodaje Kłusek.

Zaledwie 8 dni od rozpoczęcia tresury właściciel został powiadomiony o tym, że zwierzę nie żyje. Marek S. tłumaczył, że pies padł nagle, najprawdopodobniej od ugryzienia kleszcza, jednak okoliczności jego śmierci były na tyle niepokojące, że pan Dawid zlecił przeprowadzenie sekcji zwłok pupila.

"Był pies i nagle go nie ma"

Na ciele 8-miesięcznego amstaffa, którego właściciel oddał na szkolenie trenerowi Markowi S., nie było żadnych widocznych obrażeń. Odpowiedź, co stało się z amstaffem przed śmiercią, kryła się wewnątrz jego ciała.

- W okolicy lędźwiowej i nerek były liczne wybroczyny i wynaczynienia krwawe, w opłucnej była dość duża ilość płynu i skrzepy, do tego była pęknięta torebka wątrobowa, co także może świadczyć o urazie. Moim zdaniem pies mógł być bity tępym narzędziem albo być kopany. Nie raz, ale kilkanaście razy. Niewinny pies musiał przejść przez piekło – mówi Tomasz Garbal, lekarz weterynarii. Pan Dawid był zszokowany wynikami sekcji zwłok. Od razu dotarło do niego, że urazy nie wzięły się od jednorazowego uderzenia. O sprawie niezwłocznie powiadomił organy ścigania.

Sekcja zwłok została powtórzona. Wykazała ona, że obrażenia powstały pół godziny przed śmiercią psa, a więc wtedy, gdy zwierzę było pod opieką tresera. Prokuratorzy zastosowali wobec Marka S. dozór policyjny oraz zakazali mu prowadzenia szkoleń psów. Do sądu trafił już akt oskarżenia w tej sprawie, natomiast były policjant nadal utrzymuje, że psu nie działa się żadna krzywda.

Wkrótce okazało się, że 8-miesięczny amstaff nie był jedyną ofiarą rzekomego tresera psów. Reporterzy otrzymali informację od pan Mariusza Zarazy, właściciel owczarka niemieckiego, który miał startować w zawodach psów rasowych. Mężczyzna po dziś dzień nie wie, co tak naprawdę stało się z jego psem, gdyż zwłoki zwierzęcia się nie odnalazły.  - Zacząłem się domagać zwrotu psa. Wydzwaniałem do niego co tydzień, co dwa. On zwlekał, mówił, że jeszcze tydzień, może dwa. Kiedy zajrzałem do internetu, to wystawa odbyła się, a mój pies nie był w ogóle do niej zgłoszony – opowiada Mariusz Zaraza i dodaje. – Powiedział mi potem, że mój pies padł, prawdopodobnie zjadł szerszenie.

Kiedy Pan Mariusz zażądał wydania zwłok owczarka, Marek S. przestał odbierać telefon, a następnie zablokował jego numer. Niewykluczone, że pies mógł zostać sprzedany.

Źródło: "UWAGA!" TVN