36-letnia fotomodelka i pasjonatka zwierząt, Jessica Leidolph, postanowiła zrobić niezwykłe zdjęcia w ośrodku dla emerytowanych zwierząt cyrkowych w mieście Nebra w niemieckim kraju związkowym Saksonia-Anhalt. Nie spodziewała się, że przeżyje koszmar.Kobieta postanowiła zrobić sobie sesję zdjęciową w zagrodzie lampartów. Miały jej towarzyszyć dwa zwierzaki o imionach Troy i Paris.
Od wielu dni aktywiści z grupy "Wio z Krakowa" protestują na Rynku Głównym przeciw wykorzystywaniu koni jako atrakcji turystycznej. Jak twierdzą, dorożkarze zmuszają zwierzęta do pracy ponad siły. Pokazują dowody w postaci fotografii, uniesionych na transparentach, ukazujących zabiedzone zwierzęta.Nie może dziwić, że protest wzbudził gwałtowne reakcje wśród dorożkarzy. Skala wulgarności zaskoczyła jednak nawet samych aktywistów.
Fundacja Psy Ulicy działa w Warszawie od lat. Składa się wyłącznie z wolontariuszy, którzy z potrzeby serca poświęcają swój czas i siły na ratowanie bezdomnych zwierząt. Niestety, cios finansowy doprowadził Fundację na skraj przepaści. Czy prawie 70 kotów zostanie bez dachu nad głową?Fundacja Psy Ulicy działa wyłącznie w oparciu o datki oraz wpływy z przekazanego 1% podatku. Mimo ograniczonych środków, wolontariusze przez lata dokonywali niemal cudów. Uratowali przed schroniskiem tysiące zwierząt, znajdując im nowe, kochające rodziny. Fundacja prowadzi też w Warszawie Koci Azyl, gdzie schronienie znalazło niemal 70 mruczków.
Na początku tygodnia w Olsztynie znaleziono nietoperza. Zachowywał się bardzo dziwny - był aktywny w środku dnia, latał między domami pozornie bez celu. W końcu opadł na ziemię i przestał się ruszać. Niestety, potwierdziły się najgorsze obawy mieszkańców.Zwierzę zostało zabrane na specjalistyczne badania. Włodarze miasta po cichu liczyli, że nietoperz się struł lub może był ranny. Diagnoza brzmiała jednak jak wyrok.
Sceneria była niezwykła. Podmiejskie zarośla, sztuczne bajorko z wodą aż zieloną od glonów i osadu. Po powierzchni wody przemykały szybko jak strzała zwinne zaskrońce.Ktoś jednak zaniepokoił się, gdzie właściwie płynie tak powoli woda z bajorka. Wystarczyło przejść parę kroków, by zorientować się, że tuż koło siedliska zaskrońców znajduje się w ziemi tajemnicza pokrywa.
Brazylia to kraj kontrastów: luksusowe hotele, dzielnice willowe i strzeliste wieżowce wyrastają pośród przerażająco biednych faweli. Nie tylko ludziom żyje się tam skrajnie różnie. Także wśród psów znaleźć można rozpieszczonych książąt i zabiedzonych żebraków.Kraj boryka się z problemem bezdomności wśród psów na wisach i pośród ubogich dzielnic miast. Wielu Brazylijczyków jest wyczulonych na widok bezpańskich zwierząt i wie, pod jaki numer zadzwonić, by biedny pies trafił do porządnego schroniska, a nie np. do hycla czy lokalnego eksterminatora.
Dolnośląski Inspektorat Ochrony Zwierząt nie próżnuje i nie traci czujności. Dosłownie przed paroma godzinami wolontariusze DIOZ dokonali kolejnej wstrząsającej interwencji. Zwierzę cierpiało od dawna na oczach ludzi, ale nikt mu nie pomógł.- Hotel jak z horroru! Kot z gnijącą głową i urwanym uchem - czytamy w relacji z interwencji, opublikowanej na Facebooku DIOZ.
Do niezwykłych wydarzeń doszło w miasteczku Bodmin w Kornwalii (Wielka Brytania). Już dawno nie było tam takiego ruchu: straż pożarna, oddział medyczny, helikopter ratunkowy. A Wszystko przez czarnego kota imieniem Piran.Zaczęło się od zniknięcia 83-letniej mieszkanki miasteczka. Jej sąsiadka, Tamar Longmuir, zaniepokoiła się i zaczęła poszukiwania. Nigdy jednak nie odkryłaby prawdy, gdyby nie pomoc zwierzaka.
O tej sprawie było głośno w końcu maja. Aktywiści z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) odebrali z gospodarstwa pod Kłodzkiem skrajnie zaniedbanego pieska z dużym, krwawiącym guzem nowotworowym nad okiem.Poprzedni właściciele nie interesowali się losem zwierzęcia. Jak twierdzili, nie mieli pieniędzy na jego leczenie, bo byli bezrobotni. Aktywiści uznali, że to żadne wytłumaczenie, bo na alkohol jednak znajdowali pieniądze, i zabrali psa.
Mieszkańcu Chorzelowa byli dumni z rodzinki bocianów, która uwiła sobie imponujące gniazdo w ich miejscowości. Niestety, gniazdo znajduje się w dość problematycznym miejscu - na słupie energetycznym.Pewnego dnia rodzina boćków powiększyła się o pisklęta i w Chorzelowie cieszono się z nowego ptaka. Ostatecznie, bociany to ptaki niemal symboliczne i niejedna wioska chciałaby mieć u siebie zdrową bocianią rodzinkę.
O tej sprawie pisaliśmy przed paroma dniami. Pan Tomasz Rosłaniec, mieszkaniec gminy Kłoczew (woj. lubelskie) opowiedział wstrząsającą historię o tym, jak został napadnięty przez wilki w czasie grzybobrania. Dziś eksperci podważają jego słowa.Pan Tomasz i jego kolega to jedyni świadkowie zajścia. Mężczyzna ma ponadto na ciele rany, które mają stanowić dowód napaści. Straszna przygoda pana Tomasza trafiła do mediów i stała się niemałą sensacją.
Aż trudno uwierzyć, ale to się zdarzyło w centrum Warszawy w biały dzień! Niezidentyfikowany mężczyzna przyszedł nad tzw. Glinianki Szczęśliwickie w środku malowniczego Parku Szczęśliwickiego. Miał ze sobą plastikowe zbiorniki.Świadkowie twierdzą, że mężczyzna bez wahania wszedł na krótki mostek, odchodzący od brzegu na parę metrów, po czym wylał zawartość plastikowych pojemników do wody, a potem cisnął je same do Glinianek.
Suczka Sweetie ("Słodziutka") ma piękne oczy i puchatą, śnieżnobiałą sierść. Należy do rasy pirenejski pies górski, odwagę i czujność ma we krwi. Niestety, nie miała szczęścia do ludzi.Poprzedni właściciele Sweetie mieszkali w stanie Kentucky (USA). Suczkę traktowali jak przedmiot - miała siedzieć pod drzewem i szczekać na obcych. Sweetie całe życie spędziła na krótkim sznurze. Pewnego dnia się zbuntowała.
Gdzieś pomiędzy Siemianicami a Jezierzycami spacerujący po lesie ludzie natknęli się na dziwne znalezisko. Był to plastikowy worek, który w tak dziwnym miejscu od razu wydał im się podejrzany.Gdy w którymś momencie worek się poruszył, dla wszystkich stało się jasne, że doszło do najgorszego. Ktoś porzucił zwierzę!
Mała wioska Ninotsminda w Gruzji tuli się do zboczy Małego Kaukazu. Gdy w nocy rozpętała się burza, jakiej dawno nie było, mieszkańcy byli przekonani, że to kara Boża i przyszedł kres ich małej społeczności.Okazało się, jednak, że po nocy nadszedł poranek, a po burzy wypogodzenie. Niestety, koszmar tylko pozornie się skończył.
To lato przejdzie do historii Hiszpanii jako jedno z najgorętszych. Niestety, żar lejący się z nieba zwiększa ryzyko pożarów. Nie wiadomo, jak doszło do zaprószenia ognia w mieszkaniu na piętrze bloku, jednak kamery uwieczniły niezwykłą akcję ratunkową.Wielu świadków widziało, jak z okna na piętrze bloku buchnął dym, a potem płomień. Unieśli komórki i nakręcili jeden z najbardziej poruszających momentów, jaki dane było oglądać internautom od bardzo dawna.
Nagranie nie pozostawia najmniejszej wątpliwości: to jeden z najbardziej śmiałych napadów w USA w przeciągu wielu miesięcy. Dokładna lokalizacja miejsca zdarzenia nie jest znana, wiadomo za to, kto dokonał przestępstwa.Bandytka była tak śmiała, że nawet nie zasłaniała twarzy, i to mimo ostatniego zaostrzenia w USA przepisów związanych z noszeniem maseczek.
Do niesamowitego zdarzenia doszło w Elblągu. Wszystko nagrała kamera, a opublikowane w Sieci wideo stało się jednym z najpopularniejszych nagrań ostatnich dni. Trudno się dziwić - to po prostu trzeba obejrzeć.Anna Werbowa jest doświadczoną motorniczą w Elblągu. Swoje trasy zna jak własną kieszeń. Wie także, że na torach trzeba spodziewać się wszystkiego i mieć oczy dookoła głowy.
Aktywiści Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt mają zawsze pełne ręce roboty, a pracy nie ułatwiają im pozwy od poprzednich właścicieli zwierząt, twierdzących, że zostali okradzeni. W tym przypadku było podobnie - pies miał zostać "porwany" przez nawiedzonych działaczy.Osoby zaniedbujące swoje zwierzęta nagminnie twierdzą, że są niewinne i dołożyły wszelkich starań, by zapewnić czworonogom dobre życie. Tymczasem fakty mówią same za siebie.
Nie od dziś wiadomo, że klient kupuje oczami i dobry jest ten towar, który atrakcyjnie wygląda. Niestety, w schroniskach dla zwierząt działa to podobnie.Ludzie przychodzą pełni dobrych intencji. Chcą adoptować psa, ale ten pies powinien być fajny. Wesoły, zdrowy, rozmerdany. Tymczasem rzeczywistość wygląda z reguły inaczej.
Zamiast w spokoju cieszyć się jesienią życia, kudłata psinka nieoczekiwanie trafiła do gliwickiego schroniska. Kobieta, która przekazała zwierzę w ręce pracowników, uparcie zarzekała się, że suczka została znaleziona. Dopiero seria szczegółowych pytań rozluźniła jej język i ujawniła łamiącą serce prawdę.Pracownicy Schronisko dla Zwierząt w Gliwicach nie mogli pogodzić się z niesprawiedliwością, z jaką potraktowano kudłatą starowinkę. Ku przestrodze opisali w mediach społecznościowych przebieg przykrej sytuacji, jaka niedawno miała miejsce.
Tiffany Kress z miejscowości Sierra Madre w Kalifornii (USA) lubi, gdy jej życie jest odpowiednio poukładane. Kiedy jej ukochana suczka Daisy nabrała zwyczaju tłuczenia łapkami w drzwi do ogródka na znak, że chce wyjść, Tiffany wprowadziła ulepszenie.Sprezentowała suczce dzwonek zamontowany przy drzwiach i nauczyła swoją pupilkę posługiwania się nim. Teraz, gdy Daisy chce wyjść do ogrodu, trąca łapką dzwonek, którego łagodne, ale donośne brzmienie niesie się po całym domu.
To nagranie od razu podbiło serca internautów. Nic dziwnego - ukazuje groźne drapieżniki z niezwykłej, mało znanej strony. W tym wypadku powiedzenie "nic słodszego dziś nie zobaczycie" jest w pełni uzasadnione!Niedźwiedzie często budzą grozę o tych, którzy mieli z nimi bliski kontakt. To duże, bardzo silne, szybkie i nieustępliwe drapieżniki. Zdarza się, że spotkania z niedźwiedziami kończą się dla ludzi bardzo źle.
Kiedy mieszkaniec Krośnicy w woj. małopolskim wyszedł tego dnia na łąkę, planował spędzić spokojne popołudnie na doglądaniu swoich kóz. Miał ich sześć, o każdą dbał niczym o własne dziecko. Niestety, jego plany pokrzyżowała ludzka podłość. To, co mężczyzna zastał na pastwisku, jeszcze długo będzie mu się śniło w koszmarach.
Włoskie miasteczko Sperlonga przyciąga turystów z całego świata swymi pięknymi plażami. Kiedy jest pogoda, Sperlonga to raj dla nurków, surferów i wszelkich amatorów wodnych zabaw. Niestety, gdy nie ma pogody, łatwo dochodzi do tragedii.Wybrzeże w słonecznym miasteczku jest zdradliwe, a pogoda zmienia się bardzo szybko. Gdy wiatr powieje z niewłaściwej strony, fale porywają ludzi i sprzęty w głąb morza.
26-letni mieszkaniec Wadowic wyprowadzał swoje psy nad rzeką Skawą. Nie wiadomo, co takiego dostrzegł Adi, biszkoptowy pies w typie labradora. Wiadomo tylko, że w pewnym momencie zwierzę jakby dostało szału.Adi szarpnął tak mocno, że zerwał się ze smyczy. Następnie pognał nad rzekę, nie oglądając się nawet na swego pana.
Niestety, wszystko wskazuje na to, że stosowane dotąd środki prewencyjne zawodzą. Mazowsze zalała fala przypadków wścieklizny, a władze zdecydowały się na wprowadzenie szeregu obostrzeń. Restrykcjami objęta została nawet część Warszawy.Zaczęło się od lisów - to one najczęściej zarażają wścieklizną. Po nich przyszły chore jenoty, nietoperze i sarny. Niestety, nawet zwierzęta domowe nie są bezpieczne - jest już pierwszy przypadek zarażonego kota.
Od końca lipca Turcja zmaga się z ogromnymi pożarami, nieszczącymi kurorty turystyczne, wsie i miasteczka, pola i lasy. Śmierć w ogniu poniosło już 8 osób. Nikt nie liczył, ile zwierząt ucierpiało od klęski żywiołowej. Teraz weterynarze z całej Turcji skrzyknęli się i zaczęli organizować profesjonalną pomoc dla zwierząt.Wszystko odbywa się pod egidą tureckiej organizacji prozwierzęcej Haytap - Animal Rights Federation in Turkey. Wolontariusze zorganizowali zbiórkę pieniędzy i transport dla lekarzy weterynarii w całym kraju.