Pan Marcin Kostrzyński od lat zajmuje się filmowaniem, fotografowaniem i opisywaniem polskiej przyrody. Tym razem jednak przeszedł samego siebie. Niezwykłe wideo, jakie udało mu się nagrać z okna swojego domu w lesie, zachwyciło internautów.Marcin Kostrzyński jest z przyroda za pan brat, a swoimi doświadczeniami i radością puszczy dzieli się z ludźmi za pomocą fotografii, filmów, a nawet książek. Jest autorem porywających "Gawęd o wilkach i innych zwierzętach", wydanych w 2018 r.
Logan to uroczy kundelek. Wygląda niemal jak owczarek niemiecki, ale waży tylko 15 kg i większy nie będzie. Niestety, życie potraktowało go okrutnie. Już drugi raz trafił do psiego azylu, prowadzonego przez wolontariuszy Ekostraży.Kiedy Logan opuszczał azyl, był przeszczęśliwy. Dla psa znalezienie nowej rodziny to największe szczęście. Logan znów miał być dobrym chłopcem, kochającym i wzajemnie kochanym.
Do Sieci trafiło poruszające nagranie. Na widok tego, co spotkało biedne kociątko, ściska się gardło. Z setek kierowców tylko jeden zainteresował się jego losem.Na poruszającym nagraniu widzimy, jak z jednego z samochodów jadących po autostradzie gdzieś w Rosji wypada małe kociątko - prosto na środek jezdni!
Wstrząsajacego odkrycia dokonali pracownicy firmy zajmującej się utylizacją śmieci w miejscowości Loire Atlantique we Francji. Zupełny przypadek sprawił, że zwykły dzien pracy zmienił się im w akcję ratowniczą. Stawką było niewinne życie!Jeden z pracowników zajmował się akurat zbiornikiem przeznaczonym na recykling oleju smażeniu. Zlewa się do niego olej wykorzystywany w pobliskich restauracjach. Uwagę mężczyzny przykuł ledwo dostrzegalny ruch, nienaturalne załamanie cieni w kadzi.
Leśnicy z Nadleśnictwa Bolewice opublikowali na Facebooku porażający film. Widać na nim, jak drzewa w lesie pokryły się grubą warstwą odrażających robali. Takiej plagi nie było od lat, czy polskie lasy to przetrwają?Film zamieszczony przez leśników może wywołać dreszcze u niejednego internauty. Widać na nim pień drzewa. Im bardziej obniża się kamera, tym więcej widać na pniu wijących się, białawych larw.
"W naszym domu mięso z kotów gościło na stole od lat. To rodzinna tradycja" - czytamy na fejsbukowym profilu "Kociego Smakocza - rodzinnej masarni Gawędzcy". Niezwykła forma zaczęła reklamować się w mediach społecznościowych ledwie kilka dni temu, a już wywołała burzę w Sieci. Trudno się dziwić - jedzenie kiełbas z kotów zaszokowało internautów.Jak piszą właściciele masarni, początkowo wyrabiali produkty z kociego mięsa tylko na własne potrzeby. Zaczynali od dachowców. Teraz, gdy firma się rozrosła, oferują wysokiej jakości produkty z mięsa kotów rasowych - brytyjskich, syjamskich, persów.
To była najgorsza noc w życiu pracowników schroniska Pet Alliance w Orlando na Florydzie (USA). W jednej chwili płomienie buchnęły z korytarza przy pokoju kotów. Żywioł w mgnieniu oka zajął cały budynek.Pracownicy schroniska szybko wybiegli przez wyjścia ewakuacyjne. Niestety, mimo najszczerszych chęci nie zdołali przebić się do pokoju kotów. Płomienie ogarnęły tę część budynku, a potem cały budynek, jakby wzniesiono je z suchej słomy.
Do internetu trafiło nagranie tak niezwykłe, że z miejsca stało się sensacją. Ma pokazywać dwóch odważnych mężczyzn, ratujących daniela ze śmiertelnej pułapki. Część internautów dostrzegła jednak szczegóły, które mogą podważać bohaterstwo autorów nagrania.Do niezwykłej sytuacji doszło gdzieś na terenie USA. Na filmie widzimy, jak dwóch mężczyzn próbuje poskromić daniela, którego rogi zaplątały się w płachtę materiały, zakrywającą siatkowy płot.
Kimberly Hyde z Grandville w stanie Michigan (USA) wybrała się na wycieczkę nad jezioro ze swoją rodziną - mężem, dziećmi i psem. To miało być miłe popołudnie. Kobieta nie mogła przypuszczać, że za sprawą niezwykłego wydarzenia zapamięta ten dzień na bardzo długo!West Lake leży nieopodal Grandville. To bardzo malowniczy zakątek, z którego przy dobrej pogodzie łatwo dostrzec wielką taflę Jeziora Michigan. Płytka woda West Lake to wymarzone miejsce do zabaw dla dzieci i psów.
Kylie Coates jak gdyby nigdy nic weszła do swojej domowej pralni. Kosz z brudnymi rzeczami postawił obok pralki i wyjrzała przez okno, by nacieszyć się przez moment australijskim słońcem. Nagle zamarła bez ruchu.Na okiennym parapecie coś się kłębiło. Kylie musiała zasłonić usta dłońmi, by nie krzyczeć. Widok omal nie przyprawił jej o zawał serca.
Aktywiści z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) ledwo mogli uwierzyć w to, co zastali w jednym z mieszkań w Jeleniej Górze. Odór drażnił nosy, a widok sprawiał, że łzy cisnęły się do oczu.Niestety, tak jak w przypadku poprzedniej wstrząsającej interwencji, wszystko wskazuje na to, że także w tym przypadku za fatalny stan mieszkania, ludzi i zwierząt odpowiada nałóg alkoholowy.
Popularny portal Viral Hog opublikował niezwykłe nagranie, ukazujące - pozornie - cudowną psią przygodę. Internauci dostrzegli jednak w tej historii drugie dno. Być może nagranie skrywa bardzo mroczny sekret.Niesamowite wideo ukazuje, jak pies wskakuje do wody przy przystani gdzieś na Florydzie i zaczyna uganiać się za rybką. Po chwili dzieje się jednak coś niesamowitego.
Przechodnie nie mogli uwierzyć własnym uszom. Spod wielkiej płyty chodnikowej dochodził niepokojący dźwięk. To nie był gruchot ścierających się kamieni ani osypującej się ziemi. Wszystko wskazywało na to, że pod chodnikiem jest ktoś, kto potrzebuje pomocy!Początkowo przechodnie jakby nie słyszeli cichych nawoływań, w końcu jednak głosy wydobywające się z dziury w chodniku stały się tak wyraźne, że nie można ich było z niczym pomylić!
Jacek Barczak jest znany w środowisku toruńskich obrońców zwierząt. Od lat udziela pomocy bezdomnym psom i kotom. Jego metoda działania jest niezwykle wydajna, niestety koszty leczenia zwierząt są bardzo wysokie. Tym razem sytuacja stała się bardzo poważna.Pan Jacek zaczynał pomagać zwierzętom w 2009 r. Najpierw to były agresywne psy, przeznaczone do eutanazji. Pan Jacek znajdował im behawiorystów, którzy nie bali się trudnych przypadków. W ten sposób psy unikały śmierci i zyskiwały szansę na nowy dom.
Najnowszy odcinek popularnego programu "Top Model" wzbudził wielkie poruszenie w Internecie. Nie chodzi jednak tym razem o perypetie uczestników, lecz to, jak na planie potraktowano zwierzęta - biedne alpaki.Jedna z sesji zdjęciowych, pokazanych w najnowszym odcinku programu "Top Model", wymagała od uczestników pozowania w lesie z niesfornymi towarzyszami: alpakami.
Pan Krzysztof Pecka z Terki na Podkarpaciu opublikował na Facebooku zdjęcia, które wstrząsnęły internautami. Kto ponosi winę za okropna śmierć 9-letniego labradora Bucia?Post pana Krzysztofa jest bardzo drastyczny. Ukazuje zdjęcia psa, którego brzuch został rozszarpany przez dzikie zwierzęta. Mieszkaniec Terki nie ma wątpliwości, kto odpowiada za śmierć pupila: wilki.
Ledwie przed paroma dniami pisaliśmy o wstrząsającej interwencji aktywistów Dolnośląskiego Inspektoratu ochrony Zwierząt (DIOZ) w Bolkowie, gdzie patologiczna para dręczyła swoje psy, a jedno szczenię wyrzuciła przez okno. Historia doczekała się finału - najgorszego z możliwych.To była jedna z najbardziej wstrząsających akcji DIOZ. W domu pary alkoholików w Bolkowie przetrzymywane były dwie ciężarne suczki i ich szczenięta. W czasie jednej z libacji para potopiła szczeniaki w wiadrach z fekaliami, a jednego cisnęła przez okno.
Była już późna noc, ale telefon do Krakowskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt (KTOZ) był tak przejmujący, że nie można go było zignorować. Najwyraźniej mieszkańcy jednego z osiedli bali się wychodzić z mieszkań. Wszystko przez "włochatą bestię".Wszystko wskazywało na to, że w jednym z Krakowskich bloków terror siał olbrzymi pająk ptasznik. Ptaszniki to egzotyczne pająk, popularne wśród terrarystów. Dorastają do wielkich rozmiarów, są włochate i jadowite, choć ich jad nie zagraża ludziom. Nic dziwnego, że mieszkańcy byli przerażeni.
To było bardzo dziwne zgłoszenie. Dyżurny policjant nie do końca wierzył świadkom, którzy twierdzili, że jeden z kontenerów na śmieci w miejscowości Szprotawa (woj. lubuskie) wydaje z siebie piski.Kiedy jednak aspirant Jacek Kowczyk i młodszy aspirant Andrzej Szykuła zbadali miejsce zgłoszenia, okazało się, że wszystko się zgadza. Z jednego z kontenerów na śmieci dochodziły ciche, coraz cichsze popiskiwania.
O tym porażającym zdarzeniu pisaliśmy przed dwoma tygodniami. Huragan Ida spowodował powódź, która zalała miasteczko Slidell w stanie Luizjana (USA). W wodzie czaiło się śmiertelne niebezpieczeństwo, a koszmar jednej z mieszkanek cichej mieściny miał się dopiero zacząć. Teraz sprawa znalazła swój mroczny finał.71-letni Timothy Satterlee wyszedł z domu dzień po przejściu huraganu Ida i ruszył w kierunku szopy. Woda sięgała mu do pasa. Nie przeczuwał, że czeka go śmierć niczym z filmu grozy.
Niedawno pisaliśmy o niezwykłym wyczynie kobiety, która uratowała od utonięcia kociątka, wrzucone do rzeki w Nowym Dworze Gdańskim przez bezduszną oprawczynię. Choć trudno w to uwierzyć, w tym samym miejscu omal nie doszło do kolejnej tragedii. Tym razem na ratunek ruszyli młodzi ludzie.Nagranie z monitoringu ukazuje, jak na nabrzeżu rzeki w Nowym Dworze Gdańskim odpoczywa wieczorem kilkoro młodych ludzi. Samym skrajem bulwaru, tuż nad wodą, maszeruje kot.
To była jedna z najgorszych chwil w jego życiu. Gdy mieszkaniec osiedla Południe w Łomży wrócił do domu, zastał pijanego ojca na wersalce i psa, który ledwo dyszał.Zwierzę znajdowało się w fatalnym stanie. Pies nie mógł wstać o własnych siłach, widać było na nim ślady krwi. Z bełkotu pijanego wynikało, że musiał bronić się przed psem, który chciał go gryźć.
Vicki Reamy Baker wybrała się na spływ po jednej z rzek na Florydzie (USA). To nie była jej pierwsza przygoda tego typu. Kobieta dzielnie wiosłowała przed siebie. Nagle wycieczka zmieniła się w koszmar, gdy z wody wynurzyło się przerażające zwierzę.Vicky wiedziała, że w rzekach Florydy żyje duża populacja aligatorów. Nie spodziewała się jednak, że jeden z nich wynurzy się dosłownie pod łokciem. Na nagraniu, które kobieta opublikowała na Facebooku, widać, jak zwierzę błyskawicznie podpływa prosto do jej piankowej łódki.
Diego Jimenez mieszka w Kolumbii, co samo w sobie może się wiązać z pewnym ryzykiem. Tym razem jednak niezwykłych emocji dostarczyła mu Luna, suczka sąsiadów z góry. Diego ledwo wierzył własnym oczom: Luna była w śmiertelnym niebezpieczeństwie.Najwyraźniej Luna była zbyt ciekawska i za bardzo wychyliła się między prętami balustrady balkonu. Suczka rasy dalmatyńczyk niemal wypadła na ulicę, 13 pięter w dół! Tylko miednicą zaczepiła o pręty balustrady i zawisła tak nad przepaścią, całkiem bezradna.
Tak wstrząsającej interwencji obrońców zwierząt dawno nie było. Wolontariusze Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) weszli do meliny, w której mieszka para skrajnie zaniedbanych alkoholików. Trudno uwierzyć, co ci ludzie zrobili własnym psom.Wraz z parą alkoholików w mieszkaniu żyją dwie suczki. Do niedawna towarzyszyła im gromadka młodych. Niestety, przed kilkunastoma godzinami "opiekunowie" tych zwierząt dopuścili się najgorszego.
Dantejskie sceny rozegrały się w biały dzień na środku ulicy w Ostrołęce. Gdyby nie nagranie, trudno byłoby uwierzyć w relację, opublikowaną na Facebooku. Wideo ukazuje porażający przykład znęcania się nad zwierzęciem.Na nagraniu widzimy, jak mężczyzna na środku ulicy bije psa. I nie jest to pacnięcie gazetą, tylko kilkakrotne uderzenie z całej siły pięścią. Pies poddaje się przemocy bez walki, nie waży się odgryźć okrutnemu właścicielowi. Po jednym z ciosów wydaje tylko pełen bólu skowyt.
11 września 2001 r. to symboliczna data. Trzy terrorystyczne zamachy, w których zginęło łącznie ponad 3 tys. osób, wyznaczają koniec pewnej epoki dla całego świata. XX wiek odszedł wraz z Zimną Wojną, kolejne stulecie miało się zacząć Wojną z Terroryzmem.Jednak to przede wszystkim obrazy płonących i walących się wież World Trade Center w Nowym Jorku zapadły w pamięć niemal każdego mieszkańca globu, który miał tego dnia dostęp do telewizora. Tzw. Strefa Zero pośrodku Manhattanu, czyli miejsce, gdzie dwa wieżowce runęły, grzebiąc pod gruzami tysiące ofiar, stała się areną walki o życie.
Aktywiści z Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt (DIOZ) poinformowali na Facebooku o nagłej śmierci jednego z najbliższych przyjaciół. Spajki spędził pod opieką wolontariuszy 15 miesięcy. Niestety, nie dane mu było cieszyć się dłużej godnym życiem.Historia Spajkiego jest zarazem porażająca i typowa. Piesek był skrajnie zaniedbany przez swoich poprzednich właścicieli. Nie miał szans na zmianę swego losu i nie wiedział nawet, że życie może być lepsze - przecież jego pan był najlepszy na świecie, jak każdy pan dla każdego psa.