Suczka o imieniu Sophie została przygarnięta ze schroniska. Szybko stała się oczkiem w głowie swojej nowej rodziny, wszyscy ją uwielbiali. Kiedy zaginęła właściciele byli zrozpaczeni. Od razu rozpoczęli poszukiwania, jednak początkowo nie przynosiły one rezultatu. W końcu po około 30 dniach otrzymali informację, która dała im nadzieję na powrót psa do domu. Zwierzak miał znajdować się w kanale burzowym odprowadzającym nadmiar wody z ulic miasta. Rura, która odprowadzała deszczówkę miała jedynie 45 centymetrów średnicy, co mocno utrudniało akcję ratunkową.
Opuszczone budynki przy ulicy Kościelnej w Krynkach (podlaskie) od dawna straszą powybijanymi oknami i nagimi murami, chylącymi się ku upadkowi. Wczoraj do tego ponurego obrazu doszło jeszcze rozdzierające wycie. Nie były to jednak duchy.Jeden z mieszkańców Krynek postanowił zidentyfikować te potępieńcze jęki. Okazało się, że wśród ruin najwyraźniej utknął pies. Początkowo nie było go nawet widać. Dzielny mieszkaniec powiadomił Ochotniczą Straż Pożarną.
Powróciła wiosenna plaga. Z nastaniem przedwiośnia rośnie zagrożenie pożarowe związane z wypalaniem traw. W ciągu ostatnich dni strażacy interweniują już kilkakrotnie, dlatego służby przypominają, że podpalenia szkodzą środowisku i stanowią zagrożenie dla ludzi i zwierząt.
Urocze szczenię o imieniu Chunkie przeżyło prawdziwą traumę. Suczka była maltretowana przez właścicieli, aż wreszcie pozostawiona na pastwę losu podczas ulewy. Jej wołanie o pomoc usłyszał Mike Thawley, strażak z Sacramento, który zabrał psiaka do schroniska. Gdy nazajutrz mężczyzna wpadł z wizytą, reakcja psa doprowadziła go do łez. Mike Thawley był w trakcie służby, kiedy usłyszał rozpaczliwe szczekanie dobiegające z okolicy. Niestety akurat w tym samym momencie zadzwonił jego telefon. Strażak był zmuszony ruszyć na interwencję.
Pies w typie owczarka niemieckiego znalazł się na samym środku zamarzniętego jeziora. Jeden nieostrożny ruch mógł zakończyć się tragicznie. Do akcji wkroczyli strażacy z OSP Kołczewo. Dzięki ich staraniom akcja ratunkowa miała szczęśliwy finał. Zima w pełni. Niska temperatura powietrza w połączeniu z siłą wiatru przyczynia się do wychłodzenia organizmu i znacznego obniżenia odporności. Mrozy to również trudny czas dla zwierząt, zwłaszcza tych przebywających na zewnątrz i spacerujących luzem.
Niewielkich rozmiarów piesek wyskoczył z okna jednego z bloków w Pruszczu Gdańskim. Straszna historia zakończyła się na szczęście happy endem. Zwierzak wyszedł z całego zdarzenia bez szwanku za sprawą lądowania w dość nietypowym miejscu.
Przed kilkoma dniami w Pułtusku wybuchł nocny pożar. Śpiących lokatorów obudziło głośne szczekanie suczki Soni. Zwierzakowi udało się uratować niemal wszystkich mieszkańców kamienicy. Niestety, jej historia nie ma szczęśliwego zakończenia.W nocy z 13 na 14 grudnia w jednej z kamienic na ulicy Szkolnej w Pułtusku wybuchł pożar. Podczas gdy dym i płomienie rozprzestrzeniały się po budynku, wszyscy lokatorzy głęboko spali. Wyjątkiem była suczka Sonia, która wyczuła niebezpieczeństwo i podniosła alarm.
Kilkutygodniowy szczeniak został wyrzucony przez mieszkankę Rybnika do kontenera na używaną odzież. Jeden ze świadków zdarzenia wezwał na miejsce policję oraz straż pożarną. Trwa ustalanie właściciela zwierzęcia. Do dramatycznego zdarzenia doszło w poniedziałkowy wieczór, 13 grudnia. Mieszkanka Rybnika miała wrzucić malutkiego pieska do kontenera na używaną odzież, znajdującego się przy ul. ks. Henryka Jośki.
Jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej w Skale została zadysponowana do wypadku na popularnym szlaku w Ojcowskim Parku Narodowym. Na wysokiej skale znajdował się przestraszony pies. Zwierzę nie mogło zejść samodzielnie.
Kot został okrzyknięty bohaterem po tym, jak ostrzegł swoich opiekunów o wybuchu pożaru. Dzięki niemu trójka rodzeństwa w porę opuściła budynek. Tymczasem policja zatrzymała 33-latka, który jest podejrzany o próbę zabicia swojego rodzeństwa.W nocy z 25 na 26 listopada br. pod Aleksandrowem Łódzkim wybuchł pożar. Płomienie strawiły samochody zaparkowane przed posesją, a następnie przedostały się do domu jednorodzinnego.
Leśny spryciarz o charakterystycznym rudym futerku wpadł w pułapkę podczas przeskakiwania płotu gospodarstwa. Nieszczęśnik utknął w ogrodzeniu, a z odsieczą przybyli mu strażacy ochotnicy. Jak relacjonują, podczas interwencji lis miał taką minę, jakby mówił "wcale nie zjadłem waszej kury". Strażacy podczas swoich codziennych obowiązków zmagają się nie tylko z ogniem oraz wodą. Niosą pomoc ludziom ale także zwierzętom. Jak sami przyznają, nie odmawiają pomocy żadnemu stworzeniu w potrzebie. Tak też było w przypadku pewnego pechowego liska.
To już dziesiąty dzień akcji ratunkowej kotka uwięzionego w rurze ciepłowniczej w Rzeszowie. Zwierzę, które utknęło w potrzasku i nie ma szans na to, żeby samo wyszło, nareszcie zostało zlokalizowane. Wszyscy mają nadzieję, że wreszcie uda się go wydostać.Pierwszy sygnał o tym, że kot utknął w rurze zasilającej Rzeszów w ciepło przy ul. Ciepłowniczej dotarł do służb w niedzielę 24 października. Wówczas jeden z mieszkańców usłyszał miauczenie dochodzące z wnętrza rury.
Turecki strażak został okrzyknięty bohaterem po tym, jak ocalił życie nieprzytomnego kotka. Mające zaledwie kilka miesięcy zwierzątko było uwięzione pomiędzy dwoma budynkami. Kiedy nadeszła pomoc, nie oddychał. Jedynym sposobem na przywrócenie go do życia był masaż serca. Do zdarzenia doszło w tureckiej prowincji Kocaeli, położonej około 100 kilometrów od Stambułu. Mieszkający w pobliżu ludzie powiadomili służby ratunkowe o kotku opadającym z sił.
Opolska policja i straż pożarna zostały postawione na równe nogi wskutek nietypowego zgłoszenia. Mieszkanka jednego z bloków mieszkalnych przy ulicy Morwowej zgłosiła, że została zaatakowana przez drapieżnego kota. Zdaniem zgłaszającej najprawdziwszy ryś miał czaić się na klatce schodowej.Na mieszkańców bloku mieszkalnego w Opolu Lubelskim padł blady strach. Służby otrzymały informację, iż korytarzami klatki schodowej przechadza się największy przedstawiciel rodziny kotowatych w Polsce.
Mieszkańcy krakowskiego Ruczaju zauważyli, że jednym z balkonów pobliskiego bloku mieszkalnego znajduje się uwięziony kot. Zwierzę głośno miauczało, próbując przykuć uwagę przechodniów. Jak się okazuje, dramat zwierzęcia trwał co najmniej dwa dni. W sobotę policjanci, strażnicy miejscy i strażacy przeprowadzili wielką akcja ratowania uwięzionego na balkonie kota. O sytuacji poinformowali ich zaniepokojeni sąsiedzi.
Na posesji znajdującej się przy ulicy Sośnie Dolne w Grybowie (pow. nowosądecki) doszło do nietypowej interwencji strażaków. Domowników zaniepokoiły odgłosy dobiegające z wnętrza przewodu kominowego budynku jednorodzinnego. Jak się okazało, w środku utknął całkiem urodziwy zwierzak. O tym, że strażacy zawsze są na posterunku i nigdy nie odmawiają pomocy, wie chyba każdy. Tym razem zastęp ratowników z Ochotniczej Straży Pożarnej Grybów Biała został wezwany w niecodziennej sprawie.
W nocy doszło do katastrofy. W miejscowości Bartniki w powiecie Lidzbark Warmiński (woj. warmińsko-mazurskie) ogniem zajęła się obora. Wzniesiono ją według nowej technologii, która miała służyć ludziom i zwierzętom. Wszystko wskazuje na to, że okazała się zabójcza.Strażacy ruszyli do akcji ok. godz. 22:30. Na miejscu ich oczom ukazał się przerażający widok: ogromna obora stała w ogniu, z okien buchały kłęby gęstego, gryzącego dymu.
Podczas kontroli wałów przeciwpowodziowych w miejscowości Jadowniki Mokre (województwo małopolskie) pewien mężczyzna usłyszał niepokojące dźwięki wydobywające się spod betonowego mostka. Pod konstrukcją znajdował się przerażony zwierzak, który brodził łapkami w wodzie. Mężczyzna, który jako pierwszy usłyszał piski i skomlenie czworonoga, próbował wydostać je samodzielnie. Ze względu na wysoki poziom wody wydostanie psa bez profesjonalnej pomocy okazało się niemal niemożliwe.
Tragiczne zdarzenie na ulicy Szerokiej w Unisławiu. Kierujący pojazdem marki mercedes potrącił psa. Jak wynika z relacji świadków, biszkoptowy labrador sam wbiegł pod koła pojazdu. Właściciela zwierzęcia jak dotąd nie ustalono.Zwierzę zostało potrącone na jednym z osiedli mieszkaniowych w powiecie chełmskim. Wypadek z udziałem czworonoga zaobserwował strażak z OSP Unisław, który niezwłocznie powiadomił swoich kolegów i poprosił o wsparcie.
Kotkę nazywaną Pusia dotknęła niewyobrażalna tragedia. Wszędobylski mruczek zakleszczył się w uchylonym oknie. Wszystko z winy nieodpowiedzialnych właścicieli, którzy nie zapewnili zwierzęciu bezpiecznej przestrzeni do bytowania. W konsekwencji kotka straciła łapkę.Jak informowaliśmy pod koniec lipca, Pusia próbowała wyjść na zewnętrzną stronę parapetu i w trakcie wycieczki zaklinowała się między ścianą a framugą okienną. Kotka zawisła na wysokości i nie potrafiła samodzielnie uwolnić się z potrzasku.
Nyscy strażacy otrzymali zgłoszenie, o którym dotąd nikomu się nawet nie śniło. Na terenie XIX wiecznego fortu doszło do niefortunnego wypadku z udziałem zwierzęcia gospodarskiego. Niewielkich rozmiarów wędrownik wpadł do komina wentylacyjnego.W dniu 11 sierpnia br. około godz. 13:55 do Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Nysie wpłynęło zgłoszenie o zwierzęciu uwięzionym w przewodzie kominowym. Nie było to jednak byle jakie stworzenie. Na sam szczyt wzgórza, za którym mieszczą się zabudowania forteczne, wspięła się bowiem mała kózka.
Nietypowe zdarzenie z udziałem chełmskim strażaków. Otrzymali oni informację o mruczku, który udał się na zwiad kanału technicznego w jednym z mieszkań. Nie obyło się bez akcji ratunkowej.Koty to urodzeni indywidualiści i samotnicy, którzy lubią wydeptywać własne ścieżki. Ma to jednak swoje słabe strony. Ich wrodzona ciekawość często sprowadza na nie kłopoty. Tak też było w tym przypadku.
Na jednym z sopockich osiedli wszędobylski kot wybrał się na wycieczkę po zewnętrznej części parapetu. Niestety, w podziwianiu widoków przeszkodziło mu uchylone okno. Na szczęście strażacy nie pozostawili mruczka w potrzebie. Straż Pożarna ratuje nie tylko ludzi, na pomoc ratowników mogą liczyć również zwierzęta. Przekonał się o tym bury mruczek z Sopotu, który w tym tygodniu nieopatrznie przecenił swoje możliwości i znalazł się w potrzasku bez wyjścia.
Scott Linton płynął z kolegą Bennym kajakiem po rwącej rzece w okolicach miasta Calgary w Kanadzie. Nagle usłyszał dziwny dźwięk, a kątem oka dostrzegł poruszenie na skale. Gdy się odwrócił, nie mógł uwierzyć własnym oczom.Benny pierwszy spostrzegł niezwykłe stworzenie. Wskazał palcem na skałę i krzyknął z niedowierzaniem "Łoś!" Mężczyźni patrzyli ze zdziwieniem na łosia, a właściwie łosiątko, przytulone do grani nad wodną kipielą. Zanim Scott i Benny zaczęli zgadywać, jak też mały łoś zdołał wspiąć się na skały nad rzeką, sytuacja przybrała groźny obrót.
Wszystko wydarzyło się w ciągu sekundy. Kierowca mercedesa prowadził auto drogą w okolicy Podegrodzia. Było już po 22:00, ale nadal jasno. Widoczność była dobra. Niestety, nic nie mogło przygotować mężczyzny na to, co stało się po chwili.Na drogę tuż przed rozpędzonym samochodem wypadł jeleń. Kierowca nie był w stanie nic zrobić. Odczuł silne uderzenie, usłyszał szczęk giętej blachy. Po chwili było po wszystkim. Na drodze stał zniszczony mercedes, a kawałek przed nim leżał martwy jeleń.
W jednej ze szkół w Krakowie doszło do nietypowej interwencji służb. Funkcjonariusze otrzymali zgłoszenie dotyczące podejrzanego zapachu wydobywającego się z rynny. W obawie o bezpieczeństwo uczniów i personelu zarządzono pilną ewakuację placówki. Źródłem fetoru okazało się martwe zwierzę.Niecodzienne zagrożenie w Małopolsce. Około godziny 7:35 do stanowiska kierowania straż w Krakowie wpłynęło pierwsze zgłoszenie o podejrzanej woni roztaczającej się w Szkole Podstawowej nr 132 w Krakowie.
Nieopodal autostrady A4 zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Młoda sarna zaplątała się w siatkę drogi serwisowej i nie była w stanie samodzielnie się oswobodzić. Wyczerpana i zrezygnowana leżała w trawie, licząc, że ktoś wreszcie pomoże jej wydostać się z pułapki.Zgłoszenie dotyczące zwierzęcia leśnego w potrzebie przyjęli strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej z w Łętowicach. W niedzielę tuż przed godziną 14 zostali zadysponowani do uwięzionej sarenki.
Do miejscowości Stara Oleszna (woj. dolnośląskie) zawitał niespodziewany gość. Śliczny, niewielki, ale uzbrojony w bardzo ostre zęby zwierzak wtargnął na jedną z posesji. Z nieodpartą ciekawością zwiedzał ogród w poszukiwaniu nowych wrażeń, aż w końcu zorientował się, że nie wie, jak się z niego wydostać. O pomoc w eskorcie stworzonka z powrotem do domu poproszono strażaków. Do niecodziennej sytuacji doszło 8 maja br. Mieszkańcy Starej Olesznej musieli się bardzo zdziwić, widząc, kto wpadł do ich ogrodu z niezapowiedzianą wizytą.