Centrum Adopcji Zwierząt w Dallas w Teksasie zamieściło rozrywające serce wideo z psem, który został porzucony przez swoich właścicieli. Zwierzak był kompletnie załamany i wyglądał jakby miał się rozpłakać. Historia niechcianego pupila ma jednak szczęśliwe zakończenie. 3-letni Rocco trafił do schroniska bez żadnej zapowiedzi. Nie sprawiał problemów, nie niszczył mebli, a co najważniejsze - darzył swoich opiekunów bezgraniczną miłością i wiernością. Co więc było powodem tak bolesnej decyzji?
Przez długi czas czworonóg nazywany Big Mac piastował tytuł najdłuższego rezydenta schroniska w Tennessee. Po 260 dniach spędzonych w boksie wreszcie znalazła się rodzina, która otworzyła dla niego serce. Chwila rozstania z pracownikami została uwieczniona na filmie. Niejeden miłośnik zwierząt uroni przy nim łzę.W Ośrodku dla Zwierząt McKamey w Chattanooga w Tennessee nie ma osoby, która nie znałaby psiaka o imieniu Bic Mac. Kiedy pupil trafił do przytuliska, był niezwykle zestresowany, a towarzystwo obcych ludzi potęgowało negatywne emocje. Nie zapowiadało się, by z takim nastawieniem szybko znalazł nowego właściciela.
Monitoring zainstalowany na terenie Schroniska dla Bezdomnych Zwierząt w Celestynowie uchwycił moment, w którym właściciel przywiązał psa do płotu, po czym zwyczajnie odszedł. Zdezorientowany czworonóg nie rozumiał, co się stało i chciał biec za swoim panem. Mężczyzna nawet się nie obejrzał.Porzucanie niechcianych zwierząt to problem, który w dalszym ciągu pozostaje aktualny. W celu zwiększenia społecznej świadomości na temat odpowiedzialnej opieki nad pupilami przypominamy sytuację, jaka zdarzyła się w lipcu 2019 roku w schronisku pod Otwockiem.
Pewna miłośniczka zwierząt postanowiła zaopiekować się psem, który dotychczas bał się zbliżyć do człowieka. Kobieta zrobiła wszystko, co w jej pomocy, aby zastąpić niechciane wspomnienia wspaniałym wyrazem czułości. Czy się udało? Efekt sprawia, że trudno powstrzymać łzy ze wzruszenia.Pies o imieniu Bernard nie miał łatwego życia. Zwierzak od początku swojego życia nie chciał nawiązywać z nikim kontaktu wzrokowego. Obcowanie z człowiekiem oraz ludzki dotyk budziły w nim wyłącznie jedno skojarzenie - ból.
Tuż przed północą w mediach społecznościowych pojawiła się wyjątkowo smutna informacja. Dopiero co uratowany kotek nagle odszedł. Chociaż maleństwo przeszło przez rozdrabniacz odpadów i cudem uniknął obrażeń, przegrało nierówną walkę z chorobą. Przed kilkoma dniami pracownicy schroniska dla zwierząt w Gnieźnie poinformowali na mediach społecznościowych o okolicznościach nieprawdopodobnego zdarzenia. W Zakładzie Zagospodarowania Odpadów w Lulkowie z jednej z reklamówek zaczął dobiegać przeraźliwy płacz. Jak się okazało, w środku znajdował się mały kotek.
Pewien użytkownik Facebook podzielił się z internautami niedawną historią, która jego zdaniem dobitnie ukazuje, że ochrona zwierząt w Polsce zwyczajnie nie istnieje. Pan Krzysztof opowiedział o akcji ratunkowej psa błąkającego się po autostradzie. Kiedy zgłosił ten fakt miejscowemu schronisku, usłyszał w słuchawce słowa, przez które stracił nad sobą panowanie.Pan Krzysztof Kujon relacjonuje, że pamiętnego wieczoru wracał samochodem przez obwodnicę Wrocławia. W pewnym momencie "500 metrów przed zjazdem węzeł północ" zobaczył wałęsającego się psiaka.
Hanna Lis od kwietnia nie mieszka sama. Popularna dziennikarka zwierzyła się w sieci, że ma nowego towarzysza życia. Dziś oprócz kotów, w jej domu gości kundelek przygarnięty ze schroniska. Jak sama wyjaśnia, życie z adoptowanym zwierzakiem "to jazda bez trzymanki".Córki Hanny Lis są już dorosłe i od dłuższego czasu prowadzą samodzielne życie, dlatego w kwietniu 2021 roku Hanna Lis postanowiła zaprosić do swojego życia nowego członka rodziny. Dziennikarka postawiła na adopcję zwierzęcia ze schroniska. Dzięki pomocy wolontariuszy z organizacji "Kudłaty Kumpel" pod jej dachem zamieszkał pies o wyjątkowo smakowitym imieniu. Czy dziś nie żałuje podjętej decyzji?
W ostatnim czasie na Twitterze pojawił się łamiący serce wpis dotyczący porzuconego zwierzaka. Nad zdjęciem suczki o błagalnym spojrzeniu opisano okoliczności, w jakich rodzina pozostawiła ją na pastwę losu. Argument, jakim próbowali usprawiedliwić swoje postępowanie, nie przekonał internautów.23 sierpnia na mediach społecznościowych opublikowano ogłoszenie adopcyjne suczki o imieniu Denisa. Tymczasowa opiekunka pupila nie może przeboleć powodu, dla którego właściciele zdecydowali się jej pozbyć.
Pracownicy francuskiej organizacji prozwierzęcej dokładali wszelkich starań, aby roczna suczka imieniem Atena znalazła nowy dom. Kiedy zgłosiła się po nią pewna rodzina, adopcja zwierzęcia przebiegła pomyślnie. Mimo corocznych wizyt kontrolnych, po 5 latach wolontariusze odkryli, że życie suczki dalekie jest od ideału. 5 lat temu członkowie Société Protectrice des Animaux (w skrócie SPA) przekazali opiekę nad młodą suczkę nowym właścicielom. Początkowo zwierzę nie było w dobrym zdrowiu, lecz perspektywa zamieszkania wśród kochających opiekunów napawała wszystkich nadzieją. Kiedy Atena opuszczała mury schroniska, wszyscy mieli nadzieję, że czeka ją szybka rekonwalescencja, a przede wszystkim długie i szczęśliwe życie. Prawda była jednak zupełnie inna.
Australijczycy nie mogą uwierzyć w to, jak lokalne władze w stanie Nowa Południowa Walia potraktowały psy ze schroniska. Urzędnicy tłumaczą, że w taki sposób zinterpretowali przepisy dotyczące walki z koronawirusem. Internauci na całym świecie zawrzeli z oburzenia.Psy były bezdomne i miały trafić do schroniska. Trzeba było przewieźć je z hrabstwa Burke w północno-zachodniej części stanu do miejscowości Cobar na południu. Tam zajęliby się nimi wolontariusze, a w końcu rodziny adopcyjne.
Wolontariusze Fundacji dla Szczeniąt Judyta po raz kolejny mierzą się z problemem przepełnienia domów tymczasowych. Nie mogli jednak odmówić pomocy szóstce rodzeństwa, które znaleziono na tyłach stolarni. W ich oczach kryła się niema prośba o ratunek.Szczenięta przyszły na świat w cichym kąciku między beczkami i do teraz nigdy nie zaznały domowego ciepła. Ich mamy nie znaleziono. Jak twierdzą członkowie fundacji, gdyby nie ludzie dobrej woli, najprawdopodobniej czekałaby je wegetacja przy budach.
Nastały ciężkie czasy dla podopiecznych i pracowników schroniska dla psów "Zwierzaki do wzięcia". W niedzielę przez miejscowość Gózd na Lubelszczyźnie przeszła trąba powietrzna. Żywioł dokonał niewiarygodnych zniszczeń. Opiekunowie rzucili się na poszukiwania czworonogów, które w panice rozpierzchły się po całej wsi.Trąba powietrzna pochwaliła drzewa i pozrywała dachy budynków mieszkalnych. Najgorsze szkody poniosło jednak miejscowe schronisko dla zwierząt, którego podopieczni przeżyli prawdziwe chwile grozy.
Zamiast w spokoju cieszyć się jesienią życia, kudłata psinka nieoczekiwanie trafiła do gliwickiego schroniska. Kobieta, która przekazała zwierzę w ręce pracowników, uparcie zarzekała się, że suczka została znaleziona. Dopiero seria szczegółowych pytań rozluźniła jej język i ujawniła łamiącą serce prawdę.Pracownicy Schronisko dla Zwierząt w Gliwicach nie mogli pogodzić się z niesprawiedliwością, z jaką potraktowano kudłatą starowinkę. Ku przestrodze opisali w mediach społecznościowych przebieg przykrej sytuacji, jaka niedawno miała miejsce.
Anna Dereszowska pochwaliła się na mediach społecznościowych wizyty w schronisku dla bezdomnych zwierząt pod Giżyckiem. Aktorka zachęcała fanów do adopcji i wsparcia inicjatyw na rzecz bezpańskich pupili. Pomimo szczerych chęci pomocy, wpis aktorki wywołał wiele negatywnych emocji. W komentarzach zarzucono jej "totalną nieznajomością sytuacji" i manipulację. Polska aktorka teatralno-musicalowa, filmowa i telewizyjna odwiedziła niedawno schronisko dla zwierząt w Bystrym. Wspólnie z przedstawicielami firmy "Dolina Noteci" obdarowała czworonożnych podopiecznych puszkami karmy, także zachęciła do adopcji zwierząt z tej placówki. W opublikowanym wpisie Dereszowska pochwaliła również ludzi pracujących na rzecz schroniska. Jej słowa nie spotkały się z ciepłym przyjęciem, w sekcji komentarzy aż zawrzało.
Historia 2-letniego kocurka rozpoczęła się w nadzwyczajnie przykry sposób. Pomimo swojego sympatycznego usposobienia, Mayhem został dwukrotnie oddany. Zwierzak nie tracił jednak nadziei, że w końcu uda mu się znaleźć lojalnych opiekunów. Oto sposób, w jaki próbuje wkupić się w łaski pracowników i odwiedzających schronisko.Niejeden mruczek załamałby się po dwukrotnym oddaniu do schroniska, ale nie Mayhem. Pupil mieszkający obecnie w siedzibie Lollypop Farm, organizacji zajmującej się ochroną zwierząt w Fairport w Nowym Jorku, mierzy wysoko i nie wyobraża sobie życia w boksie.
Zawodnicy Górnika Trans.eu Wałbrzych przynoszą chlubę nie tylko na boisku. Przed rozpoczęciem nowego sezonu ligowego zdobyli się na wzruszający gest, aby wspomóc lokalne schronisko. Aż miło popatrzeć!Tegoroczne przygotowania do nadchodzących meczów koszykarskich rozpoczęto w Wałbrzychu w nietypowy sposób. Zamiast spędzać weekend na hali sportowej, wyruszyli na spacer z psiakami.
Podczas wizyty w schronisku pewna kobieta wyraziła chęć adopcji nowego mruczącego przyjaciela. Jej uwagę przykuł 4-letni kot o kruczoczarnym futerku, nazywany Rory. Ku zdumieniu pracowników, kobieta natychmiast wycofała się z decyzji, gdy zobaczyła jego pyszczek z bliska. Powód jest tak absurdalny, że może zaskoczyć wielu.Czarny kot o imieniu Rory mieszkał w schronisku Battersea Dogs & Cats Home w Wielkiej Brytanii. Z łatwością zdobył sympatię wszystkich pracowników i wolontariuszy, dlatego nic nie stało na przeszkodzie, aby rozpocząć proces adopcyjny - przynajmniej tak się wszystkim początkowo zdawało.
Opróżnianie śmietników ustawionych na ulicy Szeregowej w Łodzi przyniosło niespodziewane odkrycie. Jeden z pracowników Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania usłyszał rozpaczliwe piski dobiegające z pojemnika na odpady. Zanim zawartość kontenera wylądowała w śmieciarce, wstrzymał pracę i wydostał z maszyny trzy małe kotki.Pracownicy MPO z pewnością nie spodziewali się, że w poniedziałek, tj. 2 sierpnia o ich bohaterskiej postawie usłyszy cała Polska. W trakcie pracy uratowali rodzeństwo kociąt, które ktoś skazał na pewną śmierć.
Jeden z członków Fundacji dla Szczeniąt "Judyta" nie był przygotowani na widok, jaki zastanie podczas powrotu z pracy. Jego oczom ukazał się szczeniaczek w typie kundelka, który biegł poboczem Drogi Krajowej nr 50. Z całego serca pragnął, by ktoś się przy nim zatrzymał i okazał mu współczucie. Jak opisują wolontariusze, wyraźnie zdezorientowany maluch ledwie unikał potrącenia przed pędzące samochody. Nie zdawał sobie nawet sprawy, że igra ze śmiercią. Zanim jednak było za późno, do akcji wkroczył doświadczony ratownik czworonogów.
Lekarka weterynarii współpracująca z opolskim przytuliskiem dla zwierząt została zaatakowana w drodze do pracy. Napastniczki miały założone maseczki. Współpracownicy podejrzewają, że przestępstwo może mieć związek z falą hejtu, która w ostatnim czasie uderzyła w schronisko. Do napaści na pracownika obiektu doszło w poniedziałek, tj. 26.07.2021, między godziną 6:30 a 7:00. Kobieta idąca do miejsca pracy została zaatakowana tuż za pętlą autobusu numer 126, mieszczącej się przy ul. Jagiellońskiej w pobliżu szpitala.
Kot, który urodził się ze zdeformowanym pyszczkiem, przez pierwsze kilka lat swojego życia był nazywany najbardziej niechcianym zwierzęciem w schronisku. Nikt nie chciał dać mu szansy. Dopiero para z Kopenhagi dostrzegła w nim nieodparty urok i postanowili przygarnąć pod swój dach. Jeszcze tej samej nocy kociak odwdzięczył się swoim nowym właścicielom za ratunek. Poznajcie Monty'ego, czworonożnego mieszkańca stolicy Danii. Chociaż charakteryzuje go nietypowy wygląd, który przez lata uniemożliwiał mu znalezienie stałego domu, mruczek został obdarzony sympatycznym charakterem i wielkim sercem. Co w nim takiego wyjątkowego?
W ubiegły piątek, tj. 23 lipca przy ulicy Adama Mickiewicza w miejscowości Mszana (województwo śląskie) znaleziono ciężko rannego czworonoga. Pies został przetransportowany do kliniki weterynaryjnej, gdzie lekarze zlecili wykonanie zdjęć rentgenowskich. Okazało się, że w ciele zwierzęcia utkwiło aż 6 naboi z wiatrówki.- Malutka puchata kuleczka zgłoszona jako pies potrzebujący pomocy weterynaryjnej, bo leży na poboczu, kuleje na tylną łapę - informują przedstawiciele organizacji PSYjaciele na mediach społecznościowych.
Pies o imieniu Kemo zaginął, kiedy miał zaledwie 2 lata. Jego właścicielki, Cara Seiler i Kailey Kuntz zrobiły wszystko, co w ich mocy, aby odzyskać ukochanego pupila, lecz ślad po nim zaginął. Niespodziewana wiadomość o odnalezieniu czworonoga dotarła do nich dopiero po 8 latach. Czy psiak wciąż pamiętał swoją rodzinę?Wszyscy wiemy, jak bardzo psy adorują swoich właścicieli i to z wzajemnością. Nawet najkrótsza rozłąka z ukochanym futrzakiem potrafi być przygnębiająca, dlatego bardziej trudno sobie wyobrazić, przez co przeszły właścicielki Kemo, który zniknął z ich domu w 2013 roku.
Pod koniec czerwca na polu w okolicach Gorzowa Wielkopolskiego znaleziono czarnego szczeniaczka. Szczęśliwy znalazcy nie mieli wątpliwości, że zwierzę zostało celowo porzucone na pewną śmierć, a sprawca chciał uniknąć odpowiedzialności. Psinka została potraktowana jak stary, nikomu niepotrzebny przedmiot. Wsadzono ją do worka i wyrzucono na odludziu, gdzie miała umrzeć w samotności.
W połowie czerwca na parkingu przed schroniskiem w Norymberdze zauważono niewielkich rozmiarów sportową torbę. Znalazca podejrzewał, że właściciel bagażu zapomniał spakować go podczas postoju, dlatego wiedziony ciekawością zajrzał do środka. Widok, jaki ukazał się jego oczom, sprawił, że serce podeszło mu do gardła. Ku zdumieniu pracowników schroniska, we wnętrzu zamkniętej torby znajdowało się żywe stworzenie. Ze środka nieśmiało wyglądał szczeniak, a w jej oczach malowało się istne przerażenie.
Tydzień temu zakończyła się wędrówka Michała Janika w ramach akcji “Łapy w górę”. Czechowiczanin przeszedł Główny Szlak Sudecki oraz Główny Szlak Beskidzki, pokonując tym samym 1096 kilometrów. Wszystko to w szczytnym celu - aby znaleźć czworonogom ze schroniska kochające domy.Trasa ze Świeradowa Zdroju do Wołosatego to 1096 kilometrów przy 38 000 metrów przewyższenia. Michał Janik pokonał tę trasę, wspierając tym samym jedno ze śląskich schronisk.
Oddział Animal Patrol Straży Miejskiej w Łodzi po raz kolejny ruszył na pomoc potrzebującym stworzeniom, którym krzywdę wyrządził człowiek. Tym razem widok, jaki strażnicy zastali w niewielkim zagajniku, sprawił, że w oczach stanęły im łzy.Informacja dotycząca porzuconego czworonoga została przekazana służbom w ubiegły poniedziałek. Świadek zdarzenia poinstruował strażników, tłumacząc, że zwierzę znajduje się przy ul. Morskiej 4.
Pracownicy Schroniska Dla Zwierząt W Zawierciu poinformowali na mediach społecznościowych o skandalicznym zdarzeniu, jakie miało miejsce w połowie czerwca. Tuż po wschodzie słońca mężczyzna zatrzymał samochód przed placówką i po kryjomu przywiązał swojego pupila do barierki. Jego czyn w całości został zarejestrowany przez kamerę monitoringu. - Tak w XXI wieku porzuca się swojego przyjaciela! - tymi słowami rozpoczęto wpis relacjonujący niedawne zdarzenie przed bramami placówki. Co dokładnie zdarzyło się na miejscu?