Do tragedii doszło w miasteczku Knoxville w amerykańskim stanie Tennessee. Nagle wybuchł pożar, który błyskawicznie strawił dom. W środku mieszkało ponad 20 zwierząt.Komendę straży pożarnej w Knoxville zalały pełne paniki telefony od mieszkańców. Była niemal 4 nad ranem. Niebo nad miasteczkiem rozświetlała łuna pożaru.
Na terenie jednego z gospodarstw rolnych w miejscowości Kraszewice (woj. wielkopolskie) wybuchł potężny pożar. Kłęby gęstego dymu wydobywające się z zabudowań zostały zauważone przez znajdujących się nieopodal policjantów. Funkcjonariusze zaalarmowali niczego nieświadomych właścicieli gospodarstwa i ruszyli ratować ich dobytek oraz uwięzione psy. Niestety, dla jednego ze stróżów prawa akcja ratownicza skończyła się nieszczęśliwie. Do zdarzenia doszło we wtorek, 1 czerwca w porze wieczornej. Około godziny 20:30. ogień w całości zajął już stodołę. Policjanci z Komisariatu Policji w Grabowie nad Prosną zaryzykowali własnym życiem oraz zdrowiem i natychmiast ruszyli na pomoc domownikom oraz ich zwierzętom.
"Kochamy zwierzęta" mówił jeden z organizatorów protestu rolników, którzy zablokowali Warszawę w wyrazie sprzeciwu wobec "Piątki dla zwierząt". Choć ostatnimi czasy polskie środowisko rolnicze nie cieszy się dobrą opinią wśród aktywistów i zwolenników zmian prawnych, wciąż istnieją osoby, dla których dobro istot, nad którymi sprawują opiekę, jest wartością nadrzędną.
Członkowie Malborskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Zwierząt REKS wystosowali komunikat ostrzegawczy. Jak donoszą, na północy Polski grasuje niebezpieczny podpalacz, którego celem padły budki dla kotów ustawione w pobliżu siedziby stowarzyszenia. Sprawca lub sprawcy podpalenia są poszukiwani. Obrońcy zwierząt z Malborka przekazali informację o niebezpiecznym zdarzeniu sprzed kilku dni. Koty żyjące na wolności w Zielonkach koło Szrop (woj. zachodniopomorskie) straciły swoją ostoję. Niegodziwiec pozbawił ich jedynego schronienia.
W piątek, 9 kwietnia po godzinie 6 w znanym gospodarstwie "Kaszubska Koza" w powiecie kościerskim na Pomorzu niespodziewanie wybuchł groźny pożar. Właściciele obawiali się, że nie uda im się ocalić uwięzionych w zagrodach zwierząt gospodarskich. Za sprawą akcji gaśniczej przeprowadzonej przez osiem zastępów straży pożarnej większość kóz została uratowana. W ubiegłym tygodniu w godzinach wczesno porannych spłonęło gospodarstwo znane z produkcji kozich serów zagrodowych. Tradycyjne kaszubskie produkty na przestrzeni lat zyskały uznanie w kraju i na całym świecie, dlatego wieść o tragedii odbiła się głośnym echem zarówno w Polsce, jak i Japonii, Stanach Zjednoczonych, czy Australii.
Fatalne w skutkach wydarzenie miało miejsce w Marcinowie, w gminie Kalinowo. O godzinie 5:00, 5 stycznia strażacy z Ełku dostali zgłoszenie o płonącej oborze ze zwierzętami. Działania podjęto natychmiastowo.
Pożar wybuchł w miejscowości Wierzbowo niedaleko Łomży. Budynek gospodarczy, w którym przebywało prawie 200 krów, zajął się w nocy i mimo szybkiej interwencji straży pożarnej nie udało się ocalić wszystkich zwierząt. Nie żyje ponad 100 z nich.
Dzielnicowy w czasie wolnym wykazał się wielką odwagą. Widząc dym wydobywający się z budynku szybko sprawdził, czy wszystko w porządku. Okazało się, że dzięki czujności uratował psa, który był sam w płonącym pomieszczeniu.
Pożar zaczął się od słomy składowanej na górze chlewni. Wczoraj, 29 stycznia około godziny 17:30 ogień zauważył sąsiad, który natychmiast wezwał pomoc. Według portalu gostynska.pl większość z około 1000 sztuk trzody chlewnej udało się uratować.
Do przerażająco strasznej sytuacji doszło w czerwcu 2020 roku. To właśnie wtedy Jarosław K. wrócił do domu z małym kotkiem, który miał być prezentem dla Karolinki. Żona mężczyzny nie wyraziła na to zgody, co tylko rozwścieczyło mężczyznę. W odwecie postanowił spalić rodzinę.
Prawdopodobnemu podpaleniu uległ kościół Świętego Krzyża przy ul. Krańcowej w Lublinie. Ratownicy otrzymali zgłoszenie mówiące o gęstych kłębach dymu wydobywających się znad świątyni około godziny 12.30. Jak się okazało,
Płomienie pojawiły się w nocy z niedzieli na poniedziałek w gospodarstwie w miejscowości Dębogórze-Wybudowanie (pow. pucki, woj. pomorskie). Pożar strawił ośrodek Wild West Ranch obejmującą m.in. stadninę koni, mini zoo oraz obiekty służące do spotkań rekreacyjnych i edukacyjnych.
Pies uratował kota z płonącego domu. Bohaterski czworonóg zrobił to, ponieważ miał ważny powód. Właściciele zdradzili, co tak naprawdę się stało. Ciężko uwierzyć… Zwierzęta mają niesamowity instynkt. Bez problemu czują zagrożenie i szybko reagują. Tak też się stało podczas pożaru w płonącym budynku. Ogień rozprzestrzeniał się z minuty na minutę, ludzie pośpiesznie opuszczali swoje domy.
Zwierzęta żyjące w Australii przechodzą przez prawdziwe piekło. Przez trwające od dawna pożary niewyobrażalnie cierpią i giną. Ludzie z całego świata zdają sobie sprawę z tego, że problem dotyczy nas wszystkich. Desperackie próby pomocy i zbiórki pieniędzy być może pozwolą ocalić kolejne istnienia. Nie da się opisać słowami, przez co przechodzą mieszkańcy Australii i żyjące tam stworzenia. Ogień trawi wszystko, co stanie mu na drodze. Mnóstwo osób straciło dach nad głową, a sytuacja w lasach jest katastrofalna. Zwierzęta zostały pozbawione schronienia, a także jedzenia i picia.
Pies, który został ciężko ranny w pożarze jest prawdziwym bohaterem. Na jego pyszczku widoczne są blizny, które są pamiątką po traumatycznym wydarzeniu. Jego właścicielka chętnie opowiada o jego drodze do funkcjonowania w społeczeństwie i wspólnym życiu. 9-letni pies rasy Shiba Inu przeszedł już dużo w swoim krótkim życiu. Zanim trafił do swojej obecnej opiekunki, uczestniczył w pożarze, który zostawił znamiona na jego ciele na całe życie. Crystal Lesley, dawna weterynarz psa, a obecnie właścicielka czworonoga, mówi, że niektórzy boją się go i nie wiedzą jak zareagować, a przecież Taka, bo tak ma na imię, potrzebuje miłości jak każdy zwierzak.