Ludzie płacili za "rasowe" psy, dostawali schorowane kundelki. Jeden już nie żyje
Sprzedaż zwierząt domowych na giełdach, targowiskach, turystycznych deptakach czy parkingach nadal kwitnie, choć od przeszło dekady jest niezgodna z prawem. Na "rasowe" maltańczyki skusiły się przynajmniej trzy osoby ze Szczecina. Jakież rozczarowanie czekało nowych właścicieli po powrocie do domu, kiedy uświadamiali sobie, że szczenięta wymagają pilnej opieki specjalistów. Niestety, jednego z nich nie udało się uratować.
Umówiła się przez Internet na odbiór maltańczyka. Nie wiedziała, że kupuje psa z pseudohodowli
Nielegalna sprzedaż piesków w typie popularnych ras to złoty interes, który w skali roku daje kilka, a czasem i kilkanaście tysięcy złotych. O ile wysoka cena nie jest pewnikiem, że dokonujemy słusznego wyboru i nabywamy upragnione zwierzątko z zaufanego źródła, tak zbyt niska cena czy umawianie się na sprzedaż w odosobnionym miejscu, np. na parkingu, powinna zapalić czerwoną lampkę w naszej głowie. Pochodzące z takich miejsc psy czy koty nie są rasowymi zwierzętami, nawet jeśli treść reklamujących je ogłoszeń próbuje udowodnić, że jest inaczej.
Ofiarą pseudohodowców padła m.in. pani Klaudia ze Szczecina, która podzieliła się swoją historią na jednej z lokalnych grup zrzeszających miłośników zwierząt. Kobieta zdecydowała się spełnić marzenie o posiadaniu maltańczyka . Chętnych na czworonogi o białym futerku nie brakuje, dlatego w poszukiwaniu przyszłego pupila zaczęła przeglądać serwisy ogłoszeniowe. Tak trafiła na “Monikę”, jak podpisywała się na OLX, która miała prowadzić hodowlę “Zielone Wzgórze” na terenie Śląska.
Sprzedawali szczenięta na parkingu. W gabinecie weterynaryjnym okazywało się, że są chore
Wśród zwierząt wystawianych na sprzedaż królowały psy w typie pudli toy oraz maltańczyków, które od lat cieszą się w Polsce niezmienną popularnością ze względu na swój niewielki rozmiar oraz przyjacielskie usposobienie wobec dorosłych i dzieci. Kontaktując się z “Moniką”, pani Klaudia nie napotkała żadnych problemów i w krótkim czasie ustaliła datę spotkania celem odbioru pieska. Jak podkreśla, ogłoszenia wyglądały profesjonalnie, przez co nie miała świadomości, że kupuje zwierzę z pseudohodowli.
Spotkanie z hodowczynią psów odbyło się w 11 maja na parkingu galerii handlowej we wsi Ustowo pod Szczecinem. Pani Klaudia wraz z nowym pupilem wróciła do domu i na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się być z nim w porządku, jednak już następnego dnia zaczęło ją martwić nagłe pogorszenie stanu zdrowia zwierzęcia.
Już w niedzielę miał na sobie namnożone pchły, a we wtorek dowiedzieliśmy się, że ma parwowirozę. W książeczce miał wbite szczepienie, odrobaczenie i datę urodzenia 15.03.2024 roku. Dopiero pani weterynarz uświadomiła nas, że ma 4 tygodnie, a nie 8 - relacjonowała właścicielka pieska, któremu dała na imię Hugo.
Lekarka weterynarii wyjaśniła, że wspomniane szczepienia ochronne są przeznaczone wyłącznie dla dorosłych osobników, dlatego nie ulegało wątpliwości, że dokumentacja została sfałszowana.
Pies walczy o życie. Oszukanych właścicieli psów jest więcej
Pani Klaudia zaapelowała do mieszkańców regionu, którzy, podobnie jak ona, kupili tego dnia psy z niesprawdzonego źródła. Nakłania innych do jak najszybszego umówienia wizyty w gabinecie weterynaryjnym celem przeprowadzenia testów na parwowirozę — choroby zwanej psim tyfusem, która stanowi śmiertelne zagrożenie dla życia i zdrowia szczeniąt i młodych psów.
Ceną jest życie waszych piesków. Uważajcie, jak wybieracie hodowlę i poproście o pokazanie matki, ojca, metryki i wszystkich informacji o hodowli. Popyt zwiększa podaż, nie pozwólmy, by tacy ludzie prowadzili „hodowlę”. Nasz Hugo walczy dzielnie o swoje życie - pisze zrozpaczona właścicielka psa.
Z komentarzy pod wpisem wynika, że osób oszukanych przez “Monikę” jest więcej. Jeden z komentujących poinformował, że pies zakupiony z “Zielonego Wzgórza” również walczy z parwowirozą, inny natomiast z przykrością powiadomił, że jego pupil nie przeżył.
Rozmiar tragedii, jaka spotyka zwierzęta trzymane w pseudohodowlach , jest ogromny, a liczne organizacje prozwierzęce dążą do zatrzymania tego okrutnego procederu. Osoby sprzedające schorowane zwierzęta działają z chęci zysku, nie przejawiając najmniejszej troski o dobrostan szczeniąt, i cynicznie wykorzystują brak wiedzy nabywców. Dlatego tak ważne jest dokładne weryfikowanie hodowli i rozpoznawanie pułapek, w które mogą wpaść niezorientowani. Zainteresowanych odsyłamy do artykułu poświęconego 10 sygnałom świadczącym o tym, że szczenię pochodzi z pseudohodowli.