Znaleziony w ogrodzie kot różnił się od dachowców. Nigdy nie powinien być złapany
Mężczyzna podczas wykonywania prac ogrodowych na swojej posesji dostrzegł kotka wielkości dłoni. Był pewien, że maleństwo potrzebuje jego pomocy. Gdy schwytał zwierzę zamiast wdzięczności i uroczego mruczenia otrzymał głośny syk i poczuł, co znaczy ostrość kocich pazurów. Dzikie stworzenie chciało pozostać wolne.
Małe zwierzę znalezione w ogrodzie
Widząc samotne małe stworzenie, większość z nas reaguje empatią oraz chęcią pomocy. Martwimy się, że zwierzę zostało porzucone lub zgubiło się i nie da sobie rady. Do schronisk trafia wiele kociąt, które przez co najmniej jeszcze kilka tygodni powinny być pod opieką swojej mamy. Czasem niesieni chęcią pomocy wyrządzamy większą krzywdę zwierzętom , r ozdzielając je od dorosłych osobników, które próbują nauczyć swoje potomstwo samodzielności, pozostawiając je same na parę chwil w naturalnym środowisku.
Mężczyzna mieszkający w Niemczech napotkał w swoim ogrodzie małego kota . Zwierzątko było wielkości dłoni . Przerażony właściciel posesji postanowił pomóc biednemu stworzeniu . Szybko się jednak przekonał, że nie powinien go w ogóle ruszać.
Reakcja małego kota zaskoczyła mężczyznę
Zwierzę, choć przypominało swoim wyglądem małego domowego mruczka, znacząco różniło się od niego charakterem . Podczas schwytania zareagowało groźnym syczeniem oraz użyło swoich ostrych pazurów. Przestraszony sytuacją mężczyzna nie rozumiał, dlaczego ratowany kot tak się zachowuje. Po umieszczeniu go w pudełku zadzwonił do schroniska, aby opowiedzieć specjalistom o dziwnej reakcji małego zwierzęcia.
Podczas rozmowy z każdą upływającą kolejną minutą pracownicy schroniska domyślali się, że mężczyzna schwytał dzikiego kota . Zwierzę miało inny kształt pyska, inne uszy oraz bardziej krzaczasty ogon. A jego zachowanie tylko potwierdzało jego pochodzenie.
Schwytane zwierzę okazało się dzikim kotem
Gdy mężczyzna przywiózł schwytane zwierzę do schroniska, pracownicy niemal od razu potwierdzili swoje przypuszczenia. W postawionym przed nimi pudełku siedział skulony dziki kot . Wiedzieli, że aby uratować malucha muszą oddać go w ręce specjalistów. Zwierzęta te z powodu niskiej liczebności objęte są ścisłą ochroną. Nie powinno się ich chwytać. Niestety mężczyzna nie wiedział z kim ma do czynienia. Był przekonany, że pomaga maleńkiemu żbikowi.
Po malca przyjechali wolontariusze z jednostki ratującej dzikie zwierzęta. Mieli doświadczenie w postępowaniu z takimi stworzeniami. Niestety mały żbik będzie musiał u nich pozostać, aż do osiągnięcia dorosłości. Nie mogą go wypuścić w miejscu, w którym został załapany, ponieważ terytorium dzikich kotów sięga nawet 80 kilometrów i matka nie wróci już po swoje młode. Zrobią jednak co w ich mocy, aby zwierzę zachowało swoją dzikość i w odpowiednim momencie zostało wypuszczone na wolność.