Przeraźliwy pisk w gnieździe Wrotki. Kamery uchwyciły "porywacza"
W gnieździe lubelskich sokołów ponownie rozległ się alarm, lecz tym razem za sprawą małych “wrotkarzy”. Przeraźliwy pisk w posiadłości Wrotki spowodowany był wizytą "porywacza". Wszystko uchwyciły kamery.
Fascynacja losem z lubelskich sokołów wciąż trwa
Mijają dni, tygodnie, a fascynacja pokrętnymi perypetiami z sokolego gniazda na kominie Elektrociepłowni w Lublinie nie gaśnie. Tysiące Polaków wciąż z zapartym tchem obserwuje bieżące wydarzenia z życia ptaków. Nic w tym dziwnego, gdyż ich historia wciąga jak najlepsza telenowela.
Zaledwie kilka dni temu do publicznej wiadomości podano informację o potwierdzeniu wstępnych przypuszczeń na temat otrucia Czarta. Mimo ogromnej straty, poza dobrymi wspomnieniami po samcu, możemy cieszyć się widokiem jego niezwykle urokliwego potomstwa, które bez wątpienia dorównuje w przebojowości swoich rodziców.
Alarm w gnieździe Wrotki. Kamery uchwyciły "porywacza"
20 maja podczas nieobecności Wrotki w lubelskim gnieździe rozległ się potężny alarm. Trójka “wrotkarzy”: Borowy, Shani i Chmielowa, gdyż takie imiona nadano pisklętom sokołów, podjęły przeraźliwy pisk. Wszystko za sprawą “porywacza”, który wkradł się do ich oazy i kolejno pakował pisklęta do worków, po czym z nimi zniknął.
Uchwyconym przez kamery mężczyzną okazał się być ornitolog Sylwester Aftyka — opiekun ptaków z Lublina, który miał za zadanie schwytać rozbrykane maluchy i bezpiecznie sprowadzić na dół po schodach komina elektrociepłowni. Wystraszone pisklęta podczas łapanki dały niezły koncert, przeraźliwie krzycząc wniebogłosy . Trzeba przyznać, że mali “wrotkarze” bojowy temperament odziedziczyli po matce. Posłuchajcie sami:
Młode sokoły z Lublina otrzymały „plecaki”
Jak się okazało, za sprawą poniedziałkowego zniknięcia piskląt stał jakże ważny cel. Ornitolog Sylwester Aftyka zabrał trójkę rozkrzyczanego sokolego rodzeństwa, aby wyposażyć je w specjalne plecaki, a dokładniej loggery.
Dzięki systemowi GPS, urządzenia mają za zadanie rejestrować wędrówki oraz położenie ptaków i informować o tym naukowców. Co więcej, badacze będą mieli okazję nadzorować, jak mali “wrotkarze” poradzą sobie po opuszczeniu dotychczasowego gniazda. Takie działania są niezwykle ważne, ponieważ zwykle przeżywa zaledwie 25 procent młodych przedstawicieli zagrożonego wyginięciem gatunku sokołów wędrownych.
Nadajniki zakłada się analogicznie jak nasze, ludzkie, plecaki, więc w żaden sposób nie przeszkadzają one ptakom. Zostaną one uruchomione zdalnie po wylocie młodych z gniazda, co pozwoli śledzić ich życie i wędrówki po opuszczeniu wrotkowskiego komina. A sądząc po stanie upierzenia nastąpi to już niedługo - w rozmowie z Lublin112 wyjaśniają ornitolodzy.
Wyposażone w panele słoneczne nadajniki ulokowane są na grzbiecie ptaka i dopasowane są do wielkości poszczególnego osobnika. Zakup urządzeń został sfinansowany przez miłośników lubelskich sokołów.
Wszystkich zaniepokojonych uspokajamy — po sprawnie przeprowadzonej i udanej akcji Borowy, Shani i Chmielowa zostali odprowadzeni, ponownie w towarzystwie pana Sylwestra, do gniazda . Wrotka nawet nie zdążyła się zorientować, że jej maluchy zabrał “porywacz”.