"Spalił ją całą, została tylko ręka". Morderca tuż pod nosem Gucwińskich, ślady prowadziły do kotłowni
Niespełna 18-letnia Basia dopiero wkraczała w dorosłość. Gdy wydawało jej się, że ma przed sobą całe życie, w pawilonie strusi spotkała Łukasza N. O tej zbrodni trudno przestać myśleć, mimo iż od tragicznej śmierci licealistki minęło ponad 40 lat. Szczegóły zabójstwa na terenie wrocławskiego ogrodu zoologicznego ujawnili Hanna i Antoni Gucwińscy, twórcy kultowego programu przyrodniczego „Z kamerą wśród zwierząt”, który cieszył się wielką popularnością, zwłaszcza w latach 80.
Państwo Gucwińscy przywołują historię zbrodni z 1982 roku
Kto pamięta początek lat 80., ten wie, że za czasów PRL-u mnożyły się przypadki tajemniczych zaginięć dziewcząt, których we Wrocławiu poszukiwała milicja. Pomimo upływu lat oraz zaangażowania policji i mediów, niektóre zagadki nie są rozwiązane aż do dzisiaj. Czasem jednak kluczem do rozwikłania niewiadomej jest z pozoru błahy szczegół - ot, pozostawiony na miejscu zbrodni papierek czy… uwędzona ręka przypominająca zwierzęcą łapę.
Dziś mało kto pamięta o morderstwie z 1982 roku, jakie rozegrało się we wrocławskim zoo, w którym wówczas rządzili Antoni i Hanna Gucwińscy . To im zawdzięczamy legendarny program “Z kamerą wśród zwierząt” opowiadający o sekretnym życiu i obyczajach zwierząt, który gościł w telewizyjnej ramówce przez ponad trzy dekady.
Antoni Gucwiński zmarł 8 grudnia 2021 r., a jego żona, Hanna odeszła 12 listopada 2023 r . Prowadzący przed kamerami nie wspominali o tym, że codzienność w prowadzonej przez nich placówce nie była wolna od zwierzęcych oraz ludzkich dramatów. Świadectwo tamtych czasów serwuje dopiero książka autorstwa Marka Górlikowskiego pt. “Państwo Gucwińscy”, która ukazuje znacznie więcej niż tylko kulisy pracy legendarnej pary we wrocławskim ogrodzie zoologicznym czy kontrowersje związane z oskarżeniami o niewłaściwe zajmowanie się zwierzętami .
"Śmierć w ptaszarni", czyli morderstwo w ogrodzie zoologicznym we Wrocławiu
Jest poniedziałek, 24 maja 1982 roku, sześć miesięcy wcześniej ogłoszono stan wojenny. 17-letnia Barbara, córka Magdy i Bogdana [imiona zostały zmienione], wybiera się do Ogrodu Zoologicznego we Wrocławiu. To krępa, średniego wzrostu dziewczyna, która w dżinsach i białych trampkach z czerwonymi i niebieskimi naszywkami wypuszcza się na miasto. Bierze ze sobą biały skafander, bo pomimo nadejścia wiosny pogoda wcale nie rozpieszcza.
Jak przystało na niepokorną i głodną wrażeń licealistkę, ostrzeżenia ze strony rodziców puszcza mimo uszu, bo w końcu młodość rządzi się własnymi prawami. Już we wrześniu miała osiągnąć pełnoletność, a jej marzenia dopiero zaczynały się spełniać. Co mogłoby temu przeszkodzić?
Barbara nigdy nie wraca do domu z wycieczki do ogrodu zoologicznego. Nazajutrz zaniepokojeni rodzice zawiadamiają milicję o zaginięciu córki, jednak szczegółowy opis ubioru oraz sylwetki Basi nie ułatwia poszukiwań. Pod czarno-białym zdjęciem Barbary, które ukazuje się we wrocławskiej prasie, widnieje napis: Kto widział? Telefon w redakcji oraz na komisariacie milczy. Ślad po licealistce zaginął, ale po upływie tygodnia pojawia się pierwsza poszlaka.
W poniedziałek, 31 maja pod nieobecność dyrektora Antoniego Gucwińskiego i jego żony Hanny dyrektor administracyjny wrocławskiego zoo przeprowadza obchód po terenie placówki. Zwą go “niuchacz” ze względu na swoją skrupulatność. To typ służbisty, który nie darzy sympatią Gucwińskich, a uczucie to jest zresztą odwzajemniane. “Niuchacz” zagląda w każdy kąt, a jego uwadze nie umykają też kotłownie ogrzewające pawilony usytuowane wzdłuż ścieżki dla zwiedzających, otoczone wybiegami dla zwierząt. To w jednym z nich dostrzega kształt przypominający zwierzęcą kończynę. Z popiołu pod paleniskiem wystają spalone palce.
O nietypowym znalezisku zawiadomiono milicję. Ślady drewna wskazują na to, że sprawca działał w pośpiechu, nieudolnie próbując przyspieszyć proces spalania. Rękę wzięto początkowo za kończynę małpy. Podejrzewano, że osoba odpowiedzialna za tuszowanie śladów chciała uniknąć przeprowadzenia obowiązkowej sekcji zwłok, tak by nie trzeba było w rejestrze zwierząt odnotowywać straty zoo. Nic bardziej mylnego.
Po wejściu do kotłowni funkcjonariusze milicji obalają pierwotną teorię. To, co początkowo wzięto za kończynę padłej małpy, było w rzeczywiści ludzką ręką , a pozostałe części nadpalonego ciała wciąż znajdują się na terenie ogrodu zoologicznego. To Basia, zaginiona od tygodnia licealistka.
"Spalił ją całą i została z niej tylko ręka, która zsunęła się na bok"
1 czerwca Gucwińscy wracają do Wrocławia z międzynarodowego kongresu weterynarzy, który odbywał się na Węgrzech. Pan Antoni zagaduje stróża, dopytując, co ominęło ich w trakcie dwutygodniowej nieobecności, a w odpowiedzi słyszy: "Nic specjalnego się nie wydarzyło, tylko w kotłowni kogoś zamordowano".
Państwu Gucwińskich pozwolono uczestniczyć w badaniach śladów. Mimo iż milicjanci twierdzili, że wskazanie sprawcy zabójstwa nastolatki jest wprost niemożliwe, pani Hanna była odmiennego zdania. Podczas gdy jeden z funkcjonariuszy przesiewał prochy przez sitko, żona dyrektorka wrocławskiego zoo uważnie śledziła cały proces, aż dostrzegła niewielkich rozmiarów papierek, który cudem się zachował.
Nagle patrzę, a tam jest fragment etykiety – biało-czarny papierek, jakiś kawałek narysowanego psa czy kota, międzynarodowego symbolu ze skrzyń transportowych - wspominała Hanna Gucwińska, cytowana w “Państwie Gucwińskich”. - Poznałam, że ten akurat papierek pochodzi ze skrzyni, w której przywieziono drobne ptaki.
Ze względu na dużą wartość każdy z pawilonów ogrodu miał obowiązek chować skrzynie transportowe bezpośrednio po przyjeździe zwierząt do zoo. Jednak w ptaszarni jednej brakowało, a dostęp do pomieszczenia miały tylko trzy osoby. Jednym z podejrzanych staje się Łukasz N., opiekun ptaków, choć z zawodu murarz, który zadziwiająco chętnie pomagał milicjantom w zbieraniu resztek ciała z kotłowni. Przy odrobinie perswazji w trakcie przesłuchania od razu się przyznał do zamordowania Basi.
Chciałam go ratować, bo nie miałam pewności, czy jest winny. […] To był dobry chłopak, mówił prawdę. Nawet się nie bronił - mówiła Hanna Gucwińska.
Antoni i Hanna Gucwińscy opowiedzieli o zbrodni po 40 latach
Do zdarzenia doszło około godziny 15. Jak zeznał Łukasz N., zajmował się wówczas sprzątaniem pawilonu strusi, do którego odwiedzający nie mieli wtedy wstępu. W pomieszczeniu spotkał Barbarę i poprosił, aby wyszła na zewnątrz. Nastolatka odmówiła, co zapoczątkowało kłótnię, która z czasem przerodziła się w rękoczyny. W pewnym momencie pracownik chwycił dziewczynę od tyłu za szyję ramieniem, by ją wyciągnąć. Dziewczyna stawiała opór, na co on tylko mocniej naciskał. Opamiętał się dopiero w momencie, kiedy ciało 17-latki zwiotczało i bezwładnie osunęło się na ziemię.
Łukasz N. kolejność działań demonstrował na kukle. W pierwszym odruchu, wiedziony uczuciem niepohamowanego strachu, zabrał dziewczynie kurtkę, zegarek i spodnie, a następnie przeniósł zwłoki do kotłowni, gdzie obłożył je drewnem ze skrzyni. Palenisko wraz z ciałem Basi stanęło w płomieniach.
Mówili, że był narwany, wydaje mi się, że może nie planował jej zabić, ale tak się stało przez ten chwyt za szyję […] Był tam taki betonowy próg, więc zapytałam, czy przypadkiem ofiara nie uderzyła głową o ten próg - szukała wyjaśnień żona Antoniego Gucwińskiego, na co sprawca wyprowadził ją z błędu.
Informacje o morderstwie w ptaszarni wyciekają do mediów. Rodzina nieżyjącej licealistki zwraca się do dyrektora Ogrodu Zoologicznego we Wrocławiu z prośbą o możliwość zobaczenia miejsca, gdzie ich córkę pozbawiono życia. Antoni Gucwiński nie jest w stanie im odmówić. Bliscy Basi przychodzą z naręczem bukietów białych storczyków, które zapadły w pamięć ówczesnych dyrektorów ogrodu.
Po rocznym procesie 19 czerwca 1983 r. Łukasz N. zostaje skazany na karę 12 lat pozbawienia wolności. Wyszedł z więzienia po czterech i jeszcze kilkukrotnie odwiedzał Gucwińskich. Dziś jest ojcem trójki dzieci. Choć tyle lat minęło, dzięki publikacji Górlikowskiego wspomnienia tamtych dni wciąż wydają się żywe.
Źródło: ksiazki.wp.pl, “Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie” autorstwa Marka Górlikowskiego