Myślał, że uratował maleńkiego kotka. Z błędu wyprowadzili go pracownicy schroniska
Porzucanie zwierząt domowych jest procederem, o którego istnieniu wie każdy. Dlatego turysta spacerujący górskim szlakiem postanowił udzielić pomocy maleńkiemu stworzeniu, które błąkało się w zaroślach. Wierzył, że pomaga kotkowi, którego porzucono w lesie. Choć jest to w połowie prawda, pracownicy schroniska szybko zorientowali się, że coś jest nie w porządku. Zwierzę, które mieli otoczyć opieką, wcale nie było materiałem na domowego pupila.
Turysta znalazł samotne kocię. Nie miał zamiaru go zostawić
David Loop, założyciel schroniska Sierra Pacific Furbabies, niejednokrotnie miał do czynienia ze skrajnie nieodpowiedzialną postawą osób pozbywających się swoich zwierząt. Interwencje zwykle dotyczyły porzuceń niechcianych psów i kotów na drodze w pobliżu placówki , gdzie istnieje duże prawdopodobieństwo potrącenia pupila przez nadjeżdżające samochody, dlatego tak ważna jest natychmiastowa reakcja. W swojej karierze spotkał się również z wieloma prośbami o udzielenie pomocy zwierzętom znalezionym na ulicy, niezamieszkałych posesjach, a czasem i w lasach.
Pod koniec kwietnia 2024 roku Loop odebrał telefon od turysty w sprawie samotnego kocięcia znalezionego na ścieżce w górach Rubidoux. Mężczyzna nie widział w pobliżu matki zwierzęcia i obawiał się, że kot nie poradzi sobie na wolności, dlatego postanowił powierzyć malca w ręce pracowników schroniska. Sytuacja mocno się skomplikowała po tym, jak przywiózł kocię do siedziby placówki.
Turysta myślał, że to domowy kot. Szybko okazało się, jakie zwierzę naprawdę przygarnął
Turysta osobiście przywiózł znalezione kociątko do schroniska dla zwierząt, przekazując je w pudełku przykrytym kocem. David Loop zajrzał do środka, a jego oczom ukazało się futrzaste maleństwo, które kuliło się w kącie kartonu. Mężczyzna delikatnie podniósł zwierzę, obejrzał je z każdej strony, aby ocenić, czy nie poniosło żadnych obrażeń, i zorientował się, że zaszła fatalna pomyłka. Nie ulegało wątpliwości, że kilkutygodniowe kociątko ma niewiele wspólnego z poczciwymi dachowcami, a umieszczenie go w domu wiąże się z dużym niebezpieczeństwem.
Pomimo pewnych podobieństw do kota domowego niemal od początku uwagę pracowników schroniska zwróciły nietypowe cechy wyglądu zwierzęcia — czarne pędzelki na uszach, umaszczenie pełne ciemnych plamek i krótki ogon. Wnioski nasuwały się same: turysta dokonał błędnej oceny sytuacji i wiedziony chęcią pomocy zabrał z lasu małego rysia.
Ratownikom domowych zwierząt wydawało się to bardzo dziwne, że turysta spotkał małego rysia na szlaku. Zdawali sobie sprawę, że samica nie rozdzieliłaby się ze swoim potomstwem, a młode nigdy nie opuszczają nory same. Postanowili więc poszukać odpowiedzi, co tak naprawdę stało się w lesie.
Ryś zamieszkał w ośrodku. Dla młodego zwierzęcia kontakt z człowiekiem może zakończyć się źle
Prezes schroniska postanowił niezwłocznie skontaktować się ze specjalistami z Pond Digger Ranch Wildlife Rehabilitation, ośrodka rehabilitacyjnego dla dzikich zwierząt. Opieki nad młodym rysiem podjęła się Leslie Triplett. Rehabilitantka dzikich zwierząt oceniła wiek zwierzęcia na około 5 tygodni. Kobieta przyznała, że matka kocięcia najprawdopodobniej uległa wypadkowi, co wyjaśniałoby, dlaczego malec był pozostawiony własnemu losowi. Choć zabieranie dzikich zwierząt z lasu podlega karze grzywny, tym razem dobrze się stało, że turysta zainterweniował.
Młody ryś zamieszkał w ośrodku dla dzikich zwierząt, w którym przebywają inni przedstawiciele jego gatunku. Przed nim karmienie butelką, po którym nastąpi nauka samodzielności poprzedzająca wypuszczenie na wolność. Pracownicy starają się utrzymywać dystans i nie wchodzić w interakcje ze zwierzęciem, gdyż wykarmione przez ludzi straci swój naturalny instynkt i utraci zdolność do życia w naturalnym siedlisku.