Czekał rok na swojego pana, Każdy z nas słyszał legendę o psie Dżoku. ale niewielu zna całą historię
Psia lojalność, przywiązanie i miłość względem człowieka ma wiele twarzy, a właściwie pysków. W Japonii jako wzór wierności i cnót przywołuje się sylwetkę Hachikō , w Wielkiej Brytanii z podziwem wspomina George'a , a wraz z wybuchem wojny w Ukrainie cały świat usłyszał o maskotce pirotechników Patronie . Z kolei kundelek imieniem Dżok przeszedł do historii jako najwierniejszy pies znany Polakom. Niestety opowieść o czworonogu z kraju nad Wisłą jest wzruszająca, ale równocześnie naznaczona cierpieniem.
Cała mieszkaniec Krakowa zna legendę o psie Dżoku. Miał kiedyś człowieka, którego kochał nad życie
Początki historii “najwierniejszego z wiernych” w niczym nie różnią się od losów setek tysięcy bezpańskich zwierząt zamieszkujących Polskę. Tymczasowym domem kundelka przezywanego Dżok był schroniskowy boks, gdzie mógł co najwyżej obserwować świat zza krat i marzyć o życiu pełnoprawnego członka rodziny, którego dotąd nie dane było mu poznać. Przełom nastał pod koniec minionego wieku, kiedy to panu Nikodemowi z Krakowa zaczęła doskwierać samotność, a jak powszechnie wiadomo, nic tak nie leczy spragnionego bliskości serca jak mokry nos i merdający ogon.
Mężczyzna przybył do przytuliska dla zwierząt w poszukiwaniu przyjaciela, który swoją obecnością zapełni pustkę i nada jego życiu nowy sens. Gość miał jednak pewne wymagania, które przyszły pupil musiał spełnić, by zamieszkać z nim pod jednym dachem. Warunkiem koniecznym sfinalizowania adopcji psa było łagodne usposobienie oraz średnie gabaryty . Na szczęście wolontariusze mieli w zanadrzu odpowiedniego kandydata na towarzysza dla pana Nikodema.
Dzięki swojemu ugodowemu charakterowi Dżok został wytypowany spośród wszystkich podopiecznych schroniska jako bratnia dusza dla pana Nikodema. Mieszaniec przypominający krzyżówkę owczarka z dobermanem z domieszką rottweilera błyskawicznie zaskarbił sobie sympatię człowieka, z którym niebawem skierował kroki w stronę ich wspólnego mieszkania.
Pies nieokreślonej rasy zapałał bezgraniczną miłością do starszego mężczyzny, który wyrwał go z bezdomności. Od momentu przeprowadzki Dżok towarzyszył panu Nikodemowi w niemal wszystkich aktywnościach dnia codziennego - począwszy od korepetycji udzielanych dzieciom, na długich spacerach po Krakowie skończywszy. Co więcej, pies niejednokrotnie zaskoczył swojego właściciela bystrością umysłu i wrodzoną odwagą. Dżok miał ponoć obudzić swojego pana oraz resztę mieszkańców kamienicy, kiedy w budynku wybuchł pożar. Z kolei innym razem przyczynił się do odnalezienia matki dziewczynki, kiedy ta odłączyła się od szkolnej wycieczki na placu zabaw.
Czym czarny kundelek zasłużył sobie na uwielbienie Polaków?
Późnym latem 1991 roku sprawy przybrały nieoczekiwany obrót . Dżok spacerował u boku swojego opiekuna, przemierzając okolice Ronda Grunwaldzkiego w ścisłym centrum Krakowa, kiedy pan Nikodem nagle złapał się za serce i zasłabł. Na miejsce wezwano pogotowie, lecz zwierzak nie miał świadomości, dlaczego mężczyzna leży na ziemi bez ruchu, a wokół niego z każdą mijającą sekundą stale powiększa się tłum zaniepokojonych przechodniów. Pana Nikodema zapakowano na nosze i chociaż pies usiłował być jak najbliżej swojego pana, to medycy odganiali go od karetki. Ambulansem ruszył z piskiem opon w stronę najbliższego szpitala, a Dżok jeszcze przez chwilę próbował dogonić oddalający się pojazd.
Właściciel kundelka zmarł na zawał serca, czego zdezorientowane zwierzę nie było w stanie ogarnąć umysłem. Dżok pozostał w miejscu, gdzie widział swojego pana po raz ostatni, wypatrując znajomej twarzy wśród mijających go turystów i okolicznych mieszkańców. Po zmroku żywił się odpadkami z okolicznych koszy na śmieci, zaś w ciągu dnia trwał niezmiennie na swoim posterunku.
Mijały miesiące, a czworonóg nie tracił nadziei, że już niebawem znów będzie dane im się spotkać.
Nie bacząc na niesprzyjające warunki pogodowe i trąbiących kierowców samochodów, Dżok stał na ruchliwym skrzyżowaniu przez okrągły rok. Krakowianie specjalnie przyjeżdżali tam by go zobaczyć, ale on
nie pozwalał się złapać, a jedynie przyjmował dary w postaci posiłków i świeżej wody. Ostatecznie podjęto decyzję, by pozostał na rondzie, a z czasem zyskał także ocieplaną budę, gdzie mógł się schować przed ulewnymi deszczami, śnieżycami czy rażącymi promieniami słońca.
Z biegiem tygodni wieść o psie, który podarował swoje serce tylko jednej osobie rozeszła się po całym Krakowie. Dokarmiany przez mieszkańców pupil budził zdziwienie i sympatię. Temat podchwyciły media, a Krakowski oddział Telewizji Polskiej zrealizował materiał poświęcony historii najbardziej znanego czworonoga zamieszkującego stolicę Małopolski.
Chociaż Dżok znalazł nowego opiekuna, historia zatoczyła koło
Doskwierającą samotność i żałobę po stracie ukochanego człowieka od dłuższego czasu obserwowała starsza pani - Maria Müller, która wraz z adoptowanym kundelkiem Kajtkiem zaangażowała się w dokarmianie niczyjego zwierzęcia. O 60-letniej emerytowanej nauczycielce, wdowie po polskim dziennikarzu radiowym Władysławie Müllerze, można było powiedzieć wiele dobrego. Pani Maria może i nie była osobą zamożną, ale chętnie dzieliła się jedzeniem z Dżokiem. Dodatkowo między dwoma kundelkami nawiązała się niezwyczajna więź na kształt przyjaźni - Dżok i Kajtek razem leżeli na trawie i chłonęli słońce oraz otaczającą ich przyrodę.
Mimo iż bezpański pies stronił od czułości oferowanych przez obcych ludzi, to przy pani Marii nie musiał dłużej stwarzać pozorów samowystarczalności. Obdarzył kobietę zaufaniem, a nawet pozwalał jej się głaskać. Po roku nieśmiałych podchodów, pewnego dnia nad Wisłą zorganizowano pokaz fajerwerków. Hałasy idące w parze z rozbłyskami na niebie spłoszyły Dżoka. Wykorzystując tę sytuację, emerytka zaprowadziła przestraszonego kundelka do swojego mieszkania przy ulicy Dietla. Początkowo wzbraniał się przed przekroczeniem progu, ale niechęć szybko ustąpiła upragnionemu poczuciu bezpieczeństwa i stabilizacji.
Odtąd Dżok zamieszkał ze swoją nową opiekunką i czworonożnym rodzeństwem. Wydawało się, że będzie mógł na nowo żyć szczęśliwie otoczony troską, jednak po 6 latach otrzymał kolejny cios. Tragiczny epizod w życiu czarnego mieszańca nastąpił 8 kwietnia 1998 roku, kiedy pani Maria zmarła. Mieszkanie należało niezwłocznie opróżnić, a Dżoka i Kajtka eksmitować.
Piękna historia bez happy endu. Opowieść o czworonogu z Krakowa wzrusza pomimo upływu lat
Pracownicy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przetransportowali psy do schroniska i rozpoczęli poszukiwania domu, w którym spędziłyby jesień życia. O ile Kajtek nie sprawiał problemów, tak w przypadku Dżoka zadanie było nieco utrudnione. Po dwukrotnej stracie najbliższych przyjaciół kundelek nie miał zamiaru czekać bezczynnie w boksie, aż ktoś się nad nim zlituje. Dżok wyczuł pismo nosem i kiedy nikt nie zwracał na niego uwagi, wykopał dziurę pod ogrodzeniem, a następnie uciekł ze schroniska. Sylwetka mknącego ślepo przed siebie zwierzęcia była ostatnim, co widzieli wolontariusze.
W poszukiwania czworonożnego uciekiniera włączył się cały Kraków. Chociaż wcześniej, kiedy Dżok koczował na rondzie Grunwaldzkim w pobliżu torów tramwajowych, omijał wszelkie przeszkody, tym razem szczęście go opuściło. Po kilku dniach znaleziono ciała pieska na torach kolejowych w Borku Fałęckim. Świadkom pękały serca na widok jego nieruchomego ciała. Zginął pod kołami pociągu. Niektórzy dotąd mówią, że śmierć Dżoka nie była nieszczęśliwym wypadkiem - pojawiają się głosy, iż popełnił samobójstwo , ponieważ nie chciał już nikogo więcej pokochać. Czy aby na pewno? Niemal niemożliwe jest, by po tylu latach dojść do prawdy.
Dżok spoczął w symbolicznym grobie na terenie schroniska dla zwierząt w Krakowie, przy ul. Rybnej 3 i do dzisiaj można go odwiedzać. Mogiłę udekorowano kolorowymi wiatraczkami, jakich pełno na zwierzęcych cmentarzach . W pobliżu mieszkańcy Krakowa zasadzili kwiaty, a z czasem zdecydowali się postawić mu pomnik, mimo iż ówczesna rada miasta miała nieprzychylny stosunek do tej inicjatywy. Chociaż nie wydano zgody na budowę w rejonie ronda Grunwaldzkiego oraz brakowało środków finansowych, walka zakończyła się sukcesem. Nie byłoby to możliwe, gdyby nie wsparcie organizacji prozwierzęcych, ogólnopolskich mediów, a także znanych i szanowanych Polaków: Zbigniewa Wodeckiego, Jerzego Połomskiego, Krzysztofa Piaseckiego czy Krzysztofa Cugowskiego.
Po wielu perypetiach w końcu odsłonięto monument poświęcony psu Dżokowi. Uroczyste odsłonięcie miało miejsce 26 maja 2001 roku na Bulwarze Czerwieńskim w Krakowie, gdzie honory czyniła wyszkolona przez Jacka Lewkowicza suczka owczarka niemieckiego o imieniu Kety. Tym samym praca upamiętniająca Dżoka stała się trzecim pomnikiem psa na świecie.
Pomnik przedstawia psa o zatroskanym wyrazie pyska otoczonego ludzkimi dłońmi. Dżok we wzruszającym geście wyciąga lewą łapę w kierunku obserwatora i patrzy smutno w dal, wyczekując swego właściciela. Autorem pomnika jest rzeźbiarz Bronisław Chromy, któremu zawdzięczamy m.in. Smoka Wawelskiego czy dzieła w Parku Decjusza.
Pod rzeźbą zamieszony zarówno w języku polskim, jak i angielskim napis głosi " Pies Dżok. Najwierniejszy z wiernych, symbol psiej wierności. Przez rok /1990–1991/ oczekiwał na rondzie Grunwaldzkim na swojego pana, który w tym miejscu zmarł".
Dżok i jego losy stały się miejską legendą, a sam pomnik jest często odwiedzanym punktem na mapie Krakowa. Psy zasługują w zupełności na tytuł najlepszych przyjaciół człowieka, dając przykład wierności i oddania, których nam, ludziom, często brakuje. Pielęgnując pamięć o “najwierniejszym z wiernych”, historia Dżoka pozostaje wiecznie żywa i skłania do refleksji nad obecnie wyznawanymi wartościami.
Źródło: historiamniejznanaizapomniana.wordpress.com, natemat.pl