Znalazła w lesie pudło ze szczeniętami, była pewna, że to porzucone psy. Z czasem prawda wyszła na jaw
Nauczeni doświadczeniem ratownicy zwierząt, którzy nie raz spotkali się już z porzuconymi istotami w kartonowych pudłach, często sprawdzają, co kryją te znalezione w nieoczywistym miejscu. Kierowana takim przeczuciem kobieta, zajrzała do opakowania pozostawionego w lesie i niestety intuicja ją nie zawiodła. To, co zobaczyła w środku, złamało jej serce.
Była pewna, że porzucone zwierzęta czekały na ratunek
Marina to pracownica schroniska. Kobieta uwielbia zwierzęta i z wielkim bólem serca patrzy na to, jak dzieje im się krzywda. Pewnego razu, gdy udała się na spacer po zalesionym terenie, aby zresetować głowę i odpocząć od obowiązków w pracy, okazało się, że los miał dla niej inne plany.
W pewnej chwili dojrzała, że w krzakach stoi pudełko, które mocno przykuło jej uwagę . Podeszła bliżej, zajrzała do środka i nie mogła uwierzyć, co się w nim znajdowało. Pięć maleńkich istot swoim wyglądem przypominającym szczenięta kwiliło i przytulało się do siebie.
Zabrała szczenięta do schroniska
Marina od razu wiedziała, co musi zrobić. Przetransportowała maleńki istoty do schroniska , w którym pracowała. Zarówno ona, jak i jej współpracownicy byli przekonani, że to szczenięta owczarka belgijskiego , których ktoś starał się pozbyć w tak bestialski sposób. Niestety tylko troje z pięciu malców udało się uratować.
Wraz z upływem kolejnych dni opiekunowie znalezionych zwierząt zaczęli dochodzić do wniosku, że coraz bardziej zaczynają one przypominać nie psy, a lisy . Ich podejrzenia potwierdzali również internauci w komentarzach pod udostępnionymi zdjęciami uroczych maluchów.
Ani psy, ani lisy
Trzy uratowane szczenięta, które przeżyły, otrzymały imiona Alfa, Rea oraz Kia. Ostatecznie okazało się, że nie są to ani małe owczarki belgijskie, ani lisy . Znalezione w pudle malce to kojoty. Co ciekawe, Marina wyznała, że choć to dzikie zwierzęta, bywało, że zachowywały się zupełnie jak domowe pupile w ich towarzystwie.
Jedzą, bawią się, uwielbiają zwijać się w kłębek na kolanach, ale ta dzicz jest obecna i gdy tylko się przestraszą, uciekają szaleńczo, próbując znaleźć schronienie - mówi cytowana przez “The Sun”.
Ich zaaklimatyzowanie się wśród ludzi skutkowało tym, że nie odnajdą się już na wolności, w naturalnych warunkach . Po uzyskaniu specjalnych pozwoleń kobiecie pozwolono je zatrzymać, pod warunkiem że zapewni im odpowiednią przestrzeń. Tym samym Marina stała się pierwszą osobą w Chorwacji, która może opiekować się kojotami jako zwierzętami domowymi.
źródło: The Sun