Znalazła karton pod sklepem. Zawartość chwyta za serce, dwa maleństwa miały kikuty zamiast nóżki
Aktywistka działająca na rzecz ratowania zwierząt w potrzebie znalazła zaklejony karton przed sklepem, obok którego mieszka. W środku znajdowały się zaledwie 3-miesięczne kocięta, którego opatulono kocykiem. Obłuda “dobrodusznego” pseudowłaściciela kole w oczy. Płaczące kociaki ledwo zaczęły życie, a już zostały wyrzucone jak śmieci. Dwa z pięciu maluchów miały tylko trzy nóżki, co wydaje się szczególnie niepokojące. Jedynie wizyta u specjalisty pozwoli wyjaśnić, w jakich okolicznościach straciły kończyny.
Pod sklepem zostawili zaklejone pudełko. W środku był koc, worek karmy i pięć kociąt
Pracownicy schronisk i organizacji prozwierzęcych dwoją się i troją, aby nieść ratunek stworzeniom w potrzebie, zwłaszcza w sezonie jesienno-zimowym . Co roku w okresie Świąt Bożego Narodzenia oraz między świętami a nowym rokiem do ogólnopolskich przytułków trafia o wiele więcej zwierząt, niż w pozostałym okresie. Jeszcze więcej zwierzęcych tragedii obserwujemy na wiosnę, kiedy okazuje się, że wymarzony świąteczny prezent zwyczajnie się znudził i zaczyna przeszkadzać. Niczemu winne pupile są wystawiane przed drzwi na ziąb, a czasem i porzucane w szczelnie zaklejonych kartonach. Taki właśnie los spotkał miot pięciu czarnych kociąt, którym miłosiernie zostawiono w środku kocyk i woreczek karmy.
Kartonowe pudełko zostało znalezione w ostatnich dniach listopada na terenie Bielsko-Białej (woj. śląskie) przez jedną z wolontariuszek ze Stowarzyszenia KOTełkowa Drużyna. To prężnie działająca organizacja zrzeszająca grupę osób, którym nie jest obojętny los pokrzywdzonych zwierząt. I tym razem miejscowi aktywiści nie potrafili przejść obojętnie obok kociego cierpienia, które maskowało zaklejone pudełko.
Dwa z pięciu kociąt mają kikuty lewej tylnej nóżki. Czy takie się urodziły?
W środę 29 listopada ratowniczka zwierząt zatrzymała się przed sklepem, z którym sąsiaduje jej dom i zajrzała do środka. Jak sama przyznaje, od czasu przeprowadzki do miejscowości zdążyło minąć już trochę czasu, jednak mentalność tamtejszego społeczeństwa nie przestaje jej zadziwiać. Wewnątrz kartonu znajdowało się pięć kociaków, które łączyło czarne futerko i fakt, że wszystkie są samiczkami w wieku około trzech miesięcy. Uratowane mruczki zostały przewiezione do siedziby stowarzyszenia.
Jakim trzeba być skur***, żeby cos takiego zrobić. Dopuścić do rozmnożenia kotkę, a potem zabrać jej dzieci, spakować w pudło, zakleić i zostawić na mrozie - pyta retorycznie zbulwersowana aktywistka, dodając, że matka kociąt najpewniej nie zostanie wysterylizowana i wkrótce doczeka się kolejnego miotu. - Kto by tracił kasę na takie pierdoły jak zawsze można spakować i podrzucić komuś - kwituje gorzko.
Po zachowaniu kociąt łatwo było stwierdzić, że dotychczas żyły wśród ludzi. Maluchy bez oporów wchodzą do kuwety, mają apetyt, psocą, biegają, kochają się bardzo i śpią przytulone do siebie. U dwóch z pięciu kociąt zaobserwowano niedostatecznie wykształconą kończynę — mają kikuty lewej tylnej nóżki. Zwierzęta mogły przyjść na świat niepełnosprawne, choć niewykluczone, że brakujące kończyny są następstwem wypadku bądź krzywdy wyrządzonej przez inne zwierzę lub człowieka. Zagadkę może rozwiązać wizyta w lecznicy.
Internauci nie szczędzą mocnych słów w stronę właściciela, którzy porzucił kociaki, nie rozumiejąc, w jakim celu ludzie pozwalają zwierzętom się rozmnażać, aby następnie bezdusznie je porzucić.
- Nie mogłam uwierzyć. Draństwo. Takie mamy społeczeństwo. Katolickie, a za kołnierzem siedzi diabeł - pisze jedna z poruszonych historią kociąt internautek.
- Przynajmniej teraz mają szansę na dobry, odpowiedzialny dom. A zostając u tego "człowieka" kolejne 5 kotek co roku miałoby kolejne kocięta - zauważa optymistycznie inna osoba.
Wyrzucanie niechcianych psów czy kotów to już niemal norma. Razem możemy odmienić ich los
Kocie dziewczynki dostały imiona: Hania, Frania, Zuzia, Rózia i Matylda i po okresie aklimatyzacji oraz podstawowych szczepieniach zostaną wydane do adopcji. Osoby zainteresowane przygarnięciem kociaków proszone są o kontakt telefoniczny pod numerem: 883 080 791.
Pomimo rosnących długów wolontariusze nie ustają w wysiłkach związanych z ratowaniem zwierząt w potrzebie. Nikt nie wyręczy ich opłaceniu faktur za leczenie dotychczasowych, jak i nowych podopiecznych, dlatego zwracają się do miłośników zwierząt z prośbą o pomoc. Stowarzyszenie KOTełkowa Drużyna można wesprzeć finansowo za pośrednictwem zbiórki w serwisie Ratujemyzwierzaki.pl, do czego serdecznie zachęcamy.
Źródło: facebook/Stowarzyszenie KOTełkowa Drużyna