Koszmarna podróż samolotem. Przez psa 13-godzinny lot stał się udręką. Małżeństwo domaga się odszkodowania
Niektóre incydenty na pokładzie samolotu potrafią skutecznie uprzykrzyć nam podróż. Dla jednych do najgorszych możliwych scenariuszy należy podróżowanie w towarzystwie płaczących dzieci czy pijanych współpasażerów, z kolei inni nie mogą znieść myśli o kilkugodzinnym opóźnieniu, graniu na telefonie z włączonym dźwiękiem czy kopaniu w nasz fotel. Nieprzyjemna sytuacja, jaka przytrafiła się pewnemu małżeństwu, dotyczyła jednak psa należącego do osoby siedzącej w ich rzędzie. Nikt, nawet największy miłośnik zwierząt, zapewne nie chciałby się znaleźć na ich miejscu.
Ślina, gazy i cuchnący oddech. Tego lotu pasażerowie długo nie zapomną
Podczas kilkugodzinnego lotu samolotem małżeństwo z Nowej Zelandii doświadczyło sytuacji, którą z pełnym przekonaniem można by nazwać “ prawdziwym koszmarem ”. W czerwcu para, zajmująca miejsca w przedziale ekonomicznym premium, podróżowała na trasie międzykontynentalnej - ze stolicy Francji do Singapuru. Chociaż spodziewali się, że personel linii lotniczych Singapore Airlines zapewni im komfort podróży na najwyższym poziomie , wraz z wejściem psa na pokład samolotu ich wyobrażenia szybko obróciły się wniwecz.
Usłyszałam ten dźwięk, ciężkie parsknięcie. Myślałam, że to telefon mojego męża, ale spojrzeliśmy w dół i zdaliśmy sobie sprawę, że to oddech psa - relacjonuje Gill Press z Wellington.
Osoba siedząca na miejscu obok podróżowała z psem w typie american bully. Przedstawiciele tej rasy słyną ze swojej atletycznej budowy, czym stwarzają pozory groźnego, aczkolwiek tak, jak w przypadku innych psów należących do ras brachycefalicznych , są o wiele bardziej podatne na dolegliwości ze strony układu oddechowego oraz schorzenia związane z przewodem pokarmowym. Jako najczęstsze objawy wymienia się wzdęcia i zaburzenia trawienia, problemy z oddychaniem, chrapanie i nadmierne ślinienie.
Państwo Press jeszcze nie wiedzieli, że przez najbliższe 13 godzin będzie im dane doświadczyć na własnej skórze, z czym opiekunowie tych zwierząt borykają się niemal każdego dnia.
"Nie pozwolę, żeby TO siedziało obok nas przez całą podróż"
Para podsłuchała rozmowę właściciela psa, który zdradził innemu pasażerowi, że bardzo stresuje się długodystansowym lotem. Z tego względu pies znajdował się w kabinie samolotu, pełniąc rolę zwierzęcia wsparcia emocjonalnego (ESA Emotional Support Animal). Warto nadmienić, iż zgodnie z polskim prawem, na pokład samolotu możemy zabrać jedynie psy małogabarytowe (do 8 kilogramów), a także psa asystującego . W przypadku tych drugich czworonóg nie musi nosić kagańca ani być prowadzany na smyczy.
Po prośbie o możliwość zmiany siedzeń pani Press wyraziła swoje oburzenie reakcją stewardessy, która stwierdziła, że jedyne dostępne miejsca znajdują się w tylnym rzędzie w klasie ekonomicznej. Para zdecydowała się pozostać na miejscu, ale mniej więcej w połowie lotu obecność psa stała się nie do zniesienia. Para nie wytrzymała w towarzystwie psa, który przez cały czas puszczał bąki i parskał.
O ile śmierdzące gazy u psa to nic nowego dla posiadaczy czworonożnych milusińskich, tak współpasażerowie nie byli zachwyceni zamknięciem w kabinie z duszącym smrodem. Co gorsza, ze względu na ograniczoną przestrzeń pomiędzy rzędami, którędy przejeżdżały wózki z produktami, głowa pupila znajdowała się między nogami pana Pressa.
W pewnym momencie mój mąż, który miał na sobie szorty, miał nogę umazaną psią śliną - narzekała pasażerka.
W połowie lotu para ponownie poprosiła stewardessę o zmianę siedzeń i tym razem zaoferowano im miejsca z przodu sekcji ekonomicznej, które wcześniej były zarezerwowane dla personelu. Ostatecznie przenieśli się do innego rzędu.
Singapurskie linie lotnicze oficjalnie przeprosiły. To nie wystarcza
Pracownicy linii lotniczych zapewnili, że sporządzą raport odnośnie niedogodności, jakie wystąpiły na pokładzie samolotu, i skontaktują się z pasażerami po wylądowaniu. Po upływie tygodnia, kiedy to Pressowie nadal nie otrzymali żadnej wiadomości, postanowili złożyć skargę.
Po kilku godzinach w towarzystwie śliniącego się i puszczającego gazy zwierzęcia pasażerowie zażądali od linii lotniczych wypłaty odszkodowania. W odpowiedzi na reklamację zaoferowano im dwa bony podróżne o wartości 100 dolarów australijskich (około 280 złotych), co w odczuciu Pressów jest nie do przyjęcia. Żądają pełnego zwrotu pieniędzy za bilety lotnicze.
Rzecznik linii lotniczych wydał oświadczenie, w którym przeproszono małżeństwo za nieprzyjemne doświadczenia i zapewniła, że będzie nadal kontaktować się z Gillem i Warrenem Press w celu znalezienia satysfakcjonującego ich rozwiązania.
Dodatkowo Singapore Airlines niedawno wprowadziło zakaz wstępu na pokład zwierząt zapewniających wsparcie emocjonalne, jednak nadal honoruje bilety zakupione przed tą zmianą. Rzecznik linii lotniczych przyznał, że personel dokłada wszelkich starań, aby z wyprzedzeniem powiadamiać pasażerów, którzy mogą zajmować miejsca obok psów asystentów. W ten sposób pragną zapobiec podobnym uchybieniom w przyszłości.
Źródło: scmp.com