Bambo wyszedł na podwórko i padł ofiarą okrutnej zabawy. Zwyrodnialcy włożyli mu do pyszczka petardę
Jakie niebezpieczeństwo może spotkać tzw. kota wychodzącego ? Lista jest długa: poza dosyć oczywistym ryzykiem związanym z wypadkami komunikacyjnymi, istnieje możliwość skrzyżowania dróg z groźnym człowiekiem. Padło na kocura imieniem Bambo, który doczłapał do domu ciężko ranny. Zwyrodnialcy wsadzili mu do pyszczka petardę i odpalili.
Bambo wyszedł na podwórko. Obraz „bezpiecznej okolicy” pękł jak bańka mydlana
Czarny kocurek o dość wymownym imieniu Bambo mieszka wraz z właścicielami - panią Malwiną i panem Andrzejem oraz ich dziećmi - w domu na wrocławskim osiedlu Widawa. Chociaż opiekunowie dbali o to, by w czterech ścianach nie brakowało mu atrakcji, spragniony przygody zwierzak miał w zwyczaju wymykać się na spacery po ogrodzie. Darząc sąsiadów względnym zaufaniem, pozwolono kocurkowi na swobodne eksplorowanie najbliższej okolicy.
Bambo nie odchodził dalej niż 200 metrów od posesji i jak dotąd zawsze wracał z osiedlowych podbojów w “nienaruszonym” stanie. Jakież było zdziwienie rodziny, kiedy 22 lipca br. zwierzę nie wróciło ze spaceru. Mijały dni, a po Bambo nie było ani śladu. Rodzina rozpytywała w okolicy, czy nikt nie widział czarnego kota, ale żaden z sąsiadów nie był w stanie wskazać miejsca pobytu zaginionego pupila. W okolicy rozwieszono ogłoszenia, a w mediach społecznościowych zwrócono się z prośbą do wrocławskich zwierzolubów o pomoc w poszukiwaniach Bambo.
"Słów brakuje, aby opisać jak bestialskiego czynu dokonano na ukochanym kocie"
Nieobecność domowego pupila zaniepokoiła szczególnie najmłodszych członków rodziny - 12-letniego Oliwiera i jego młodszej siostry, 5-letniej Liwii. Dzieci zalewały się łzami, martwiąc o swojego ukochanego zwierzaka. W końcu po trzech dniach Bambo wrócił do domu, jednak stan jego zdrowia wstrząsnął opiekunami. 8-letni kocur ledwo doczłapał się pod dom, głośno przy tym płacząc. Obrażenia głowy wskazywały na to, że ktoś wsadził mu do pyszczka petardę i odpalił.
Właściciele natychmiast zabrali ranne stworzenie do gabinetu weterynaryjnego, gdzie Bambo miał spędzić minimum 14 dni. Kot miał połamaną szczękę, spalone oko, stan ropny tchawicy. Przy tak poważnych dolegliwościach, odwodnienie zdawało się być najmniejszym problemem. Na razie Bambo nie jest w stanie samodzielnie jeść, dlatego pokarm podawany jest mu przez sondę. Przed nim czasochłonne leczenie, które będzie sporo kosztowało, jednak poczynił już pierwsze kroki ku powrotowi do względnej sprawności.
- Ktoś, kto nie godzien jest nazywać się człowiekiem, wsadził kotu petardę do buzi i odpalił. Petarda eksplodowała pozbawiając kota oka i powodując silne obrażenia. Teraz walczymy o jego życie, bo to nie jest „po prostu kot” tylko członek rodziny Malwiny i jej bliskich - informuje za pośrednictwem Facebooka pani Anna Selwakowska-Domańska w imieniu właścicieli Bambo.
Sprawa została zgłoszona na policję, a tymczasem zrozpaczeni właściciele mruczka liczą na wsparcie internautów w poszukiwaniach sprawców okrutnego czynu . Rodzina Bambo założyła też zbiórkę na pokrycie hospitalizacji zwierzęcia i prosi o wpłatę dowolnej kwoty, cenna będzie każda złotówka, ważny jest czas.
- Nie ma w nas zgody na bestialskie czyny, tortury, odbieranie zdrowia i życia. Walka o zdrowie Bambo to też sprzeciw przeciwko temu co się stało - czytamy w treści zbiórki.
"Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”, czyli dlaczego nie należy wypuszczać kotów z domu?
Opieka nad kotem wychodzącym rodzi z reguły wiele pytań o to, co będzie dobre i bezpieczne dla zwierzaka, jednak niezależnie od przekonań, zagrożenia są wszędzie i często przybierają nieoczywiste formy. Niestety, Bambo nie jest pierwszym kotem, który odniósł poważne obrażenia podczas spaceru po dobrze znanej okolicy. O równie tragicznym wypadku informowaliśmy odnośnie interwencji Dolnośląskiego Inspektoratu Ochrony Zwierząt, podczas której zabezpieczono pokiereszowanego kota. Zranienia, jakich doznał w wyniku potrącenia przez rozpędzony samochód, przysparzały mu wiele bólu. U zwierzęcia zdiagnozowano poważny obrzęk mózgu.
Nie wierzmy w mit “bezpiecznej okolicy”, bowiem zagrożenia czyhające na nasze zwierzaki obejmują ludzi - chociażby rozkładających trutki -, inne czworonogi czy dzikie zwierzęta. Nie można wykluczyć też ryzyka zarażenia nieuleczalną chorobą, zaginięcia pupila bądź przywłaszczenia go przez inną osobę . Z tego względu zachęcamy wszystkich właścicieli mruczków mieszkających zarówno w mieście, jak i na wsi, aby nie wypuszczali pupili na zewnątrz - dla ich własnego dobra.
Źródło: pomagam.pl, facebook/Anna Selwakowska-Domańska