Tej sceny z "Ojca Chrzestnego" nie było w scenariuszu. Wszystko zmienił kot
Chyba każdy kojarzy film „Ojciec chrzestny” oraz scenę, podczas której Don Vito Corleone bez skrępowania okazuje czułość małemu kociakowi. Co zaskakujące, powstała przez zupełny przypadek. Reżyser kultowego dzieła zdradził, że w scenariuszu nie było mowy o zwierzętach. Co sprawiło, że niczym niewyróżniający się mruczek stał się gwiazdą kina? Zadziałał magnetyzm Marlona Brando.
Podczas kręcenia "Ojca chrzestnego" nie wszystko szło zgodnie z planem. Wszystko przez kota
„Ojciec chrzestny” to ponadczasowy hit, którego nie trzeba chyba nikomu przedstawiać. Ten amerykański dramat, opowiadający historię mafijnej rodziny Corleonów, na której czele stał Don Vito Corleone, wciąż jest uwielbiany, mimo że od premiery pierwszej z trzech części minęło już ponad 50 lat.
Film oparty na powieści Maria Puzo wyreżyserował Francis Ford Coppola, który jest uważany za jednego z największych filmowców wszech czasów. Okazuje się jednak, że nawet w dziełach tworzonych przez perfekcjonistów pozostaje dużo przestrzeni na odrobinę spontaniczności. Reżyser „Ojca chrzestnego” wyznał, że ogromny wpływ na to, jak wyszła jedna z najważniejszych scen, miało spragnione czułości kocię.
Kot w "Ojcu Chrzestnym" Siła przypadku sprawiła, że zwierzę dzieli ekran z Marlonem Brando
Tuż przed rozpoczęciem kręcenia sceny, w której Don Vito Corleone przeprowadza w biurze poważną rozmowę ze swoim pracownikiem, na plan filmowy wkradł się maleńki kot. Zwierzę domagało się uwagi od każdego, do kogo udało mu się dorwać. Nie miało najmniejszych oporów przed zaczepianiem aktora, który w przeciągu kilku sekund miał wcielić się w postać przewodzącą groźnemu gangowi. Reżyser „Ojca chrzestnego” zdradził, że to właśnie wtedy do głowy przyszedł mu pewien pomysł:
To była improwizacja, w scenariuszu nie było mowy o kotach. Puszysty “aktor” znalazł się przez przypadek na planie filmowym i przez jakiś czas kręcił się pod nogami, aż zauważył go odtwórca roli Dona Corleone, Marlon Brando, położył kota na kolanach i zaczął się z nim bawić i głaskać go.
Kot ocieplił wizerunek mafijnego bossa. Scena w której zagrał, przeszła do historii
Coppola uznał, że zwierzę idealnie wpasowuje się w klimat kręconej właśnie sceny, a pokazując, że nawet bezwzględny gangster może mieć słabość do zwierząt, nieco ociepli wizerunek sycylijskiego mafioso. Tym sposobem przez zupełny przypadek podwórkowy burasek, który pojawił się znikąd na planie, stał się ważnym członkiem rodziny Corleone.
Dodać należy, że w trakcie kręcenia zwierzę mruczało tak głośno, że zakłóciło słowa wypowiadane przez aktora. Przez to słynny monolog Brando trzeba było nagrać na nowo. Wszystko wskazuje jednak na to, że była to gra warta świeczki. Możliwe, że to właśnie dzięki kociakowi scena ta utkwiła w pamięci fanów „Ojca chrzestnego”.
Źródło: godfather.fandom.com, entertainment.time.com