Przyszła do kliniki dla zwierząt i rzuciła pojemnikiem po kebabie na ladę. Personel zamarł, gdy uniósł wieko
Smutnego odkrycia dokonano w jednej z paryskich klinik weterynaryjnych. W recepcji „La patte de l'espoir” pojawiła się kobieta trzymająca pojemnik do dań na wynos, po czym rzuciła tackę na ladę i wyszła. W opakowaniu znajdowało się kocię, którego waga nie przekraczała 100 gram. Zwierzątko najprawdopodobniej dopiero co przyszło na świat.
Wiele osób cieszy się z posiadania niewysterylizowanej kotki i perspektywy posiadania kociej gromadki. Nie ma co się oszukiwać: kocięta są urocze. Rzeczywistość jest jednak brutalna, a co roku wiosną i wczesnym latem setki kociąt umiera na ulicach bądź zasila grono podopiecznych już i tak przepełnionych schronisk.
Kobieta rzuciła pojemnik po kebabie na blat. Lekarze weterynarii nie wierzyli własnym oczom
O przebiegu wydarzeń opowiedziała Gwen Teissedre Gaire, szefowa stowarzyszenia „La patte de l'espoir” w Paryżu we Francji. W środę, 19 kwietnia w klinice weterynaryjnej zjawiła się pani, która nigdy wcześniej nie korzystała z tamtejszych usług. Uwagę personelu momentalnie zwrócił pewien szczegół - nieznajoma nie przyprowadziła ze sobą psa, ani nie przyniosła ze sobą transportera z innym zwierzęciem.
Ku zdumieniu pracowników szpitalika dla zwierząt, kobieta pozostawiła na ladzie opakowanie po kebabie i zwyczajnie wyszła, bez udzielenia żadnych informacji. W środku znajdował się maleńki, zaledwie kilkugodzinny kocurek.
Kociak był zziębnięty. Powinien znajdować się przy matce
Chociaż sposób działania kobiety nie należał do kulturalnych i zdenerwował lekarzy oraz techników weterynarii, ciężko stwierdzić, jaka motywacja nią kierowała. Czy chciała się jedynie pozbyć zwierzęcia, czy też próbowała mu pomóc w mało wyrafinowany sposób? Odpowiedź nie jest istotna, bowiem w tamtym momencie najważniejsza była przyszłość kocięcia.
Niestety, rokowania były ostrożne. Maleństwo ważące zaledwie 95 gramów było zziębnięte, a w zastępstwie kociej mamy należało je karmić co godzinę.
Wiosna i lato to wysyp kocich sierot. Wiele z nich kończy tragicznie
Osoby śledzące facebookowy profil Gwen z niecierpliwością wyczekiwały aktualizacji wpisu dotyczącego małego Gilberta, bo takie imię otrzymał nowo narodzony samiec. Najgorsze obawy spełniły się piątego dnia od przyjęcia futrzastego pacjenta. Pomimo kompleksowej opieki ze strony kotek nie przytył ani grama, aż w końcu odszedł.
Przykre zakończenie historii Gilberta jest bolesnym przypomnieniem o konieczności sterylizacji oraz kastracji zwierząt, by w przyszłości kocięta, takie jak on, nie trafiały do placówek wręcz hurtowo i nie podzieliły jego losu.
- Nie jesteśmy magikami, jedynym sposobem na to, by nie doświadczać tego rodzaju horroru jest STERYLIZACJA - apeluje szefowa organizacji.
Źródło: facebook/Misstic Gwen PA