Wychodził z cmentarza, gdy ujrzał, że coś rusza się w koszu. Spośród śmieci dochodził cichutki płacz
Rutynowa wizyta na cmentarzu przeistoczyła się w walkę o niewinne istnienia. Kiedy mężczyzna odwiedzał groby rodziców wraz z córkami, usłyszał dochodzący z kosza na śmieci płacz. Nie wahał się ani przez chwilę i ruszył na ratunek bezbronnym maleństwom. Nie mógł uwierzyć, że ktoś był zdolny do takiego bestialstwa.
Usłyszał płacz dochodzący z kosza na śmieci. Wśród góry odpadów coś się ruszało
Mężczyzna wraz z córkami odwiedzał grób swojej mamy. Wracał po oddaniu hołdu zmarłej rodzicielce i skierował się w stronę innego cmentarza, na którym leżał jego ojciec. Zanim to jednak zrobił, postanowił zatrzymać się przy koszu na śmieci .
To, co usłyszał, sprawiło, że desperacko rzucił się w stronę kontenera . Chór miauczenia błagał o pomoc . Mężczyzna nie mógł namierzyć kociaków, które tkwiły gdzieś w górze cmentarnych odpadów. Kawałek po kawałku przeczesywał pojemnik, próbując znaleźć wołające o pomoc zwierzęta. Kiedy już mu się to udało, nie mógł uwierzyć własnym oczom . Widok złamał mu serce.
Skorzystałem z okazji, aby pozbyć się zwiędłych kwiatów. Kiedy wyrzucałem je do kosza, usłyszałem miauczenie. Nic nie widziałem, było mnóstwo doniczek, kwiatów, papierów – opowiada mężczyzna.
Maleństwa pojechały do weterynarza. "Dziewczyny trzymały je przez całą drogę do domu"
W czarnym worku na śmieci tkwiły one. Szarobure maleństwa przeraźliwie płakały. Były zdezorientowane, nie wiedziały, gdzie się znajdują i dlaczego.
Torba była w połowie otwarta i zanim w ogóle zajrzałem do środka, wyszedł z niej kotek. Dopiero co się urodzili, mieli jeszcze kawałki pępowiny.
Na świat przyszło siedmioro maluszków. Przeżyło jedynie troje. Leżały wśród bezwładnych ciał swoich braci i sióstr.
Mężczyzna wiedział, co zrobić. Ponownie sięgnął do kosza, tym razem po doniczkę i kawałek papieru do pakowania kwiatów . W tak przygotowanym pudełku do transportu umieścił troje jeszcze żywych kociąt. Zabrał je do weterynarza , a córki trzymały je przez całą drogę do domu.
Mężczyzna walczył o życie kociąt. "Aby to robić, musisz mieć silne serce"
Mężczyzna pojechał do weterynarza, jednak na miejscu zastał ogromne kolejki. Zrezygnowany, wiedział, że maluszkom nie została poświęcona odpowiednia uwaga . Mimo to próbował im pomóc.
Udał się do sklepu, żeby kupić mleko dla niemowląt i preparat do odrobaczania kotów . Karmił maluszki butelką, walcząc o ich życie. Niestety jego dobre chęci nie wystarczyły.
Martille odeszła z tego świata jako pierwsza, zostawiając swoich braci. Coco i Banane walczyli z całych sił, jednak ich małe ciałka powoli się poddawały. Dzień po odejściu siostry Coco musiał pojechać do weterynarza. Trawiony pasożytami chłopiec nie doczekał się jednak wyzdrowienia. Kiedy weterynarz zobaczył, w jakim jest stanie, mógł jedynie zaproponować, że skróci jego męki.
Banane kurczowo trzymał się życia , jako ostatni z siódemki rodzeństwa. W końcu i na niego przyszła pora. Odszedł w Światowy Dzień Kota .
Nie chciał już jeść i przez drugą połowę nocy miauczał. On cierpiał.
Zrozpaczony losem kociąt mężczyzna postanowił, że nie zostawi sprawy w ten sposób. Udał się na cmentarz, gdzie znalazł maleństwa i zamieścił plakaty informujące o przykrym losie wyrzuconych zwierząt. Liczył, że ruszy to sumienie sprawcy.
Prawdopodobnie wybiorę się też na spacer po ulicach. Jeśli spotkam biało-szarego kota, może to zaprowadzić mnie do jego właściciela. Aby to robić, nadal musisz mieć silne serce – poinformował zasmucony mężczyzna.
Źródło: wamiz.de, lavoixdunord.fr