Torba pełna kotków porzucona koło schroniska. Placówka w ogniu krytyki, padło o jedno słowo za dużo
Słupskie schronisko zyskało nowych podopiecznych - miot kociąt pozostawionych w torbie nieopodal wejścia do placówki. Pracownicy poinformowali, że obiekt jest monitorowany i zagrozili, że zgłoszą sprawę na policję. Taka postawa wywołała sprzeciw internautów. “Nie nadajecie się do tej pracy”, “Lepiej w torbie pod schronisko niż w torbie do lasu” - to tylko niektóre z krytycznych opinii przewijających się w sekcji komentarzy pod wpisem.
Nowe podrzutki w słupskim schronisku. W środku torby ukrytych było siedem małych kotków
Dla wielu schronisk i organizacji zajmujących się ratowaniem psów, kotów i innych pupili wakacje nie mają niczego wspólnego z błogim odpoczynkiem, beztroską i regeneracją przed powrotem do codziennych obowiązków. To okres walki o przetrwanie nowych podopiecznych, których stale przybywa na skutek niekontrolowanego rozrodu zwierząt domowych, a oszczędności przeznaczone na leczenie i utrzymanie dotychczasowych podopiecznych topnieją w oczach.
Bezradność wobec nieodpowiedzialnego zachowania właścicieli zwierząt, a czasem - nie bójmy się tego powiedzieć wprost - ludzkiej głupoty jest zapewne głównym powodem, dla którego pracownicy schronisk reagują w emocjonalny sposób na widok kolejnych “niespodzianek" podrzuconych pod drzwi placówki. Trudno się temu dziwić, zważywszy na możliwość zaczerpnięcia fachowej wiedzy bezpośrednio u lekarzy weterynarii, a także porady dotyczące bezpłatnej kastracji szeroko dystrybuowane w mediach społecznościowych, telewizji, czasopismach czy na plakatach rozwieszonych w przestrzeni publicznej.
Niestety, kampanie społeczne nie zawsze przynoszą spodziewany skutek, a kolejna nieprzyjemna sytuacja miała miejsce w ostatnich dniach, kiedy to pod siedzibą słupskiego przytuliska zarządzanego przez Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami natrafiono na sportową torbę wypełnioną kociętami.
- Dzisiaj pod schronisko podrzucono w torbie siedem małych kociąt. Tyle trąbimy o kastracjach, umożliwiamy darmowe zabiegi, a wy 'ludzie' nie dość, że bezmyślnie rozmnażacie, to jeszcze nie bierzecie odpowiedzialności za stworzenia powołane na świat. Wstyd!! - czytamy we wpisie udostępnionym na Facebooku, do którego dołączono nagranie przedstawiające miot kilkutygodniowych mruczków.
Pracownicy schroniska zagrozili, że powiadomią policję. Internauci wytknęli im hipokryzję
Nie kryjąc złości spowodowanej sprowadzaniem kolejnych istnień na świat, podczas gdy schroniska pękają w szwach, w dalszej części wpisu pracownicy słupskiego przytuliska skierowali słowa bezpośrednio do osoby, która przyniosła kocięta pod budynek: “ obiekt schroniska jest monitorowany, a sprawa zostanie zgłoszona na policję”. Ten niefortunnie sformułowany zwrot wywołał natychmiastową reakcję internautów i bynajmniej nie była ona pozytywna.
Chociaż ciężko zrozumieć pobudki właścicieli pomnażających kocią czy psią bezdomność, komentujący są zdania, iż piętnowanie osoby zostawiającej zwierzęta pod schroniskiem i straszenie policją przyniesie odwrotny skutek do zamierzonego . Ponadto zauważają, że lepszym rozwiązaniem jest pozostawienie bezradnych stworzeń w miejscu, gdzie mają szansę otrzymać pomoc, aniżeli załatwienie sprawy “po cichu”. Niewykluczone, że następnym razem w obawie przed wyciągnięciem potencjalnych konsekwencji właściciel czy znalazca zwierząt nawet nie rozważy możliwości oddania podopiecznych do “okna życia”.
- Są w dobrych rękach. Lepiej w torbie pod schronisko niż do lasu. Niestety taka prawda - komentuje jedna z użytkowniczek Facebooka.
- Myślę, że takie posty, mogą przyczynić się do gorszego okrucieństwa. Chciałeś/aś dobrze, będziesz miał/a nieprzyjemności - dodaje inna osoba.
- Jeśli będziecie piętnować osoby, które przywożą zwierzęta, to będą wywozić [je] do lasu, katować i porzucać - zauważa następna internautka.
- Z jednej strony złość na tego człowieka, że dopuścił do rozmnażania. Z drugiej tak, jak piszą inni, lepiej że podrzucił u was niż utopił lub zostawił gdzieś na pastwę losu w lesie. Trzeba na tę sytuację spojrzeć w ten sposób, bo jeżeli od razu będziecie straszyć policja, to ci bezmyślni ludzie będą wybierać gorszą opcję - podsumowano w jednym z komentarzy.
Kocięta nie miały właściciela. Osoba, która przywiozła je pod schronisko, działała z dobroci serca
Jak wielu internautów wcześniej zauważyło, zawiezienie młodych kotów pod siedzibę organizacji prozwierzęcej nie jest tożsame z ich porzuceniem. Zwierzaki mogły zostać wyłapane i zabezpieczone przez przypadkową osobę. Ich podejrzenia się potwierdziły - miot kociąt faktycznie został znaleziony przez anonimową kobietę na śmietniku przy ul. Arciszewskiego w Słupsku. Po fali nieprzychylnych komentarzy dotyczących decyzji o pozostawieniu zwierząt pod schroniskiem post na Facebooku został edytowany.
- Pani, które je przywiozła, najpierw je nakarmiła i zostawiła pod naszym biurem. Pamiętajcie, że w naszym schronisku pracownik jest całą dobę, jednak czasami wykonujemy pracę na terenie obiektu i trzeba chwilkę zaczekać. Maluchy są bardzo wygłodniałe, przestraszone i zapchlone do granic możliwości. Już dawno nie widzieliśmy takiego głodu… - wyjaśnił słupski oddział TOZ-u.
Mało przemyślany komentarz wywołał spór pomiędzy pracownikami schroniska a internautami, mimo iż mógł posłużyć edukowaniu odbiorców na temat obowiązków związanych z opieką nad zwierzętami, najważniejsze, iż kocięta znalazły się w dobrych rękach. Oby już niebawem znalazły kochających opiekunów.
Źródło: Schronisko dla Zwierząt - TOZ w Polsce oddział Słupsk