Mały kotek sam w wielkim świecie. Poza jedną osobą wszyscy lekarze nie dawali mu szans
Organizacja Kitten Rescue Australia pokazała na swoim profilu na Instagramie historię kociątka, które trafiło pod ich opiekę. Stan zwierzaka był naprawdę ciężki, a weterynarze nie podejmowali się leczenia ze względu na zbyt wysokie ryzyko powikłań. Najprawdopodobniej los małego Georgiego zakończyłby się w najgorszy z możliwych sposobów, gdyby nie szybka reakcja jednej z wolontariuszek, W ramionach tymczasowej opiekunki mruczek odnalazł spokój i szczęście.
Małe kotki są bezsprzecznie uroczymi stworzeniami. Niestety nie wszyscy mają w sobie na tyle empatii, by wziąć za nie odpowiedzialność, zwłaszcza gdy są w ciężkim stanie. Na szczęście ten malec trafił na kobietę o dobrym sercu, która nie pozwoliła mu dłużej cierpieć.
Znalazła na ulicy małego kotka w ciężkim stanie
Wolontariuszka Kitten Rescue z Australii dojrzała maleńkiego kota na chodniku. Obok niego nie było śladu ani po jego mamie, ani rodzeństwie. Rozpaczliwy płacz, jaki wydobywał się z jego drobnego pyszczka, wprost łamał jej serce. Od razu wiedziała, że musi mu pomóc.
- Był wycieńczony i potrzebował szybkiej interwencji lekarza - dowiadujemy się z udostępnionego filmiku.
Kobieta czym prędzej znalazła pudełko, do którego włożyła przerażonego malca i udała się na poszukiwania weterynarza, który mógłby się nim zająć. Choć nie wiadomo ile dokładnie miał tygodni, musiał być bardzo młody, bowiem ważył zaledwie 360 gramów.
Nie wszyscy weterynarze chcieli podjąć się leczenia
Pierwszy lekarz, do którego udała się wolontariuszka, stwierdził, że malec choruje na koci tyfus, jednakże odmówił jego leczenia . Wszystko dlatego, że w jego przekonaniu choroba mogłaby rozprzestrzenić się na innych pacjentów w lecznicy. Jednak kobieta nie poddała się w walce o życie kociątka. Ostatecznie spędziła cały dzień na szukaniu dla niego lekarza, lecz w końcu, za odwiedzeniem dziewiątej kliniki, jej się to udało.
Okazało się, że tak naprawdę kotek choruje na kocią grypę i aby poczuł się lepiej, musiał dostać odpowiednie leki. Weterynarz zalecił jednak, aby podawać mu je i karmić strzykawką równo co trzy godziny. Jego opiekunce nie pozostało nic innego, jak dokładnie to robić.
- Na szczęście bardzo szybko zaczął czuć się lepiej. Nazwałam go George - czytamy.
Kotek nie mógł trafić w lepsze ręce
Na nagraniu, na którym doskonale widać, jak kobieta opiekuje się malcem i troszczy się o niego, można dostrzec, że jego los nie był jej obojętny. Z dnia na dzień kociak czuł się coraz lepiej, odzyskiwał siły , a swoim zachowaniem okazywał wolontariuszce wdzięczność za to, że odmieniła jego los.
Niewątpliwie mały Georgie wiele zawdzięcza swojej wybawczyni, jednak udowodnił również, że w jego drobnym ciałku skrywał się ogromny duch walki. Choć nie wiadomo, czy na stałe został ze swoją przybrana mamą, jesteśmy przekonani, że kobieta nigdy nie dopuściłaby do tego, żeby trafił w nieodpowiednie ręce.
źródło: instagram