Adoptowała najstarszego kota ze schroniska. Ku jej zdumieniu wcale nie wybiera się na tamtą stronę
Użytkowniczka Reddita podzieliła się z internautami historią, jaka spotkała ją i kota w podeszłym wieku. Mruczek został adoptowany z przytłaczające, szarego schroniska, dzięki czemu dostał szansę na przeżycie ostatnich lat w lepszych warunkach. Jednak ku jej zdziwieniu mruczek wcale nie miał zamiaru odejść do Krainy Wiecznych Łowów.
Cała historia rozegrała się w 2016 roku. Kobieta o imieniu Julia, która zdecydowała się na adopcję jednego z najstarszych kotów w schronisku, była przekonana, że jej podopieczny spędzi u niej w domu co najwyżej kilka lat, jeśli nie miesięcy. Z czasem jednak zdała sobie sprawę, jak bardzo się myliła.
Zaadoptowała najstarszego kota w schronisku
Historia opowiedziana przez Julię jest najlepszym dowodem na to, że pomimo planów i oczekiwań życie potrafi zaskoczyć. Dokładnie tak stało się, kiedy kilka lat temu kobieta zaadoptowała kota. Z uwagi na to, że chciała zapewnić kociemu seniorowi godne odejście z tego świata, bez namysłu w schronisku poprosiła o przydzielenie jej najstarszego z osobników, które akurat mieli pod swoją opieką .
Kotka, z którą wróciła do domu, miała około 11 lat, a w przytulisku przebywała już od 2. Nie da się ukryć, że nie miała łatwej przeszłości, bowiem borykała się z problemami zdrowotnymi, a jednym z nich był wirus FIV, który wiąże się z osłabionym układem odpornościowym.
Kotka całe dnie spędzała w ukryciu
Leciwa kotka wydawała się niezadowolona z przeprowadzki do nieznanego miejsca z obcą kobietą. Głośno syczała, a niekiedy dźwięki, które wydawała, przypominały nawet warczenie dzikiego zwierzaka.
- Nie miałam pojęcia, że kot może wydawać z siebie takie dźwięki - dziwiła się Julia.
W końcu Julia i jej nowa podopieczna dotarły do domu. Po przekroczeniu progu nie takiego zachowania spodziewała się po nowej lokatorce.
- Wróciłam do domu, wypuściłam ją, a ona od razu znalazła drogę prosto pod kanapę - opisuje.
Odtąd kotka spędzała całe dnie w kryjówce pod kanapą. Kobieta opowiedziała, że czuła się wówczas, jakby żyła z kotem widmo . Kuweta sama się zapełniała, tak samo jak woda i jedzenie same znikały z miseczek. Dopiero po czterech miesiącach miaucząca lokatorka zaczęła z zaciekawieniem wystawiać łebek spod kanapy, kiedy jej opiekunka gotowała . Wtedy zaczął się okres przełomowy w ich relacji.
Plan Julii w zupełności się nie sprawdził
W kolejnych miesiącach kotka wciąż zachowywała dystans, jednak był on zdecydowanie mniejszy, niż wcześniej. Po raz pierwszy pozwoliła się dotknąć Julii dopiero po roku . Wtedy poczuła, że jej misja została spełniona, a jeśli lada dzień kotka odejdzie z tego świata, będzie mieć świadomość, że w końcu się u niej zadomowiła.
Jednak minął kolejny rok, następny i jeszcze jeden, a schorowana kocia staruszka zupełnie nigdzie się nie wybierała. Choć pojawiły się u niej kolejne poważne problemy zdrowotne, a Julia była przekonana, że nie będzie w stanie się już z nich wykaraskać, dzięki jej troskliwej opiece i doborze odpowiednich leków, ponownie uciekła śmierci.
Teraz od adopcji minęło już 7 lat , a kotka uwielbia bawić się zabawkami, śledzi swoją opiekunkę krok w krok i uwielbia spędzać czas na swoim dwumetrowym drapaku.
- Nie wiem, w którym momencie mój plan zawiódł, ale cieszę się, że tak się stało - wyznaje Julia.
źródło: wamiz.com; reddit