Wędrowcy pobiegli przez las za szczeniętami. Gdy zajrzeli do lisiej nory, ugięły się pod nimi nogi
Miot jedenastu szczeniąt przyszedł na świat w lisiej norze w Górach Świętokrzyskich. Dwa szczeniaki były w tak fatalnym stanie, że zdecydowały się szukać pomocy poza jamą. Wybiegły na drogę i zaczepiły wędrowców spacerujących po lesie. Akcja ratunkowa trwała przez cały tydzień i zakończyła się szczęśliwie, ale nie dla wszystkich.
Szczenięta przyszły na świat w lisiej norze. Bez pomocy człowieka czekałaby je śmierć
Lokalizacja tych tragicznych wydarzeń to głęboka głusza w Górach Świętokrzyskich, niskim łańcuchu górskim w południowo-wschodniej Polsce, w centralnej części Wyżyny Kieleckiej. W pewną wrześniową niedzielę w godzinach porannych przedstawiciele organizacji OTOZ Animals odebrali telefon od wędrowców poruszających się po tym dzikim terenie z prośbą o interwencję w sprawie znalezionych szczeniąt. Podczas wyprawy ich drogę przecięły dwa niewielkich rozmiarów pieski w bardzo złym stanie.
Zwierzaki zrodzone na pustkowiu, z daleka od domów, zdecydowały się szukać pomocy poza lisią jamą, w której przyszły na świat. Przedarły się przez leśne gęstwiny, wypełzając ostatkiem sił na drogę i tym samym nieświadomie uratowały swoją rodzinę.
"Przebił szczyt arogancji". Pasażerka wyrzucona z pociągu. Wszystko przez psa? Był więcej niż 1 powódTragizm tej sytuacji pogłębia się, gdyż właśnie te dwa szczeniaki umarły kilka godzin po udzieleniu im pierwszej pomocy - opisują ratownicy zwierząt.
Suczka i 11 szczeniąt konało w leśnej norze. Akcja ratunkowa trwała praktycznie przez cały tydzień
W pierwszych dniach wolontariuszom biorącym udział w akcji ratunkowej udało się zabrać z nory siedem szczeniaków, z kolei suczka w panice ucieka, w ogromnym bólu i stresie obszczekuje z oddali miejsce wydarzeń, nie tracąc z oczu jamy, ale też nie zbliżając się do niej nawet na krok. Klatka żywołapka niestety zawodziła w tym przypadku, dlatego konieczne było sprowadzenie na miejsce profesjonalistów doświadczonych w wyłapywaniu zwierząt.
Głęboko w jamie pozostają dwa szczenięta. Psia mama niebawem do nich wraca, gdy tylko wolontariuszki znikają na horyzoncie. Następne dni są poświęcone na działania zmierzające do złapania suni oraz dwóch szczeniąt. Wkrótce i suczka została złapana, natomiast trudność nadal stanowiło odłowienie pozostałych dwóch piesków.
Niestety, zwierzęta nie miały tyle samo szczęścia co ich rodzeństwo. Organizacja przekazała, że szczenięta nie przeżyły. Ukryły się zbyt głęboko w zakamarkach jamy, co uniemożliwiło ich odkopanie. Były w stanie agonalnym, a ich ciałem posilały się larwy much.
Szczenięta wracają do zdrowia. Wkrótce zostaną przekazane do adopcji
Dzięki pomocy jednej z wolontariuszek, która zadeklarowała się przyjąć całą rodzinę pod swój dach, zaoszczędzono cenny czas na poszukiwaniu domu tymczasowego dla szczeniąt oraz ich mamy i skupiono się na zapewnieniu im jak najlepszej opieki weterynaryjnej. Siedem z dziewięciu maluchów zostało niezwłocznie poddanych diagnostyce łącznie z niezbędnymi testami na choroby zakaźne. Przeszły również pierwsze odrobaczenie.
Potworne efekty widoczne są na zdjęciach, aż trudno uwierzyć jak tak duża ilość pasożytów mogła się zmieścić w tak małych brzuszkach - komentują inspektorzy.
Leśna rodzinka znajduje się obecnie w bezpiecznym miejscu pod opieką wolontariuszki. Życie zawdzięczają nie tylko osobom wędrowcom, którzy znaleźli je w leśnej głuszy, czy wszystkich osobom zaangażowanym w akcję ratunkową, ale przede wszystkim internautom.
Osoby, którym los zwierząt w potrzebie nie pozostaje obojętny, nie pozostawiły szczeniaków i ich mamy na pastwę losu. Interwencja, leczenie, zakup specjalistycznej karmy i opieka behawiorystów wygenerowały olbrzymie koszty, które na szczęście udało się zminimalizować za sprawą uzbieranych pieniędzy z internetowej zbiórki. Organizacji udało się zebrać potrzebne fundusze.
Pozostaje cierpliwie wyczekiwać wpisów dotyczących dalszych losów leśnej ferajny oraz ogłoszeń adopcyjnych.
źródło: facebook/OTOZ Animals Inspektorat Warszawa