Spytali turystów, dlaczego jeżdżą bryczkami nad Morskie Oko. Ręce opadają, "Obiecałem dziecku koniki"
Problem umęczonych koni, które pokonują trasę na Morskie Oko z bryczkami załadowanymi turystami, powraca co sezon jak bumerang. Choć wiele organizacji pro-zwierzęcych walczy o poprawę ich losu, osób chętnych na przejażdżki wciąż nie brakuje. Redaktorka Interii wybrała się w góry, aby spytać turystów, co sprawia, że decydują się na skorzystanie z oferty fiakrów. Niektóre odpowiedzi sprawiają, że można złapać się za głowę.
Niejednokrotnie odpowiednie instytucje przeprowadziły już badania, z których jasno wynikało, że koniec ciągnące bryczki są przeciążane . Wręcz odwrotnie sprawę przedstawiają właściciele zwierząt, a nawet Tatrzański Park Narodowy.
Obrońcy praw zwierząt od lat walczą o konie z Morskiego Oka
Na wstępie warto zaznaczyć, że od kilkunastu lat przed szczytem sezonu, konie ciągnące w górach bryczki z turystami, mają przejść szereg badań. Z założenia to z nich właściciele zwierząt dowiadują się o stanie zdrowia i możliwościach do wysiłku. Redaktorka Interii wybrała się do Palenicy Białczańskiej, aby na własne oczy przyjrzeć się sprawie, a także porozmawiać z turystami decydującymi się skorzystać z takiej usługi.
Z jej ustaleń wynika, że trasa do punktu położonego najbliżej Morskiego Oka, którą może pokonać w bryczce, to wydatek z rzędu 90 zł od osoby. Zjazd natomiast ma kosztować 50 zł.
Na miejscu przeprowadzono badania zwierząt
Lekarze weterynarii wraz z przedstawicielami Tatrzańskiego Parku Narodowego i Fundacji Viva! pojawili się na Palenicy Białczańskiej, by przyjrzeć się koniom ciągnącym bryczki.
- Jest początek sezonu, więc konie są jeszcze z treningiem na bakier. Te konie, które już tu pracowały są w lepszej kondycji, te które są tu pierwszy raz, są jak ludzie, którzy pierwszy raz wychodzą w góry. Trochę się męczą, ale nie jest to zmęczenie wybitne, widać, że są po prostu niewytrenowane. Konie po zimie są mocno "otłuszone", widać, że były dobrze karmione, dlatego mają gorsze parametry np. oddechu. Po chwili treningu zwierzęta bardzo dobrze sobie radzą i nie ma problemu, żeby tu pracowały - mówi Marek Tischner, weterynarz reprezentujący TPN, cytowany przez Interię.
Podczas trasy pod górę w wozie ciągnącym przez parę koni może znajdować się maksymalnie 12 osób, przy tej w dół dozwolonych jest o 3 więcej. Prowadzi ona asfaltową drogą o długości 6 km. Na jej końcu zwierzęta ponownie poddano badaniom, tym razem po wysiłku i piętnastominutowej przerwie.
- Wyniki badań, jak każdego roku dowodzą, że ta praca dla koni w tym miejscu jest nieodpowiednia. Oddechy koni, mimo spoczynku, nigdy nie wracają do wartości fizjologicznych. Na przestrzeni lat widać dużą poprawę jakości życia tych zwierząt, ale ciągle jest to ten sam wysiłek - nie ma wątpliwości Bożena Latocha, lekarz weterynarii z Fundacji Viva!.
Dlaczego turyści decydują się korzystać z bryczek?
Redaktorka serwisu postanowiła zapytać turystów, dlaczego część z nich bez skrupułów decyduje się skorzystać z oferty górali i dostać się bliżej Morskiego Oka bryczką. Niektórzy uważają, że zwierzętom nie stanie się nic złego, bowiem wysiłkowo pracują od wieków, inni zaś przejażdżkę wozem w górach traktują już nawet jako “tradycję”. Kolejni tłumaczą swój wybór chęcią zaoszczędzenia czasu podczas pokonywania drogi, następni obietnicą przejażdżki dziecku.
- Chcieliśmy oszczędzić trochę czasu. Gdyby była taka możliwość wolelibyśmy jakiś pojazd elektryczny a nie konie - powiedziała w rozmowie turystka z Opola.
- Dziecko chciało przejechać się zaprzęgiem. Gdybym był sam poszedłbym pieszo, ale obiecałem dziecku koniki - tłumaczy z kolei turysta z Warszawy.
Część turystów zapewnia, że nigdy nie wsiadłaby do wozu i nie przyczyniła się do krzywdy koni. Niektórzy stwierdzili nawet, że zamiast męczyć zwierzęta, powinna pojawić się opcja pokonania trasy wozem hybrydowym . Niestety okazuje się, że choć takowy był w planach, a zakupu dokonał Tatrzański Park Narodowy, liczne usterki powodują opóźnienie jego wprowadzenia na drogę. Niewykluczone, że nigdy nie wyjedzie na szlak.
źródło: kobieta.interia.pl; gazetakrakowska.pl