"Przecież to zwykły kundel!". Sąsiadki pokazały co zostało po 2-letnim Diablo, te zdjęcia łamią serce
Piesek imieniem Diablo stracił życie, a jego cierpieniu z obojętnością przyglądała się co najmniej czteroosobowa rodzina, w tym dwunasto i czternastoletnie dzieci. Jedynymi osobami, które interesowały się zaniedbanym i opadającym z sił zwierzęciem, były nastolatki mieszkające w sąsiedztwie. To one zabierały go na spacery a w późniejszym czasie znalazły rozszarpane zwłoki Diabla, ukryte na pobliskich ogródkach działkowych. Teraz zdecydowały się nam opowiedzieć o szczegółach tej bulwersującej sprawy.
Kundelek imieniem Diabło w wieku około 3 miesięcy został oddzielony od matki i przekazany w ręce nowych właścicieli. Był upragnionym prezentem dla nastoletnich synów. Jak to jednak zwykle bywa w przypadku nietrafionych podarunków, kiedy okazało się, że opieka nad żywą istotą wymaga wyrzeczeń i odpowiedzialności ze strony członków rodziny, zwierzę szybko rzucono w kąt.
Diablo miał być zabawką dla dzieci. Przypłacił to własnym życiem
Diablo dorósł i w wieku 2,5 lat nadal stanowił problem dla swoich wlaścicieli. Jak opowiadają nam dwie nastolatki z Poznania - Maja i Olga - zwierzęciu od początku nie zapewniano właściwej opieki. Niejednokrotnie widywano je na niezabezpieczonym podwórku, z którego w każdej chwili mogło uciec i spowodować zagrożenie dla siebie oraz innych. Spacery Diabla ze swoimi opiekunami trwały jedynie kilka minut, co ledwie starczało na załatwienie potrzeb fizjologicznych.
- Wraz z koleżanką brałyśmy go na długie spacery, ponieważ było nam go żal i chciałyśmy pomóc. Po przeprowadzce właścicieli na drugą stronę ulicy, pies w dalszym ciągu był wypuszczany bez nadzoru i często biegał po ulicy. W taki sposób właścicielka chciała zmusić syna, aby wyszedł z psem na spacer - opowiada nasza rozmówczyni.
Bywały dni, gdy pierwszy spacer odbywał się w godzinach późno popołudniowych, kiedy nastolatki przychodziły po zajęciach szkolnych. Czasami jednak pies nie wytrzymywał do godziny 16 i zdarzało mu się załatwić w domu, za co był dotkliwie karany.
- Diablo był bity i kopany. Pies przy poprawianiu szelek lub dotykaniu okolic brzucha i klatki był wystraszony i cały sztywniał - wspomina jedna z dziewczyn.
Problem stanowiło również dokarmianie zwierzęcia produktami zagrażającymi jego zdrowiu. Jak wynika z relacji naszych rozmówczyń, Diablo podawano karmę zawierającą w większości zboże, przekąski stanowiła zaś czekolada, kości, resztki z obiadu, a nawet kiełbasa ociekająca tłustym sosem, czyli produkty ciężkie, a czasem i niemożliwe do strawienia przez psi organizm. Próby zwrócenia uwagi właścicielom Diabla na szkodliwość wymienionych produktów były nieskuteczne i zazwyczaj kończyły się awanturami.
Spakował kocięta w karton i wyrzucił w pokrzywy. Zostawiono przy nich list, "Aż oczy krwawią przy czytaniu"“To zwykły kundel, przecież nic mu nie będzie”
Niezaspokojenie potrzeb psa zarówno tych zdrowotnych, jak i behawioralnych prowadziło do wielu problemów. Zwierzę bywało “niegrzeczne”, a w rzeczywistości zwyczajnie pozostawione samo sobie, znudzone, reaktywne, pozbawione nowych bodźców. Szukając rozrywki, zwierzę gryzło różne niebezpieczne przedmioty - skarpetki, zabawki dla dziecka, a wreszcie drewniany kołek od łóżka czy plastikowe elementy. Wiele z nich zostało przypadkowo zjedzonych.
Takie incydenty kończyły się wymiotami i wyraźnym pogorszeniem samopoczucia psa, które trudno było zignorować zaniepokojonym sąsiadkom. Nie mogąc patrzeć bezczynnie na cierpienie zwierzęcia, nastolatki proponowały zabranie pupila do weterynarza. Niestety za każdym razem spotykały się z odmową właścicieli.
- Koleżanka rozmawiała z weterynarzami, a ja szukałam różnych organizacji, które mogłyby pomóc w poprawieniu warunków pieska, lecz wszyscy nam mówili, że bez dowodów ciężko będzie nam cokolwiek udowodnić. Przez pewien czas właścicielka była zdecydowana na oddanie psa. Gdy znaleziono dla niego lepszy dom, nagle uznała, że psu się polepszyło i już go nie oddaje - dowiadujemy się z rozmowy.
Dziewczyny ostatni raz zabrały Diablo na spacer 14 stycznia, zaś 28 stycznia dotarła do nich informacja, iż pies bardzo źle się czuje. Nazajutrz jedna z nastolatek ustaliła, że z psem jest coraz gorzej. Diablo był mocno osłabiony, miał wzdęty brzuch i nie był w stanie chodzić. Przez większość czasu wymiotował i miał konwulsje. Na prośbę, by wynieść psa przed budynek, właścicielka nie wyraziła zgody. Twierdziła, że zajmowała się różnymi psami i dotychczas żadnemu nic się nie stało. W oczach właścicieli Diablo był niewartym zainteresowania kundlem, któremu nawet po zjedzeniu plastiku nic się nie stanie.
- Niestety była to niedziela, więc przychodnie weterynaryjne były zamknięte. W poniedziałek 30 stycznia padła propozycja, aby wraz z synem właścicieli zabrać psa do kliniki, w której koleżanka leczy swoje zwierzaki od długiego czasu. Wiedziała, że weterynarze bez problemu zgodzą się na spłatę w ratach. Byłyśmy skłonne zorganizować zbiórkę pieniędzy na leczenie Diabla - opisuje jedna z zaangażowanych osób.
Po tej rozmowie właściciele początkowo zgodzili się zabrać psa do weterynarza, jednak z czasem przestali odbierać telefony i ignorowali wiadomości. Wieczorem nastolatki dostawały sprzeczne sygnały - raz, że pies żyje i ma się dobrze, innym razem, że odszedł w drodze do kliniki. Mówiono też, że został uśpiony ze względu na wykryty nowotwór, z kolei kolejna wersja wydarzeń zakładała, że po prostu zniknął. Od tamtej pory słuch o Diablo zaginął.
Z naszych ustaleń wynika, że do wizyty najprawdopodobniej nigdy nie doszło. Skontaktowaliśmy się z kliniką Animal Center w Poznaniu, gdzie w lipcu 2022 roku Diablo odbył szczepienia oraz został odrobaczony. W kartotece pacjenta nie ma żadnej wzmianki o późniejszym leczeniu. Sprawdziliśmy też, czy psa przyjęto w Przychodni Weterynaryjnej Vet-Med Suchy Las, o której nastolatki informowały właścicieli Diabla. Tam także pies o tym imieniu nie figuruje w bazie danych.
Wrzucili Diabla do płytkiego dołu i przykryli cegłami. Jego ciałem zainteresowały się dzikie zwierzęta
Przełom w sprawie nastąpił półtora miesiąca później. 17 marca na facebookowej grupie, zrzeszającej mieszkańców osiedla, pojawił się wpis dotyczący nielegalnie zakopanych zwłok psa na terenie opuszczonych ogródków działkowych przy ulicy Biskupińskiej w Poznaniu. Post był przestrogą dla ludzi spacerujących tam z psami i dziećmi, gdyż ciało psa zostało najprawdopodobniej rozszarpane przez dzikie zwierzęta. Jak podkreślali mieszkańcy osiedla, wcześniej nie zauważyli w tym miejscu dziury, co mogło świadczyć o tym, że psa zakopano dopiero niedawno.
Po przybyciu na miejsce nastolatki od razu rozpoznały psa, z którym spędziły ostatnich kilka miesięcy. Choć widok był drastyczny, w chwili znalezienia ciała nie było oznak rozkładu czy też brzydkiego zapachu. Warto wspomnieć, iż w lutym w tamtym rejonie Polski temperatura dochodziła do 11 stopni Celsjusza oraz zdarzały się ulewne deszcze. Nie ma więc mowy o tym, by zwłoki znajdowały się tam przez półtora miesiąca, a tym czasie nikt nie zwróci na nie uwagi.
- Na pewno lis odkopałby ciało wcześniej, tym bardziej, że dziura była płytka. Diablo był tylko lekko przysypany, a obok dziury leżały dwie duże cegły. Dlaczego więc jeśli piesek zmarł 30 stycznia, to został zakopany dopiero w marcu? - zastanawiają się dziewczyny. - Zwróciłyśmy też uwagę na ułożenie szczęk Diabla, było w nich pełno ziemi, więc wszystko wskazuje na to, że mógł za życia próbować się jeszcze bronić - opowiadają.
UWAGA! PONIŻSZE ZDJĘCIE JEST DRASTYCZNE:
- Niezwłocznie skontaktowałyśmy się z właścicielami psa. Zapytałam, czy Diablo jest z nimi, ponieważ chciałam sprawdzić, co odpowiedzą. Właściciel odpowiedział, że nie, bo jakiś czas temu zdechł. Odpowiedziałam, że ich pies leży rozgryziony na działkach. Przyznał, że to możliwe, bo go tam zakopał. Na wieść o zgłoszeniu na policję, usłyszałam, że mam spier***** - relacjonuje nasza Czytelniczka.
O sprawie powiadomiono policję, a na miejscu pojawili się znajomi nastolatek, którzy zadzwonili do starszego chłopca, który miał zajmować się psem. Zdenerwowanym głosem dopytywał się o miejsce odnalezienia zwłok, gdyż ciało Diablo zostało wyciągnięte z dołu, najprawdopodobniej przez lisy. Wszystko wskazuje na to, iż planował przenieść je w inne miejsce przed przyjazdem służb, aby zatuszować sprawę i uniknąć kary.
Słowo przeciwko słowu. Lepiej zapobiegać, niż płakać nad losem kolejnego pokrzywdzonego zwierzęcia
Pochówek psa na własną rękę jest zabroniony w Polsce przez prawo i mówi o tym art. 162 §1 Kodeksu wykroczeń. Czyn ten jest nielegalny ze względów sanitarnych, a za własnoręczne zakopanie zmarłego psa w ziemi można otrzymać mandat w wysokości 500-1000 zł. W tej sprawie skontaktowaliśmy się z rzecznikiem policji w Poznaniu. Oto odpowiedź, jaką udało nam się uzyskać w związku ze znalezieniem zwłok psa przez postronne osoby:
- Na miejscu policjanci potwierdzili ten fakt oraz ustalili właściciela zwierzęcia, którego zobowiązali do zgodnego z przepisami zabezpieczenia zwłok psa, co uczynił. W tej sprawie policjanci z Komisariatu Policji Poznań-Jeżyce prowadzili wobec właściciela psa postępowanie w sprawie o wykroczenie dotyczące naruszeń wskazań i nakazów odpowiednich organów w zw. z nieodpowiednim zabezpieczeniem zwłok psa. Przeprowadzone czynności zakończyły się skierowaniem sprawy do sądu z wnioskiem o jego ukaranie. Właściciel psa został przesłuchany i przyznał się do popełnienia wykroczenia oraz dobrowolnie poddał się karze - informuje młodsza aspirantka Marta Mróz.
Mimo kilkukrotnych prób nie udało nam się skontaktować telefonicznie z właścicielami Diabla. Nie wiadomo zatem, co działo się z psem pomiędzy końcem stycznia a 18 marca br., oraz jaka była oficjalna przyczyna śmierci zwierzęcia.
W myśl ustawy z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt przez “okrutne traktowanie” rozumie się zadawanie mu bólu lub cierpienia oraz świadome dopuszczanie do tego. Znęcaniem nie jest więc wyłącznie bicie i fizyczne krzywdzenie zwierzęcia, ale także utrzymywanie go w niewłaściwych warunkach bytowania czy niedostarczaniu mu odpowiedniego pokarmu lub wody. Znęcanie jest procesem, często długotrwałym, w odróżnieniu od pojedynczych aktów przemocy. Niemniej uprzedmiotowienie zwierzęcia oraz ukrywanie go, aby uniemożliwić przeprowadzenie badań dla ustalenia, czy doszło do pogorszenia stanu jego zdrowia, również powinno być penalizowane. Problem stanowi też odpuszczanie tego typu spraw przez wyznaczone do tego służby ze względu na brak dowodów fizycznego znęcania się nad zwierzęciem.
Kwestia znęcania się nad zwierzęciem jest sprawą bardzo delikatną i trudną do udowodnienia, a należy podkreślić, iż obowiązująca w tym zakresie regulacja jest przestarzała i nie przystaje do obecnych realiów. Choć była ona już nowelizowana ponad 30 razy, wciąż jej rozwiązania nie nadążają za rozwojem nauki i oczekiwaniami społecznymi. Jak zauważa adwokatka Katarzyna Topczewska, która w ostatnim czasie stała się głosem wieszanej na pasku suczki Molly z Malborka czy dźganej widłami dla uciechy nastolatków Padi, dotychczas większość spraw była umarzana, a sprawcy bestialskich czynów otrzymywali śmieszne kary. Wiele zmienił natomiast Internet, gdzie znika poczucie bycia anonimowym, a użytkownicy sieci mogą docierać do szerszego grona odbiorców, pomagać w ustalaniu tożsamości sprawców i ostrzegać innych przed osobami krzywdzącymi zwierzęta. Dzięki zaangażowaniu organizacji, prawników i zainteresowaniu opinii publicznej, na szczęście coraz więcej spraw znajduje swój finał w sądzie.
W imieniu Redakcji pragniemy złożyć podziękowania naszym rozmówczyniom za nieugiętość w działaniu mającym na celu uratowanie Diabla. Mimo iż procedury reagowania na tego typu zdarzenia wciąż są nieskuteczne, mamy nadzieję, że nagłaśniając historię Diabla, zerwiemy z oprawców zwierząt wszechobecne poczucie bezkarności i uchronimy inne stworzenia przed równie tragicznym losem.
Źródło: opracowanie własne