Nieszczęśliwy wypadek suczki "zakopanej żywcem". Policja wytyka schronisku szereg nieścisłości
Nowe, zaskakujące informacje opublikowano w sprawy suczki znalezionej kilka dni temu przez operatora koparki, którą cudem udało się wyciągnąć spod ziemi. Na policję zgłosił się rzekomy właściciel psa. Jego zdaniem w określeniu wieku zwierzęcia doszło do dużej pomyłki. A to nie wszystkie błędy, które udało się ustalić.
23 stycznia br. do Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wpłynęły informacje o znalezionej suczce, która była zakopana w ziemi w Zabierzowie przy ul. Przy Torze . Dzięki szybkiej reakcji operatora koparki, który ją znalazł oraz opiece weterynarzy, udało się utrzymać ją przy życiu, a jej stan z dnia na dzień się poprawia. Jednak najgorsze jeszcze nie minęło.
Trwa walka o życie suczki zakopanej żywcem
Suczka trafiła do kliniki weterynaryjne w stanie krytycznym. Zaraz po przyjęciu specjaliści oszacowali wiek suczki na 6-8 lat i zapewnili, że zrobią wszystko, co w ich mocy, by ją uratować. Błoto, którym suczka była przysypana przez nieokreślony czas, nie tylko obkleiło jej całe ciało, ale dotarło do oczu, nosa, uszu i pyszczka. Oprócz tego specjaliście stwierdzili u niej ropomacicze i wyraźne wychudzenie, co mogłoby świadczyć o tym, że zwierzę było zaniedbywane od dłuższego czasu.
Według pierwszych informacji podawanych przez Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, wiele wskazywało na to, że mogło dojść do zakopania żywcem zwierzęcia.
- Zdajemy sobie sprawę, że scenariuszy może być kilka, ale ciężko uwierzyć, widząc tego psa 'na żywo', że on 'tylko' wpadł do dziury z ziemią - pisał na Facebooku KTOZ.
Bez zbędnych pytań personel rozpoczął walka z czasem o życie psa. Podano jej niezbędne leki, oczyszczono z piachu, a śledczy wraz z Krakowskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami udali się na miejsce tragicznego zdarzenia, by zbadać szczegóły jego zajścia.
- W dniu wczorajszym na miejsce udali się inspektorzy KTOZ , którzy już zajmują się sprawą. Policja z Zabierzowa prowadzi czynności wyjaśniające mające na celu stwierdzenie czy doszło do znęcania się nad zwierzęciem - informowali.
Wkrótce opublikowano aktualizację wyjaśniającą, że wszelkie informacje podane we wcześniej poście zostały oparte na informacji od osoby, która była na miejscu zdarzenia i przywiozła psa do siedziby schroniska. Doniesienia były przekazywane w ogromnych emocjach, a post umieszczony niezwłocznie po przyjęciu, by zwiększyć szanse na znalezienie osoby odpowiedzialnej – która, jak dodają przedstawiciele KTOZ, poniesie konsekwencje swojego czynu.
Choć rokowania od początku nie były pomyślne, a lekarze byli w nich bardzo ostrożni, teraz informują, że stan suni poprawia się z dnia na dzień . Nadia - ponieważ tak nazwali zwierzę - zaczyna podnosić głowę i jeść.
- Na dzień dzisiejszy czuje się trochę lepiej. Jest przytomna, wykazuje zainteresowanie otoczeniem, sama podnosi głowę. Nie wykazuje oznak ostrego bólu i - co niezwykle istotne - ma apetyt - piszą inspektorzy KTOZ.
Śledztwo wykazuje nieścisłości, a na policję zgłosił się właściciel psa
Wkrótce pod wpisami KTOZ zaczęła udzielać się Małopolska Policja, zarzucając pracownikom schroniska tworzenie "fake newsów" i pochopne wyciąganie wniosków, pomijając jednak kwestię udzielenia psu niezwłocznej pomocy. Zdaniem Komendy Powiatowej Policji w Krakowie ustalone przez funkcjonariuszy szczegóły okoliczności zdarzenia odbiegają od narracji rozpowszechnionej w sieci.
Służby zauważają, że pracownicy budowy wyciągnęli zwierzę, które utknęło w błocie, gdzie ugrzęzło, za pomocą łyżki koparki, natomiast z wpisu wynikało, że suczka znajdowała się pod ziemią. Najprawdopodobniej zwierzę osunęło się do dziury i w ten sposób doszło to nieszczęśliwego wypadku.
- Funkcjonariusze udali się na teren budowy, gdzie w rozmowie z pracownikami, którzy odnaleźli suczkę, ustalili, że pies nie znajdował się pod ziemią, a leżał wycieńczony w błocie, w którym ugrzązł. Pracownicy budowy wydostali psa z błota - czytamy w komunikacie.
W środę 25 stycznia na komisariacie pojawił się również mężczyzna, który jest przekonany, że znaleziona sunia to jego pies . Na poparcie swoich słów pokazał książeczkę zdrowia zwierzęcia z aktualnymi szczepieniami, a także przysięgał, że nie porzucił go oraz nie zrobił jakiejkolwiek innej krzywdy.
- Kochamy tego psa, on jest częścią naszej rodziny - miał powiedzieć zrozpaczony mężczyzna. Rzekomy właściciel psa zapewniał również, że kiedy tylko dotarł do informacji o znalezionym zwierzęciu, niezwłocznie skontaktował się z Krakowskim Towarzystwem Opieki nad Zwierzętami. Schorowany i niedosłyszący pupil miał uciec z posesji w Zabierzowie najprawdopodobniej w sobotę wieczorem (21 stycznia). Wszystko przez niedomkniętą bramę wjazdową. Niedopilnowanie psa zapoczątkowało więc lawinę błędów, nieprawidłowości i omyłkowych teorii.
Mężczyzna jest przekonany, że to jego pies
W celu wyjaśnień, z mężczyzną, który podaje się za opiekuna psa, skontaktował się RMF FM. W rozmowie zapewnia, że dba o pupila, a wszelkie nieprawidłowości w opiece nad nim mógł popełnić jedynie z niewystarczającej świadomości, co nie jest oczywiście usprawiedliwieniem jego działań. Z uwagi na to, że kiedy przybył na miejsce, pies znajdował się pod wpływem silnych leków, kontakt był z nim wyraźnie utrudniony. Mimo to zasugerowano mu, że znaleziona sunia nie należy do niego.
Zaskoczeniem wydawało mu się nieprawidłowe oszacowanie wieku zwierzęcia przez specjalistów. Wedle ich zapewnień Nadia, a właściwie Kitek, miała mieć około 6-8 lat, choć w rzeczywistości wiek czworonoga wynosi aż 16 lat.
- Jak się można pomylić o tyle lat? - powiedział właściciel psa, cytowany przez "RMF FM" i dodał. - Tam jest strasznie dużo pomyłek.
Po kilkudziesięciominutowej rozmowie z kierowniczką schroniska, jego przedstawiciele pojechali do domu mężczyzny w celu dalszych wyjaśnień sprawy. Uznali, że pies nie był traktowany w odpowiedni sposób, choć mężczyzna zupełnie się z tym nie zgadza.
- Mogłem w niektórych tematach popełnić błędy niewiedzy. Ale na pewno nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że pies był niedożywiony. Dostawał dwa razy dziennie posiłki, zawsze miał świeże picie - twierdzi.
Na potwierdzenie swoich słów udostępnił Małopolskiej Policji zdjęcia psa, które następnie pojawiły się w sieci. Na chwilę obecną zwierzę przebywa nadal pod opieką KTOZ, a w komentarzach pod wpisami organizacji toczy się zaciekła batalia między internautami w kwestii dalszych losów Nadii vel Kitki.
Dołącz do nas
Jeśli chcesz przedstawić nam swojego pupila lub masz ciekawą historię związaną ze zwierzęciem do opowiedzenia, napisz do nas na redakcja@swiatzwierzat.pl . Pamiętaj też o dołączeniu do naszej grupy na Facebooku, gdzie możesz spotkać innych miłośników zwierząt - Kochamy Zwierzęta . Bądź z nami!
-
Dlaczego psie kupy w latach 90. były białe? Cały sekret tkwi w karmie
-
Niesamowite nagranie z Puszczy Wkrzańskiej. Emu uciekł z hodowli i nie daje się schwytać
-
Kotka bez wahania wbiega 5 razy do płonącego budynku. Została niezapomnianą bohaterką
źródło: polsatnwes.pl; rmf24.pl